LUPUS 11-20.pdf

(736 KB) Pobierz
Rozdział 11
GERARD
Zaparkowałem samochód pod jedynym na całe miasto centrum handlowym. Silvord jako małe
miasteczko zarabiające na turystach, było znane jedynie z gór i z nazwiska producenta, który
otworzył tu fabrykę soli do kąpieli. Jak zawsze na parkingu panował tłok, a znalezienie miejsca
graniczyło z cudem. Na szczęście dzięki mojemu seksapilowi i inteligencji udało mi się zaparkować
tuż przed głównym wejściem.
Powoli zacząłem też odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia, które powstały przez nieprzespaną
noc. Od wczorajszego ataku panował spokój, a cała wataha próbowała znaleźć jakikolwiek trop.
Jak dotąd nasze starania idą na marne, a moja cierpliwość powoli się kończy. Do tego wszystkiego
trzeba jeszcze dodać dzisiejszy incydent z lodówką. Gdyby nie to,
że
zajmowałem się wtedy Aną,
to pierdolnąłbym tą lodówką za okno.
Kolejną rzeczą, która mnie martwiła, był brak zapachu w miejscu zdarzenia. Znów to samo!! Dla
kogoś, kto głównie posługuje się nosem, ta sytuacja jest bardzo uciążliwa. Nie mówiąc już o tym…
co Ana ma z tym wspólnego?!
Wyciągnąłem telefon, z kieszeni bojówek, po czym napisałem krótką wiadomość do Willego,
podając adres zamieszkania Any, wspominając o lodówce. Nie czekałem długo na odpowiedź. Po
chwili dostałem odpowiedź „Już jadę”.
Po wysłaniu tej samej wiadomości, tym razem do Jacka, zwróciłem całą swoją uwagę na
ciemnowłosą piękność. Siedziała skulona na siedzeniu pasażera. Przez całą drogę nie odezwała
się ani razu, co dosyć bardzo mnie zaniepokoiło.
-Ana?- zapytałem cicho.
Zero reakcji.
-Ana?- zapytałem trochę głośniej.
Nadal zero reakcji. Wyglądała jak wrak człowieka.
-Skarbie, powiedz coś.- nie przestawałem mówić.
Wtedy coś w niej drgnęło. Odwróciła powoli głowę w moją stronę, zmrużyła oczy, po czym
odezwała się do mnie.
-Miałeś nie mówić do mnie
skarbie.-
warknęła.
Uśmiechnąłem się mimowolnie. Nareszcie wróciła! Ana zaskoczona moim uśmiechem szepnęła
pod nosem „dziwak”, a potem wyszła z samochodu. Bardziej pełen
życia
opuściłem samochód i
ruszyłem za moją kulejącą boginią.
xxx
Pierwszym sklepem, do którego ją zabrałem był z damską bielizną. Jej reakcja okazała się taka,
jakiej się spodziewałem.
-Nie ma mowy! Nie będę kupować sobie z tobą majtek!
Chwyciła mnie za rękę, próbując odciągnąć od różowych staników w panterkę. Przewróciłem
oczami.
-Przecież i tak ja za to płacę.- jęknąłem błagalnie, gdy zobaczyłem fikuśną koszulę nocną.
Mimo kulejącej nogi ciągnęła mnie dosyć mocno, bym oddalił się jak najdalej od półki ze
stringami. Na marne. Za chiny ludowe nie ruszam się stąd. Zaparłem się mocno nogami o podłogę.
Ana zrozumiała po chwili,
że
nie ma szans. Zmęczona, oparła się o mnie, nie dając po sobie
poznać,
że
właśnie przegrała.
-Ok, pozwolę ci pójść tam ze mną,… ale sama wybieram sobie gacie. Dobra?!- powiedziała po
chwili.
-Dobra.- odpowiedziałem od razu.
Oczywiście kłamałem. Jako,
że
ja płacę, to mam prawo kupić jej taką bieliznę jaka mi się podoba!
Ale niech sobie myśli,
że
ma prawo wyboru.
Jak grzeczny piesek ruszyłem za nią do
środka.
Małe pomieszczenie zostało podzielone na dwie
części. Jedna, na strefę z tanią i mało pociągającą bielizną, oraz na drugą, która bardziej
przypominała sex shop niż zwykły sklep z bielizną. Jak się spodziewałem, Ana ruszyła na tą
pierwszą. Ja za to zamaszystym ruchem zmierzyłem w przeciwną stronę.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak mało wiem o
życiu.
Tyle różnorodnych typu majtek, tak
wiele fikuśnych staników i te sprośne piżamy nocne. Dlaczego wcześniej nie miałem o nich
zielonego pojęcia?
Ciesząc się jak głupi, zacząłem swój szał zakupów. Rozpocząłem od tego co tygryski lubią
najbardziej… stringi! Już po kilku minutach miałem zapełnione ręce, od wszelakiej bielizny.
Oglądałem się tylko co chwila, czy przypadkiem Ana nie widziała, co ja tu wyczyniam.
Gdy zdecydowałem,
że
zebrałem już wystarczająco zdobyczy, ruszyłem w stronę kasy. Kasjerka
spojrzała się na mnie jak na wariata, kiedy rzuciłem przed nią dwa stosy wypełnione majtkami,
stanikami i innymi duperelami.
-Mam do Pani pewną prośbę.
Rozdział 12
ANA
Kupowanie z nim bielizny było dla mnie bardzo krępujące. Więc, gdy nagle znikł poczułam wielką
ulgę. Jakoś nie jarała mnie myśl o kolejnej kłótni z wielkoludem. Szczególnie,
że
mam ważniejsze
sprawy na głowie… na przykład dupka Luisa. Pieprzony gnojek, myśli,
że
ma nade mną władze?!
Jeśli tak, to grubo się myli! Zdobędę te pieniądze, choćbym miała obrobić wszystkie banki w
mieście!
…Lecz za nim do tego dojdzie, muszę wybrać sobie gacie.
Oczywiście wzięłam siedem par czarnych, najzwyczajniejszych majtek oraz dwa proste staniki.
-Super, zakup
życia.
- mruknęłam pod nosem.
Przynajmniej nie muszę za to płacić, co jest dosyć zastanawiające. Dlaczego ten wysoki głupek
chciałby zasponsorować mi ubrania, nie mówiąc już o znalezieniu pracy z noclegiem. Coś mi tu
śmierdzi.
Czy ja wyglądam na takiego biedaka?! No bez jaj, myję się regularnie… no dobra,
przynajmniej się staram. Jednak nie wydaje mi się,
że
„wszechmogący” Gerard współpracuje z
Caritas. Ten typek na pewno coś kombinuje. Powinnam z nim pogadać, ale z drugiej strony nie
chcę, by nagle zmienił zdanie. Może jest trochę … bardzo wkurzający, lecz ma kasę, której
potrzebuje. I teraz to ona zajmuję pierwsze miejsce na mojej liście potrzeb. Więc przestań
chwilowo o tym myśleć i idź wreszcie do kasy.
Po długich rozmyślaniach nad swoją egzystencją, ruszyłam wreszcie do młodej, farbowanej na
róż kasjerki. Naturalnie mój wrzut na dupie już tam na mnie czekał. Mimo wolnie uśmiechnęłam
się, gdy zobaczyłam jak Gerard z rozdziawioną gębą, wpatruje się na fikuśny kostium kąpielowy.
Przerwałam mu tą przyjemność, kładąc głośno na blat to co wybrałam. Odwrócił się szybko w moją
stronę, udając,
że
właśnie się nie
ślinił
na drogie badziewie, które zakrywało tyle co nic.
Nie dając po sobie poznać jaką radość sprawiła mi ta jego rozmarzona gęba, zwróciłam całą
swoją uwagę na różowowłosą kasjerkę. Ta za to wpatrywała się we mnie z lisim uśmieszkiem,
który zbił mnie z tropu. Czy miałam coś na twarzy? A może coraz bardziej widać moje kuśtykanie?
Popchnęłam wymownie w jej stronę te kilka par majtek, po czym spojrzałam na Gerarda, który miał
za to wszystko zapłacić. Szturchnęłam go
łokciem.
-Nawet nie myśl o kupnie tego czegoś.- zaczęłam rozmowę, mrużąc przy tym oczy. Mając
nadzieje,
że
dodaje mi to choć trochę groźnego wyglądu.
-Czego? - zapytał udając zakłopotanego. Szturchnęłam go po raz drugi, tym razem mocniej.
Uśmiechnął się, popychając mnie biodrem. Dzięki temu znalazł się bliżej kasy. Robiąc wielki
pokaz swoją osobą, zwrócił uwagę każdej kobiety w tym sklepie. Wszystkie jak jeden mąż
wpatrywały się oniemiałe na nas… poprawka, na niego. Wielkolud za to patrzył się na mnie tymi
swoimi czarnymi oczami. Wyjął z portfela błyszczącą kartę kredytową i podał ją kasjerce.
Teraz to ja otworzyłam szerzej oczy, gdy zobaczyłam złotą kartę. Była to jedna z tych kart, za
którą nie jeden oddałby
życie.
Jedną z tych osób byłam ja. Niestety moje skryte marzenia o
posiadaniu owej karty, przerwała cena, która pokazała się na kasie. Widziałam tam za dużo
niepotrzebnych zer. Niby za co?! Za te gówniane klika pasków materiału?! Stałam jak
zamurowana, gdy Gerard chwycił w swoje wielkie dłonie pięć różowiutkich reklamówek.
-Czy ta baba zapakowała wszystko oddzielnie?- zapytałam cicho, jak wychodziliśmy ze sklepu.
-Na to wygląda.- odparł dziwnie szczęśliwy.
Rozdział 13
GERARD
Kolejny sklep, kolejna dawka przyjemności z zakupionych ubrań. Pierwszy raz tak się cieszę z
zakupów. Nie mówiąc już o pięknej wizji Any w nowej bieliźnie. Idealne połączenie przyjemnego z
pożytecznym.
Spojrzałem na moją ciemnowłosą piękność. Była tak blisko mnie, a jednak czułem wielką szparę
między nami. Co mnie wtedy napadło, by zabrać ją ze sobą?! Moje
życie
układało się tak pięknie,
no może nie do końca aż TAK pięknie, ale zawsze coś! Mam powodzenie u kobiet, kasę, seksapil,
nawet mam kota! Jednak nie, potrzebuje jeszcze wydartej dziewczyny, która nie zdaję sobie
sprawy jak wielkie szczęście ją spotkało… w postaci mnie!
Niestety nic już na to nie poradzę, muszę wziąć za nią odpowiedzialność. Może jednak nie będzie
tak
źle
i okaże się,
że
Ana jest tą jedyną? Na pewno mogę być pewny,że tak tego wszystkiego nie
zostawię, a ta mała jędza jeszcze będzie błagać, by być ze mną. Już ja o to zadbam.
Nagle moje rozmyślania przerwała owa jędza, która chwyciła mnie za rękę. Stanąłem jak
porażony, gdy poczułem przyjemne ciepło płynące prosto z jej dłoni. Było to zarazem bardzo miłe,
jak i podejrzane. Popatrzyłem na Ane, która cała spoconą oddychała ciężko, podtrzymując się
mnie. Jej twarz była cała czerwona, a kostka przybrała odcień ciemnego fioletu. Szlag!
Zapomniałem o tym. Jak mogłem o tym nie pamiętać?! A, no tak bielizna. Jaki ze mnie typowy
facet? Skrytykowałem się szybko, obmyślając plan ratowania Any. Najlepszym rozwiązaniem
okazało się zostawienie ją na
ławce
i pobiegnięcie do apteki, która znajdowała się na pierwszym
piętrze. Wykupiłem całą siatkę kremów i tabletek, po czym wróciłem do chorej. Wyglądała trochę
lepiej, czerwona twarz wróciła do normalnego koloru. Chwyciłem delikatnie kostkę i wsmarowałem
w nią całą tubkę kremu. Ana westchnęła z ulgą.
-Więc mówisz,
że
z kostką wszystko w porządku?- zapytałem, prowokując ją.
-Zamknij się, jest tylko stłuczona.- warknęła, udając silną. Nie wychodził jej to najlepiej.
-Czyli,
że
jesteś w stanie kontynuować zakupy?- wkurzałem ją dalej.
Spojrzała na mnie z nienawiścią w oczach. Przez chwilę nawet myślałem,
że
mnie uderzy, lecz
po chwili jej wyraz twarzy złagodniał.
-Nie, nie dam rady iść dalej. Możemy już wrócić do baru?- spytała robiąc przy tym duże oczy.
Był to przyjemny widok, ale wolę ją jeszcze trochę pomęczyć.
-NIE. -odparłem niewzruszony. Zdziwiona, wytrzeszczyła jeszcze bardziej oczy.
-Co? Dlaczego, przecież grzecznie poprosiłam!- krzyknęła, strasząc tym parę staruszków, która
przechodziła.
-Po prostu nie. Jakoś tak ogarnął mnie szał zakupów i nie chcę z nich zrezygnować.
Oho, znów w jej oczach zobaczyłem ogniki nienawiści. Tym razem bardziej mordercze.
Wytrzymałem to spojrzenie.
—Dobra, czego chcesz?- zapytała zrezygnowana.
Robi się ciekawiej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin