Fartowny A5.pdf

(1779 KB) Pobierz
Olga Rudnicka
Fartowny pech
Wydanie polskie 2014
Posterunkowy Nadziany ma pecha. Po serii niefortunnych
zdarzeń postanawia dobrowolnie przenieść się na niewielką
placówkę, gdzie nikt go nie zna i może wszystko zacząć od nowa.
Na miejscu spotyka kolegę ze szkoły policyjnej, Dzianego, który
po wlepieniu mandatu żonie komendanta i pobiciu przez
dwunastoletnią dziewczynkę dochodzi do wniosku, że praca w
policji nie jest dla niego i zostaje prywatnym detektywem.
Pomaga mu brat, Gianni, który właśnie wrócił do Polski i jest
specjalistą od trudnych przypadków, a jego klientela jest dość
specyficzna. Gianni pracuje bowiem dla bossów przestępczego
półświatka. Pierwszym klientem Dzianego zostaje jeden z nich,
niejaki Padlina, który dla odmiany zamiast płatnego zabójcy
potrzebuje prywatnego detektywa, bo najpierw musi się
dowiedzieć, kogo ma zabić.
Nic jednak nie toczy się tak, jak powinno. Dziany zostaje
postrzelony przez Nadzianego w stopę, oczywiście przypadkiem;
Gianni, mimo postanowienia, że będzie uczciwym człowiekiem,
musi przyjąć kolejne zlecenie, a Padlina wywołuje wojnę gangów,
przekonany, że konkurencja zaatakowała jego człowieka.
-2-
Gdzieś we Włoszech, 5 kwietnia 2013 roku, godz. 3.00.
Lufa pistoletu znajdowała się kilka centymetrów od jego głowy.
Nie byłby sobą, gdyby spanikował, błagał o litość czy choć dał
znać, że sytuacja go przerasta. Nic z tych rzeczy. Gianni należał
do innej kategorii ludzi. Do tych, którzy na ogół znajdowali się z
tej drugiej strony pistoletu. A tacy jak on muszą dbać o reputację.
Niewątpliwie utraciłby ją, jeśliby okazał strach.
Lub dałby się zabić.
O tym pierwszym wiedziałby tylko facet, który mierzył do
niego z pistoletu, ale Gianni zdawał sobie sprawę, że to nie
problem. Zasady są takie, że jak jesteś martwy, to nie gadasz;
teoria zmartwychwstania do Gianniego nie przemawiała, nie
obawiał się więc, że facet powstanie z martwych i zacznie głosić
własną ewangelię. Druga opcja, w myśl której to Gianni miał paść
trupem, odpadała przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze,
jeśli ten facet go załatwi, to reputację Gianniego raz na zawsze
trafi szlag, co właściwie nie powinno mu robić różnicy, bo i tak
będzie martwy, a zasada jest taka, że w jego fachu martwi roboty
nie znajdą, a Gianni lubił swoją pracę. Po drugie, Gianni
najzwyczajniej w świecie nie zamierzał umierać w wieku
trzydziestu trzech lat.
Dlatego też westchnął ciężko, oderwał wzrok od lufy, wbił
bezlitosny wzrok w trzymającego go na muszce faceta i
powiedział ze spokojem:
- Lepiej, kurwa, żebyś miał dobry powód. - I nim niedoszły
zabójca nacisnął na spust, podbił mu rękę w górę, jednocześnie
wymierzając kopniaka prosto w kolano tamtego.
Kilka sekund wystarczyło, żeby sytuacja się odwróciła na
korzyść Gianniego. Powinien dziękować swojej szczęśliwej
gwieździe, ale wolał raczej wierzyć we własne umiejętności. A te
-3-
były niemałe. Skromność zdecydowanie nie leżała w jego
charakterze i nie widział powodu, by się zmieniać. Ktoś taki jak
on musi znać swoją wartość i własne możliwości. W końcu jego
dochody zależały od tego, jak oceniano jego umiejętności i jak
trudne było zadanie, którego miał się podjąć. W grę powinien
wchodzić również czynnik czasu, który Gianni musiał poświęcić
na wykonanie swojej pracy, ale na ogół udawało mu się załatwić
wszystko szybko, sprawnie i bez zbędnych komplikacji, dlatego
też z reguły nie brał go pod uwagę.
Teraz ze znudzonym wyrazem twarzy patrzył na trzymającego
się za kolano faceta, który jęczał, jakby stracił nogę, a miał
najwyżej strzaskaną rzepkę. Gianni rozumiał, że to musi boleć, a
nawet powinno, w końcu świadomie wymierzył kopniaka w takie
miejsce, a nie gdzie indziej, ale jak się człowiek zabiera do
męskiej roboty, to powinien zachowywać się jak facet, nie jak
dziecko.
- No dobra, starczy już tych jęków. To co? Masz? - zapytał.
- Co? - Mężczyzna trząsł się nie tylko z bólu, ale i ze strachu.
Nie tak to zaplanował. Miało pójść łatwo. I co najważniejsze,
miało się udać.
- No proszę, nie dość, że nieudacznik, to jeszcze kretyn -
podsumował z filozoficznym spokojem Gianni. - Powód, buraku,
masz?
- Powód? - Na czole mężczyzny perlił się zimny pot, niedoszły
zabójca nie rozumiał, ani dlaczego jeszcze żyje, ani czego
napadnięty mężczyzna od niego chce.
- Wszedłeś za mną do kibla. Chciałeś mnie zabić, okraść czy
popatrzyć, jak sram? Nienawidzę zboczeńców, więc lepiej się
zastanów, zanim odpowiesz - poinformował go uprzejmie,
spuszczając wodę i wstając z sedesu. Podciągnął spodnie, nie
odwracając wzroku od wijącego się na kafelkach napastnika.
-4-
Niezbyt postawny, raczej chuderlawy, po czterdziestce. Jakim
cudem utrzymał się w fachu? Na zabójcę się nie nadawał. Miejsce
rabunku wybrał nie najlepsze, ochrona nielegalnego kasyna
załatwiłaby go raz-dwa, zanim dotarłby do windy, zostawała
trzecia opcja.
- No więc? Radzę szybko odpowiadać, zanim znudzi mi się ta
zabawa i uznam, że jesteś zboczeńcem.
- Nie jestem zboczeńcem - zapewnił go tamten pospiesznie.
- To wspaniała wiadomość. Głównie dla ciebie - oznajmił
uprzejmie Gianni. - Czyli jedna opcja nam odpadła. Zostały dwie.
- Nie chciałem cię zabić - zarzekał się mężczyzna coraz bardziej
przerażony.
- To druga wspaniała wiadomość. Zwłaszcza dla ciebie. Bo
gdybyś chciał mnie zabić, musiałbym się dowiedzieć, dlaczego i
kto cię przysłał, a to by mogło zaboleć. Zwłaszcza ciebie.
- To pomyłka - wychrypiał.
- Czyli została nam trzecia opcja. Kradzież. Wiesz co? Nie lubię
złodziei. To znaczy, nie mam nic do zawodu. Nie chcę, żebyś
mnie źle zrozumiał. Złodziej złodziejowi nierówny. Gdybyś
przykładowo okradał staruszki, to wtedy... - zawiesił lekko głos -
musiałbym cię zabić.
- Ja nigdy... Przysięgam...
- Ale skoro chciałeś okraść mnie... - Gianni zamyślił się przy tej
hipotezie. - No cóż, to też mi się nie podoba. Ciężko pracuję na
swoją forsę i nie odpowiada mi sytuacja, że ktoś tak po prostu
miałby sobie przyjść i ją wziąć. Rozumiesz mnie, prawda, brachu?
Ty też byś nie chciał, żeby ktoś przyszedł i zabrał twoją forsę, no
nie? Tak myślałem... - Pokiwał głową, nie czekając, aż tamten
odpowie.
- Proszę... Ja już nigdy...
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin