9. Wazowie.pdf
(
6628 KB
)
Pobierz
BIBLIOTECZKA MŁODZIEŻY SZKOLNEJ.
1. Anczyc Wł. L Żółw i Makolągwa, powiastka.
2. Amicis E. Moi koledzy.
3. — Mały patrjota.
4. Chrzaszczewska J. Szare kaczątko. — Duże i małe.
5. — Królestwo grzybów. — Tocia.
6. — Bal u pani Żaby. — Czarodziejska kukułka.
7. Andersen H. Historja roku. — Dziewczynka z zapałkami
8. — Brzydkie kaczątko.
9. — Ropucha. — Krasnoludek.
10. Niewiadomska C. Za późno.
11. — Lat temu 900.
12. — Słoneczko. — Na świeżem sianka.
13. Kipling R. Bracia Mowglego.
14. — Rikki-tikki-tavi.
15. Zaleska M. J. Obłoczek. — Przygody rodziny Jeżów.
16. — Wędrówka Celinki. — Wieszczka okruszyn.
17. — Wojtuś. — Michałek. — Podejrzenie.
18. Daudet. Oblężenie Berlina.
19. — Koza ojca Bartłomieja. — Ze wspomnień kuropatw.
20. Kraszewski J. I. Królewicz Bolko.
21. Niewiadomska C. Wnuczka Kazimierza.
22. Sienkiewicz H. Pod Zbarażem (z pow. «Ogniem i Mieczem«
23. Teresa Jadwiga. Rycerz Błękitny.
24. — Słowianie: uroczystości i obrzędy.
25. — Bolesław Chrobry.
26. Bukowiecka Z. Zalew kopalni.
27. — Legendy górnicze.
28. Wamkówna J. Wędrówka kwiatów.
29. — Na łące. — Amator jajecznicy.
30. Weryżanka M. Sierota. — Nad Wisłą. — Sikoreczka.
31. Szymanowska Z. Bez. — Scyzoryk. — Biczyk. — Sukieni
32. — Niewidomy. — Kraszanki.
33. — Rodzina królików. — Muszka i pająk.
34. Jachowicz St. Bajki i wiersze (wybór).
35. Chęciński Jan. Wybór wierszyków.
36. Niewiadomska C. Bardzo dawno. — Królestwo skał.
37. — Przyjaciółki. — Waluś.
38. — Bez przewodnika.
39. Lenartowicz T. Zachwycenie.
40. Kondratowicz L (Wł. Syrokomla). Janko Cmentarnik.
41. Gawalewicz M. Królowa niebios. Legendy o M. B.
BIBLJOTECZKA MŁODZIEŻY SZKOLNEJ 132
CECYLJA NIEWIADOMSKA
LEGENDY, PODANIA
I OBRAZKI HISTORYCZNE
XI.
WAZO W LE
jDvreìxya po«icy'i w Krakom
W
Egzemplarz
obowiązków
£§&ad
Ʊ.ś??~~.
egzempl
(sr
IB
/^MĄ
•
\
NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA
WARSZAWA =
LUBLIN =
ŁÓDŹ =
POZNAŃ
KRAKÓW = = = = = O. GEBETHNER ' SPÓŁKA
'
Biblioteka Narodowa
Warszawa
Karli ński.
30001003443423
< -*
<
\ *
T
fa
W
C
KRAKÓW. — DRUK W. L, ANCZYCA I SPÓŁKI.
^SCW4>VłJA6£
Pod Olsztynem obozem fckół leżą
Księcia Maksa wojenne szeregi,
Raz i drugi do szturmu uderzą,
Lecz się łamią, jak fala o brzegi:
Zdobyć twierdzy obronnej nie mogą,
W niej Karliński dowodzi załogą.
Więc na sioło pobliskie napadli,
Na dom wodza załogi fortecznej.
Ach, spalili ci dom i wykradli
Twoje dziecię, o wodzu waleczny!
Twego synka, niemowlę w pieluchach,
0 złocistych na główce swej puchach.
Twoje dziecię z piastunką, co płacze,
Zapędzili pod mury Olsztyna,
I mówiły te dusze żołdacze:
— Olsztyn w ręce da nam ta dziecina.
Więcej zdziała od naszych oręży,
Tylko ojciec w nim wodza zwycięży. —
Przypadł goniec pod okop zamkowy
1 zatrąbił pokoju sygnałem;
Z dzielnym wodzem zażądał rozmowy
I odezwał się słowem zuchwałem:
—
4 —
—
5
-
— Otwórz bramy przed armją niemiecką,
Oddaj Olsztyn, lub zginie twe dziecko. —
Skroń starcowi oblała się potem,
Zbladnął, zgrzytnął, boleścią rozdarty,
Serce biło o pancerz jak młotem,
Długo milczał, na szabli oparty.
Nagle cały się wstrząsnął gwałtownie
I zawołał: — Nie oddam warowni!
Ho, do szturmu tam biegną ich roty!
A jak biała chorągiew na przedzie
Świeci dziecię, aniołek ten złoty.
Czyż do boju szatanów tych wiedzie?
A głos w dzikim rozlega się gwarze:
— Przecież strzelać do syna nie każe?
Długo rycerz stał niemy na wałach,
Oko żarem straszliwym mu świeci,
Bombairdjerzy na hasło przy działach
Oczekują... Wódz nagle lont
1
) chwyci:
Błysnął płomień, padł wystrzał armatni,
Padł pod strzałem syn jego — ostatni!
Wszystkie działa ryknęły wystrzałem.
Huczą pieśnią pożogi straszliwą,
Dymy gęstym rozsiadły się wałem,
Napastnicy nie ujdą stąd żywo!
Pod czarnemi fortecy murami
Całe błonie zasłane trupami.
I jak oko daleko zasięże,
Pod Olsztynem nie widać już wroga...
*)
Lont
— sznur konopny nasycony
materją pa
służy do zapalania działa.
Wojownicy otarli oręże,
Ale milczy zwycięska załoga:
Dziś nie pora okrzyków wesela,
Wojsko wodza żałobę podziela.
On milczący wciąż stał przy armacie,
Długo patrzał na krwawy plac bitwy.
Czy skamieniał po ciężkiej swej stracie?
Czyli w ciche utonął modlitwy?
Spojrzał w niebo, potem głowę skłonił
I twarz sobie rękami zasłonił...
Stoi orszak rycerzy szlachetny,
Lecz nikt nie śmie przerywać tej ciszy.
Wtem się ozwie on ojciec bezdzietny
I do swoich tak rzekł towarzyszy:
— Wyście świadkiem, mężowie olsztyńscy,
£e tak poległ, jak wszyscy Karlińscy!
A. Pajgert.
Pod Byczyną.
a
Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka — moż-
naby to przysłowie zastosować i do Maksymiljana,
który tak okrutnym czynem upamiętnił swoje pre
tensje do tronu.
Możemy spytać jednak, skąd urościł sobie to
prawo?
Była to pierwsza przestroga dla kraju, jak nie
bezpieczną jest wolna elekcja. Bo cóż począć, jeśli
zebrane tysiące nie zgodzą się na jednego kandy
data? Tak się stało po śmierci Batorego.
Stronnicy Jana Zamoyskiego obrali Zygmunta
—
^Wazę, najbliższego potomka Jagiellonów, rodzo
nego wnuka Zygmunta Starego, — ale Zborowscy,
okrzyknęli królem austrjackiego księcia Maksy-
miljana.
Austrjaka Zamoyski nie wpuścił na korona
cję do Krakowa, zamknął przed nim bramy i bro-j
nił stolicy, jak przed nieprzyjacielem.
^^~
Więc Maksymiljan mścił się: burzył zamki |
i palił grody, Olsztyn chciał zdobyć podstępem, po
rwawszy syna wodza.
Ale Karliński pamiętał obrońców Głogowa.
Był jednym z tych, którzy nauczali synów: rodzi
cie się, aby żyć i umrzeć dla ojczyzny. Za kraj po
legło kilku starszych jego synów, teraz — spełnia
jąc straszny obowiązek — mógł jedynie powiedzieć
sobie,
»że lak poległ, jak wszyscy Karlińscy«
7 —
t. j . za naród swój i jego wolność.
Przyjechał wkońcu Zygmunt, został ukorono
wany, a*Maksymiljan widząc, że się już niczego spo
dziewać tu nie może, chyba kary za swoje sprawki,
umknął na Śląsk, bo tędy było mu najbliżej do włas
nego kraju.
Ale się zawiódł, że tam już bezpieczny. Za
moyski ani myślał puścić go bezkarnie. Zaraz po ko
ronacji podążył za nim i dogonił go na Śląsku pod
Byczyną, w której się napastnik zamknął.
Nic mu to nie pomogło. Hetman miasto obiegł
i zaczął je zdobywać szturmem. Wówczas Maksy
miljan kazał zatknąć białą chorągiew na wieży, na
znak, że się poddaje.
Wczesny wieczór styczniowy mrokiem okrył
ziemię, gdy otwarły się bramy grodu i w czerwo
nym blasku płonących pochodni ukazał się orszak
książęcy.
Hetman na czele wojska zastąpił mu drogę —
a Maksymiljan oddał w jego ręce szpadę, uznając
się tern samem jeńcem.
Uwięziony w Krasnymstawie, w zamku nale
żącym do hetmana, pod czujną strażą, ale otoczony
względami i wygodami, rok cały był w niewoli. Aby
osłodzić mu przykrą samotność, Zamoyski chciał
mu nawet zostawić swobodę korzystania z ogrodu
i usunąć straże, jeśli da słowo, że nie będzie próbo
wał ucieczki. Ale więzień nie przyjął takiego wa
runku.
Z dumą odrzucił także zaproszenie do hetmań
skiego stołu, odpowiadając wyniośle, iż tylko z rów
nymi sobie zwykł zasiadać do posiłku. Wtedy Za
moyski kazał otoczyć stół więźnia srebrnym łańcu
chem, ażeby pamiętał, że jest w niewoli.
Uwolnił go król Zygmunt bez żadnych warun
ków, nie żądając, nawet zrzeczenia się tronu, ami
zwrotu kosztów za wyrządzone szkody.
Zygmunt Ul.
(1587-1632).
Wielka sala w zamku królewskim na Wawełu
niezwykle urządzona: zamiast kosztownych i ozdob
nych sprzętów, kilka marmurowych stołów, na
nich drobne narzędzia, młoteczki, pilniki, obcążki,
— 8 —
małe lampki i naczyńka z jakiemiś płynami, drobne
kawałki metalu, albo kamyki — może drogocenne.
Na kominku — chociaż lato — ogień płonie,
może dlatego, iż w wielkiej komnacie pomimo lata
chłodno, — a-może jest potrzebny, bo nad ogniskiem
na małym trójnogu ustawiono tygielek, nad którym
czuwa jakiś mąż poważny, siedząc w milczeniu na
niskim stołeczku i przekładając czasem w zamyśle
niu rozłożone przed sobą kawałki metalu.
Przy najbliższym stole pracuje człowiek w sile
wieku, w białej jedwabnej szacie, szwedzkim kro
jem. Wpatruje się u"ważnie w ustawiony przed nim
rysunek i z nadzwyczajną, drobiazgową dokładno
ścią wykończa podług niego złoty relikwjarzyk,
ozdobiony drogiemi kamieniami. Białe i delikatne
jego ręce z niezwykłą wprawą używają drobnych
narzędzi: kują, piłują, rozgrzewają metal, przyci
nają i wygładzają jego kształty. Na twarzy powaga
wielka i zajęcie, w oczach zadowolenie.
I cisza w tej obszernej sali — czasem mucha
zabrzęczy, uderzając skrzydłem o przezroczystą
szybę, płomień wystrzeli głośniej na kominku, lekko
uderzy maleńki młoteczek, pilnik zaskrzypi lub za-
syczy metal, roztopiony w tyglu. Zresztą milczenie,
cisza. I płyną godziny.
— Miłościwy panie, próbę możnaby rozpo
cząć — odzywa się spokojnie starzec przy komin
1
ku — wszystko gotowe.
Mężczyzna pracujący pilnie przy stoliku nie
podniósł nawet głowy od roboty.
— Później — odparł półgłosem. — Miejcie
wszystko w pogotowiu.
—
9
—
I znów milczenie długie, niczem nieprzerwane.
Król polski, Zygmunt III, pracuje przy swoim war
sztacie.
Wkońcu uśmiechnął się blado, spokojnie,
twarz drobną, jasnym otoczoną włosem, ze szwedz
ka przystrzyżonym, zwrócił w stronę kominka z wy
razem zadowolenia.
— Zbliżcie się, mości Sędziwoju — wyrzekł
cichym, bezdźwięcznym głosem — zobaczcie ten
relikwjarz.
Starzec rzucił na niego dziwne, przelotne spoj
rzenie i powstał z miejsca. Podany mu relikwjarz
był rzeczywiście piękny, z niezwykłą wykonany
sztuką.
— Cenna rzecz, miłościwy panie — rzekł po
chwili — nie ma takiego katedra wawelska.
Król uśmiechnął się prawie pogardliwie.
— Ani żaden z waszych kościołów — dokoń
czył.
— Czy to dar dla katedry? — zapytał znów
starzec po chwili. — Dar podwójnej wartości.
Dziwny wyraz przemknął po twarzy monar
chy.
— Złoto drogie... i praca moja... — mówił
jakby do siebie. — To arcydzieło, a skarb wasz
ubogi... Złota trzeba — pokaż mi, waszmość, co
umiesz.
— Trzeba poczekać, miłościwy królu: płyn
ostygł i czas minął. Muszę rozpocząć znowu.
— Zacznij więc, mości Sędziwoju, od począt
ku, chcę sam na wszystko patrzeć; tam masz ty
gielek nowy.
Plik z chomika:
romankacz2
Inne pliki z tego folderu:
12. Sobieski.pdf
(16710 KB)
6. Litwa.pdf
(25772 KB)
10. Henryk Walezy i Stefan Batory.pdf
(13572 KB)
10.Rey - Kochanowski.pdf
(11191 KB)
5. Łokietek i Kazimierz Wielki.pdf
(10567 KB)
Inne foldery tego chomika:
!Biografie
!Kultura i sztuka
!Rozprawy Akademii Umiejętności
A. Wolański - Wojna polsko-rosyjska 1792
Czas Potopu - L. Kubala
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin