Wołoszański Bogusław - Rewir.doc

(2262 KB) Pobierz

Bogusław Wołoszański

"Sensacje XX wieku" rewir

 

 

 

Nadchodził świt. Dowódca Frontu Zachodniego, Michaił Tuchaczewski, wy-

szedł z pokoju drewnianego domku, który od dwóch dni służył mu za kwaterę.

Nie spał tej nocy. Oczywiście nadchodzący dzień nie mógł przynieść rozstrzyg-

nięcia. Bitwa miała trwać długo, ale podniecenie, które odczuwał przed rozpo-

częciem ofensywy, i zmęczenie odpędziły sen. Przeszedł przez wąską sień, gdzie

na komodzie skulił się żołnierz.

 

- Nie śpij, bo cię zarżną jak prosię - Tuchaczewski trącił go łokciem.

Żołnierz zeskoczył z komody. Zaczął wtykać bluzę munduru za pasek spodni,

a drugą ręką gorączkowo usiłował wymacać karabin, który zsunął się na podłogę.

 

- Tak jest, towarzyszu dowódco. Zmęczony... Ja tylko na chwilę głowę

o ścianę oparł... - mamrotał.

 

- Nastaw samowar. Wygasł już całkiem. - Tuchaczewski zdjął z wieszaka

skórzaną kurtkę, narzucił na ramiona i otworzył drzwi wejściowe. Żołnierze

stojący na warcie wyprężyli się. ..Dobrze, że przynajmniej ci nie śpią" - pomyś-

lał. Miał pod komendą prawie pół miliona ludzi, ale wiedział, że ich wartość

bojowa nie jest duża. Zbieranina tych, którzy uwierzyli w rewolucję, i jeszcze

więcej takich, co uważali, że będą łupić polskie dwory i gwałcić polskie

dziedziczki. Nie mieli doświadczenia ani umiejętności żołnierskich, a dyscyplinę

trzeba było krwawo egzekwować.

 

Wyszedł na wąską, piaszczystą uliczkę. Sierpniowy świt był zimny i wilgotny.

Tuchaczewski zapiął guziki skórzanej kurtki. Postanowił pospacerować przez

kilka minut.

 

Polacy cofali się. Uważał, że ani na moment nie można dać im odetchnąć, gdyż

wówczas mogliby zorganizować rezerwy, podciągnąć zaopatrzenie, wzmocnić

obronę i przejść do kontrofensywy. Tuchaczewski był głęboko przekonany, że

cała Europa Zachodnia śle do Polski broń, amunicję, ochotników i prowiant.

Dlatego siły wojsk polskich szybko się odradzały i każda przerwa w ofensywie,

zelżenie nacisku może kosztować Rosję przegraną.

 

Armie Tuchaczewskiego też rozbudowywały się. W czerwcu Front Zachodni

otrzymał pięćdziesiąt osiem tysięcy ludzi uzupełnienia i tym samym liczebność

jego wojsk wzrosła do czterystu czterdziestu siedmiu tysięcy żołnierzy. Na

początku lipca Tuchaczewski mógł wystawić w pierwszej linii dziewięćdziesiąt

jeden tysięcy żołnierzy i dzięki temu na kierunku głównego uderzenia jego

wojska miały dwukrotną przewagę liczebną nad wojskami polskimi. Ciągle

jednak było to za mało, dlatego też zdecydował rzucić do boju wszystkie

odwody, a służby tyłowe ograniczyć do minimum. W ten sposób zyskał

dodatkowo ponad pięć tysięcy żołnierzy.

 

O świcie 4 lipca 1920 r. wojska Frontu Zachodniego rozpoczęły ofensywę.

W ciągu siedmiu dni Armia Czerwona przełamała polski front, przekroczyła

Berezynę, zajęła Ihumień. Mińsk i Białystok. Polacy ponieśli duże straty i mimo

zażartej obrony nie zdołali zatrzymać armii Tuchaczewskiego. Uchodzili z pola,

ale w sposób zorganizowany; bez panicznej ucieczki wojska, które straciło

wszystko i rozbite na niewielkie grupy ratowało się przed śmiercią lub niewolą.

Odchodząc, wysadzali mosty i minowali drogi. W potyczkach osłonowych

oddawali niewielu jeńców i zostawiali niewiele sprzętu. Zachowywali siły do

ostatecznej rozprawy. Pod Warszawą mogli odbudować swoje wojska, których

potęgę pokazali w kwietniu i maju 1920 r, Tuchaczewski liczył jednak, że szybki

marsz jego oddziałów uniemożliwi Polakom zorganizowanie obrony i zmobilizo-

wanie rezerw. Przed nim była Warszawa i ostateczne zwycięstwo. Wydał odezwę

do żołnierzy:

 

Czer\vonoarmiści! (...) Wielki pojedynek rozstrzygnie.JjJsy wojny i narodu

rosyjskiego oraz ludności polskiej. Wojska spod znaku Czerwonego Sztandaru

i wojska łupieżczego białego orła oczekuje śmiertelny pojedynek. (...) Na

Zachodzie rozstrzygają się losy światowej rewolucji. Ponad trupem białej Polski

wiedzie droga do ogólnoświatowej pożogi. Poniesiemy na bagnetach szczęście

i pokój pracującej ludzkości.

 

Tuchaczewski planował wielkie uderzenie na Warszawę od północy i tam

zdecydował się skoncentrować cztery armie, które mogłyby przełamać silną

obronę, jakiej spodziewał się w rejonie stolicy. Prawe skrzydło jego wojsk było

potężne, ale na pozostałych odcinkach wielkiego frontu sytuacja kształtowała się

niekorzystnie dla Rosjan. Na centralnym kierunku, na obszarze rozciągniętym na

sto sześćdziesiąt kilometrów działała słaba grupa mozyrska, licząca zaledwie

pięć tysięcy żołnierzy. Lewe skrzydło pozostało całkowicie odsłonięte. Polskie

uderzenie w to miejsce groziło odcięciem armii idących na Warszawę, okrąże-

niem ich i zniszczeniem. Tuchaczewski musiał więc uzyskać dodatkowe siły.

Mógł je przejąć z Frontu Południowo-Zachodniego, którego armie podeszły pod

Lwów. Naczelny dowódca Armii Czerwonej, Siergiej Kamieniew obiecał,

podczas narady 22 lipca, że wyda rozkaz przesunięcia l. Armii Konnej i 14. armii

z Frontu Południowo-Zachodniego na lewe skrzydło Frontu Zachodniego.

Jednakże dowódca Frontu Południowo-Zachodniego Aleksander Jegorow i czło-

nek Rady Rewolucyjnej Józef Stalin nie mieli zamiaru oddawać najsilniejszych

jednostek do dyspozycji innego dowództwa i umożliwić mu tym samym

odniesienie świetnego zwycięstwa. Sami chcieli przejść do historii jako pogrom-

cy Polski. Stalin pisał do naczelnego dowódcy Armii Czerwonej:

 

Na całej linii Frontu Południowo—Zachodniego Polacy stawiają bardzo silny

opór, przy czym szczególną zaciętość przejawiają na kierunku lwowskim. Sytua-

cja z Rumunią jest niejasna i napięta. W tych warunkach uważam za konieczne

przenieść punkt ciężkości głównego uderzenia armii i Frontu Południowo-Za-

chodniego w granice Galicji. Siergiej Kamieniew zatwierdził tę propozycję,

chociaż oznaczała ona rozproszenie sił. Od tej chwili Stalin zaczął lekceważyć

 

polecenia przekazania części wojsk Frontu Południowo-Zachodniego do Frontu

Zachodniego.

 

Rozkaz w tej sprawie - jaki nadszedł 3 sierpnia - po prostu wyrzucił do kosza.

Dyrektywa z 6 sierpnia mówiąca o przekazaniu l. Armii Konnej, 12. armii

i dodatkowo 14. armii, również nie została wykonana. 11 sierpnia Kamieniew

ponownie wydał rozkaz przekazania Tuchaczewskiemu l. Armii Konnej

i 12. armii. Pisał w telegramie do Stalina i Jegorowa:

 

W celu udzielenia pomocy Tuchaczewskiemu skierować jak najwięcej sił do

uderzenia mniej więcej w kierunku na Lublin, Puławy, aby wszelkimi sposobami

wesprzeć lewe skrzydło Tuchaczewskiego. (...) Jest rzeczą istotną i konieczną, by

jak najprędzej przekazać dowódcy frontu [tj. Tuchaczewskiemu - BW] najpierw

12. armię, a potem bezpośrednio podporządkować mu również Armii Konną, przy

czym Tuchaczewski wyznacza termin przekazania 12. armii na 13 sierpnia,

a Armii Konnej - na 15 bm.

 

- Michaile Nikołajewiczu, telegram z dowództwa. - Tuchaczewski odwrócił

się. Stał za nim członek Rewolucyjnej Rady Wojennej, Józef Unszlicht. - Już

rozszyfrowane!

 

- Co piszą?

 

- Towarzysz naczelny dowódca potwierdza wysłanie do dowództwa i Rady

Rewolucyjnej Frontu Południowo-Zachodniego rozkazu przekazania nam 12. armii,

ale nie precyzuje terminu. Powołuje się jedynie na waszą ocenę, iż 12. armia

powinna najpóźniej jutro dołączyć do nas, a Konarmia - do 15 sierpnia...

 

- Czy od Jegorowa nadeszła jakaś wiadomość?

 

- Nie. Nie sądzę, abyśmy, w ciągu najbliższych dni usłyszeli cokolwiek od

Jegorowa i Stalina...

 

- Uważasz, że będą sabotować rozkazy dowództwa?

 

- Robią to już od pewnego czasu. - Unszlicht rozpiął płaszcz i z kieszeni

munduru wyjął paczkę papierosów. - Francuskie, zdobyczne. - Wyciągnął

papierosy w stronę Tuchaczewskiego. Ten pokręcił przecząco głową.

 

- Wojska Frontu Południowo-Zachodniego są pod Lwowem i mają szansę

zdobycia tego miasta - mówił dalej Unszlicht. - Stalin pragnie tego bardziej niż

Jegorow. W karierze polityka atut w postaci zdobycia miasta ma duże znaczenie.

Dlatego nie odda nam ani jednego pułku, gdyż jest przekonany, że gdy zdobędzie

Lwów, to wówczas nikt nie będzie pamiętał o jego niesubordynacji...

 

- Jeżeli tak jest, jak mówisz, to Stalina należałoby oddać pod sąd wojenny

i rozstrzelać!

 

- Może się tłumaczyć, że Konarmia i 12. armia są uwikłane w zacięte walki

i nie sposób w podanym przez nas terminie ich wycofać. Być może partia zechce

postawić przed sądem Stalina i Jegorowa, ale przedtem my musimy zdobyć

Warszawę. Bez ich pomocy - spokojnie stwierdził Unszlicht.

 

Odczekał chwilę, ale nie słysząc odpowiedzi powtórzył:

 

- Tak, musimy zdobyć Warszawę bez Konarmii i 12. armii. W każdym razie

nie możemy liczyć na wsparcie jednostek w ciągu najbliższych dni...

 

O świcie 4 lipca 1920 r. wojska Frontu Zachodniego rozpoczęły ofensywę.

W ciągu siedmiu dni Armia Czerwona przełamała polski front, przekroczyła

Berezynę, zajęła Ihumień, Mińsk i Białystok. Polacy ponieśli duże straty i mimo

zażartej obrony nie zdołali zatrzymać armii Tuchaczewskiego. Uchodzili z pola,

ale w sposób zorganizowany; bez panicznej ucieczki wojska, które straciło

wszystko i rozbite na niewielkie grupy ratowało się przed śmiercią lub niewolą.

Odchodząc, wysadzali mosty i minowali drogi. W potyczkach osłonowych

oddawali niewielu jeńców i zostawiali niewiele sprzętu. Zachowywali siły do

ostatecznej rozprawy. Pod Warszawą mogli odbudować swoje wojska, których

potęgę pokazali w kwietniu i maju 1920 r. Tuchaczewski liczył jednak, że szybki

marsz jego oddziałów uniemożliwi Polakom zorganizowanie obrony i zmobilizo-

wanie rezerw. Przed nim była Warszawa i ostateczne zwycięstwo. Wydał odezwę

do żołnierzy:

 

Czer\vonoarmiści! (...) Wielki pojedynek rozstrzygnie „losy wojny i narodu

rosyjskiego oraz. ludności polskiej. Wojska spod znaku Czerwonego Sztandaru

i wojska łupieżczego białego orła oczekuje śmiertelny pojedynek. (...) Na

Zachodzie rozstrzygają się losy światowej rewolucji. Ponad trupem białej Polski

wiedzie droga do ogólnoświatowej pożogi. Poniesiemy na bagnetach szczęście

i pokój pracującej ludzkości.

 

Tuchaczewski planował wielkie uderzenie na Warszawę od północy i tam

zdecydował się skoncentrować cztery armie, które mogłyby przełamać silną

obronę, jakiej spodziewał się w rejonie stolicy. Prawe skrzydło jego wojsk było

potężne, ale na pozostałych odcinkach wielkiego frontu sytuacja kształtowała się

niekorzystnie dla Rosjan. Na centralnym kierunku, na obszarze rozciągniętym na

sto sześćdziesiąt kilometrów działała słaba grupa mozyrska, licząca zaledwie

pięć tysięcy żołnierzy. Lewe skrzydło pozostało całkowicie odsłonięte. Polskie

uderzenie w to miejsce groziło odcięciem armii idących na Warszawę, okrąże-

niem ich i zniszczeniem. Tuchaczewski musiał więc uzyskać dodatkowe siły.

Mógł je przejąć z Frontu Południowo-Zachodniego. którego armie podeszły pod

Lwów. Naczelny dowódca Armii Czerwonej, Siergiej Kamieniew obiecał.

podczas narady 22 lipca, że wyda rozkaz przesunięcia l. Armii Konnej i 14. armii

z Frontu Południowo-Zachodniego na lewe skrzydło Frontu Zachodniego.

Jednakże dowódca Frontu Południowo-Zachodniego Aleksander Jegorow i czło-

nek Rady Rewolucyjnej Józef Stalin nie mieli zamiaru oddawać najsilniejszych

jednostek do dyspozycji innego dowództwa i umożliwić mu tym samym

odniesienie świetnego zwycięstwa. Sami chcieli przejść do historii jako pogrom-

cy Polski. Stalin pisał do naczelnego dowódcy Armii Czerwonej:

 

Na całej linii Frontu Południowo—Zachodniego Polacy stawiają bardzo silny

opór, przy czym szczególną zaciętość przejawiają na kierunku lwowskim. Sytua-

cja z Rumunią jest niejasna i napięta. W tych warunkach uważam za konieczne

przenieść punkt ciężkości głównego uderzenia armii i Frontu Południowo-Za-

chodniego w granice Galicji. Siergiej Kamieniew zatwierdził tę propozycję.

chociaż oznaczała ona rozproszenie sił. Od tej chwili Stalin zaczął lekceważyć

 

polecenia przekazania części wojsk Frontu Południowo-Zachodniego do Frontu

Zachodniego.

 

Rozkaz w tej sprawie - jaki nadszedł 3 sierpnia - po prostu wyrzucił do kosza.

Dyrektywa z 6 sierpnia mówiąca o przekazaniu l. Armii Konnej, 12. armii

i dodatkowo 14. armii, również nie została wykonana. 11 sierpnia Kamieniew

ponownie wydał rozkaz przekazania Tuchaczewskiemu l. Armii Konnej

i 12. armii. Pisał w telegramie do Stalina i Jegorowa:

 

W celu udzielenia pomocy Tuchaczewskiemu skierować jak najwięcej sił do

uderzenia mniej więcej w kierunku na Lublin, Puławy, aby wszelkimi sposobami

wesprzeć lewe skrzydło Tuchaczewskiego. (...) Jest rzeczą istotną i konieczną, by

jak najprędzej przekazać dowódcy/rontu [tj. Tuchaczewskiemu - BW] najpierw

12. armię, a potem bezpośrednio podporządkować mu również Armii Konną, przy

czym Tuchaczewski wyznacza termin przekazania 12. armii na 13 sierpnia,

a Armii Konnej - na 15 bm.

 

- Michaile Nikołajewiczu, telegram z dowództwa. - Tuchaczewski odwrócił

się. Stal za nim członek Rewolucyjnej Rady Wojennej, Józef Unszlicht. - Już

rozszyfrowane!

 

- Co piszą?

 

- Towarzysz naczelny dowódca potwierdza wysłanie do dowództwa i Rady

Rewolucyjnej Frontu Południowo-Zachodniego rozkazu przekazania nam 12. armii,

ale nie precyzuje terminu. Powołuje się jedynie na waszą ocenę, iż 12. armia

powinna najpóźniej jutro dołączyć do nas, a Konarmia - do 15 sierpnia...

 

- Czy od Jegorowa nadeszła jakaś wiadomość?

 

- Nie. Nie sądzę, abyśmy, w ciągu najbliższych dni usłyszeli cokolwiek od

Jegorowa i Stalina...

 

- Uważasz, że będą sabotować rozkazy dowództwa?

 

- Robią to już od pewnego czasu. - Unszlicht rozpiął płaszcz i z kieszeni

munduru wyjął paczkę papierosów. - Francuskie, zdobyczne. - Wyciągnął

papierosy w stronę Tuchaczewskiego. Ten pokręcił przecząco głową.

 

- Wojska Frontu Południowo-Zachodniego są pod Lwowem i mają szansę

zdobycia tego miasta - mówił dalej Unszlicht. - Stalin pragnie tego bardziej niż

Jegorow. W karierze polityka atut w postaci zdobycia miasta ma duże znaczenie.

Dlatego nie odda nam ani jednego pułku, gdyż jest przekonany, że gdy zdobędzie

Lwów, to wówczas nikt nie będzie pamiętał o jego niesubordynacji...

 

- Jeżeli tak jest, jak mówisz, to Stalina należałoby oddać pod sąd wojenny

i rozstrzelać!

 

- Może się tłumaczyć, że Konarmia i 12. armia są uwikłane w zacięte walki

i nie sposób w podanym przez nas terminie ich wycofać. Być może partia zechce

postawić przed sądem Stalina i Jegorowa, ale przedtem my musimy zdobyć

Warszawę. Bez ich pomocy - spokojnie stwierdził Unszlicht.

 

Odczekał chwilę, ale nie słysząc odpowiedzi powtórzył:

 

- Tak, musimy zdobyć Warszawę bez Konarmii i 12. armii. W każdym razie

nie możemy liczyć na wsparcie jednostek w ciągu najbliższych dni...

 

ŚMIERĆ

 

Tuchaczewski milczał. Miał dość dyskusji na temat niewystarczających sił

w centrum i na lewym skrzydle wojsk idących na Warszawę.

 

- Nasze plany zatwierdziła partia i naczelne dowództwo. Ofensywa rozpocznie

się zgodnie z planem - powiedział w końcu. - Za daleko zaszliśmy, aby teraz dać

Polakom czas na zorganizowanie obrony i kontrofensywy. Jedyne, co możemy

zrobić, to uderzać, nawet bez Konarmii!

 

Odwrócił się i ruszył szybkim krokiem w stronę kwatery. Unszlicht zgasił

papierosa i podążył za nim.

 

13 sierpnia o świcie armie Frontu Zachodniego ruszyły ku Wiśle.

 

Dysproporcja w rozłożeniu sił i słabość lewego skrzydła wojsk bolszewickich

nie mogły ujść uwagi polskiego dowództwa. Desperacka obrona wojsk polskich

pod Radzyminem, Zielonką i Ossowem powstrzymywała postępy Armii Czer-

wonej i umożliwiła manewr zaczepny. 16 sierpnia znad Wieprza uderzyła 2.

armia generała Edwarda Rydza-Śmigłego. Jej oddziały wdarły się od południa

w najsłabszą część sowieckiego frontu i zaczęły szybko posuwać się na północ.

17 sierpnia w Mińsku Mazowieckim wojska 2. armii połączyły się z 5. armią

generała Władysława Sikorskiego.

 

Tuchaczewski nie miał już złudzeń. Dalsze postępy polskich wojsk groziły

okrążeniem jego oddziałów. Armia Czerwona, która straciła w bitwie warszaws-

kiej około osiemdziesięciu tysięcy ludzi, rozpoczęła szybki i bezładny odwrót.

Prawie sześćdziesiąt tysięcy żołnierzy sowieckich zbiegło do Prus Wschodnich.

Armia Konna i 12. armia z Frontu Południowo-Zachodniego włączyły się do

walk 20 sierpnia, ale było już za późno, aby mogły zmienić sytuację na froncie.

 

Klęska pod Warszawą nie przeszkodziła jednak w dalszej karierze Michaiła

Tuchaczewskiego. Stało się tak za sprawą Lenina, przekonanego, że zawinił

głównie Stalin. Ponadto Lenin doskonale rozumiał, że siły zbrojne Rosji

Sowieckiej muszą tworzyć fachowcy - wykształceni w szkołach wojskowych,

z doświadczeniem bojowym, nabytym na frontach wojny światowej i wojny

domowej. A do takich należał Tuchaczewski. Dlatego partia komunistyczna - na

pewien czas przynajmniej - zapomniała, że pochodził ze szlachty.

 

Dlaczego jednak syn zubożałego ziemianina, absolwent elitarnej Aleksand-

rowskiej Szkoły Wojennej, oficer legendarnego Siemionowskiego Pułku Gwar-

dii wstąpił do Armii Czerwonej i z pasją zwalczał wszystko, co „burźuazyjne"?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Być może bezpośredni wpływ

na postawę młodego człowieka wywarły doświadczenia wojenne? Tuchaczew-

ski w 1914 r. wyruszył na front jako zastępca dowódcy kompanii. Walczył

z niebywałą odwagą i poświęceniem, czego dowodem było przyznanie mu

sześciu odznaczeń w ciągu pół roku! W lutym 1915 r. dostał się do niewoli,

skąd cztery razy próbował zbiec. Przenoszono go do coraz cięższych i staran-

niej pilnowanych obozów, aż trafił do twierdzy Ingolstadt, gdzie spotkał

francuskiego kapitana Charlesa de Gaulle'a. Zaprzyjaźnili się. Przed roz-

staniem de Gaulle podarował mu rodzinną pamiątkę: złoty krzyżyk wysadzany

brylantami.

 

Lenin, Moskwa, rok 1918

 

 

 

 

Żołnierze 27. dywizji piechoty.

Front Zachodni, 1920

 

Tuchaczewski wydostał się na wolność z ponurej bawarskiej twierdzy i pieszo

przedarł do Szwajcarii, skąd powrócił do Rosji. Zgłosił się do wojska i rozpoczął

służbę w rezerwowym pułku siemionowskim. Straszliwe doświadczenia fron-

towe, dotkliwe przeżycia w niewoli odebrały mu entuzjazm i wiarę w cara.

Rozgoryczony klęskami armii carskiej uznał, że rewolucja - najpierw lutowa,

a potem październikowa - stwarza szansę służby dla ojczyzny, walki z Niem-

cami, których szczerze nienawidził, a zarazem działania dla osobistej kariery.

Bez wątpienia ten ostatni powód był decydujący w kolejnych poczynaniach

Tuchaczewskiego.

 

W marcu 1918 r., gdy bolszewicy ogłosili mobilizację wojskowych specjalis-

tów, zgłosił się do służby. Wkrótce potem wstąpił do partii bolszewickiej,

rekomendowany przez dwóch starych komunistów: Awla Jenukidzego i Nikołaja

Kulabkę. Oni to w znacznym stopniu przyczynili się do kariery młodego

człowieka o niezwykle wybujałych ambicjach. Kulabko przedstawił Tuchaczew-

skiego Leninowi i być może to spotkanie - w czasie którego wodzowi spodobało

się oddanie komunizmowi, prezentowane przez młodego oficera - przesądziło

o darowaniu mu późniejszych błędów... Carski porucznik w wieku zaledwie 25

lat został komisarzem Moskiewskiego Rejonu Zachodniej Strefy Obronnej.

Wkrótce mianowano go dowódcą l. armii i s...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin