Christie Agatha - Poirot 44 Obligacje za milion dolarów.txt

(300 KB) Pobierz
Agatha Christie
Poirot 44 Obligacje za milion dolarów

Przełożył Jacek Makojnik
Tytuł oryginału: Agatha Christies Poirot. Book Three
Skšd ten ogród masz, ach, skšd?

Herkules Poirot ułożył przed sobš pokany plik korespondencji. Wzišł list znajdujšcy się na wierzchu, przez chwilę studiował adres, po czym starannie przecišł kopertę niewielkim nożem do papieru, który zawsze leżał na stoliku. Okazało się, że w rodku jest następna koperta, starannie zaklejona purpurowym lakiem i opatrzona napisem: Osobiste i poufne.
Brwi na jajowatej głowie Herkulesa unosiły się odrobinę.
 Patience! Nous allons arriver*  mruknšł i jeszcze raz skorzystał z noża do papieru. Tym razem w kopercie znajdował się list napisany nierównymi, wšskimi literami. Niektóre słowa były grubo podkrelone.
Herkules Poirot rozłożył go i zaczšł czytać. Na samej górze ponownie widniał nagłówek: Osobiste i poufne. Z prawej strony umieszczono adres: Rosebank, Charmans Green, Bucks, oraz datę: dwudziesty pierwszy marca.

Szanowny Panie Poirot!
Poleciła mi Pana stara, dobra przyjaciółka, która rozumie trapišce mnie ostatnio zmartwienia. Co prawda, nie zna ona dokładnie okolicznoci  te zachowuję wyłšcznie dla siebie  jako że jest to sprawa prywatna. Przyjaciółka zapewniła mnie, że jest Pan uosobieniem dyskrecji i że nie muszę się obawiać wmieszania w tę sprawę policji, czego  nawet gdyby moje podejrzenia okazały się słuszne  chciałabym uniknšć. Oczywicie mogę się całkowicie mylić. Niestety, jestem zbyt roztrzęsiona, a na dodatek przemęczona  co jest wynikiem bezsennoci, na którš ostatnio cierpię, oraz ciężkiej choroby, którš przeszłam ubiegłej zimy  abym mogła sama zajšć się wyjanieniem tej sprawy. Brakuje mi po temu zarówno rodków, jak i zdolnoci. Z drugiej strony, muszę raz jeszcze powtórzyć, że jest to niebywale delikatna, rodzinna sprawa i że z wielu powodów pragnę, aby nie ujrzała ona wiatła dziennego. Jeli tylko upewnię się co do faktów, potrafię załatwić wszystko we własnym zakresie i wolałabym, by tak się stało. Mam nadzieję, że przedstawiłam swoje stanowisko wystarczajšco jasno. Jeli zdecyduje się Pan zajšć mojš sprawš, byłabym niezmiernie zobowišzana, gdyby zechciał Pan przesłać mi wiadomoć na powyższy adres.
Z poważaniem,
Amelia Barrowby

Poirot dwukrotnie przeczytał list. Jego brwi ponownie się uniosły. Póniej odłożył go na bok i zajšł się następnš kopertš ze stosu.
Punktualnie o dziesištej wszedł do pokoju, w którym panna Lemon, jego osobista sekretarka, siedziała w oczekiwaniu na przydział obowišzków na ten dzień. Panna Lemon miała czterdzieci osiem lat i nieprzyjemnš aparycję. W gruncie rzeczy sprawiała wrażenie kupy koci połšczonych ze sobš na chybił trafił. Jej największš pasjš był porzšdek; w tym mogłaby konkurować z samym Poirotem, a chociaż potrafiła myleć, nigdy tego nie robiła bez wyranego polecenia.
Poirot wręczył jej porannš korespondencję.
 Zechce pani łaskawie napisać odpowiedzi odmowne, mademoiselle, oczywicie proszę zadbać o odpowiedni ton odmowy.
Panna Lemon przejrzała szybko listy, znaczšc każdy z nich jakimi hieroglifami, czytelnymi tylko dla niej samej. Był to rodzaj jej osobistego szyfru: Wazelina, Prosto z mostu, Krótko, W rękawiczkach i tak dalej. Kiedy skończyła, skinęła głowš w oczekiwaniu na dalsze instrukcje.
Poirot wręczył jej list od Amelii Barrowby. Panna Lemon wydobyła go z podwójnej koperty, przeczytała i spojrzała pytajšco.
 Tak, panie Poirot?  Ołówek w jej dłoni zawisnšł nad notesem gotowy do pracy.
 Co pani sšdzi o tym licie, panno Lemon?
Z nieznacznym grymasem niezadowolenia sekretarka odłożyła ołówek i jeszcze raz przeczytała list.
Jego treć nie miała dla panny Lemon żadnego znaczenia, poza tym, że mogła stanowić wskazówkę, jak należy skomponować odpowied. Bardzo rzadko zdarzało się, by Poirot odwoływał się do ludzkiej strony jej natury, w przeciwieństwie do umiejętnoci zawodowych. Ilekroć próbował to robić, panna Lemon reagowała z pewnym rozdrażnieniem. Była bowiem niemal jak doskonała maszyna i chlubiła się kompletnym brakiem zainteresowania ludzkimi problemami. Prawdziwš życiowš pasjš panny Lemon było rozmylanie nad wynalezieniem doskonałego systemu prowadzenia kartotek. Tak doskonałego, aby wszelkie inne systemy musiały odejć w zapomnienie. niła o takim systemie po nocach. Niemniej jednak potrafiła wydawać bystre sšdy w sprawach czysto ludzkich, o czym Herkules Poirot dobrze wiedział.
 A więc?
 To starsza osoba  odparła panna Lemon.  Niele robi w majtki.
 Ach! Sšdzi pani, że cierpi na pęcherz? Panna Lemon uznała, że Poirot już doć długo przebywa w Wielkiej Brytanii, by rozumieć pewne slangowe wyrażenia, więc zignorowała pytanie. Spojrzawszy na podwójnš kopertę, rzekła tylko:
 Wszystko cichosza. I właciwie nic konkretnego.
 Tak  odparł Poirot.  Zwróciłem na to uwagę.
Ręka z ołówkiem ponownie zawisła nad notatnikiem. Tym razem Poirot zareagował:
 Niech pani napisze, że będę zaszczycony, mogšc jš odwiedzić. Oczywicie dzień i porę pozostawiam do jej decyzji. Chyba że życzy sobie, aby spotkanie odbyło się tutaj. Aha, proszę napisać ten list odręcznie.
 Dobrze, panie Poirot.
Detektyw wręczył pannie Lemon pozostałš korespondencję.
 A to sš rachunki.
Sprawne dłonie sekretarki szybko je posortowały.
 Zapłacę wszystkie, oprócz tych dwóch  oznajmiła.
 Dlaczego akurat tych dwóch?  Poirot był wyranie zdziwiony.  Przecież wszystko się zgadza.
 Tak, ale to sš firmy, z którymi rozpoczšł pan współpracę bardzo niedawno. A nie należy płacić zbyt terminowo, kiedy dopiero co otworzyło się rachunek. Mogłoby to wzbudzić podejrzenia, że liczy pan na jaki kredyt.
 Aha  mruknšł Poirot.  Chylę czoło przed pani znajomociš zwyczajów brytyjskich kupców.
 Niewiele jest rzeczy, których na ich temat nie wiem  odparła panna Lemon z ponurš minš.

List do panny Amelii Barrowby został natychmiast napisany i wysłany, jednak odpowied nie nadchodziła. Może, mylał Herkules Poirot, starsza pani sama poradziła sobie ze swš tajemnicš. A jednak czuł się nieco zaskoczony. W takim wypadku miał prawo spodziewać się grzecznociowego liciku z wyjanieniem, że jego usługi nie będš jej już potrzebne.
Nie dalej niż pięć dni póniej, rano, po otrzymaniu przydziału obowišzków, panna Lemon powiedziała:
 Nic dziwnego, że nie było odpowiedzi od tej panny Barrowby. Ona nie żyje.
Herkules Poirot odezwał się nadzwyczaj łagodnie:
 Ach nie żyje
Brzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. Panna Lemon otworzyła torebkę i wyjęła z niej skrawek gazety.
 Zobaczyłam to w metrze i wydarłam.
Rejestrujšc z aprobatš fakt, że chociaż panna Lemon użyła słowa wydarłam, to wyglšd wycinka wskazywał wyranie na użycie nożyczek, Poirot przeczytał fragment pochodzšcy z rubryki Urodziny, zgony i luby dziennika Morning Post: Dwudziestego szóstego marca  nagle  Amelia Jane Barrowby, lat 73. Uprasza się o nieprzysyłanie kwiatów.
Poirot przeczytał raz jeszcze, mruczšc pod nosem:
 Nagle  Po chwili odezwał się:  Czy będzie pani tak miła, panno Lemon, i zechce napisać jeszcze jeden list?
Ołówek zawisł w powietrzu. Panna Lemon, błšdzšc mylami przy zawiłociach systemu prowadzenia kartotek, stenografowała szybko i poprawnie, co następuje:

Szanowna Pani Barrowby!
Wprawdzie nie otrzymałem od Pani żadnej odpowiedzi, jednak ponieważ w pištek będę w okolicach Charmans Green, pozwolę sobie odwiedzić Paniš w celu przedyskutowania sprawy, o której pisała Pani w swym licie do mnie.
Z poważaniem, itd.

 Niech pani przepisze ten list na maszynie i jak najszybciej wyle. Powinien dojć do Charmans Green jeszcze dzi.
Nazajutrz nadeszła odpowied w kopercie z czarnš ramkš:

Szanowny Panie!
W odpowiedzi na Pański list informuję, że moja ciotka, panna Barrowby, zmarła w dniu dwudziestym szóstym marca, tak więc sprawa, o której Pan wspomniał, stalš się nieaktualna.
Z poważaniem,
Mary Delafontaine

Poirot umiechnšł się do siebie i mruknšł:  Nieaktualna Hmm To się dopiero okaże. En avant*  do Charmans Green.
Rosebank* okazał się domem w pełni zasługujšcym na swš nazwę, co rzadko można powiedzieć o budynkach tej klasy i charakteru.
Herkules Poirot zatrzymywał się kilka razy na cieżce prowadzšcej do drzwi frontowych, przyglšdajšc się starannie rozplanowanym rabatkom po obu jej stronach. Podziwiał krzewy znakomicie zapowiadajšcych się róż, kwitnšce żonkile, wczesne tulipany oraz niebieskie hiacynty. Brzeg ostatniej rabatki był częciowo wyłożony muszlami.
Poirot mruknšł pod nosem:
 Jak to szła ta angielska rymowanka, którš piewajš dzieciaki?

Mary, Mary, nie do wiary,
Skšd ten ogród masz, ach, skšd?
Drobne muszelki, srebrne kropelki
I licznych panienek rzšd.*

 Może nie ma całego rzędu, ale z całš pewnociš jest przynajmniej jedna, tak więc rymowanka nie jest bez sensu.
Drzwi uchyliły się i stanęła w nich ładna, schludnie ubrana pokojówka, która z pewnym zdziwieniem spojrzała na mamroczšcego co do siebie cudzoziemca z olbrzymimi wšsami. Poirot zauważył, że dziewczyna ma liczne duże, niebieskie oczy i różowe policzki.
Uchylił kurtuazyjnie melonika.
 Przepraszam, czy mieszka tu panna Amelia Barrowby?
Dziewczyna wyglšdała na zaskoczonš; jej niebieskie oczy zrobiły się jeszcze bardziej okršgłe.
 Och, proszę pana, to pan nie wie?  odezwała się wreszcie.  Pani nie żyje. To stało się tak nagle. We wtorek wieczorem.
Zawahała się, niepewna, którego z dwóch silnych instynktów usłuchać. Czy pójć za głosem rozsšdku nakazujšcym rezerwę wobec cudzoziemca, czy też pozwolić sobie na rozkosznš pogawędkę o chorobach i mierci, co stanowi ulubionš rozrywkę osób z jej klasy społecznej.
 Zdumiewasz mnie, panienko  rzekł mijajšc się nieco z prawdš Herkules Poirot.  Byłem z niš na dzisiaj umówiony. Może jednak mógłbym się przynajmniej zobaczyć z drugš paniš, która tutaj mi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin