Cole Martina - Uwikłani.doc

(1804 KB) Pobierz
martina

Martina Cole

UWIKŁANI

Z angielskiego przełożył

GRZEGORZ KOŁODZIEJCZYK

 

Panu i Pani Whiteside.

Christopherowi i Karinie.

Z miłością dla obojga.

Oraz

Lewisowi i Freddiemu, moim dwóm małym Kahuna Burgerom!

Chciałabym także podziękować wszystkim, którzy dotrzymywali mi towarzystwa w czasie długich nocy spędzonych na pisaniu. A są to:

Beenie Man, David Bowie, Pink Floyd, Barrington Levy, Usher, 50 Cent, Free, Ms Dynamite, The Stones, The Doors, Oasis, The Prodigy, Bob Marley, Neil Young, Otis Redding, Isaac Hayes, Janis Joplin, Ian Dury, Clint Eastwood and General Saint, Bessie Smith, Muddy Waters, Charles Mingus, Edith Piaf, Canned Heat, Steel Pulse, Peter Tosh, Alabama 3…

To tylko niektórzy.

Prolog

1984

Lena Summers spojrzała na najstarszą córkę z niedowierzaniem i odrazą.

Żartujesz?

Jackie Jackson roześmiała się hałaśliwie. Miała głośny, radosny śmiech, który maskował ukrytą pod powierzchnią złośliwość.

Zobaczysz, że mu się spodoba, mamo. Po sześciu latach w pudle chętnie się zabawi.

Lena pokręciła głową i westchnęła.

Odbiło ci? Chcesz mu urządzić przyjęcie po tych wszystkich numerach, które wykręcił? – W jej głosie czuło się hamowany gniew. – Nawet kiedy go zamykali, nie przestał romansować z dziwkami!

Jackie zamknęła oczy, jakby chciała w ten sposób odciąć się od prawdy zawartej w słowach matki. Znała swojego męża lepiej niż ktokolwiek i takie tyrady na jego temat były zbyteczne.

Dajże spokój, mamo. To mój mąż, ojciec moich dzieci. Dostał nauczkę i teraz wszystko się ułoży.

Lena ze zdumienia wydęła usta.

Znowu się naćpałaś?

Jackie westchnęła ciężko, powstrzymując się, by nie krzyknąć na matkę.

Nie pleć głupstw. Chcę po prostu przywitać go w domu, to wszystko.

Na mnie nie licz.

Jackie wzruszyła ramionami.

Twoja sprawa. Pieprzę to.

Joseph Summers poderwał głowę znad gazety i warknął:

Nie odzywaj się tak do matki.

Jackie wykrzywiła komicznie twarz, udając zaskoczenie.

Ach, rozumiem, papciu – rzuciła sarkastycznie. – Chcesz pożyczyć parę funtów, tak?

Lena powstrzymała uśmiech. Jackie, obok rozlicznych wad, miała nadzwyczajną umiejętność trafiania w sedno. Ojciec wsunął z powrotem nos w gazetę, a Jackie uśmiechnęła się do matki.

Mogłabyś ustąpić, mamo. Cała jego rodzina przyjdzie.

Lena, sięgając po papierosy, żachnęła się:

Tym bardziej powinnam trzymać się z daleka. Jacksonowie to jedna wielka banda parszywych łobuzów. Przypomnij sobie, jak było ostatnim razem.

Grube rysy Jackie znów się wykrzywiły; z widocznym trudem hamowała złość.

To była twoja wina, mamo, i dobrze o tym wiesz – wycedziła przez zęby.

Zacisnęła pięści. Lena spoglądała na kipiącą gniewem najstarszą córkę. Już jako dziecko taka była: wystarczyło jedno słowo, by wywołać u niej atak furii.

W jej oczach pojawiły się łzy. Lena wiedziała, że musi ją udobruchać, bo inaczej trzeba będzie zmierzyć się z konsekwencjami. Miała już tego szczerze dość, a poza tym była ciekawa, jak więzienie wpłynęło na zięcia.

Już dobrze, przyjdę. Uszy do góry.

A ja mam w dupie wasze przyjęcie powitalne.

Mówiąc to, Joe zerwał się i wybiegł z pokoju; po chwili z kuchni doszły odgłosy stawiania czajnika na gazie.

Nie martw się, zaciągnę go.

Ale już żałowała swojej decyzji.

♦ ♦ ♦

Spójrzcie na niego! Ktoś by pomyślał, że niedawno wypuścili go z paki!

Mężczyźni parsknęli śmiechem.

Widzieli pryszczaty tyłek kumpla posuwającego małą Azjatkę, którą zamówili dla niego wieczorem. Wczoraj wyszedł z więzienia Shepton Mallet, gdzie spędził ostatnie sześć lat. Był to zakład otwarty. Przyjaciele przyjechali po niego limuzyną. Zabrali także ze sobą jego dziewczynę Tracey oraz spory zapas alkoholu. Tracey miała dość, zanim dotarli do tunelu Dartford, więc ku jej niezadowoleniu wyrzucili ją przy hotelu Crossways. Wtedy ruszyli do Londynu, a ich kumpel przelatywał każdą, która się nawinęła. Spóźniał się do domu, ale żaden z kumpli nie miał odwagi mu o tym przypomnieć. Był pijany i agresywny, i nikt nie chciał mu się narażać. Freddie Jackson był brutalem, był wkurzającym skurczybykiem, ale i tak go lubili.

Odsiedział sześć lat z dziewięcioletniego wyroku za posiadanie broni palnej, usiłowanie zabójstwa i niebezpieczną napaść i był bardzo z tego dumny. W więzieniu trafił między ludzi, których uważał za śmietankę przestępczego podziemia i teraz, po wyjściu, uważał się za jednego z nich.

To, że wszyscy oni odsiadywali wyroki powyżej piętnastu lat, nie stanowiło dla niego najmniejszej różnicy. W swoim pojęciu był Sonnym Corleone. Gościem, z którym należy się liczyć.

Freddie zawsze wielbił Sonny'ego i nie rozumiał, jak można było pozbawić życia takiego bohatera. To on, a nie ten cienki kurdupel Michael, rządził i budził strach. Freddie widział w sobie Ojca chrzestnego Południowego Wschodu. Tego, który naprawia krzywdy, sieje pożogę, a oprócz tego robi fortunę w podziemnym świecie.

Dość drobnych kantów. Teraz zagra o główną nagrodę i ją zdobędzie.

Zsunął się ze spoconej dziewczyny. Była ładna, a nieobecny wyraz jej twarzy stanowił dlań dowód, że kobiety do czegoś się przydają.

Spojrzał na zegarek i westchnął. Jeśli nie weźmie dupy w troki, Jackie oberwie mu jaja. Uśmiechnął się do dziewczyny i zeskoczył z łóżka.

No, koledzy, ruszać się! Trzeba uzgodnić zeznania! – krzyknął gromko.

Danny Baxter aż jęknął w środku, ale zrobił zachwyconą minę. Zdążył już zapomnieć, jakie gorączkowe i niebezpieczne jest życie u boku Freddiego Jacksona.

Kuzyn Jacksona, Jimmy, także się uśmiechnął. Był rozwodnioną podobizną Freddiego, a chciał być taki jak on. Odwiedzał go w więzieniu z nabożną regularnością i Freddie to docenił. Lubił tego chłopaka za jego zapał. Poza tym Jimmy był tylko o dziewięć lat młodszy od niego. Mieli ze sobą wiele wspólnego.

Dzisiaj pokaże Jimmy'emu, do czego jest zdolny.

♦ ♦ ♦

Maggie Summers miała czternaście lat, ale wyglądała na osiemnaście. Podobna do starszej siostry, była jednak szczuplejsza i zgrabniejsza. Miała delikatną skórę bardzo młodej dziewczyny i bielutkie zęby bez śladów dymu tytoniowego i zaniedbania. Duże niebieskie oczy były szeroko rozstawione i pełne życzliwości. Umiała się o siebie zatroszczyć tak jak starsza siostra, lecz w przeciwieństwie do tamtej nieczęsto musiała to robić. Na razie.

Miała zaledwie metr pięćdziesiąt i długie nogi jak na swój wzrost. Poza tym była całkowicie nieświadoma swojej urody. W szkolnym mundurku złożonym z czarnej spódniczki mini, białej koszuli i granatowego swetra wyglądała tak, jakby wracała z pracy, a nie ze szkoły. I właśnie o to jej chodziło.

Lisa Dolan, która była czasem przyjaciółką, a czasem wrogiem, zapytała wesoło:

Twoja siostra robi dzisiaj imprezę, tak?

Maggie skinęła głową.

Chcę jej trochę pomóc. Idziesz ze mną?

Jasne! – odparła z uśmiechem Lisa.

Wiedziała, że jeśli pomoże, może liczyć na zaproszenie. Zaczęły iść równym krokiem. Lisa, która miała ciemne włosy i zęby jak zając, powiedziała cicho:

Gina mówi, że Freddie Jackson wczoraj wyszedł. Ale to nie może być prawda.

Maggie westchnęła. Gina Davis była siostrą Tracey Davis, a to oznaczało, że w jej słowach może być ziarno prawdy. Znaczyło to również, że Jackie potwornie się wścieknie, jeśli o tym usłyszy. Tracey spotykała się z Freddiem w czasie, gdy go aresztowano, ale miała dość rozsądku, by trzymać się z dala od rozprawy. Maggie myślała, że ten romans umarł śmiercią naturalną, ale najwyraźniej się myliła. Mama nie dawała jej spokoju; nie mogła znieść, że córka jest w taki sposób upokarzana przez męża. Wzięła sprawy w swoje ręce, poszła do ojca Tracey, a ten rozgniewany zapewnił ją, że sprawa jest raz na zawsze skończona. Tracey miała wówczas zaledwie piętnaście lat. Później urodziła chłopców bliźniaków, ale nie mogła to być sprawka Freddiego, bo dzieci miały zaledwie półtora roku. Prawdę powiedziawszy, nawet sama Tracey nie wiedziała, kto jest ich ojcem. Była jednak w typie Freddiego: wysoka i piersiasta. A zdaniem Leny dla zięcia tylko to się liczyło.

Dzięki matce Maggie była na bieżąco ze wszystkim, co działo się wokół. Lena miała oko na każdego, a jeśli czegoś nie wiedziała, w nieprawdopodobny sposób potrafiła to wywęszyć. O wyjściu Freddiego z więzienia dowiedziała się jednak dopiero teraz.

Nie znoszę Giny, to kłamczucha, a gdyby moja siostra się dowiedziała…

Maggie nie dokończyła zdania. Mimo to powiedziała, co trzeba, nie wdając się w szczegóły. Lisa nie będzie chciała, żeby Jackie wzięła ją w krzyżowy ogień pytań, więc zachowa informację dla siebie.

Lisa pobladła i szybko zmieniła temat.

♦ ♦ ♦

Leon Butcher był niskim tęgim mężczyzną z zębami ciemnymi od papierosów i brzuchem piwosza. Mieszkał ze starą matką w zagraconym dwupokojowym mieszkaniu. Był Wujkiem, czyli pożyczał niewielkie kwoty pod zastaw przedmiotów, zwykle biżuterii. Właśnie oglądał pierścionek zaręczynowy z osiemnastokaratowego złota z diamentami. Diamenty były pierwszej klasy: piękne i doskonale obsadzone. Uśmiechnął się do dziewczynki, która najwyraźniej zwędziła pierścionek którejś z krewnych. Jej zapadnięte oczy świadczyły o tym, że jest ćpunką.

Mogę dać pięćdziesiąt funtów, nie więcej – rzekł łagodnie.

Pierścionek był wart dziesięć razy tyle i dziewczynka o tym wiedziała.

Leon rzucił klejnot na brudny stół kuchenny, zdjął monokl, a potem zapalił papierosa i głęboko się zaciągnął. Poczeka. Grał w tę grę wiele razy.

Po chwili długiej jak wiek dziewczynka powiedziała cicho:

Zgoda.

Leon podszedł do szuflady i wyjął zwitek banknotów. Odwróciwszy się, zobaczył w drzwiach kuchni Freddiego Jacksona.

Cześć, Leon – odezwał się pijackim głosem Freddie. – Dla mnie ta forsa?

Dziewczynka wstała niepewnie, wyczuwając napięcie w powietrzu.

Dawaj ją, to moja rekompensata.

Leon drżącą ręką oddał pieniądze.

Freddie szybko odliczył pięć dwudziestek i wręczył je dziewczynie.

To twój pierścionek, skarbie?

Skinęła głową.

Weź go i zapomnij, że tu byłaś.

Uśmiechnął się do niej i jego przystojna twarz nagle wydała się miła i przystępna. Dziewczynka wzięła pierścionek i pośpiesznie wyszła.

A więc zostaliśmy sami, Leon – rzekł Freddie, zbliżając się groźnie do niższego mężczyzny.

Czego chcesz, Freddie?

Jackson przyglądał mu się przez kilka sekund, a potem odparł cicho:

Pytasz, czego chcę? Chcę ciebie.

Uderzył go w podbrzusze i Leon osunął się na kolana. Freddie wziął zamach nogą i walnął go kolanem w twarz. Głowa Leona odskoczyła w tył i uderzyła w melaminową szafkę. Leon zwinął się w kłębek, poddając się ze stoickim spokojem kopniakom. Zmęczywszy się, Freddie spojrzał na zakrwawioną ofiarę.

Możesz oskarżyć mnie o napaść, ty pierdolony kablu. A teraz gadaj, gdzie jest skarbonka?

Kopniak w jądra zmusił Leona do odpowiedzi:

W sypialni.

Freddie bezlitośnie postawił go na nogi i wepchnął do pokoju.

Przynieś.

Wszedł za Leonem do środka i obserwował, jak ten z trudem wydobywa spod łóżka drewnianą skrzyneczkę.

Freddie otworzył ją i zobaczył, że jest po brzegi wypełniona zwitkami banknotów i biżuterią. Wziął skrzynkę pod pachę.

Przez ciebie odkiblowałem sześć lat. Radzę ci się wyprowadzić, bo zawsze będę do ciebie wracał. Zrozumiałeś?

Leon wciąż trzymał się na nogach i Freddie poczuł dla niego odrobinę podziwu. Skopał go tak solidnie, że przez tygodnie facet będzie szczał krwią. Musiał dać mu nauczkę.

Leon był tylko świadkiem, i to nie ze swojej winy. Gliny zmusiły go do składania zeznań i Freddie o tym wiedział, w jego oczach nie umniejszało to jednak zbrodni Leona. Powinien był sam pójść do kryminału jak mężczyzna, zamiast jego wkopywać.

Wychodził z mieszkania, pogwizdując. Odwalił kawał dobrej roboty.

Danny Baxter zobaczył, jak Freddie zmierza w stronę limuzyny z drewnianą skrzyneczką pod pachą, uśmiechnął się, widząc, że zatrzymuje się, by zagadnąć dziewczynę z wózkiem. Na tym osiedlu było takich mnóstwo, a Freddie traktował je jak swój chleb powszedni, jeśli tylko miały mieszkanko i nic do roboty. Rzucał im parę funtów i były mu na wieki wdzięczne.

Nie przepuści żadnej obcej babce.

Danny westchnął. Dziewiętnastoletni kuzyn Freddiego, Jimmy, musiał się niejednego nauczyć o Freddiem Jacksonie.

Nie ma to nic wspólnego z tym, że kiblował, Freddie zawsze taki był. Nazywaliśmy go „Czujny i zwarty”. Żebyś ty widział, jakie kaszaloty przelatywał!

Freddie wsiadł do samochodu.

Słyszałem o tym, chłoptasiu. Mówiłem ci, że brzydule są najlepsze… bo możesz liczyć na ich wdzięczność.

Wszyscy parsknęli śmiechem.

Walimy do pubu, co?

Nie uważasz, że powinieneś pójść do domu, zobaczyć się z Jackie i dzieciakami?

Na słowa kuzyna Freddie ryknął śmiechem.

Nie, kurwa, nie uważam tak, Jimmy. Niedługo nikogo innego nie będę widywał rano, w południe i wieczorem! Do pubu, chłopcze, i nie oszczędzaj koni!

♦ ♦ ♦

O wpół do ósmej dom Jacksonów wypełniał się ludźmi. Wszędzie wisiały transparenty, a kanapki i kurze udka czekały na konsumentów.

Dom pachniał wodą kolońską, mydłem glicerynowym i surówką z białej kapusty.

Dzieci były dokładnie wymyte i odświętnie ubrane, podobnie jak Jackie. I tylko Freddie wciąż się nie pojawiał.

Ze starego sprzętu stereo wydobywały się dźwięki piosenki Use It Up And Wear It Out grupy Oddyssey. Maggie stwierdziła, że tytuł piosenki znakomicie pasuje na tę okazję.

Gdzie on jest i gdzie się podziewa Jimmy?

Maggie zauważyła, że matka przewraca oczami, spoglądając na ojca; Jackie też dostrzegła tę minę. Wyglądała bardzo ładnie w jasnoniebieskim topie z poduszeczkami na ramionach i w długiej czarnej spódnicy; wszystko było odrobinę za ciasne, ale eleganckie. Włosy ułożyła wokół twarzy i jak zwykle za mocno się umalowała, lecz jej styl zawsze był taki. Cień na powiekach dodawał jej seksowności i miała piękne oczy. Gdyby tylko dotarło do niej, jak dobrze może wyglądać.

Żłopała wino i nie był to dobry znak.

Gdzie on jest, do ciężkiej cholery? – Głos ojca dał się słyszeć mimo hałaśliwej muzyki.

Daj spokój, Joe – powiedziała ciszej matka, chcąc zapobiec awanturze.

Ty mnie tu przywlokłaś, kobieto, więc mam prawo zapytać, gdzie, do kurwy nędzy, podziewa się gwiazdor tego przyjęcia.

Właśnie wypuścili go z paki. Poszedł z kumplami do pubu, zawsze się tak robi po odsiadce.

Ja zawsze najpierw idę do domu, musisz mi to przyznać.

Joe znalazł się na niepewnym gruncie, a wiedząc, że żona potrafi wywołać wojnę o kilka nie w porę wypowiedzianych słów, wycofywał się zgodnie z jej przewidywaniami. Był jednak wściekły na Jacksona za sposób, w jaki ten traktuje jego starszą córkę. Wykorzystał ją, zostawił z trojgiem dzieci i taką masą długów, że zatopiłaby „Titanica”, a ona wciąż traktowała go jak kogoś nadzwyczajnego. Kiedy ta kretynka się nauczy, że jej mąż to pijawka i nic ponadto?

Jackie sama nie była święta, ale Freddie Jackson wydobywał z niej to, co najgorsze. Nie tylko go kochała, lecz także próbowała wchłonąć go w siebie. Był jak rak zżerający ją od środka, jej zazdrość o niego nie miała granic.

A teraz znów się zacznie po sześciu latach względnego spokoju. Joe nie był pewien, czy zniesie to jeszcze raz.

♦ ♦ ♦

Maddie Jackson była małą kobietką o zielonkawoniebieskich oczach i małych wygiętych ustach cherubina. W tej drobnej postaci krył się silny charakter i gwałtowny temperament, które wprawiały w zdumienie nawet jej postawną synową. Syn jedynak był jej oczkiem w głowie i nie pozwoliła nikomu powiedzieć o nim złego słowa. Wiele razy łgała, żeby go. chronić, zarówno w szkole, jak i przed sądem, narażając się na zarzut krzywoprzysięstwa. A teraz, gdy jej ukochany synek wracał do domu, nie posiadała się z radości.

Rozejrzała się po wnętrzu małego komunalnego domku, oceniając każdy szczegół. Nie było tak czysto, jak powinno być, ale musiała przyznać, że Jackie się postarała. Maddie nie zamierzała, rzecz jasna, jej o tym mówić. Nalawszy sobie drinka, wróciła do dużego pokoju i westchnęła w duszy na widok męża pogrążonego w rozmowie z jakąś młodą dziewczyną. Ten facet nigdy się nie zmieni. Swędzi go między nogami, jak mawiała matka Maddie, a ona przez lata wielokrotnie przekonała się, jak trafne są te słowa. Zrobił troje dzieci na boku, przespał się z jej siostrą i najlepszą przyjaciółką, a ona wciąż go kochała. Które z nich zatem zasługuje na miano głupszego?

Nałożyła na talerz coś do jedzenia dla męża i podeszła do niego. Zauważyła z ulgą, że dziewczyna wykorzystała okazję, żeby się od niego uwolnić.

Freddie Jackson senior przyjął poczęstunek z wdzięcznością i od razu zajął się kurzym udkiem. Ugryzł spory kęs i z pełnymi ustami wymamrotał:

Niech on lepiej ruszy tyłek i przyjdzie, bo nie zamierzam czekać na niego całą noc.

Żona wiedziała, że w rzeczywistości tak nie myśli i bardzo chce zobaczyć syna. W końcu był on jego młodszym odbiciem, a kto potrafi się temu oprzeć? Czy istnieje coś bardziej pociągającego niż chęć ujrzenia siebie w drugim człowieku? Freddie kochał syna, nawet jeśli zazdrościł mu młodego wieku. Freddie senior zachował swój urok, lecz alkohol i rozpusta szybko położyły kres urodzie. Syn musiał jednak odziedziczyć któryś z genów matki, bo bez względu na to, co robił, wciąż wyglądał dobrze.

Maddie zauważyła, że Jackie w ciągu kilku sekund wychyla kolejny kieliszek wina i dostrzegła pierwsze oznaki budzenia się niepospolitego temperamentu synowej. Twarz Jackie zwiotczała, jak gdyby wysączyło się z niej życie, a jej oczy zmętniały. Wyglądała tak, jakby była naćpana, i pewnie tak właśnie było.

Matka poprowadziła Jackie w stronę kuchni, próbując ją uspokajać. W takich chwilach Maddie było jej żal; jakby widziała siebie w młodości. Ona też nie mogła wtedy pojąć, że mężczyzna, którego uwielbia, może ją traktować w taki sposób.

Mężczyzna, któremu nie chce się nawet przyjść do domu, by zobaczyć dzieci. Woli jak zwykle pójść z kumplami do pubu. Sześć lat więzienia niczego nie zmieniło.

♦ ♦ ♦

W pubie panował tłok, dudniła muzyka i wszyscy chcieli stawiać Freddiemu drinki. Był teraz kimś w przestępczym świecie. Miał dwadzieścia osiem lat, zaliczył odsiadkę i był innym człowiekiem. Raczył kolegów opowieściami o tych, których znali tylko ze słyszenia. On zaś mówił o nich jak o braciach.

Jimmy był coraz bardziej markotny, bo czas płynął, a jego kuzyn w ogóle nie myślał o domu. Nie było szans, by zawitał na czas na przyjęcie.

Freddie, musimy się ruszyć. W domu urządzili wielką balangę na twoją cześć – mówił podniesionym głosem. Minęła dziewiąta i przeczuwał, że będą się działy straszne rzeczy. – Przyszła cała rodzina, a twoja matka nie może się ciebie doczekać.

Wiedział, że wzmianka o matce ostudzi gniew kuzyna. Freddie spoglądał na niego dłuższą chwilę, a potem uścisnął go mocno i pocałował w czubek głowy.

Zajebiście porządny chłopak z ciebie.

Jimmy czuł się wniebowzięty.

Ty tu rządzisz, Freddie, każdy o tym wie.

Właśnie to Freddie chciał usłyszeć. Potrzebował tego.

Flaszki w dłoń, koledzy. Na mnie czas. Koszmar życia rodzinnego się kłania.

Wychodząc z pubu, Freddie obmacał kilka ładniejszych damskich tyłeczków. Wskazywał palcem wybrane dziewczyny i posyłał im uśmiechy.

Danny Baxter mrugnął do niego z szacunkiem i Jimmy po raz pierwszy zrozumiał, dlaczego kuzyn tak ceni sobie swoją reputację. Mały Jimmy, metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, kipiał ze szczęścia.

Freddie wrócił do domu i teraz wszystko będzie na swoim miejscu.

♦ ♦ ♦

Dziewczyna, z którą Freddie wcześniej rozmawiał, znów robiła do niego słodkie oczy. Kiedyś Maddie byłaby gotowa zabić w takiej sytuacji, ale teraz cieszyła się, że nie zamęcza jej już noc w noc. Wolałaby tylko, żeby nie podrywał ich w jej obecności. Było to upokarzające.

Co sprawia, że tak bardzo pożąda się mężczyzn tego pokroju?

Wiszące w powietrzu zagrożenie przemocą? Poczucie, że żyje się naprawdę tylko wtedy, gdy są blisko? Świadomość, że upłynie parę dni, a nawet godzin, i znów ich nie będzie?

Freddie był dokładnie taki sam. Jak włos z głowy ojca. Jeszcze jedno powiedzonko matki Maddie.

Długa biała limuzyna zatrzymała się przed domem, jak gdyby Maddie myślami przywołała syna, który z rubasznym śmiechem wypadł z otwartych drzwi samochodu. Był pijany. Na wesoło, ale jednak pijany.

Mimo wszystko przyszedł, pocieszyła się, usprawiedliwiając jego lekceważenie wobec rodziny. Po tylu latach za kratkami musiał się wyszaleć.

♦ ♦ ♦

Kimberley, Dianna i Roxanna patrzyły, jak ojciec kroczy zarośniętą ścieżką, nawet nie spojrzawszy w ich stronę. Pchnął mocno drzwi i zatoczył się do środka.

Najstarsza córka, Kimberley, dobrze pamiętała kłótnie i awantury, więc nic nie mówiła. Dwie młodsze spoglądały oczami rozszerzonymi ze szczęścia. Mężczyzna, o którym matka bez przerwy opowiadała, przemknął obok nich, rozsiewając woń brandy, papierosów i przepoconego ubrania.

Niewielki orszak kolegów potulnie podążał za nim. W odróżnieniu od Freddiego wiedzieli, że są spóźnieni, i to o kilka godzin.

Ojciec Jimmy'ego, James, przyglądał się temu uważnie. On i jego żona Deirdre, nigdy nie mieli o Freddiem wysokiego mniemania, i uwielbienie syna dla niego bardzo ich niepokoiło.

Jackie usłyszała dudniący głos męża i wybiegła z kuchni, stukając wysokimi obcasami. Jej twarz była zaczerwieniona z gniewu, ale i radosnego podniecenia.

Freddie! – Wpadła mu w ramiona, a on z trudem podniósł ją, uścisnął mocno, a potem szorstko postawił na ziemi.

O kurwa, ważysz chyba z tonę! Ale nie martw się, w łóżku raz-dwa strząsnę z ciebie sadełko.

Rozejrzał się wesoło, zadowolony ze swojego żarciku. Był kimś. Przecież to na jego cześć urządzono ten spęd.

Rodzina Jackie spoglądała na niego niedowierzająco, a ona sama promieniała szczęściem.

Król wrócił do domu, niech Bóg ma w opiece królową.

Księga pierwsza

Kobieta, kwiat urodziwy, lecz nader nietrwały

Do interesów za miękka i zbyt słaba do władzy

Żona mężowi poddana lub zaniedbana ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin