JP Delaney - Perfekcyjna żona.pdf

(1616 KB) Pobierz
Pygmalion, widząc ich haniebne życie
i czując obrzydzenie do grzechów,
którymi charaktery kobiet są już z natury
nadmiernie obciążone, żył samotnie,
długo nie dzieląc łoża z żadną niewiastą.
Owidiusz,
Metamorfozy
Czymże jest miłość, jeśli nie innym
określeniem pozytywnego wzmocnienia?
B.F. Skinner,
Walden Two
1
Znowu śnisz ten sam sen, ten, w którym razem z Timem spędzacie święto światła Diwali
w Dżajpurze. Gdziekolwiek spojrzysz, we wszystkich drzwiach i we wszystkich oknach stoją
lampiony i świece, lampki oliwne i kolorowe światełka. Podwórza zmieniły się w migotliwe
sadzawki płomieni, a wejścia zdobią misterne wzory z kolorowej mąki ryżowej. Bębny i karatale
dudnią i podzwaniają. Poddając się zgiełkowi i zamieszaniu, płyniesz wraz z tłumem przez targ,
na którym straganiarze podtykają ci pod nos półmiski pełne słodkości. Pod wpływem impulsu
zatrzymujesz się przed kramem, przy którym kobieta ozdabia skórę pięknymi hinduskimi
wzorami. Zapach drewna sandałowego wydobywający się z jej pędzelków miesza się z gryzącą
wonią kordytu petard i aromatem
kaaju,
pieczonych orzechów nerkowca. Kiedy zdobi twoją
skórę – wprawnie i szybko – obok tanecznym krokiem przechodzi grupa mężczyzn. Mają nagie,
umięśnione torsy i pomalowane na niebiesko śmiertelnie poważne twarze. Po chwili wracają
i tańczą wyłącznie dla ciebie. Na koniec kobieta maluje na twoim czole bindi, tłumacząc ci, że
czerwona kropka między twoimi oczami oznacza, że jesteś mężatką, kobietą, która posiadła całą
wiedzę świata. „Ale to nieprawda” – protestujesz i odsuwasz się w obawie, że urazisz czyjeś
uczucia religijne, a zaraz potem słyszysz śmiech Tima, widzisz pudełeczko, które wyjmuje
z kieszeni, i jeszcze zanim przyklęknie na jedno kolano pośród całego tego zgiełku i chaosu,
wiesz, że to ta chwila, że naprawdę to zrobi, a twoje serce wypełnia radość.
– Abbie Cullen – zaczyna – odkąd zjawiłaś się w moim życiu, wiedziałem, że musimy
być razem.
Wtedy się budzisz.
Ciało masz obolałe. Najgorsze są oczy, jasne światła wdzierają się pod powieki,
wwiercają się w czaszkę. Do bólu w głowie dołącza sztywność szyi i całego ciała.
Urządzenia pikają i warkoczą. Szpital? Miałaś wypadek? Próbujesz poruszyć rękami. Są
sztywne – ledwie zginasz łokcie. Z trudem podnosisz ręce i dotykasz twarzy.
Szyję masz zabandażowaną. Musiałaś mieć jakiś wypadek, ale nic nie pamiętasz. Takie
rzeczy się zdarzają, podpowiada ci zamglony umysł. Ludzie odzyskują przytomność po
wypadkach i nie pamiętają uderzenia ani nawet tego, że byli w samochodzie. Najważniejsze, że
żyjesz.
Czy Tim był razem z tobą w samochodzie? Prowadził? A Danny?
Na myśl o tym, że któryś z nich mógłby zginąć, masz ochotę krzyczeć, ale z twojego
gardła nie dobywa się żaden dźwięk. A jednak jakaś zmiana w pikającej maszynie zaalarmowała
pielęgniarkę. Na wysokości oczu pojawia się kobieca talia w niebieskim szpitalnym fartuchu.
Pielęgniarka poprawia coś, ale nie podnosisz wzroku, bo ból jest zbyt wielki.
– Jest aktywna – mruczy.
– Dzięki Bogu. – Słyszysz głos Tima. A więc jednak żyje. I jest tuż obok, przy twoim
łóżku. Czujesz nieopisaną ulgę.
Chwilę później pojawia się jego twarz; Tim patrzy na ciebie. Jest ubrany tak jak zawsze:
w czarne dżinsy, gładką szarą koszulkę i białą bejsbolówkę. Ale twarz ma wymizerowaną,
zmarszczki wydają się głębsze, niż je zapamiętałaś.
– Abbie – mówi. – Abbie. – W jego oczach błyszczą łzy, przez co robisz się niespokojna.
Tim nigdy nie płacze.
– Gdzie ja jestem? – Głos masz schrypnięty.
– Jesteś bezpieczna.
– Miałam wypadek? Czy z Dannym wszystko w porządku?
– Tak, nic mu nie jest. Odpoczywaj teraz. Później ci wytłumaczę.
– Miałam operację?
– Później. Obiecuję. Kiedy poczujesz się lepiej.
– Już czuję się lepiej. – To prawda: ból ustępuje, umysł masz jaśniejszy.
– To niesamowite – zwraca się, ale nie do ciebie, do pielęgniarki. – Zadziwiające. To ona.
– Miałam sen – mówisz. – O tym, jak mi się oświadczyłeś. Był taki rzeczywisty. –
Uświadamiasz sobie, że to środek znieczulający, który sprawia, że wszystko wydaje się bardziej
intensywne. Jak ten fragment ze sztuki. Jak to szło? Przez chwilę słowa ci umykają i nagle,
z niemal bolesnym wysiłkiem, pstryk, i pamiętasz.
„Marzyć znów pragnąłem”*.
Kolejny raz łzy napływają Timowi do oczu.
– Nie bądź smutny – mówisz. – Żyję. Tylko to się liczy, prawda? Najważniejsze, że cała
nasza trójka żyje.
– Nie jestem smutny – odpowiada i uśmiecha się przez łzy. – Jestem szczęśliwy. Czasami
ludzie płaczą ze szczęścia.
Oczywiście, wiedziałaś o tym. Ale nawet obolała i otumaniona środkami znieczulającymi
wiesz, że to nie są łzy radości, bo teraz-już-wszystko-będzie-dobrze. Straciłaś nogi? Próbujesz
poruszyć stopami i czujesz, jak – powoli i niechętnie – reagują pod kocem. Dzięki Bogu.
Tim chyba podjął jakąś decyzję.
– Muszę ci coś powiedzieć, skarbie – mówi i bierze cię za ręce. – To bardzo trudne, ale
musisz to wiedzieć już teraz. To nie był sen. Tylko upload.
* W. Szekspir,
Burza,
tłum. L. Ulrich, Warszawa 2016, s. 49 (wszystkie przypisy
pochodzą od tłum.).
2
Od razu przychodzi ci do głowy, że masz halucynacje – że to nie sen o oświadczynach
Tima jest nierzeczywisty, tylko to. Jak to możliwe? To, co mówi teraz Tim – ta cała techniczna
paplanina o plikach pamięciowych i sieciach neuronowych – po prostu nie ma sensu.
– Nie rozumiem. Chcesz powiedzieć, że coś stało się z moim mózgiem?
Tim kręci głową.
– Chodzi o to, że jesteś sztuczna. Inteligentna, świadoma, ale… stworzona przez
człowieka.
– Ale nic mi nie jest – upierasz się skonsternowana. – Zobacz, opowiem ci trzy
przypadkowe rzeczy na swój temat. Moim ulubionym posiłkiem jest sałatka nicejska.
W ubiegłym roku chodziłam zła przez kilka tygodni, bo mole zjadły mój ulubiony kaszmirowy
płaszcz. Niemal codziennie chodzę pływać… – Urywasz. Twój głos, zamiast odzwierciedlać
narastającą panikę, jest schrypnięty i monotonny. To głos Stephena Hawkinga.
– Mole zjadły twój płaszcz sześć lat temu – odzywa się Tim. – Ale go zatrzymałem.
Zatrzymałem wszystkie twoje rzeczy.
Patrzysz na niego, próbując to wszystko zrozumieć.
– Chyba kiepsko mi idzie. – Wyciąga z kieszeni kartkę. – Proszę… napisałem to dla
naszych inwestorów. Może to ci pomoże.
FAQ
Czym jest cobot?
Cobot to skrót od
companion robot.
Badania nad prototypami ujawniły, że obecność
cobota łagodzi ból po stracie bliskiej osoby, przynosi pocieszenie, zapewnia towarzystwo
i emocjonalne wsparcie w okresie żałoby.
Co odróżnia coboty od innych form sztucznej inteligencji?
Coboty zostały zaprogramowane tak, by wczuwać się w sytuację danej osoby.
Czy każdy cobot będzie jedyny w swoim rodzaju?
Każdy cobot będzie wykonywany na zamówienie, tak by stanowić replikę swojego
pierwowzoru. Rejestry z mediów społecznościowych, teksty i inne dokumenty zostaną zebrane
w celu stworzenia „pliku jądrowego” odzwierciedlającego cechy szczególne i osobowość
pierwowzoru.
Jest tego więcej, znacznie więcej, ale nie możesz się skupić. Kartka wypada ci z ręki.
Tylko Tim mógł wpaść na pomysł, że lista pytań i odpowiedzi może okazać się pomocna w takiej
sytuacji.
– Tym się zajmujesz – przypominasz sobie. – Tworzysz sztuczną inteligencję. Ale to ma
coś wspólnego z obsługą klienta… chatbotami…
– Tak – przerywa ci. – Właśnie tym się zajmowałem. Ale to było pięć lat temu… twoje
wspomnienia pochodzą sprzed pięciu lat. Po tym, jak cię straciłem, uświadomiłem sobie, że
ważniejsza jest żałoba. Tyle czasu zajęły mi prace nad tobą.
Potrzebujesz chwili, żeby dotarły do ciebie jego słowa. Żałoba. Właśnie uświadomiłaś
sobie, co próbuje ci powiedzieć.
– Chcesz powiedzieć, że umarłam. – Podnosisz na niego wzrok. – Że prawdziwa ja nie
żyje od… ilu? Pięciu lat? A ty jakimś sposobem sprowadziłeś mnie z powrotem?
Nie odpowiada.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin