Evelyn A. Crowe - Powiedz że to nieprawda.pdf

(1129 KB) Pobierz
EVELYN A. CROWE
POWIEDZ,
ŻE
TO
NIEPRAWDA
0
Prolog
Noc była bezksiężycowa, bezgwiezdna i tak cicha,
że
niemal
dało się słyszeć szmer padającego
śniegu. Światła
na patio i przy
basenie rozświetlały tańczące gwiazdeczki, zmieniając je w złocistą
mgiełkę. Powietrze znacznie się ochłodziło i cienka warstwa puchu
nie roztapiała się już natychmiast w zetknięciu z ziemią.
Dina westchnęła głęboko i usadowiła się wygodniej w wykuszu
okna. Potarła zziębnięte ręce o rękawy ciemnej, aksamitnej sukni i jak
zahipnotyzowana wpatrywała się w wirujące, białe płatki.
Boże Narodzenie w Houston. Kto by się spodziewał,
że
pogoda
spłata im takiego figla? Dina przywykła do spędzania ferii zimowych
w szortach, przy temperaturze dwudziestu paru stopni i z włączoną na
pełny regulator klimatyzacją. Naturalnie, w ciągu swoich czterdziestu
dwóch lat
życia
pamiętała kilka zdecydowanie chłodnych zim, ale
żeby
w Wigilię padał
śnieg...
Niesłychane.
Media radośnie głosiły białą gwiazdkę w Houston, ale
mieszkańcy miasta nie byli na to przygotowani. Wiadukty były
zamknięte, a wypadki tak liczne,
że
policja i służby drogowe miały
pełne ręce roboty. Sprawozdawcy telewizyjni ostrzegali przed
wychodzeniem z domu i pochopnym wyjeżdżaniem na ulice.
Dina puszczała mimo uszu ich podniecone głosy. Wiedziała,
że
ojciec, doglądając ze swojego fotela na kółkach ubierania choinki,
słucha jednocześnie z uwagą najnowszych doniesień. Sama nie mogła
przestać myśleć o córkach, które powinny lada chwila wracać do
1
Anula
a
d
n
a
c
s
s
u
o
l
domu. Szesnaście lat to nie jest odpowiedni wiek, by prowadzić
samochód w tak zdradliwych warunkach.
Znów westchnęła, tym razem głośniej, oderwała oczy od
padającego
śniegu
i przeniosła wzrok na swój wizerunek w szybie. Jej
mąż wciąż powtarzał,
że
wygląda najwyżej na dwadzieścia pięć lat.
Parsknęła z rozbawieniem, patrząc teraz na jego odbicie w oknie. Stał
wysoko na drabinie, trzymając w wyciągniętej ręce błyszczący
łańcuch,
który wraz z innymi ozdobami wieszał na najwyższych
gałęziach wysokiej pod sufit choinki.
Westchnęła po raz trzeci, jeszcze bardziej przejmująco.
Dlaczego ma się zamartwiać sama? W końcu jej mąż mógłby
podzielić z nią ten niepokój. Uśmiechnęła się z ukrytą satysfakcją,
kiedy dobiegły ją męskie szepty i kątem oka dostrzegła,
że
jej wysoki,
przystojny syn, tak podobny do ojca, wskazuje głową w kierunku
wykuszu, wyjmując ojcu z ręki
łańcuch.
Zamknęła oczy i czekała, już po chwili czując, jak silne ramię
męża obejmuje ją w pasie.
- Przestań się martwić - szepnął czule, gładząc dłonią lekką
wypukłość jej brzucha. - Dobrze się czujesz?
- Jak na ciężarną kobietę w
średnim
wieku?
- Nie, skarbie...
Nie dała mu dokończyć:
- Dziewczęta nie przyjęły tej wiadomości zbyt dobrze, prawda?
- Prawda - przytaknął z uśmiechem - ale będą musiały się z tym
pogodzić. Nie mają wyjścia.
2
Anula
a
d
n
a
c
s
s
u
o
l
- Może powinniśmy byli poczekać z tą nowiną do rana.
Samantha powiedziała,
że
naumyślnie zepsuliśmy jej dzisiejszy
wieczór.
Przytulił ją mocniej, a Dina z ulgą wtuliła się głębiej w
bezpieczny azyl jego ramion. Jakże kochała tego mężczyznę, kochała
miłością z biegiem lat coraz dojrzalszą i silniejszą.
- Samantha jest rozpuszczona i porywcza - mruknął, nadal
czując niezadowolenie z zachowania córki.
- Ma to po tobie - zażartowała Dina.
- Ale to jej nie daje prawa do mówienia ci takich rzeczy. Victoria
też się nie popisała. - Westchnął, muskając oddechem jej ucho. -
Patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, pełnymi wyrzutu oczami,
jakbym był przestępcą. - Pogładził
żonę
czule. - Domyślasz się o co
im chodzi? Dlaczego są takie zszokowane i niezadowolone?
- Ponieważ mają szesnaście lat i będą musiały znosić docinki
przyjaciół, kiedy będę chodzić z wielkim brzuchem.
- Nie, ponieważ zostały postawione oko w oko z faktem,
że
ich
rodzice nie stronią od seksu.
Że
robią wszystkie te rzeczy, o których
one się uczą.
a
d
n
a
c
s
3
Anula
s
u
o
l
Dina roześmiała się. Jej ciepły oddech odbił się zamglonym
kółeczkiem na zmarzniętej szybie, przypominając jej o zmartwieniu.
- Powinny już być w domu. Może lepiej idź po nie; - Podatna na
zmienne nastroje, gotowa była wybuchnąć płaczem. - Nie powinniśmy
dawać im samochodu, i to na ich pierwsze oficjalne przyjęcie. Do tego
w Wigilię i na tę pogodę. Co będzie, jeżeli...
- Przestań, kochanie. Przyjęcie jest tylko trzy ulice stąd.
- Trzy bardzo długie, kręte,
śliskie
ulice. A jeśli Bob i Mary tu
nie dojadą? Byłyby to pierwsze
święta
bez nich od czasu naszego
ślubu
i... - Zacisnęła mocno usta i
łza
spłynęła jej po policzku.
- Doskonale wiesz,
że
Mary zmusiłaby Boba do jazdy na drugi
koniec
świata, żeby
być z nami. A jeśli chodzi o dziewczęta, to dla
twojego spokoju chętnie po nie pójdę.
Dina odwróciła się do niego z uśmiechem i pocałowała go w
policzek.
- Dobrze. Zrobię wszystkim gorącą czekoladę.
Pochwyciła spojrzenie syna i przesłała mu porozumiewawcze
mrugnięcie. W tym momencie dało się słyszeć głośne trzaśniecie
drzwi. Ozdoby na choince zadrżały, kryształowy
żyrandol
rozdzwonił
się tysiącem dzwoneczków.
- Wygląda na to,
że
nasze aniołki właśnie wróciły cało i zdrowo.
Dina skrzywiła się na dźwięk podniesionych głosów córek -
kłóciły się, jak zwykle, ale przynajmniej dojechały bezpiecznie do
domu. Kamień spadł jej z serca. Cała rodzina była już w komplecie i
wreszcie mogła spokojnie odetchnąć.
a
d
n
a
c
s
4
Anula
s
u
o
l
Do pokoju wpadły dwie młode piękności o długich, jasnych
włosach, delikatnych rysach i zaczerwienionych z zimna policzkach.
Zrzuciwszy po drodze płaszcze, zatrzymały się jednocześnie przed
matką i wbiły w nią ostre, badawcze spojrzenia. W końcu głos
Samanthy przeciął jak biczem powietrze:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin