Ogród malw - Rozdział 15.pdf

(350 KB) Pobierz
Rozdział 15
Warszawa powitała ich hałasem, korkami oraz deszczową pogodą. O ile to ostatnie nie
przeszkadzało Michałowi, tak dwie pierwsze sytuacje doprowadzały go do szewskiej pasji.
Klął pod nosem, próbując się jakoś wyładować. Od godziny pas samochodów poruszał się
wolniej od ślimaka, a on znajdował się w centrum tego wszystkiego. Na domiar złego stracił
Darka z oczu. Prawie przez całą drogę jechali razem, ale tuż po wjeździe do stolicy inne
samochody ich rozdzieliły. Na szczęście znał dokładny adres, pod którym znajdowało się
mieszkanie Kilińskiego. Wypytał o niego wcześniej, w razie gdyby jeszcze coś zerwało ich
połączenie telefoniczne.
– Doprawdy nie wiem, co ty w tym widzisz dobrego – marudził do mikrofonu w
słuchawce założonej do jednego ucha. – Korki, korki i jeszcze raz cholerne korki. Do tego
ludzie nieustannie w biegu…
– Michał, przecież mieszkałeś w Warszawie przez dziesięć lat. – W słuchawce odezwał
się głos Darka.
– No właśnie. Dlatego wiem, o czym mówię. Dziwię się sobie, że przeżyłem tu aż tyle
lat. Nie śmiej się.
– Ty dobrze czujesz się w wiejskiej dżungli, ja w miejskiej. Gdybym w Utopii poszedł
gdzieś do lasu lub nawet na pola i straciłbym z oczu zabudowania, zgubiłbym się. W dużym
mieście czuję się jak ryba w wodzie.
– Dziwak z ciebie.
– Gdzie jesteś?
Sobolewski zerknął na GPS.
– System mówi mi, że za sto metrów mam skręcić w prawo, na ulicę Stawki.
– To jesteś niedaleko mnie, bo ja chwilę temu w nią wjechałem. Jesteśmy blisko.
– I dobrze, bo jeszcze trochę i zacznę wrzeszczeć.
– Trafiliśmy na godziny szczytu. Wszyscy wyszli z pracy.
– Mogli zaczekać z godzinę.
– Marudzisz, Sobolewski.
– A ty, Kiliński, masz ubaw.
– Żebyś wiedział. Słuchaj, Michał, rozłączamy się i zobaczymy się już na parkingu. Za
dziesięć, góra piętnaście minut będziemy na miejscu. Tam się spotkamy.
– Dobra. Mam nadzieję, że za te tortury dostanę buziaka.
– Może nie tylko buziaka. – Zaśmiał się Darek, przez co kąciki ust Michała uniosły się w
górę, łagodząc napięte mięśnie twarzy. Nawet pogoda poprawiła się, bo przestało padać i na
horyzoncie zaczęło się przejaśniać.
W końcu, po różnych perturbacjach, pisarz zajechał na parking przed rzędem
kilkupiętrowych bloków. Udało mu się zaparkować obok kochanka. Z przyjemnością wysiadł
z samochodu i przeciągnął się. Zasiedział się. W czasie podróży zrobili sobie tylko jeden
postój, by zjeść coś na stacji benzynowej i kupić wodę, której zapomnieli ze sobą wziąć.
Spojrzał na Darka opartego swobodnie o swoje auto i patrzącego na Michała w taki sposób,
że od razu robiło mu się od tego cieplej na sercu. Szkoda, że nie mógł go teraz pocałować, ale
nadrobi to.
– Mogę tu stać? To parking dla mieszkańców.
– Oba miejsca są moje. Tak jakby. Niekoniecznie te. To znaczy mam wykupione dwie
karty parkingowe. To po to, aby rodzice, kiedy mnie odwiedzają, mieli gdzie stanąć. – Podał
kochankowi plakietkę. Swoją już położył za szybą.
– Świetnie. W Utopii nie ma z tym problemów. Parkuję, gdzie chcę.
Darek przewrócił oczami. Sobolewski będzie wiecznie szukał porównań i zawsze
dowiedzie tego, że w jego ukochanym zakątku jest lepiej. Nie mógł powiedzieć, że sam nie
chciałby tam wrócić. Ale tylko z Michałem, do którego serce wciąż się wyrywało.
– Zabierzmy nasze rzeczy i pokażę ci mieszkanie.
– Przypomnij, na którym piętrze mieszkasz? – zapytał pisarz, otwierając bagażnik i
wyjmując rzeczy.
– Na piątym. To ta klatka naprzeciwko.
Dwupokojowe mieszkanie Darka z kuchnią o żywych kolorach, długimi firankami w
oknach i ciemnymi panelami oraz niewielką łazienką było prawie puste. Jak stwierdził Michał
po tym, jak je sobie obejrzał.
– Nie masz tu zbyt wiele rzeczy. W sypialni masz tylko łóżko.
– Wprowadzam się. Od pół roku. – Darek postawił kubki z kawą na niskim, podłużnym
stoliku. Dla siebie zrobił cappuccino, a dla kochanka czarny, mocny napój. – Nie śpieszę się z
urządzaniem. Wcześniej mieszkałem z rodzicami, potem wynajmowałem kawalerkę. W
końcu miałem tego dość i zacząłem zbierać pieniądze. Trochę dali rodzice, a resztę bank.
Tylko kawałek tego mieszkania należy do mnie. Nad resztą łapę trzyma bank. Dlatego tak
bardzo zależy mi na pracy. Nie mogę sobie pozwolić na niespłacanie kredytu.
Michał ugryzł się w język, zanim powiedział „Zamieszkaj ze mną, w Utopii, a to
wszystko zostaw”. Wątpił, aby Darek przytaknął temu pomysłowi.
– Najważniejsze, że jest łóżko i kanapa. – Opadł na sofę. – Telewizor też jest.
– Co tam telewizor. Najważniejsze, że jest łóżko. – Kiliński zbliżył się do kochanka i
usiadł okrakiem na jego udach. Ręce Sobolewskiego automatycznie znalazły się na jego
biodrach, podążyły na pośladki, potem na plecy i znów znalazły miejsce na biodrach. –
Jestem ci winny buziaka.
– Tylko jednego? – dopytywał starszy z kochanków.
– Na razie – szepnął, a później, ku frustracji Michała, pocałował go tylko w policzek. –
Co? Buziak to buziak.
– Nęcisz, kusisz i mam na tym poprzestać? – Wsunął ręce pod koszulkę Darka.
– Mhm. Powiedz lepiej, jak samopoczucie przed jutrem? – Odgarnął z jego twarzy włosy.
Podobało mu się to, że są coraz dłuższe. Michał mógł je już bez problemów wiązać i żaden
kosmyk się nie wydostawał.
– Względne. Wiesz, że ostateczną opinię podejmę dopiero po jutrzejszym spotkaniu.
Wyjdę, jeśli coś mi się nie spodoba. Tym razem nie pozwolę, aby inni decydowali za mnie.
Nie pozwolę, aby ktoś zniszczył moje życie, jak to zrobił Borowski.
– Nie denerwuj się. Lasek chce ciebie jako autora i wie, co ma wydać. Nie przeszkadza
mu tematyka.
– Ważne, że będzie miał pisarza, który już wyrobił sobie nazwisko. – Spojrzał poważnie
w oczy Dariusza. – Nie przejmuj się. Stres mnie dopada. – Odetchnął. – Lasek chce mnie jako
autora, a ty? – Umieścił ręce na środku pleców kochanka i przyciągnął go do siebie bliżej.
– Zgadnij. – Przytulił jego głowę do piersi i ucałował jej czubek.
Sobolewski nieznacznie odsunął się od jego torsu i zatapiając swoje oczy koloru
burzowego nieba w zielonych, uśmiechnął się. Nie potrzebował innej odpowiedzi od tej, którą
ujrzał. Ponownie się w nim zakochał. Wszystko to, co połączyło go z Darkiem, było istnym
szaleństwem, ale on nie miał nic przeciw temu i chciał zatapiać się w tym coraz głębiej. Czuł,
że wpadł w wir, który wciągał go w swe odmęty, a on się przed tym nie bronił. Chciał tego
mężczyzny, który wciąż siedział na jego kolanach, pozwalał się dotykać, a po chwili całować.
Miał nadzieję, że nie pożałuje, oddając mu siebie, ufając mu i otwierając serce na uczucia.
Samotność nie była dla niego. Zawsze chciał kogoś mieć. I chociaż po odejściu Andrzeja nie
zamierzał się wiązać, nie umiałby dotrzymać danego sobie słowa. Jego dusza to typ
związkowca, serce temu wtórowało, a jak jeszcze miał u boku kogoś takiego jak Darek, byłby
głupcem, gdyby się temu sprzeciwił. Może to jeszcze nie była miłość i wciąż mimo wszystko
istniały w nim obawy, to poddawał się tym uczuciom.
– Zależy mi na tobie – szepnął, pieszcząc wzrokiem jego twarz.
– A mnie na tobie – odparł Kiliński, czując w brzuchu trzepot skrzydeł motyli. Coś w
nim szalało i miał wrażenie, że znów jest nastolatkiem, który odkrywa, co oznacza
zakochanie, bo to jeszcze nie mogła być miłość, a może jednak już była. – Michał – szepnął,
całując kącik jego ust. – Michał – wypowiedział po raz kolejny i kolejny, za każdym razem
obcałowując twarz kochanka, szczęśliwy z tego, że pogodził się z pisarzem.
– Pocałujesz mnie w końcu porządnie? – zapytał Sobolewski i nie dając dojść do głosu
kochankowi, sam złączył ich wargi w namiętnym, przyprawiającym o zawrót głowy
pocałunku, który kochanek brutalnie przerwał.
– Kolacja. Trzeba zamówić kolację. – Dariusz cofnął się, kiedy Michał chciał go złapać.
– Później. Teraz powiedz, na co masz ochotę, poza mną, oczywiście.
Tego wieczoru zjedli chińszczyznę, siedząc na kanapie przed telewizorem. Musieli
obejść się bez romantycznych akcentów, bo te tak naprawdę nie były im potrzebne. Żartowali,
śmiali się i przegadywali nawzajem. Żaden nie ustępował temu drugiemu w docinkach, które
skończyły się wspólnym prysznicem i nocą, która ponownie zbliżyła ich intymnie. Natomiast
ranek powitał ich słońcem oraz nerwami jednego z nich. Michał stresował się przed
spotkaniem z właścicielem wydawnictwa Luna. Darek za to był tym razem uosobieniem
cierpliwości, próbując go uspokajać. Nic to jednak nie dawało, bo Sobolewski odsuwał się od
niego psychicznie, chcąc samemu sobie poradzić. W końcu młodszy mężczyzna nie
wytrzymał, odwrócił kochanka do siebie i stanowczo powiedział:
– Chcę ci pomóc, więc pozwól na to. Nie jesteś już sam. – Potem po prostu go przytulił,
tym samym pomagając przetrwać kochankowi i nie wiedział, że to właśnie „nie jesteś już
sam” sprawiło, że Michał odzyskał równowagę emocjonalną, będąc gotowym na wszystko.

Punktualnie o dziewiątej zostali zaproszeni do gabinetu Jerzego Laska. Właściciel podał
dłoń pisarzowi oraz swojemu pracownikowi, witając ich szerokim uśmiechem na ustach. Po
powitaniach i wymienieniu wszelkich uprzejmości poprosił, aby usiedli na kanapie, a sam
zamówił kawę, którą miała przygotować jego żona.
– Bardzo mnie cieszy, że Darek sprowadził pana tutaj. – Lasek zajął miejsce w fotelu
naprzeciwko mężczyzn. – Wierzyłem, że mu się uda, kiedy przydzielałem mu to zadanie.
– Potem groził mi pan zwolnieniem z pracy – przypomniał Kiliński.
– Wybacz, ale musiałem cię zmobilizować.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin