Samantha Downing - Moja doskonała żona.pdf

(1433 KB) Pobierz
Powieść Moja piękna żona jest fikcją literacką. Postacie, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni i
skutkiem zamysłu literackiego autorki. Jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych wydarzeń,
okoliczności czy osób, żywych lub nieżyjących, należy uważać za zbieg okoliczności.
Originally published under the title My Lovely Wife
© Samantha Downing, 2019
All rights reserved
This edition published by arrangement with Berkley, an imprint
of Penguin Publishing Group, a division of Penguin Random House LLC
Copyright for this edition © Wydawnictwo WAM, 2020
Opieka redakcyjna: Agnieszka Ćwieląg-Pieculewicz
Redakcja: Agnieszka Zielińska
Korekta: Maria Armatowa
Projekt okładki: Mariusz Banachowicz
Zdjęcie na okładce: © sashalaguna/Shutterstock
Skład: Lucyna Sterczewska
ISBN EPUB 978-83-277-2445-8
ISBN MOBI 978-83-277-2446-5
MANDO
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200
www.wydawnictwomando.pl
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-255 • faks 12 62 93 496
e-mail: handel@wydawnictwomando.pl
Druk i oprawa: POZKAL • Inowrocław
Publikację wydrukowano na papierze Ecco book cream 70 g vol. 2.0
dostarczonym przez Antalis Poland Sp. z o.o.
1
Patrzy na mnie. Jej niebieskie oczy są już nieco szkliste, biegną w dół, w stronę
drinka, a potem znowu w górę. Też patrzę na swojego drinka i czuję na sobie
jej wzrok. Zastanawia się, czy jestem równie zainteresowany jak ona.
Spoglądam na nią, uśmiechając się, żeby pokazać, że tak. Odwzajemnia
uśmiech. Większość pomadki starła się z jej ust, jest już tylko czerwonawą
smugą na brzegu kieliszka. Podchodzę i siadam obok.
Poprawia włosy. Nie wyróżniają się ani kolorem, ani długością. Porusza
ustami, mówi cześć, w jej oczach pojawia się błysk. Jakby coś je podświetliło.
Podobam jej się tak samo, jak podobałbym się większości kobiet w tym
barze. Mam trzydzieści dziewięć lat, trzymam się doskonale, moją głowę
porasta gęstwina włosów i jestem posiadaczem dwóch głębokich dołeczków
w policzkach, a garnitur leży na mnie lepiej niż rękawiczka na dłoni.
To dlatego na mnie spojrzała, dlatego się uśmiechnęła, dlatego się cieszy,
że się do niej dosiadłem. Myślała o takim mężczyźnie jak ja.
Kładę na barze komórkę i przesuwam ją w jej stronę. Na ekranie widać
wiadomość.
Cześć. Jestem Tobias.
Odczytuje ją i marszczy brwi, a potem przenosi wzrok na mnie. Piszę
następną wiadomość.
Jestem głuchy.
Gwałtownie unosi brwi, zasłania usta dłonią, a potem się rumieni. Wstyd
wygląda tak samo u wszystkich.
Kręci głową. Przeprasza, bardzo mnie przeprasza. Nie wiedziała.
Jasne, że nie. Skąd miałabyś wiedzieć?
Uśmiecha się. Niezbyt szeroko.
Przestałem pasować do obrazu w jej głowie, już nie jestem mężczyzną,
którego sobie wyobrażała. Teraz nie jest pewna, co robić.
Bierze mój telefon i odpisuje.
Jestem Petra.
Miło mi, Petro. Jesteś Rosjanką?
Moi rodzice byli Rosjanami.
Kiwam głową i uśmiecham się. Też kiwa głową i się uśmiecha. Czuję,
że intensywnie myśli.
Wolałaby ze mną nie siedzieć. Ma ochotę znaleźć faceta, który będzie mógł
usłyszeć jej śmiech i nie musi się komunikować za pomocą telefonu.
Jednocześnie sumienie podpowiada jej, że nikogo nie należy
dyskryminować. Petra nie chce wyjść na płytką kobietę, która odrzuca
mężczyznę dlatego, że jest głuchy. Nie chce być taka jak inne.
Bo zakłada, że inne mnie odrzuciły.
Jej wewnętrzna walka przypomina sztukę w trzech aktach rozgrywającą się
przed moimi oczami. Wiem, jak ta sztuka się skończy. Przeważnie kończy się
właśnie tak.
Petra zostaje.
Jej pierwsze pytanie dotyczy mojego słuchu, a raczej jego braku. Tak, jestem
głuchy od urodzenia. Nie, nigdy niczego nie słyszałem – ani śmiechu, ani
głosu, ani szczekającego pieska, ani przelatującego nad głową samolotu.
Petra robi smutną minkę. Nie zdaje sobie sprawy, że to protekcjonalne, a ja
jej o tym nie mówię, ponieważ się stara. Ponieważ została.
Pyta, czy umiem czytać z ruchu warg. Kiwam głową. Zaczyna mówić.
– Kiedy miałam dwanaście lat, złamałam nogę w dwóch miejscach.
Wypadek na rowerze. – Przesadnie, groteskowo porusza ustami. – W każdym
razie musiałam nosić gips, który sięgał od stopy aż po udo. – Urywa i kreśli
linię w poprzek uda, w razie gdybym miał kłopot ze zrozumieniem. Nie mam,
ale doceniam jej starania. Oraz udo.
– Przez sześć tygodni w ogóle nie mogłam chodzić – ciągnie. – W szkole
musiałam jeździć na wózku, bo gips był za ciężki, żebym poruszała się
o kulach.
Uśmiecham się, wyobrażając sobie małą Petrę z wielkim gipsem. Chyba
wiem, dokąd zmierza ta historia.
– Nie twierdzę, że wiem, jak to jest żyć na wózku albo cierpieć z powodu
jakiejkolwiek innej trwałej niepełnosprawności. Po prostu czuję, że…
no wiesz, chyba miałam lekki przedsmak tego, jak by to było.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin