J15 A5 ilustr.pdf

(4822 KB) Pobierz
Małgorzata Musierowicz
Język Trolli
Cykl: Jeżycjada Tom 15
Pierwsze wydanie polskie 2004 r.
Projekt okładki i ilustracje Małgorzata Musierowicz
Główną bohaterką jest Stanisława Trolla - koleżanka i wielka
miłość Józinka Pałysa, syna Idy Borejko...
Spis treści:
31 grudnia 2003, środa....................................................................................................................................................3
1 stycznia 2004, czwartek.............................................................................................................................................68
2 stycznia 2004, piątek................................................................................................................................................111
3 stycznia 2004, sobota...............................................................................................................................................167
4 stycznia 2004, niedziela...........................................................................................................................................195
-2-
31 grudnia 2003, środa.
1.
Dziwne uczucie!
W miejscu, gdzie zwykle spokojnie pracowało jego młode
serce, teraz czuł ból.
Albo przynajmniej - coś w rodzaju ucisku.
Był sylwester, siódma wieczór. Siedział z tym uciskiem w piersi
i toczył wewnętrzny monolog, patrząc jednocześnie na idiotyczny
film z gołymi tancerkami - jednakże nikt w domu nie zwracał
uwagi ani na jego odczucia, ani na jego życie wewnętrzne, ani
-3-
nawet - o, dziwo! - na gołe tancerki. Józinku to, Józinku tamto -
zapóźnieni rodzice stroili się przed wyjściem na bal medyka,
podczas gdy ich młodsze dziecko, Łusia, marudziło, że też chce
iść, a film był z chwili na chwilę głupszy.
Józef Pałys, syn Idy z Borejków i Marka, mimo ukończonych
lat dziewięciu zwany wciąż jeszcze Józinkiem (doprawdy,
zabójcza jest ta rodzinna siła bezwładu!), zachowywał się jak
zwykle dwutorowo: siedząc przed telewizorem, odpowiadał
monosylabami lub wręcz wcale, lecz jego żywa myśl wędrowała
w przeszłość, ku przyczynom obecnych przypadłości sercowych.
Do takiej praktyki przywykł od dawna; monologi wewnętrzne
były mu istnym wybawieniem oraz sposobem na przetrwanie.
Matka miała zwyczaj przemawiać do niego w sposób ciągły, i to -
jak sama twierdziła - od pierwszych chwil po jego narodzinach, a
nawet grubo wcześniej. W istocie, pierwszym wspomnieniem,
jakie potrafił przywołać, był dźwięk jej ostrego, nieco piskliwego
głosu: matka nadawała non stop, wierząc (jak najsłuszniej), że
Józinek wszystko słyszy i rozumie. Celem jej było podniesienie
ilorazu inteligencji swojego pierworodnego na taką przynajmniej
wysokość, jaką osiągnął jego genialny kuzyn, starszy o jedenaście
miesięcy Ignacy Grzegorz Stryba. Efekt: IQ Józefa Pałysa
znacznie powyżej zakładanego poziomu, przy jednocześnie
występującej skłonności do rozbudowanego introwertyzmu.
Porozumiewanie się ze światem zewnętrznym ograniczał Józinek
do absolutnie koniecznego minimum, i to z całkowitą
premedytacją. Rodzina uważała go za zajadłego milczka i chyba
żywiła przekonanie, że jest trochę ograniczony - panował bowiem
zwyczaj zwracania się do syna Idy nieco głośniej niż do innych
dzieci, całkiem jakby niedosłyszał. Tłumaczono mu też rzeczy
najzupełniej dla niego oczywiste, a także nieświadomie
ignorowano go przy toczeniu ważnych rozmów (wiele się dzięki
temu nasłuchał!). Ograniczony, hm? - dobre sobie! Tak to pewnie
-4-
i wyglądało z boku. On się tym raczej nie przejmował. W gruncie
rzeczy, to bynajmniej nie dziadek był w rodzinie
najprawdziwszym stoikiem, takim, co mocny jest w myśli i
czynie, nie zaś tylko w gębie!
Kiedy potoki matczynej wymowy ustawały, Józinek bywał
atakowany bezwarunkowymi żądaniami, trudnymi w danym
momencie do spełnienia: mama domagała się od niego
odpowiedzi lub wypowiedzi, gdy tymczasem on, przytłoczony
potęgą jej ekspresji, mógł jedynie milczeć jak debil. Owszem,
nader szybko opanował sztukę mowy lecz, po pierwsze - z
wrodzonej ostrożności wolał zbyt wcześnie tego nie ujawniać, a
po drugie - w takich chwilach zaskoczenia jakoś nie mógł
zaprezentować swych umiejętności i zaspokoić oczekiwań
rodzicielki. W trzecim roku życia wpadł wreszcie na szczęśliwy
pomysł, żeby rzucać jej na odczepnego parę słów w typowo
niemowlęcym narzeczu i ten właśnie bełkocik (wskazane było
upuścić przy tym nieco śliny) jakoś mamę - przynajmniej
chwilowo - satysfakcjonował. Zawsze mu się zdawało, że w
gruncie rzeczy nie interesuje jej, co on ewentualnie miałby do
powiedzenia. Biedaczka, w swej beztrosce - skądinąd przemiłej -
uciekała od istoty rzeczy, poprzestając zaledwie na pozorach
kontaktu. I tak już pozostało do dziś.
W praktyce bieżącej Józef Pałys zachował swoje dawne metody,
nieznacznie je modyfikując w miarę potrzeby. Mówił krótko,
treściwie, zwięźle - natomiast wypracowany od lat system
samoobrony kazał mu rozbudowywać się w głąb. Bogactwo
leksykalne i konstrukcja jego skrywanych wypowiedzi
wprawiłyby zapewne w zdumienie tę część publiczności, która
żyje w przekonaniu, że dziecko to zaledwie kawałek przewodu
pokarmowego, zakończony wlotem i wylotem, a pozbawiony
inteligencji, rozumu, logiki oraz poczucia humoru.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin