13.Czasy Saskie, Stanisław August Poniatowski.pdf

(6241 KB) Pobierz
.JGTECZKA MŁODZEŻY SZKOLNEJ 141
CECYLJA N1EWJAD0MSKA
' l
OBRAZKI HISTORYCZNE
XIII.
LEGENDY, PODANIA
CZASY SASKIE,
STANISŁAW AUGUST PONIATOWSKI
WARSZAWA U l
NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA
KRAKÓW - O. GEBETHNER I SPÓŁKA
'-IE
MIS
Marcin Kątski.
Wśród smutnej doli za króla Sasa,
Wśród nędz powodzi —
Nagle po kraju pierwsza radosna
Wieść się rozchodzi:
Znowu Podole i Ukrainę
Polsce wrócono,
I w Karłowicach oddać Kamieniec
Postanowiono.
Generał Kątski odebrać twierdzę
Do Turków jedzie.
Wieść ta słonecznym błyska promieniem
W powszechnej biedzie.
Przyjechał Kątski. Wita go wściekły
Turecki aga
1
).
Dyplomatycznie gniew i nienawiść
W sercu przemaga.
Przy oglądaniu twierdzy wstępują
Do ciemnych lochów,
Gdzie pod ścianami czernieją beczki
Drzemiących prochów.
') Dowódzca turecki, wyższy oficer.
isifte
Biblioteka Narodowa
Warszawa
30001003165141
KRAKÓW. — DRUK W . L. ANCZYCA
**i&
— 4
-
Marcin Kątski.
Przypomnijmy sobie smutne panowanie nie­
dołężnego króla, Michała Korybuta. Szlachta kłóci
się z panami, grozi wojną domową, gdyby się
śmieli porwać na ich niefortunnego wybrańca,
a Turek wkracza bezkarnie w granice, łupi, rabuje,
pali, oblega Kamieniec Podolski. Daremnie niezdo­
byta dotąd twierdza wzywa pomocy, czeka na ra­
tunek, wreszcie straciwszy ducha i nadzieję, pod­
daje się wrogowi.
Garstka tylko walecznych woli zginąć pod
gruzami, niż ustąpić.
Niejednokrotnie potem kusił się Sobieski o od­
zyskanie tej strażnicy Polski; zawiedziony przez
podstępnych sprzymierzeńców, zawsze powracał
z niczem. Niełatwo było wyparować księżyc z tego
orlego gniazda.
Powrócił wreszcie do nas Kamieniec Podol­
ski po latach 27, lecz nie orężem odzyskany.
Po trzy wiekowych bojach przekonali się
wreszcie muzułmanie, że nie zagarną całej Europy.
Sami osłabli w bezustannej walce, skruszyli się
o twarde, niezłomne »przedmurze«, i chcą już
tylko zabezpieczyć sobie prawa do zdobytego pół­
wyspu, na którym założyli swoje państwo. Więc
zawierają pokój z całą Europą, ze wszystkimi
ludami, które brały udział w tych walkach.
W miasteczku Karłowicach (1699) zjechali się
przedstawiciele Austrji, Rosji, Polski, nawet An-
glji i radzą z posłem tureckim, jak pogodzić wszyst­
kich, żeby byli zadowoleni.
Ogląda Kątski z oficerami
Groźne piwnice —
Siedzą go pilnie dzikie, płonące
Turka źrenice.
— »No, chwała Bogu — rzecze generał,
Zwycięża wiara —
Znowu powrócisz do swoich panów,
Warownio stara!«
Słysząc te słowa, zaśmiał się Turek...
Trzask... jasność blada...
Na beczkę prochu z ręki pohańca ')
Lont nagle pada.
Zdrętwieli wszyscy na groźny widok,
Kątski się wzdryga —
A w mroku, z głuchym, ponurym szmerem
Światełko miga.
Ku wyjściu bieży w strasznym popłochu
Pobladła świta...
Nagle generał ku beczce skoczy
I za lont chwyta.
Trzyma go w dłoni, choć ogień kąsa,
Do kości parzy,
I stąpa dalej z głową wzniesioną
W głąb korytarzy.
Zbladł mściwy aga. Spuścił źrenice
I wbił je w ziemię,
I szepnął cicho: — »Giaurze
2
) przeklęty!
Lew w tobie drzemie !«
Leon Rygier.
') Poganin,
2
) Giaur — niewierny.
6
Chyba za wiekowe trudy należy się coś i Pol­
sce? kto wie, gdyby nie ona, coby było?
Ale nie ma kto o tem wspomnieć. Król Au­
gust II Sas obcy, obojętny, wszystko mu jedno, byle
odzyskał Kamieniec, bo do tego zobowiązał się
w
padach conuenłach.
Dostaje przytem jeszcze
i część utraconej Ukrainy, więc zupełnie zado­
wolony: dokazał przecież więcej niż Sobieski i do
tego bez krwi rozlewu.
Podpisali i Turcy te warunki, bo rozumieją,
że inaczej być nie może, — ale żal im Kamieńca:
ktoby ich stąd mógł wyprzeć, gdyby nie układy!
Ha, trudna rada. Stanęła w pogotowiu tu­
recka załoga, aby opuścić mury, już złożono na
wozy dobytek mieszkańców, którzy w mieście po­
zostać nie chcą, — zamek i arsenał, czyli skład
broni i prochu, oddaje Polakom starszy oficer tu­
recki, — odbiera go Marcin Kątski.
W nielicznem gronie zeszli do podziemi: tu
stoją beczki z prochem.
Turek spojrzał dokoła, i wściekłość błysnęła
mu w oku: — nie odda twierdzy chrześcijanom!
Błysk—i lont zapalony upadł na beczkę z pro­
chem.
Za chwilę zginą wszyscy pod gruzami. Obecni
skamienieli.
Ale Kątski nie stracił przytomności: szybko jak
błyskawica chwycił knot zabójczy i bezpiecznie zło­
żył go na swojej dłoni. Potem spojrzał Turkowi
<
.
w oczy.
Mierzyli się spojrzeniem w głębokiem milczę- i
niu: nikt nie śmiał przemówić słowa. Oto jeden
_
7
-
z tych ludzi pragnął oddać życie, by nie opuścić
raz zajętego stanowiska, — drugi, gardząc okrop­
nym bólem, ocalał życie własne i tysiąca bliźnich.
Nie gruzy, lecz zamek odbierze od wroga; tak
każe sprawiedliwość.
I twierdza ocalała i znowu niezdobyta stała
na straży granicy.
Kurpie.
Panie bracie,
Czy też znacie
Kurpi ród?
Nizkie chaty,
Lecz za kąty,
Czerstwy lud!
To nie kmiecie, ale pany!
Własne chaty, własne łany;
Nie znali, co pańskie sochy,
Ni pańszczyzny, ni darmochy.
Bury sukman na ramieniu,
Długa strzelba na rzemieniu,
Nogi w łykach, kurpia duma,
Ale wąsy jak u suma!
Wie, gdzie lisa w sidła złapie,
Niby kot na barć się wdrapie,
Trafne oko, krzepkie ramię,
Jak uściśnie, kości złamie.
By krew z mlekiem, gdy się zbierze,
Takie rzeźkie tam dziewczyny;
8
Dłonie białe, liczka świeże,
By korale jarzębiny.
Gdy mróz w oczy igły ciska,
W polu głodne wrony kraczą,
Siadaj z niemi u ogniska —
Gościa krupnikiem uraczą.
I starzy będą bajali,
Jak to Kurpie Szwedów prali,
Jak niejedna tam mogiła
Gada, że ich zgniło siła...
Bo gdy broń wziął Kurp na barki,
Djablo Szwedom lazł na karki,
Poty zamorców spowiadał,
Aż ich z kaszą het pozjadał.
Zajdź w zwierzyniec,
Pod Myszyniec,
Tamci Kurpiów żyje wnuk,
I taż stara
W sercu wiara:
Jeden Bóg!
Teraz znacie,
Panie bracie,
Kurpi ród,
Nizkie chaty,
Lecz za kąty,
Dzielny ród!
Michał
Morzkowski
9
Warto wspomnieć o Kurpiach za Augusta II,
bo wtedy lud ten prosty z własnego poczucia sta­
nął w obronie swej ziemi ojczystej i mężnie sta­
wił czoło nieprzyjacielowi.
Ażeby to zrozumieć, musimy cokolwiek za­
poznać się z Kurpiami.
Nazwano tak mieszkańców rozległych puszcz,
leżących na północ od Ostrołęki, Myszyńca, Prza­
snysza. Był to lud wolny od niepamiętnych cza­
sów, nigdy nie mieli pana i nie odrabiali pań­
szczyzny, ziemi nawet dla siebie uprawiali mało,
bo grunt piaszczysty nędzny plon wydawał, a głów­
nie zajmowali się bartnictwem i myśliwstwem.
Z dawna od królów polsKich dostali przywilej, że
mogą w swoich borach rządzić się własnem pra­
wem, i rządzili się mądrze. W ogromnych lasach
każdy miał cząstkę wydzieloną, żeby innym
w drogę nie wchodził; tu drążył stare drzewa i za­
kładał barcie, hodował pszczoły, a wosk i miód
sprzedawał. Oprócz tego polowali na zwierzynę,
której wielka była obfitość, i słynęli jako strzelcy
zawołani. Surowo przestrzegali między sobą uczci­
wości, a winowajców karali, wypędzając ich
z puszczy.
Nazywali siebie Kurpiami od obuwia z kory
lipowej; wiedzieli, że ich puszcza to część ziemi
polskiej, bo polskim królom składali daninę
z miodu i wosku, od nich mieli zatwierdzone
swoje prawa, pod ich rządami żyli swobodni,
szczęśliwi.
Ale jaki jest ten król albo inny — o to się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin