LUPUS 1-10.pdf

(753 KB) Pobierz
Rozdział 1
GERARD
— Will! Will? Gdzie ty do cholery jesteś?!
Jak można zgubić ogromnego wilka?! Jack mnie zabije. Miałem mu dzisiaj pomóc za barem.
— Will jak zaraz nie znajdziemy się przed drzwiami baru to mamy przesrane!
Jak się spodziewałem nikt nie przyszedł. Po co się zgodziłem na wieczorny patrol. Przecież od
dwóch lat nikt nie odważył się stanąć na naszym terenie bez pozwolenia. Spojrzałem na zegarek
21.38. Will obiecuje ci jak zaraz się przede mną nie pojawisz to …
Usłyszałem wycie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to,
że
to wycie nie należało do Willa.
Z prędkością
światła
rozebrałem się do naga. Upadłem na ziemie i już drugi raz w ciągu dnia
zacząłem przemianę. Za chwilę stałem jako wilk i to ostro wkurzony wilk.
Ruszyłem biegiem przez las. W pewnej chwili do moich nozdrzy dotarł metaliczny zapach,
zapach krwi. W tym momencie pozwoliłem wewnętrznemu wilkowi przejąć kontrole. Od razu
złapał trop. Gdy zapach stał się silniejszy, poczułem dwa wilki. Co gorsza oba bardzo dobrze
znałem… Przynajmniej wiem gdzie jest Will.
Pierwsze co zobaczyłem to krew, dużo krwi. Na polanie w
środku
lasu leżał brązowy wilk,
przynajmniej mam nadzieje,
że
to kolor sierści, a nie zaschniętej krwi. Nad nieprzytomnym
wilkiem stał już w ludzkiej postaci Will. Był cały umazany w czerwonej mazi.
Podchodziłem powoli do Willa oglądając się za siebie i będąc w pełni gotowości na atak. Na
szczęście nikogo nie zauważyłem.
— Gerard. Ja ją znam. – powiedział cicho Will. — To Lily, córka Marka.
Dopiero teraz rozpoznałem jedynaczkę naszego alfy. Spojrzałem na rany po ugryzieniach i
zadrapaniach. Kto ją tak urządził do cholery!
— Czuje puls! Czuje puls kurwa!- krzyknął Will podnosząc z ziemi nieprzytomną Lily.— Gerard
leć odpalić samochód, musimy ją zawieść do lekarza!
— Lekarz jest za daleko bliżej będzie zawieść ją do Lupus. Jack bawił się kiedyś w lekarza,
mam nadzieję,
że
jeszcze coś pamięta.
— Serio! Chcesz ją zawieźć do baru, a nie do specjalisty!— odparł zbulwersowany Will.
— Nie mamy innego wyjścia, straciła dużo krwi.— i tym krótkim argumentem zakończyłem
naszą kłótnię.
xxx
W barze panował tłok, zresztą jak zawsze. Dostrzegłem Jacka jak wycierał szklanki. Nie
musiałem nic mówić. Jedno spojrzenie Jacka na mnie i nieprzytomnego wilka wystarczyło.
-A teraz wypierdalać z mojego baru!- krzyknął Jack do klientów robiąc już miejsce na stole.
Wszyscy jak jeden mąż wstali i ruszyli do wyjścia zostawiając niedopite drinki. Wszyscy znali
Jacka dość długo i nie chcieli z nim zadzierać. Po chwili w barze zostaliśmy tylko ja, Jack, Will i
zakrwawiony wilk.
-Co się stało?- zapytał spokojnie Jack odkażając rany alkoholem.
-Nie mam pojęcia taką ją znalazłem.- odparł Will chodząc nerwowo po barze.
-Jakiś pomysł kto to mógł być? Zaleźliście ostatnio komuś ostro za skórę?- dopytywał się
barman.
-Nie. Nie znalazłem też
żadnych śladów.-
odpowiedział Will nadal robiąc okrążenia wokół baru.
Kolejne minuty przesiedzieliśmy w ciszy. Każdy z nas zastanawiał kto do cholery odważyłby się
zabić córkę alfy. Jack jak na barmana bardzo precyzyjnie zszywał rany, a ja tylko siedziałem
wkurzony na fotelu nie mogąc nic zrobić. Po godzinie nieprzyjemnej ciszy Jack skończył
zajmować się Lily i przykrył ją swoją kurtką. Wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalił
mocno się zaciągając.
-Zadzwonię do Marka. A wy macie odpocząć. Wiem,
że
tak naprawdę nie jestem
żadnym
pierdzielonym doktorem ale według mnie najlepszą receptą na dzisiejszy dzień jest mocne
whisky z lodem.- po tych słowach Jack nalał sobie szklankę whisky, zaraz po nim Will wziął
alkohol do ręki i wypił duszkiem całą zawartość. Obaj popatrzyli na mnie wyczekująco.
-Ja podziękuje muszę się przejść.
Nie czekając na odpowiedź wyszedłem z baru i wsiadłem do mojego czarnego jeepa. W
samochodzie odetchnąłem głęboko. Oparłem czoło o zimną szybę. Jeszcze nam tylko tego
brakowało. Jak Mark się o tym dowie to zagryzie połowę miasta. Ja pierdole, co to ma być?!
Odpaliłem samochód i ruszyłem w stronę centrum. Muszę to wszystko przemyśleć. Dzisiejszej
nocy już nic nie powinno mnie zaskoczyć. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Zaparkowałem przy jakimś sklepie i na spokojnie próbowałem to sobie wszystko ułożyć. Byłem
w trakcie przypomnienia sobie sceny w barze, gdy do moich nozdrzy dotarł delikatny zapach
przypinający… fiołki i las?! Zapach ten był taki cudowny,
że
wysiadłem z samochodu i jak w
amoku ruszyłem powolnym krokiem szukając
źródła
owego aromatu. Błądziłem po
najróżniejszych uliczkach aż poczułem,
że
jestem prawie na miejscu. Jeszcze tylko jedna wąska
uliczka i dowiem się co to jest. W końcu wyszedłem zza rogu i dostrzegłem
źródło.
Owym
źródłem
okazała się drobna dziewczyna, która rozmawiała… poprawka, kłóciła się z jakimś
typem. Patrzyłem zauroczony na jej długie ciemne włosy i seksowną figurę idealnie zaokrągloną
tam gdzie trzeba. Jak ostatni dureń stałem i
śliniłem
się na widok dziewczyny. Dosłownie! Stałem
z otwartą gębą zapatrzony na jej ponętne usta. Co ja bym dał by pokazać jej do czego są one
zdolne. Jej nosek słodko marszczył się jak wrzucała coś na
łysego
typa.
Pewnie nadal stałbym jak ostatnie ciele gdyby nie wielki prawy sierpowy skierowany prosto w
moją drobną bogini. Zacisnąłem rękę w pięść. Musiałem interweniować!
Moje ciało popychało mnie w stronę dziewczyny. Coś dziwnego obudziło się we mnie i chciało
rozszarpać tego faceta, a nawet zdolne było do czegoś gorszego.
Najpierw Lily a teraz to?! Co się ze mną dzieje do cholery?! Mam nadzieję,
że
nie jest to nic w
rodzaju wilczej schizofrenii.
Niestety nie było czasu na użalanie się nad sobą, trzeba uratować dziewczynę i jeżeli się uda
wpieprzyć dupkowi. Kurwa! Poczułem jak mój wewnętrzny wilk obudził się do
życia.
Adrenalina
zaczęła wypełniać mnie od
środka.
Przekląłem jeszcze raz cicho czując,
że
właśnie wpadam w niezłe bagno. Co gorsza wcale nie
chciałem się z niego uwolnić…
Rozdział 2
ANA
-Cholera! Znowu leje i to akurat wtedy kiedy wyszłam?!- popatrzyłam sfrustrowanym wzrokiem
w niebo. Nie dość,
że
kolejny raz wylano mnie z pracy, to jeszcze muszę dojść w tej ulewie do
domu. W tym momencie jak na wezwanie zagrzmiało.
-Świetnie, po prostu super!- ostatni raz zerknęłam zrozpaczonym spojrzeniem na restaurację
„Herkules”, w której jeszcze dziesięć minut temu pracowałam jako kelnerka i która była moim
ostatnim ratunkiem na zarobienie trochę pieniędzy. Ale oczywiście to moja wina,
że
jakiś gościu
chwycił mnie za tyłek! Przynajmniej dostał porządnie w twarz. Mam wielką nadzieję,
że
jutro
obudzi się z ogromną
śliwą.
Skręciłam w boczną uliczkę. Jeszcze tylko piętnaście minut drogi piechotą i będę w domku.
Tylko tam nie zostałam na szczęście wyrzucona na zbity pysk. Naciągnęłam mocniej kaptur na
głowę, który i tak już zdążył przemoknąć. Już tylko kilka minut dzieliło mnie od domu.
Zamyślona przyspieszyłam kroku, wpadając prosto na przechodzącą dziewczynę.
-Przepraszam.- bąknęłam i poszłabym dalej gdyby nie chłopak dziewczyny, który zatrzymał
mnie chwytając mocno za ramię.
-Uważaj jak leziesz suko!- warknął.
Spojrzałam na jego luźne dresy, czarną koszulkę polo i
łysą
pałę. Idealnie pasował do swojej
dziewczyny, która miała na sobie różową miniówkę (ledwo zakrywająca tyłek) i bardzo, bardzo
wysokie szpilki. Nie wspominając o napuszonych blond włosach i makijażu rażącym po oczach.
Jeszcze raz spojrzałam na chłopaka, który nadal trzymał moje ramię. Wyrwałam się szybko i
uśmiechnęłam szyderczo.
-Nie denerwuj się bo ci więcej włosów wypadnie, a jak nie chcesz
żeby
twoja dziewczyna
leżała co chwilę na ziemi, to zainwestuj dla niej w trampki. Na takich szczudłach daleko nie
zajedzie.
Mężczyzna zaczerwienił się i spojrzał na mnie z mordem w oczach. Odsunął swoją laskę za
siebie, stając przede mną. Musiałam ostro wykręcić głowę do tyłu by spojrzeć na jego już
bordowa gębę. Podniósł swoje olbrzymie
łapsko.
-Coś ty do mnie kurwa powiedziała?! Chyba dawno nie dostałaś porządnie po pysku!
Czekałam gotowa na jego cios, by odpowiedzieć mu kopniakiem, kiedy coś, a raczej ktoś
powstrzymał
łysą
pałę przed uderzeniem. Spojrzałam zdenerwowana na mojego „wybawcę” i
skamieniałam. Po mojej prawej stronie stał wysoki przystojniak. Jego zmierzwione, ciemne
włosy komponowały się idealnie do równie czarnych oczu i lekkiego zarostu. Miał na sobie t-shirt
z wielkim białym napisem BAD, podkreślającym jego mocno wysportowaną sylwetkę i do tego
skórzane spodnie, jakby dopiero zsiadł z motoru. Wyglądał jak wielki niegrzeczny chłopiec, do
którego lgną tłumy lasek… A wracając do lasek to dziewczyna
łysola
jeszcze przed chwilą
patrząca na mnie z nienawiścią, teraz z jęzorem na wierzchu obserwowała przystojniaka. Jej
chłopak za to patrzył na niego z czystą chęcią mordu.
-Nie
ładnie
tak uderzyć kobietę.- powiedział przystojniak. Nawet jego głos był zmysłowy,
powodujący zapewne u kobiet liczne zawały serc.
-A co mnie to kurwa obchodzi! Co ty moja matka jesteś,
żeby
mnie pouczać?! Jak nie chcesz
dostać w ryj to się odwal!- odparła
łysa
pała wypluwając słowa z ust. Przystojniak nie robiąc
sobie z groźby nic nadal trzymał jego dłoń.
-Odwalę się dopiero jak przeprosisz tą panią.- odpowiedział spoglądając na mnie.
Uśmiechnęłam się szeroko do
łysola.
-No czekam, chyba mamusia nauczyła cię jak to się robi.- ponaglałam.
Kącik ust przystojniaka podniósł się odrobinę. Niestety
łysej
pale nie było do
śmiechu.
-Ty wredna dzi…- nie dokończył zdania padając na kolana z bólu. Nie wiedziałam o co chodzi do
póki nie zauważyłam,
że
przystojniak
ściska
bardzo mocno jego dłoń. Boże, ile on musi mieć siły
żeby
jednym uściskiem ręki powalić przeciętnego mężczyznę na kolana. Albo jest tak silny, albo
łysol
jest aż tak słaby. No cóż… jedno i drugie może okazać się prawdą.
Dziewczyna w miniówce jakby otrząsnęła się z transu i chwyciła przystojniaka za rękę.
Uśmiechnęła się na chwilę, gdy poczuła pod swoimi palcami silną rękę. Ponagliła samą siebie i
wróciła myślami do swojego chłopaka, który nadal klęczy przed wielkoludem. Pierwszy raz w
całym moim
życiu
byłam
świadkiem
tak fałszywych
łez,
które pojawiły się na policzkach
dziewczyny rozmazując oczy i tworząc piękną karykaturę gitarzysty z zespołu KISS.
-Proszę go zostawić, on ma po prostu… problemy…
łatwo
się denerwuje. Niech go pan puści, a
obiecuje,
że
od razu odejdziemy.- zaczęła szlochać (według mnie brzmiało to jak zdychający
pies, ale zachowałam to dla siebie).
-A przeprosiny?- nie dawał za wygraną wielkolud.
Dziewczyna powiedziała ciche „przepraszam” i odeszła razem ze swoim
łysym
chłopakiem,
który trzymał się mocno za opuchniętą i bardzo siną dłoń. Odwróciłam głowę w stronę
wielkoluda.
- Dzięki, ale nie potrzebowałam pomocy. Dałabym sobie radę sama.
Prychnęłam i przymrużyłam oczy. Mężczyzna spojrzał na mnie rozbawionym spojrzeniem.
Cholera! Jak już i tak przystojny facet może się stać jeszcze bardziej przystojny! No to już za
wiele! Boże za dobrze obdarzyłeś tego tu faceta.
-Taa… widziałem, dlatego musiałem interweniować,
żebyś
nie zrobiła mu zbyt wielkiej krzywdy.
Przynajmniej próbował mieć przy tym poważną minę, która niestety marnie mu wychodziła. Co
tylko jeszcze bardziej mnie wkurzyło, ponieważ uświadomiłam sobie,
że
ten oto przystojniak się
ze mnie naśmiewa.
-Myślisz,
że
nie dałabym sobie rady, wyglądam ci na jakąś słabą, szarą myszkę, która da sobą
pomiatać?!
-Tego nie powiedziałem, a jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to bardziej pasujesz mi na kocicę
niż na myszkę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin