IA 01 Dobranoc panie Holmes A5.doc

(1879 KB) Pobierz
Dobranoc, Panie Holmes




Carole Nelson Douglas

Dobranoc, panie Holmes

Cykl: Irene Adler Tom 1

 

 

Przełożył Łukasz Witczak

Tytuł oryginalny: Good Night, Mr. Holmes

Rok pierwszego wydania: 1990

Rok pierwszego wydania polskiego: 2010

 

 

Irene Adler, jedyna kobieta, która przechytrzyła Sherlocka Holmesa, doczekała się opowieści o swoich niezwykłych przygodach. To śpiewaczka operowa i detektyw w jednej osobie, nad wyraz piękna i przenikliwa, elegancka, odrzucająca towarzyskie konwenanse. W Londynie prowadzi dochodzenia dla takich sław jak jubiler Tiffany czy pisarz Oscar Wilde. W Pradze, do której przyjeżdża z Warszawy, wyjaśnia tajemniczą śmierć czeskiego króla. Choć powtarza, że muzyka jest dla niej całym życiem, nie potrafi się oprzeć coraz to nowym fascynującym zagadkom, a zwłaszcza pokusie odnalezienia zaginionego brylantowego pasa królowej Marii Antoniny. Tymczasem niebezpieczeństwo nadejdzie z najmniej spodziewanej strony...


Spis treści:

Prolog: czerwiec 1894.              6

Rozdział 1. Nowa znajomość.              16

Rozdział 2. Przejmująca opowieść.              29

Rozdział 3. Perfidia wśród draperii.              39

Rozdział 4. Połyskliwe zlecenie.              61

Rozdział 5. Posiłek u Tiffany'ego.              70

Rozdział 6. Herbatka ze śmietanką.              86

Rozdział 7. Niespodziewani goście.              102

Rozdział 8. Pas w sprawie pasa.              118

Rozdział 9. Niechciane podarki.              126

Rozdział 10. Prawdziwa twarz pana Nortona.              137

Rozdział 11. Black Jack Norton.              154

Rozdział 12. Odkopany skarb.              164

Rozdział 13. Zdumiewające propozycje.              171

Rozdział 14. Pojawia się Casanova.              191

Rozdział 15. Tako rzecze Casanova.              209

Rozdział 16. Wieści z zagranicy.              218

Rozdział 17. Wołanie o pomoc.              226

Rozdział 18. Zatruty spokój.              234

Rozdział 19. Miłość w tonacji molowej.              245

Rozdział 20. Kieszeń pełna pytań.              259

Rozdział 21. Gorzka pigułka.              268

Rozdział 22. Skandal w Bohemii.              289

Rozdział 23. Ucieczka.              299

Rozdział 24. Gąski, gąski do domu.              306

Rozdział 25. Przymiarki.              327

Rozdział 26. Szeroki gest adwokata.              337

Rozdział 27. Poufałości.              344

Rozdział 28. Powrót Sherlocka Holmesa.              352

Rozdział 29. Lekcje muzyki.              367

Rozdział 30. Lektura obowiązkowa.              380

Rozdział 31. Ogród wieczorową porą.              392

Rozdział 32. Brylanty są wieczne.              399

Rozdział 33. Zasłona dymna.              406

Rozdział 34. Niezwykła kobieta.              421

Rozdział 35. Kurtyna opada.              426

Epilog. Zbytki i spytki.              436


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla S.H. od godnej rywalki, w podzięce za niezliczone godziny zachwytu i zafrapowania


Lista najważniejszych postaci:

Irene Adler Norton: Amerykanka w Londynie, diwa i detektyw, która pojawia się w pierwszym z sześćdziesięciu opowiadań o Sherlocku Holmesie autorstwa Arthura Conana Doyle'a, zatytułowanym Skandal w Bohemii, a teraz doczekała się książki o swoich przygodach.

Sherlock Holmes: światowej sławy londyński detektyw o niezwykłej zdolności dedukcji.

Penelope Nell Huxleigh: sierota po brytyjskim pastorze, zagubiona w ogromnym i nieprzyjaznym Londynie.

Dr John H. Watson: lekarz, niekiedy współlokator Sherlocka Holmesa i często jego wspólnik w rozwiązywaniu zagadek.

Wilhelm Gottsreich Sigismond von Ormstein: przystojny następca czeskiego tronu.

Godfrey Norton: brytyjski adwokat.

Oscar Wilde: znajomy Irene Adler, znany w Londynie dandys i kpiarz.

Bram Stoker: agent najznakomitszego londyńskiego aktora Henry'ego Irvinga i obiecujący pisarz, który zasłynie powieścią pod tytułem Dracula.

Quentin Emerson Stanhope: wujek podopiecznych Nell z czasów jej pracy jako guwernantki.


Prolog: czerwiec 1894.

Wspominki na Baker Street.

- Otóż zauważyłem, Watsonie, przeglądając stary numer magazynu „Strand”, który dziwnym trafem leżał pod ręką, że ujrzała światło dzienne kolejna opowieść o moich drobnych perypetiach, tym razem tych związanych z osobą Irene Adler - napomknął pewnego letniego wieczora mój przyjaciel Sherlock Holmes znad ostatków sutej kolacji przyrządzonej przez panią Hudson.

Skryłem uśmiech zadowolenia w kieliszku burgunda. Od dawna nie mogłem się nadziwić, że mój towarzysz, bodaj najbardziej spostrzegawczy człowiek na ziemi, tak uporczywie ignoruje stosy numerów „Stranda”, które sprowadzałem do naszych pokojów za każdym razem, gdy na łamach miesięcznika ukazywał się świeży tekst mojego autorstwa. Takie relacje pojawiały się drukiem już od trzech lat, poczynając od roku 1891, kiedy to Holmes został przedwcześnie uznany za zmarłego.

Miałem głęboką nadzieję, że mój przyjaciel, powstawszy z martwych, zainteresuje się moimi próbami upamiętnienia jego niezwykłego talentu. Lecz on jak zwykle podchodził lekceważąco do własnych osiągnięć. Tym bardziej ceniłem sobie każdą wzmiankę, która by świadczyła o tym, że czyta wychodzące spod mojego pióra relacje z jego przygód.

- Odnoszę wrażenie, ze te opowiastki cieszą się dużą popularnością - zauważyłem niewinnie.

- Popularnością, hm. - Ostre rysy Holmesa rozmyły się na chwilę, gdy szukał ręką poobiedniej fajki. - Zapewne przyczynił się do tego chwytliwy tytuł.

- Pomyślałem, że Skandal w Bohemii dobrze oddaje istotę tej sprawy. - W moim tonie pobrzmiewał odcień urazy, żaden bowiem początkujący autor nie pisze jedynie dla taniej sławy.

- Doprawdy?

Niewiara Holmesa tylko pobudzała mnie do dyskusji.

- A ty jak nazwałbyś tę sprawę, jeśli można wiedzieć? Holmes popatrzył bystrym wzrokiem przez niebieskawą mgiełkę dymu tytoniowego.

- Niezwykła kobieta - odrzekł.

- Gdyby król czeski podzielał twoje zdanie o Irene Adler, toby ją poślubił.

- A gdyby detektywów oceniano według szlachetnego pochodzenia, Watsonie, zapewne nie byłoby mi dane rozwiązywać najciekawszych zagadek. Poza tym nie zapominaj - lubość na twarzy Holmesa zdradzała rzadki nastrój do wspomnień - że nawet Jego Królewska Mość wykrzyknął: „Czyż nie byłaby z niej wspaniała królowa?!”. Nawiasem mówiąc, była to jedyna mądra rzecz, jaką powiedział w toku całej sprawy. Ale nie zrozum mnie źle, Watsonie. Jestem świadom, że w świecie prasy odrobina przesady jest nieodzowna. Jeżeli coś w twojej relacji budzi moje zastrzeżenia, to przede wszystkim przeinaczenie pewnego bardzo istotnego faktu.

- Przeinaczenie? Istotnego faktu?

- W rzeczy samej.

- To niemożliwe. Artykuł jest oparty na moich notatkach, a pracując u twojego boku, nauczyłem się zapisywać wszystko w najdrobniejszych detalach. Co prawda, od tamtych wydarzeń minęło sześć lat, jednak...

- Nie podważam sposobu, w jaki zrelacjonowałeś szczegóły tamtej sprawy, Watsonie, lecz to, że przyjąłeś na wiarę inne, niezweryfikowane doniesienia.

- Ale które? - zapytałem, odsuwając na bok napoczęty kawałek pysznej cytrynowej tarty pani Hudson.

- Te dotyczące przedwczesnej śmierci Irene Adler - a właściwie pani Norton. W niewybaczalny sposób piszesz o niej: „nieżyjąca Irene Adler”.

- O jej śmierci donosił „The Times”. Straszliwa katastrofa kolejowa we włoskich Alpach. Ona i jej mąż Godfrey Norton byli na liście ofiar.

- Mój drogi Watsonie, nie wszystko, co się ukazuje w „The Times”, jest prawdą. - Holmes przybrał mentorski ton, z którym, przyznaję, często potykałem się niejako dla zasady. - Nieraz przedwcześnie obwieszczano czyjąś śmierć. Rozważ choćby mój przypadek.

Holmes nawiązywał do wydarzeń nad wodospadem Reichenbach oraz mojego mylnego przekonania o jego zniknięciu i śmierci. Trwałem w tym błędzie aż do zeszłego kwietnia, kiedy to Holmes niespodziewanie „zmartwychwstał”. Teraz moja pisarska próżność zaczęła ustępować ciekawości, która powiodła mnie ścieżką wytyczoną przez bystry umysł Holmesa.

- Naprawdę uważasz, że Irene Adler nie zginęła? - spytałem z pewnym zdumieniem.

Spojrzenie Holmesa powędrowało w stronę oprawnej fotografii tejże kobiety, zajmującej honorowe miejsce wśród jego pamiątek.

- To jedna z czterech osób, które zdołały mnie przechytrzyć, Watsonie, i jedyna w tym gronie kobieta. Dlaczegóż więc miałaby nie przechytrzyć i śmierci?

Olbrzymia, choć nieumyślna próżność Holmesa bywała tak irytująca, jak godna podziwu była jego niewiarygodna zdolność wywodzenia daleko posuniętych wniosków z najmniejszego strzępka dowodu.

- Uważasz, że ona żyje? - powtórzyłem pytanie.

- Tak podejrzewam, Watsonie - odparł krótko po długiej przerwie. - Nie przeprowadziłem śledztwa w tej sprawie, dlatego wyrażam jedynie przypuszczenie. Ale znasz przecież metody, na których opieram swoje przypuszczenia.

Co tu dużo mówić, Holmes posiadał iście fenomenalną zdolność rozumowania; jego intuicja była wyostrzona twardym zmysłem logicznej obserwacji.

Jeszcze raz przyjrzałem się zdjęciu kobiety w gablotce. Choć przed ucieczką z Londynu i konfrontacją z Holmesem wyszła za Godfreya Nortona - pod listem zostawionym dla Holmesa podpisała się „Irene Norton, z domu Adler” - niezmiennie myślałem o niej jako o Irene Adler, operowej primadonnie i awanturnicy.

Podobnie jak wiele innych aktorek była bardzo przystojną kobietą. W toku sprawy raz tylko miałem sposobność ją zobaczyć, i to z pewnej odległości, lecz fotografia, przedstawiająca panią Norton w koronie bogato ufryzowanych ciemnych włosów, wiernie oddawała jej królewski sposób bycia. Miała na sobie strój wieczorowy odsłaniający okolice biustu - a był to cudowny biust, musiałem to obiektywnie przyznać - natomiast suknia i klejnoty tylko podkreślały jej zgrabną sylwetkę i piękną, spokojną twarz.

Według notatek Holmesa Irene Adler była dojrzałą trzydziestoletnią pięknością, gdy ją spotkał po raz pierwszy w roku 1888, a więc przed sześcioma laty. Holmes miał wtedy ledwie czterdzieści trzy lata. Przyznaję, że jego nieskrywany podziw dla tej kobiety dawał mi nadzieję, że Holmes, ta żywa machina do rozwiązywania skomplikowanych zagadek, chowa jednak, wśród maszynerii umysłu, serca i duszy, jakiś cień męskiej podatności na kobiece wdzięki.

- Poza tym naplotłeś banialuk o mojej obojętności wobec płci pięknej w ogóle - mruknął Holmes, wyrywając mnie z zadumy.

- Banialuk? Wydaje mi się, że dowiodłem tego wręcz naukowo.

- Miłość w moim życiu byłaby jak „piasek w delikatnym instrumencie” - przytoczył Holmes z dobrotliwą kpiną w głosie. - Co za sposób na opisanie uczuć, które powodują ogromną większością rodzaju ludzkiego, Watsonie! Na stare lata stajesz się romantykiem.

- Odrobina uczucia na tym surowym i często brutalnym świecie nikomu chyba nie zaszkodzi?

- Ależ bynajmniej - pod warunkiem jednak, iż nie kłóci się ono z faktami.

- Kiedy nie może być inaczej! Fakty nie mają nic wspólnego z uczuciami. Spójrz na tych, którzy kochają na przekór wszystkiemu... kochają nawet nikczemnych morderców.

- Otóż to. W tym względzie masz rację, Watsonie, nie mógłbym postąpić wbrew rozumowi. Nie mogę pozwolić, by powab ślicznej twarzy przesłonił mi fakty, które z całej duszy pragnę obnażyć. Poza tym, skąd u ciebie ta potrzeba tłumaczenia mojego samotnictwa? Nie ja pierwszy wyrzekłem się towarzystwa kobiet, by skupić się na wyzwaniach umysłowych.

- Jak zwykle dotykasz samego sedna! Bo i czemuż właściwie miałbyś stawiać znak równości pomiędzy towarzystwem kobiet a uszczerbkiem na władzach umysłowych?

- Ponieważ większość kobiet jest ciężarem.

- Ciężarem? Jesteś okrutny, Holmesie. Nawet ty masz chyba w sobie dość ludzkich uczuć, by nie traktować połowy ludzkości jak utrapienia.

Holmes zacisnął usta w pobłażliwym uśmiechu, który oznaczał, że przeciwnik wpadł w zastawione przez niego sidła.

- Wiem, że jesteś w tej kwestii trochę uprzedzony, zważywszy na twoje bliskie związki z nieszczęśliwie, i niewątpliwie, zmarłą Mary Watson, niegdyś Mary Morstan - rzekł ze współczuciem. - Swoją drogą, to była wspaniała kobieta. Ale spójrz na ogół, nie na chlubny wyjątek. Pomyśl! Czy przeciętna kobieta mogłaby bez skrępowania chodzić ze mną w nocy po ulicach? Jak poradziłaby sobie na przedmieściach, które razem złaziliśmy, wbita w suknię z trzydziestometrowym trenem i zawoalowany kapelusz? Czy mogłaby na moje wezwanie chwycić za rewolwer i wyjść z domu o północy, tak jak się to zdarzało tobie? Jak ktoś nauczony mdleć pod najmniejszym pretekstem miałby zachować przytomność w obliczu brutalnej śmierci?

- Przy okazji twoich śledztw spotykaliśmy wiele śmiałych kobiet - wtrąciłem.

- Właśnie. Poznaliśmy kilka godnych podziwu kobiet i na ogół były to samodzielne istoty, które z wyroku losu same musiały o siebie zadbać. Twoja Mary Morstan wykazała się dużą szlachetnością charakteru: przedłożyła uznanie dla mojego znajomego, skromnego lekarza, ponad swoje dziedzictwo. Ale czy i ona nie omdlała, gdy napięcie sięgnęło szczytu? Sam o tym napisałeś w opowieści, którą zatytułowałeś Znak Czterech.

Zapłoniłem się na wspomnienie tych drażliwych relacji przedmałżeńskich, które mój przyjaciel skwapliwie wydobył ze swej niezawodnej pamięci.

- Irene Adler nie zemdlała - odparłem cicho w zakłopotaniu.

- Otóż to, Watsonie! Irene Adler nie zemdlała. Nie sprawia też wrażenia osoby, która zginęłaby w katastrofie pociągu, w każdym razie nie prędzej, niż ja spadłbym z urwiska, choćby nawet w śmiertelne objęcia profesora Moriarty'ego. Ludziom pokroju Irene Adler nie jest pisany tak bierny koniec.

- Trudno doszukać się w tym żelaznej logiki.

- Moje rozumowanie jest zupełnie logiczne. Rozważ fakty. Czyż Irene Adler nie dowiodła wielokrotnie i ponad wszelką wątpliwość, że umie zapanować nad wydarzeniami oraz ludźmi, którzy ją otaczają? Miała dość sprytu, by przewidzieć ślubne plany króla czeskiego, i dość rozumu, by uciec, kiedy się zorientowała, że król wyznaczył jej miejsce w swoim życiu, lecz nie w swym sercu. Przewidziała i to, że grozić jej będzie niebezpieczeństwo, dlatego wzięła ze sobą kompromitującą fotografię króla w jej towarzystwie. Pięciokrotnie wymykała się jego najlepszym agentom. Gdy Jego Królewska Mość wtajemniczył moją skromną osobę w całą sprawę, nie tylko poznała, że próbuje się na nią zarzucić sieć, lecz także miała odwagę... odwagę, Watsonie!... podążyć za mną i za tobą w męskim przebraniu aż pod same drzwi numeru 221B przy Baker Street i pożegnać mnie śmiałym: „Dobranoc, panie Holmes”.

Holmes oparł się na krześle, dym unosił się znad jego rozpłomienionej twarzy jak pa...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin