Monika Szwaja - Zatoka trujacych jabluszek.pdf

(971 KB) Pobierz
Zatoka Trujących Jabłuszek
Monika Szwaja
SOL (2008)
Monika
Szwaja
zatoka trujących
jabłuszek
- Płyń po morzach i oceanach wiedzy, a kiedy już dobijesz szczęśliwie do brzegu, nieś sławę
naszego liceum, które oby stało się prawdziwą szkołą dla Europejczyków, ludzi światłych i
inteligentnych! Irenko, możesz lać!
Taką to nietypową formułę wodowania wygłosiła lekko wzru-szonym głosem Agnieszka Borowska,
a Irenka Michałek, której udzieliły się emocje, chlusnęła ze sporego kielicha bezalkoholo-wym
szampanem prosto na świeżo wyprasowaną śnieżnobiałą koszulę Dawida Niepiery. Bez mała setka
uczniów nowiutkiej szkoły mieszczącej się w starej szczecińskiej kamienicy przy ulicy Storrady wydała z
siebie radosny wrzask. Liceum wypływało na szerokie wody.
Patent na inaugurację stosowną dla miasta portowego i stocz-niowego wymyśliła kiedyś Agnieszka
w żartach, sugerując zresztą walnięcie Niepiery w łeb butelką prawdziwego szampana. Bystry młodzian
o urodzie gibona przyjął żart za dobrą monetę, z pomocą koleżanki Jagulki Grosik nieco patent
zmodyfikował i opowiedział o wszystkim paru kolesiom, którzy wraz z nimi dwojgiem przeszli do
nowego liceum ze szkoły Rozbickich. Kolesie łyknęli pomysł i udali się do pani dyrektor z petycją, aby w
taki właśnie sposób szkółkę zwodować. Zawsze to jakaś zabawa - rozumowali słusznie.
Uroczystość odbyła się dokładnie wtedy, kiedy uczniowie pozostałych szkół kraju w pozycji na
baczność słuchali drętwych przemówień swoich dyrektorów. Tu nikt nie stał na baczność.
Uczniowie i nauczyciele zebrali się przed budynkiem, grupa ini-cjatywna z drugiej klasy sprawnie
rozdała obecnym plastikowe kieliszki-szampanki, a kiedy Niepiera był już mokry, strzeliły korki
pozostałych butelek i złocisty, bąbelkowy, choć bezalkoholowy napój popłynął do owych szampanek.
Wyjaśnijmy jeszcze, że zaszczytu bycia oblanym dostąpił nasz stary przyjaciel gibon, ponieważ to on
figurował na liście uczniów pod numerem pierwszym. Oblewająca Irenka Michałek z kolei zapisała się
do liceum na Storrady ostatnia. Niczego nie pozostawiono przypadkowi.
- Wznieśmy kielichy! - Donośny głos profesora Frajmana od biologii z łatwością górował nad
rozchichotaną młodzieżą. -
Niech żyje nasza szkoła! Evviva studio!
Młodzież nie wiedziała, co to znaczy „evviva studio”, wrzasnęła więc kolektywnie „hura!” i wypiła
to, co miała nalane.
Znaczy „szampan Piccolo o smaku brzoskwiniowym”, raczej ohydnym.
- Ależ to świństwo - powiedział pogodnie Frajman. - Nikt mi nie wmówi, że dobrze jest być
dzieckiem. Agnieszko, wygłosisz mowę?
- Jasne! - Dyrektorka i współwłaścicielka liceum promieniała, co z kolei przyprawiało o radosne
bicie serca stojącego obok współwłaściciela szkoły i jej (Agnieszki, nie szkoły) aktualnego amanta -
notariusza Brańskiego. Amanta, dodajmy, absolutnie prawdziwego. Agnieszka nie musiała sobie tym
razem wyobrażać romansu, bowiem notariusz leciał na nią jak szalony i przy każdej okazji dawał temu
wyraz. Zerknęła w jego kierunku i zobaczyła człowieka doskonale szczęśliwego.
Troszkę ją to zaniepokoiło, ale nie pora teraz była na życie osobiste. - Jurek, a może ty im coś
powiesz?
Brański tylko pokręcił głową. To był JEJ dzień. Zrozumiała jego intencje i zwróciła się w stronę
wciąż chichoczącego tłumku.
- Halo, halo - powiedziała głośno. - Będę do was mówić! Dajcie mi szansę!
Nie używała żadnego nagłośnienia, jednak była doskonale sły-szalna. Młodzi ludzie przestali
hałasować, zaintrygowani dziwną w sumie dyrektorką. Wprawdzie wszyscy ją już znali ze wstępnych
rozmów kwalifikacyjnych, ale teraz okazja była oficjalna, dyrekcja powinna wbić się w garsonkę i gadać
do mikrofonu co najmniej kwadrans, nie przejmując się. czy ktoś jej słucha, czy nie. Ta cała Borowska
miała na sobie obfitą kwiecistą suknię do kostek, bardzo elegancką, stonowaną kolorystycznie i
absolutnie nieurzę-dową. Niektórym bardziej oczytanym uczennicom skojarzyła się z blond włosa wersją
Scarlett O’Hary. Taki jakiś miała ten sznyt. Niestety, brakowało w jej otoczeniu Rhetta Butlera. Choć
było paru przystojniaków, w tym cherubiński blondyn z niebieskimi oczkami i wstrząsająco długimi
rzęsami. Kilka dziewczyn zdążyło się już założyć, do czego to ciacho w szkole służy. Przeważała opinia,
że jest wuefistą. Wyglądał na wuefistę. Choć mógłby mieć potężniejszą klatę.
Agnieszka przedstawiła Brańskiego i grono nauczycielskie.
Wuefistą bez klaty okazał się fizykiem. Boże, jaki on ma cudny ten uśmiech! Chemik też nie
najgorszy… Za to gość od biologii to egzot jakiś kłapciaty, najbrzydszy belfer świata. Pchają się do niego
różni tacy, co wyglądają, jakby go znali. Ach, to ci, co tu przyszli razem z dyrektorką i częścią
nauczycieli. Może coś w nim jest. A te nauczycielki rozpromienione takie, zadowolone, bez sensu,
przecież wakacje właśnie się skończyły, a nie dopiero zaczynają. I też poubierane jak nie do szkoły. No,
nie wszystkie, część. Trzeba przyznać, że nie wyzywająco. Elegancko, ale swobodnie. Stanowiły rażący
kontrast z większością uczennic, które przyodziały się w konwencjonalne białe bluzki i ciemne spódnice.
Dyrektorka skończyła pobieżną prezentację nauczycieli i leciała dalej.
- Nie wiem, czy lubicie długie, ideologiczne przemówienia - tu zabrzmiało ciche, ale stanowcze
buczenie. - Ja nie przepadam, zwłaszcza kiedy sama mam je wygłaszać. W związku z tym niczego już nie
wygłoszę, tylko będę życzyła nam wszystkim przyjemnej współpracy. Cała reszta dotrze się w praniu.
Proponuję, żebyście udali się do swoich gabinetów. Każda klasa będzie gospodarzem jakiegoś
gabinetu, poznacie się nawzajem, moi koledzy podadzą wam podstawowe komunikaty porządkowe i
pożegnamy się do jutra. Chyba że macie teraz do mnie jakieś pytania, to chętnie odpowiem.
Zapadła normalna w takich okolicznościach cisza, którą po chwili przerwał na poły nieśmiały, na
poły arogancki pisk:
- Czy możemy ubierać się tak jak pani?
Dwie czy trzy nowe nauczycielki prychnęły karcąco, ale dyrektorka nawet się nie uśmiechnęła.
- Jasne. W naszej szkole nie obowiązuje umundurowanie.
Ogranicza nas tylko poczucie stosowności. To znaczy może być kolorowo, ale nie wściekle
kolorowo, i prosimy, żeby nie eksponować przesadnie swoich wdzięków. W sensie dekolty i wprost
przeciwnie.
- Co to znaczy „wprost przeciwnie”? - zapiszczał inny głos skontrapunktowany przez męski
rechocik.
- Tyłek na wierzchu - objaśniła uprzejmie dyrektorka. - W
szkole… zresztą nie tylko… jest objawem złego gustu.
Uważamy, że bycie bezguściem to wprawdzie nie grzech, ale duży wstyd.
Kilka panienek zaczerwieniło się gwałtownie i usiłowało bezskutecznie obciągnąć na sobie
mikroskopijne kawałki materiału występujące w roli spódniczek. Notariusz Brański wewnętrznie pękał
ze śmiechu, ale trzymał się dzielnie i wyglądał jak uosobienie obojętności. Agnieszka podobała mu się
jak nigdy.
A właściwie jak zawsze. Co za wspaniała kobieta!
Wspaniała kobieta skonstatowała, że więcej pytań nie ma, i zaprosiła wszystkich do szkoły. Tuż za
drzwiami oczy dziewcząt ucieszył woźny i konserwator Marcin, posiadacz imponującej klaty,
wywijający klasycznym szkolnym dzwonkiem.
Uczniowie nie wiedzieli jeszcze, że dzwonek w tej szkole stanie się wytącznie rekwizytem
okazjonalnym. Na co dzień granice lekcji i przerw wyznaczać będzie jedynie zegarek nauczyciela.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin