Wszystkim kobietom, które odważyły się opowiedzieć swoją historię, zarówno w czasie transmitowanych na żywo przesłuchań przed senacką komisją, jak i w zaciszu pozbawionego okien biura działu HR. Słyszymy was i wierzymy waszym słowom.
Mów mi o twojej rozpaczy, ja opowiem moją.
A tymczasem dalej trwa świat.
Mary Oliver, Dzikie gęsi
PROLOG
Lotnisko Johna F. Kennedy’ego w Nowym Jorku
Wtorek, 22 lutego
Dzień katastrofy
Przed terminalem czwartym kłębi się tłum ludzi, powietrze pachnie mokrą wełną i paliwem lotniczym. Czekam przed automatycznymi drzwiami ze szkła i za każdym razem, kiedy się otwierają, uderza mnie podmuch polarnego wiatru. Wyobrażam sobie, że to ciepła portorykańska bryza, pachnąca hibiskusem i solą morską, a wokół mnie ludzie mówią po hiszpańsku z miękkim akcentem. Mam wrażenie, że zanurzam się w wannie pełnej ciepłej wody i zapominam o tym, kim kiedyś byłam.
Startujące samoloty wydają z siebie złowrogi pomruk, a płynący z głośników bełkotliwy głos co chwilę recytuje komunikat o przylotach i odlotach. Nagle za plecami słyszę nieprzyjemny, ostry głos jakiejś starszej kobiety mówiącej po włosku. Nie odwracam się jednak, tylko cały czas lustruję wzrokiem zatłoczony chodnik przed budynkiem terminalu. Wypatruję osoby, od której zależy moja przyszłość. Liczę, że za chwilę się pojawi.
Wiem o niej tylko trzy rzeczy: jak się nazywa, jak wygląda i że właśnie dzisiaj rano będzie na lotnisku. Mam nad nią przewagę: ona nie wie o mnie nic. A co jeśli jej nie zauważyłam? Staram się zapanować nad strachem i odgonić złe myśli, zdaję sobie jednak sprawę, że jeżeli ta kobieta mi się wymknie, to stracę jedyną szansę na rozpoczęcie nowego życia.
Codziennie znika wielu ludzi. Może na przykład ten męż...
renfri73