Michał Markowski - Ożeniłem się z brzydką dziewczyną (1980).pdf

(5505 KB) Pobierz
M ICHAŁ M ARKOW SKI
Ożeniłem sie ■
z brzydką
dziew czyną
PT -S
OŻENIŁEM SIĘ
Z BRZYDKA DZIEWCZYNĄ
Michał Markowski
OŻENIŁEM SIĘ
Z BRZYDKĄ DZIEWCZYNĄ
(Baśń fantastyczna)
KRAJOW A AGEN CJA W YD A W N IC ZA
R O Z D Z IA Ł I
Wyobraźcie sobie kobietę w sile wieku, pełną godności
i tajemnic. Niech wam zniknie sprzed oczu jej figura. Zaj­
mijcie się jej twarzą. Użyjcie wyobraźni i stwórzcie jej
zielone włosy dziko i bezczelnie spadające na oczy. Oczy
dajcie duże, prostokątne, z przyćmionym blaskiem. Umieść­
cie drugą parę oczu na policzkach. A usta półotwarte niech
odbijają się od szarej cegły i niech gryzą się (koniecznie
niech się gryzą) z oplatającą skronie zielenią.
Otóż włosy są winoroślą, oczy czterema oknami patrzą­
cymi przed siebie, a usta— uchylonymi drzwiami w obliczu
tego domu.
Nie potrafię powiedzieć, gdzie stoi, na jakiej ziemi, ile
liczy lat. Pamiętam tylko, że przypomina głowę kobiety
porzuconą w środku przyciągającego barwami ogrodu.
Ogród ten przyciąga wzrok, potem przyciąga obie nogi,
ręce, tułów. Przez chwilę podróżny, który zaszedł w te
strony walczy z siłą, a ta pcha go, zgina w pół i rzuca z
impetem, z wiatrem, z rozwichrzonymi włosami pod nie­
pospolity wykrój czerwono-czarnych drzwi. Podróżny
patrzy z lękiem w górę, lecz okna przysłonięte rzęsami nie
spotykają jego wzroku, jakby w skupieniu i zamyśleniu
czekały. Podróżny jeszcze raz gładzi szarą i cienko po­
pękaną cegłę, jeszcze raz przybliża twarz ku drzwiom, by
poczuć ciepło dochodzące z wnętrza i...
— Kim jesteś, młody człowieku? — pytają dwie ko­
lumny w mrocznej sali.
Młody człowiek nie odpowiada, cicho i delikatnie stąpa
po posadzce. Och, jak bardzo chciałyby go kolumny zoba­
czyć, ale smuga światła wpuszczona za nim przez drzwi nie
objęła postaci — liznęła kawałek posadzki, rzuciła się szyb­
ko na ścianę i znikła. Drzwi zamknęły się.
— Jest piękny, jest zamyślony — kolumny wymieniły
uwagi pełne kobiecego wdzięku i prostoty.
Człowiek spojrzał na nie i podszedł bliżej, w zmarszcze­
niu jego brwi wisiała wróżba serdecznego śmiechu.
— Jakież one są grube i nieforemne — pomyślał młody
człowiek ale napotkawszy dwie patrzące na niego z przeję­
ciem głowice mimo woli przeprosił je w duchu. Wdzięczne
mu były za przeprosiny. Tłumaczyły, że istotnie są brzyd­
kie, ale to nie ich wina, wymyślały rzeźbiarzom, złemu
światłu i nocy.
Młody człowiek stał już dłuższą chwilę w komnacie,
ale dopiero teraz zauważył postać ukrytą w kącie. Prze­
straszony nie rozpoznał w ciemności płci ani wieku. Do­
strzegł tylko, że kucnęło toto i sapało głośno, a po każdym
sapnięciu wylatywał z mroku kłąb dymu i rozjaśniał się
maleńki punkcik w miejscu, gdzie powinny znajdować się
usta.
— Mężczyzna — pomyślał człowiek (bo nie spotkał
nigdy kobiety tak sapiącej i tak łakomie palącej papierosa).
W dodatku toto posiadało prawdopodobnie wąsik i brzuch.
Pierwsze zdradzało w dziewięćdziesięciu dziewięciu pro­
centach płeć, drugie zaś — łakomstwo i leniwe usposobie­
nie. Nagle wstało toto i zawyło:
— Zostaje.
Człowiek zastanowił się, czy to wyraz ze znakiem zapy­
tania czy tylko z wykrzyknikiem, „Toto” zaś podlazło do
niego w milczeniu i białym papierosem zapaliło knoty
trzymanego lichtarza.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin