Pomerania Maj 1995.pdf

(31367 KB) Pobierz
POMERANIA’
Miesięcznik społeczno-kulturalny Maj 1995
Cena 1,5 zł/15 000 zl
Indeks
371939
P
ISSN
L
0238-9045
y Ponury cień Sophienwalde
prawa Mädchen z Oliwy Co będzie z Północą?
L
Nr 5 (265) Rok zal 1963
P
omerania
Moj 1995
Gertrude Schneider
Marek Orski
Małgorzata Sikorska
Max Pechstein
Stanisław Pestka
Bjom Engholm
Józef Borzyszko wski
Kalina Zabuska
Zbigniew Babiarz-Zych
Jerzy Kałdowski
Stach z Lęborka
Wojciech Wencel
Z prof. Józefą Wnukową
rozmawia
Henryka Dobosz
s.j.
Alojzy Nagel
s.j.
Bożena Szymańska
Adam Bigus
Nie dokończona droga
Cień Sophienwalde
Olivaer Mädchen.
Wspomnienia Felicji Kozłowskiej
Wyjęty spod prawa
Do przodu ruchami ślimaka
Szansa Północy
Erich Brost
Między Gdańskiem a Berlinem
Szacunek do kultury
Bracia Raszejowie
Naszó Mania
Koniec marca; Tarcza
2
3
15
20
25
29
30
32
35
38
40
41
Kiedy dotarliśmy do stacji z napisem
„Sophienwalde”, był prawie wieczór.
Milczący wartownik skinął, żebym ze­
skoczyła z wagonu. Przeszliśmy może
ze sto metrów, gdy przed nami wyłonił
się znany zarys obozu - druty kolczaste
i wieżyczki strażnicze. Niezwykła była
tylko zabudowa - jakieś małe, dziwne
baraczki.
Nie dokończona droga,
str. 2
Obiegowe, emocjonalne klisze pojęcio­
we sprawiają, że zdarzenia historyczne
są bardziej przedmiotem wiary niż re­
fleksji. „Płonąca granica”, „germańska
nawała”, „furror teutonicus”, „dziesięć
wieków zmagań Polski z niemczyzną”,
„odwieczny Drang nach Osten” itp. -
oto zbitki emocjonalne, które w po­
szczególnych środowiskach mają zna­
czenie wartościujące.
Do przodu ruchami ślimaka,
str. 25
Na okładce: „Oblężenie Gdańska w 1807 roku”. Rycina ze zbiorów Biblioteki
Gdańskiej PAN. Repr. fot. Alicja Firynowicz
Na wewnętrznej stronie okładki oraz na stronie 24 zdjęcia archiwalne z Biblioteki
Gdańskiej PAN. Fotografie 1-6 dokumentują ostatnie dni wojny w Gdańsku, 7-12
pierwsze trzy miesiące po wyzwoleniu.
Na zdjęciach: 1. płonąca Wyspa Spichrzów; 5. ul. Św. Ducha; 6. ul. Św. Trójcy;
8. Długi Targ; 9. Święto Morza z udziałem B. Bieruta, genarała radzieckiego
S. Mikulskiego i marszałka M. Rola-Żymierskiego; 11.1 Maja, pochód odbierają gen.
S. Mikulski i prezydent Gdańska Kotus-Jankowski; 12. pierwszy tramwaj.
Długie życie upartej dziewczynki
Roczezna Alojzego Nagła
Jezes e Pioter; Moja wies;
Szemon Cyrenejczik
Stolemowcy w koloratkach
Usódca pomorsczich biogramów
Z kartesczi stronę
Niezapomniany wypoczynek
z „Przymorzem”
42
46
47
48
48
49
50
51
54
57
59
59
61
67
Tomasz Wicherkiewicz
Dariusz Piasek
s.j.
C.P.
Słowenia, Friulia, Gryzonia
Siadami przydrożnych świętych (11)
Ostatnia podróż św. Wojciecha
Pożegnanie Izabelli Trojanowskiej
Książki
Listy
Klęka
Kow.
Bogna Jakubowska
Informacje regionalne
Przeszłość pięknem znaczona
Najstarsza Madonna gdańska.
Między domysłem a rzeczywistością
70
Numer wydano dzięki dotacji Ministerstwa Kultury i Sztuki
Wydawca: Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
Adres redakcji: Slraganiarska 20-22,80-837 Gdańsk, tel. 31-90-16
Konto: BG IV Oddz. Gdańsk 301817-664390-132
Redakcja: Stanisław Jankę, Cezary Obracht-Prondzyński (redaktor naczelny)
Krystyna Puzdrowska (sekretarz redakcji), Jan Misiek (opracowanie
graficzne), Ewa Judycka (korekta), Stanisław Geppert (komputerowe łamanie).
Kolegium: Eugeniusz Gołąbk, Jerzy Kiedrowski, Kazimierz Ostrowski, Maria
Pająkowska, Wiktor Pepliński, Jerzy Samp, Brunon Synak,
Edmund Szczesiak
Druk: Drukarnia Wyższego Seminarium Duchownego „Bemardinum”
pl. Mariacki 7, 83-130 Pelplin
Redakcja zastrzega sobie prawo skracania artykułów oraz zmiany tytułów.
Prosimy o przekazywanie materiałów na dyskietkach.
Gertrude
DOKOŃCZONA
A
by dotrzeć do mieszkańców Dziemian, kiedyś Sophienwal­
de, odszukałam miejscowego księdza i poprosiłam o pomoc.
Przez Eryka, mojego męża, który służył mi za tłumacza, po­
wiedziałam księdzu, że prowadzę badania na temat obozów
filialnych Stutthofu. Ksiądz Ireneusz Lehmann okazał się
bardzo uprzejmy. „ Z przyjemnością pani pomogę - powie­
dział. - Przedstawię paniąparu starszym ludziom, którzy stąd
pochodzą. Pamiętają obóz. A jakjuż pani skończy - dodał -
proszę wstąpić do mnie, na ulicę Robotniczą 1, bo ta droga
kończy się właśnie w moim domu... a te Żydówki nigdy jej
nie ukończyły”.
ziemiany to mała, senna wioska położona między Choj­
nicami a Gdańskiem. Ładne to miejsce, z malowni­
czym jeziorkiem, staroświeckim dworcem i pięknym ko­
ściołem. W pobliżu znajdująsię stare kamieniołomy i wiel­
ki tartak koło stacji, w którym pracująmieszkańcy Dziemian.
Większość mieszka w małych, ładnie utrzymanych domkach;
niektórzy trzymają parę kurek, inni kilka uli. Dużo tam ro­
werów i motocykli, a nawet parę samochodów. Jest tam też
kilka budynków z czerwonej cegły, które jakoś nie pasują
do tego otoczenia. To dawne koszary SS, w których obec­
nie mieszkajądziemianie. Na pierwszy rzut oka Dziemiany
niczym się nie wyróżniają: są dziwnie ciche i jakby na po­
boczu życia - po prostu jedna z licznych wiosek w tej czę­
ści Polski. A jednak w jej historii czai się złowróżbny cień.
W 1944 roku Dziemiany nazywały się Sophienwalde i
miały być częścią ogromnego programu „Wielobok”, kie­
rowanego przez Obersturmbannfuehrera Otto Neubauera.
„Wielobok” był częściąszerszego programu, zaprojektowa­
nego przez niemieckich planistów na rozkaz Reichsfuehre-
ra SS Heinricha Himmlera. Miał rozciągać się na obszarze
ponad pięciuset kilometrów kwadratowych. Zezwolenie na
zamieszkiwanie na tym terenie mieli otrzymać wyłącznie Nie­
mcy. Miał to być teren ćwiczeń i manewrów dla oddziałów
SS i Wehrmachtu. W obszernej korespondencji pomiędzy
Himmlerem i Oswaldem Pohlem, który był odpowiedzial­
ny za rozwój gospodarczy, w tym również za pracę więź­
niów obozów koncentracyjnych i ich ograbianie, postano-
Marek Orski
Cień Sophienwalde
Profesor dr Gertrude Schneider,
więźniarka obozów koncentracyj­
nych, swoje zawodowe życie pod­
porządkowała ukazywaniu praw­
dziwego, pozbawionego osobi­
stych emocji, oblicza hitleryzmu.
Do tej pory ukazały się trzy jej
książki. Ostatnia, zatytułowana
„Nie dokończona droga. Żydzi z
Łotwy, którzy przeżyli. Z perspek­
tywy czasu” (The Unfinished road:
Jewish survivors of Latvia. Look
back.), zawiera relacje Żydów z po­
bytu w miejscach deportacji na
Łotwie oraz autorki z obozu kon­
centracyjnego Stutthof i jego filii
w Dziemianach (Sophienwalde).
Gertrude Schneider jest ponadto
autorką licznych artykułów i roz­
praw na temat zagłady Żydów.
Wygłosiła również wiele wykła­
dów o Holocauście na uniwersy­
tetach w USA i Kanadzie. We
wrześniu ubiegłego roku była go­
ściem Muzeum Stutthof w Sztu­
towie i uczestnikiem konferencji
naukowej „Losy Żydów w regio­
nie nadbałtyckim”. Od pięciu lat
współpracuje z Muzeum Stutthof,
które w oparciu o jej wcześniej­
sze relacje, złożone podczas poby­
tu w Polsce w roku 1990, przygo­
towało opracowanie dotyczące
dziejów żydowskiej filii KL Stutt­
hof w Dziemianach (M. Orski,
„Poligon SS na Pomorzu Gdań­
skim. Filia obozu koncentracyj­
nego Stutthof i obozy dla ludno­
ści cywilnej ewakuowanej z War­
szawy”, 1992).
Gertrude Schneider, z domu Hir­
schhorn, urodziłasię 27 maja 1928
roku w Wiedniu. 10 lutego 1942
roku wraz z całą rodziną została
deportowana do Rygi na Łotwie,
gdzie najpierw przebywała w get­
cie, później, od września 1943 ro­
ku, w obozie koncentracyjnym
Kaiserwald, znajdującym się na
przedmieściach Rygi. Do obozu
koncentracyjnego Stutthof przy­
była 9 sierpnia 1944 roku w trans­
porcie więźniów żydowskich, li­
czącym 6832 osoby. Razem z nią
przesłani zostali rodzice, Charlot­
te i Pinkas Hirschhorn oraz siostra
Rita. Ojciec Pinkas w połowie
1944 roku przewieziony został do
KL Buchenwald. Zmarł tam w
przeddzień wyzwolenia obozu
przez aliantów.
Matka i siostra po dwóch tygo­
dniach pobytu w Stutthofie zosta­
ły przeniesione do nowo powsta­
łej filii obozu w Dziemianach (Au-
ssenarbeitslager Bruss). W kilka ty­
godni później G. Schneider dołą­
czyła do nich. Połączenie się ro­
dziny, jej losy w obozie, aż do wy­
zwolenia, to splot szczęśliwych i
nieprawdopodobnych wprost o-
koliczności, o których drobiazgo­
wo pisze autorka w „Nie dokoń­
czonej drodze”. Relacja ta, którą
przedrukowujemy za zgodą autor­
ki, to unikatowe świadectwo po­
bytu Żydów w filii KL Stutthof w
Dziemianach.
Obóz w Sophienwalde, utwo­
rzony na mocy specjalnego rozka­
zu komendanta KL Stutthof z 24
sierpnia 1944 roku, znajdował się
na terenie będącego w fazie budo­
wy poligonu SS i Wehrmachtu -
Truppen Übungsplatz „Westpreus-
sen”. Budowa ogromnego placu
wiono, że priorytetowym zadaniem będzie budowa koszar
dla wojskowych i SS oraz budowa dróg. Materiały do rea­
lizacji tego planu były pod ręką. Kopalnia kamienia i dre­
wno do budowy na miejscu - w Sophienwalde. Cegłę mia­
no produkować w Bruss, obecnie Brusach, leżących zale­
dwie 10 kilometrów na południe od Sophienwalde. A jeśli
chodzi o robotników, to, no tak, oni też byli pod ręką. Był
przecież obóz dla 200 Holendrów zesłanych do Reichu na
roboty, była osada 500 wysiedleńców z Warszawy oraz o-
koło 50 mężczyzn i kobiet sprowadzonych z podobnego o-
siedla w Potulicach. Na koniec, ale nie mniej ważne, tylko
35 kilometrów na wschód od Gdańska, a więc właściwie w
zasięgu ręki, był obóz koncentracyjny i eksterminacyjny
Stutthof, gdzie Niemcy mogli zaopatrywać się w najtańszą
siłę roboczą. Mogli i dostawali - Żydówki.
Latem 1944 roku Stutthof pękał w szwach. Pierwotnie był
obozem koncentracyjnym, przeznaczonym przede wszy­
stkim dla Polaków, ale kurcząca się linia frontu i nadmiar
więźniów w Auschwitz i podobnych miejscach, przekształ­
ciły go w obóz śmierci. Stworzono w nim specjalną część
dla Żydów, wyposażoną w izbę chorych i małą komorę ga­
zową. Krematorium, choć powiększone, i tak nie było w sta­
nie sprostać potrzebom.
Choć komora gazowa, jak wszystkie inne podobne urzą­
dzenia, była mała, to jednak co 30 minut mogła „obsłużyć”
od 50 do 60 Żydów. Ponieważ pracowała na okrągło, dwa­
dzieścia czteiy godziny na dobę, tuż obok ofiar, czekających
w kolejce na swój koniec, nawet gdy dodano nowe krema­
torium, ciał do kremacji i tak było za dużo. By zaradzić tej
nieznośnej sytuacji, rozkazano więźniom wykopać przy sa­
mym obozie żydowskim kilka wielkich rowów, w których
zaczęto palić nadmiar zwłok. Smród powstały przy tej ope­
racji bił w nozdrza na długo przedtem, zanim z oddali wy­
nurzał się obóz.
Sam obóz, od strony głównej drogi wyglądał całkiem zachę­
cająco. Długie, niskie budynki pyszniły się zielonymi okien­
nicami, a wokół nich mieniły się kolorami piękne kwiaty, po­
sadzone wśród dorodnej i starannie utrzymanej murawy.
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin