Bruckner A. - Mitologja słowiańska.pdf

(4640 KB) Pobierz
ALEKSANDER BR U C K N ER
M1TOLOGJA
SŁO W IA Ń SK A
KRAKOW
1918
Mity słowiańskie same do mitu raczej należą, skoroż
pewne o nich wiadomości, t. j. ani urojone, ani powtarzane
tylko, na stronicy druku się zmieszczą. O kultach słowiań­
skich t. j. o świątyniach i kapłanach, o posągach i obrzę­
dach, o ofiarach i wieszczbach wiemy nierównie więcej i le­
piej; ba, gdy po mitach głucho od wieków zupełnie, z kul­
tów do dziś tu i owdzie niejedno ocalało, szczególnie na
Rusi i na Bałkanie, np. w kulcie przodków (zadusznym).
Im mniej o mitach wiemy, tern bujniej rozrosła się
umiejętność o nich, mitologja; niestety, koło, jakie ona dotąd
zatacza, zupełnie błędne. Brak bowiem istotnych wiadomo­
ści, zastąpiły mżonki i rojenia. Tak zmyślili kronikarze miej­
scowi niemieccy w XV i następnych wiekach, gdy wszelki
ślad po mitach zaginął, cały Olimp słowiański i poopisy-
wali nawet szczegółowo posągi bóstw, co nigdy w istocie
nie istniały. Tak samo postępowali u nas Długosz i Mie-
chowczyk, a w Prusach autorowie agendy pruskiej kościel­
nej z r. 1530. Nie mając najlżejszego wyobrażenia o mitach
polskich, których w wieku XV i śladu nie było, albo pru­
skich, z których w XVI nie wiele więcej ocalało, ośmielili
się zmyślić cały Olimp polski i pruski, a inni im ślepo
uwierzyli. Liczę sobie za zasługę, żem dowiódł, że ów pa­
noszący się górnie olimp polski i pruski Długosz, Miechow-
czyk, agendziści, aby się krótko a dobitnie wyrazić, z pal­
ców sobie wyssali i najniesłuszniej prawi jeszcze St. Z a ­
2
k r z e w s k i w Encyklopedji Polskiej V, 20: „nie wiemy,
czy bogowie i boginie wymienieni przez Długosza cieszyli
się powszechną czcią“, skoro ci bogowie i boginie tylko
w fantazji Długoszowej istnieli, czego z pewnością mate­
matyczną dowiodłem, a tożsamo bogów pruskich dotyczy,
z których nazwami jeszcze G r i e n b e r g e r w Archiv f. slav.
Philol. XVIII, 1896, str. 76—88 napróźno się biedził. Naj­
potworniejsze, najdowolniejsze urojenia i wymysły, czy to
na piśmie czy na kruszcu i kamieniu (posągi prilwickie, za­
bytki mikorzyńskie) — oto jedna gruba warstwa mitologji
słowiańskiej, przez mitołgów wytworzona.
Obok niej staje godnie, bo również utrudnia dotarcie
do prawdy, w drugiej połowie XIX wieku rozpanoszona za­
sada, odmawiająca bóstwom słowiańskim, na Rusi czy na
Pomorzu zaodrzańskiem zaświadczonym, rodzimości, wywo­
dząca je często z obcych stron i wpływów, ba nawet ze
wzajemnych na siebie oddziaływań, chociaż o niczem po-
dobnem dzieje nie wiedzą, ani o owych wpływach irańskich
i i. ani o oddziaływaniach np. Słowian pomorskich na ru­
skich. Tym sposobem, to niewiele, co o mitach słowiańskich
istotnego wiemy, topnieje tak, że wolno zapytać, czy to co
po tym procesie o zapożyczenia jeszcze zostaje, na pod­
stawę jakichkolwiek badań czy rozważań zasłużyło?
Tak więc niby podali sobie ręce dawni m i t o ł g o w i e
a nowi m i t o f o b o w i e , aby pogrzebać i zasypać, to zmy­
ślaniem, to zaprzeczaniem, istotne nasze i tak niestety arcy
drobne zasoby; ale niedosyć na tych dwu błędach, szerzy
się i trzeci, acz mniej bezpośrednio zgubny. Gdy bowiem
dawniej całe systemy mityczne tworzono i Słowianom je
dowolnie narzucano, późniejsi, onieśmieleni bankructwem
wszelkich owych systemów, uchylali się od kombinacyj,
domyślań, uzupełniań, zadowalali się prostem powtarzaniem
wiadomości nikłych, nie kusili się o wnikanie w tajniki
mitologiczne. Skutek zaś owych trzech błędów zasadniczych
ten, że ze wszystkch gałęzi slawistycznych podziś mitolo-
3
gja najmarniejszą, najbardziej zaniedbaną pozostała i dziś
jeszcze można śmiało powtórzyć te same słowa, które przed
całem stuleciem o niej J ó z e f D o b r o w s k i , ojciec slawi­
styki, zapisał: „nichts bedarf einer kritischen Révision und
Musterung im Gebiete der slavischen Altertumskunde so
sehr, ais die Mythologie“. Byłoby więc marnowaniem czasu
i miejsca, gdybym wszelkie dawniejsze wyliczał czy zbijał
badania mitologiczne, do najdawniejszych należące, jakie
próżna ciekawość na polu slawistycznem podejmowała; wy­
liczono te prace, więc tego nie powtórzę, w dziele Ni e-
d e r l e g o (zob. niż.) str.281—288 (Prehled prąci na poli slo-
vanské mythologie). Badania, dawne (od 16 wieku) i nowe
o d czasów D o b r o w s k i e g o ) , kłóciły się z wymaganiami
metody, krytyki a nieraz choćby zdrowego rozsądku, ale
uzbierały przynajmniej nieliczne, skąpe przekazy źródłowe,
chociaż między dawne a prawdziwe mieszały próżne a późne,
np. bajki Długoszowe lub Miechowczykowe u nas, Adama
z Bremy i Helmolda u Niemców, nie wspominając bajko­
pisarzy późniejszych, jak Botho i i., co im mniej istotnie wie­
dzieli, tern więcej zmyślali, albo fałszerzy nie tylko nazw,
lecz nawet posągów boskich; zamąciły więc zupełnie czy­
stość źródłową; dalej zarzucały mitologję t. j. pogaństwo
dawne, folklorem t. j. chrześcijaństwem świeżem. Wada to
zasadnicza nietylko szkoły Grimmowej; nietylko trzytomowe
A f a n a s j e w a dzieło, Poglądy poetyckie Słowian na przy­
rodę1 folklorem zawalono (jedyna to zresztą tego dzieła
)
trwała zasługa, owe szczegóły folklorowe, zebrane ze źródeł
/_______
') Wydane w Moskwie r. 1865 —1869 kosztem mecenata Sołdaten-
kowa, wywarło silne wrażenie nawet w kołach szerszych, objaw w owych
czasach całkiem niezwykły. Wobec trzeźwiejszych poglądów cofnęły się
mżonki Afanasjewa w głąb, z której się dziś ponownie wysunęły mia­
nowicie dzięki poezÿi dekadenckiej, co w osobach np. B a l m o n t a lub
S o ł o g u b a ( T e t e r n i k o w a ) z tego lamusa czy śmietnika chętnie dla swych
celów wychwytywa nazwy, postaci, symbole. Por. ciekawe uwagi A. Am-
i t e a t r o w a , Sowremenniki (b. r., około 1908), str. 215—217.
4
najniedostępniejszych badaczom obcym, np. z prasy pro-
wincyonalnej ruskiej), ależ nawet H. M a c h a ł a Nâkres
slovanského bâjeslovi (Praga 1891; powtórzone we skró­
ceniu p. t. „Bâjeslovi slovanské“ 1907 — najnowszej pracy
autorskiej w wydaniu zbiorowem amerykańskiem „The my-
thology of ail Races“ nie znam; „Nâkres“ tłumaczono na
serbskie i ruskie), uzupełnia t. j. odmienia mitologję w folk­
lor. Wolna znacznie od tego błędu jest tylko praca p. L.
Lé g e r , La mythologie slave, Paryż 1901, prawiąca z za­
rozumiałością iście francuską o umiejętności, o której p.
L é g e r sam nie ma jasnych pojęć; obezwał go niegdyś
T u r g i e n i e w komiwojażerem slawistycznym, a to, co z wła­
snych zasobów dorzucał ten następca na katedrze Mickie­
wiczowej, np. wszelkie wywody etymologiczne, godne jest istot­
nie anegdot komiwojażerowych. Francuz ułatwił sobie spryt­
nie zadanie, ograniczył się źródłami pierwszorzędnemi,
z których jednak „Słowo Igorowe“, jako podejrzane, wykre­
ślił; powtarzał je w przekładach dosłownych, rozbiwszy je
wedle bóstw „znaczniejszych“ i „mniejszych“ t. j. właści­
wie wedle bóstw nam więcej lub mniej znanych i uchylał
się od wszelkich pytań zasadniczych. Jeżeli więc N i e d e r 1e
(str. 286) dzieło to nazwał „najobszerniejszem, utrzymanem
trzeźwo w tym kierunku, że wyłącza rzeczy niedowiedzione,
niewiarogodne i cały materyal folklorowy“, toć należy do­
dać, że dzieło to zubożyło znacznie wiedzę; że pominęło
wszelkie zagadnienia głębsze; że całkiem mechanicznie, bez
własnej myśli jakiejkolwiek, omówiło i zszeregowało garść
szczegółów i szczególików; że mitologja słowiańska jest bo­
gatszą, niż ten o niej wykład; że sprzeniewierzyło się wła­
snej zasadzie, skoro folklor bałkański i ruski o św. Eljaszu-
gromowniku, którego wóz płomienny na niebie w gwia­
zdach utkwił (jego dosiada Eljasz gdy grzmi), a nawet bajdy
z puszczy sandomierskiej o strzelcu i piorunie (bijącym
w djabła), z pogańskim Perunem pomieszało.
Ustalił się więc w tych nowszych pracach nieco kryty-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin