AGATHA CHRISTIE Poirot 40 TRZECIA LOKATORKA PRZEŁOŻYŁ TADEUSZ JAN DEHNEL TYTUŁ ORYGINAŁU ANGIELSKIEGO: THIRD GIRL I Herkules Poirot siedział przy niadaniu nad parujšcš filiżankš czekolady. Zawsze przepadał za słodyczami. Czekoladzie towarzyszył rogalik małany, bardzo przy tym napoju stosowny. Poirot z uznaniem kiwnšł głowš. Rogalik pochodził z czwartego poród wypróbowanych ródeł duńskiej piekarni cukierniczej, nieporównanie lepszej niż sšsiadujšca z niš rzekomo francuska patisserie. Pospolite szachrajstwo! Był zadowolony gastronomicznie, jeli chodzi o podniebienie, a spokojowi jego żołšdka odpowiadał spokój umysłu może trochę zbyt niezmšcony spokój. Niedawno ukończył dzieło swojego życia magnum opus analizę twórczoci wielkich autorów beletrystyki sensacyjnej. Pozwolił sobie na lekceważšcš ocenę Edgara Allana Poego, ubolewał nad brakiem metody i porzšdku w rozmaitych utworach Wilkie Collinsa, pod niebiosa wynosił dwu mało znanych amerykańskich pisarzy i na wiele sposobów dawał wyraz uznaniu tam, gdzie uważał to za słuszne, w przeciwnych za wypadkach chłostał nieubłaganie. Ostatnio przeprowadził korektę swego dzieła i wyniki własnej pracy uznał za dobre pod każdym względem (prócz niewiarygodnej liczby błędów zecerskich). Z przyjemnociš mylał o tym osišgnięciu literackim i obszernej lekturze, którš miał za sobš. Z przyjemnociš wspominał chwilę, gdy prychajšc z odrazš rzucał jakš ksišżkę na podłogę aby wstać zaraz, podnieć jš i troskliwie umiecić w koszu na papiery lub w nieczęstych przypadkach, gdy było to uzasadnione, skłaniał głowę z pełnš szacunku aprobatš. I co dalej? Ma teraz milš przerwę relaks bardzo wskazany po intelektualnym wysiłku. Ale relaks nie może trwać wiecznie; należałoby wzišć się do czego nowego. Niestety, pan Poirot nie wyobrażał sobie, jak miałoby wyglšdać to co nowego. Drugie osišgnięcie literackie? Chyba nie Jego maksyma życiowa brzmi: zrobić co dobrze i zostawić w spokoju. Sedno sprawy w tym, że był przemęczony, znudzony. Pozwolił sobie na trochę za duży wysiłek umysłu. Zaczynał nabierać niedobrych przyzwyczajeń, zdradzać nerwowš pobudliwoć To irytujšce! Słynny detektyw żałonie pokiwał głowš i znów pocišgnšł łyk czekolady. Drzwi się otwarły. Do pokoju wszedł jego doskonale wyszkolony służšcy George. Całš postawš zdawał się wyrażać szacunek i jak gdyby dyskretne usprawiedliwienie własnego istnienia. Odchrzšknšł cicho, nim przemówił stłumionym głosem: Jaka zrobił pauzę młoda pani chciałaby widzieć się z panem. Nie przyjmuję interesantów o tej porze rzucił Poirot tonem przygany. Wiem, proszę pana. Pan i sługa wymienili spojrzenia. Porozumienie między nimi bywało niekiedy trudne. George zaznaczał modulacjš głosu, wyrazem twarzy, czasami odpowiednim szykiem zdania, że wštpliwš sprawę można by wyjanić, gdyby padło stosowne pytanie. Poirot zastanowił się na moment, jakie pytanie byłoby właciwe w danym przypadku. Ładna ta młoda pani? podjšł. Moim zdaniem, nie, proszę pana. Ale każdy ma swój gust. Tym razem detektyw zastanowił się nad odpowiedziš służšcego. Przypomniał sobie wahanie przed zwrotem młoda pani. George był szczególnie wrażliwy na subtelnoci hierarchii towarzyskiej. Zapewne miał kłopoty z uplasowaniem interesantki, więc sytuację wštpliwš rozstrzygnšł na jej korzyć. Sšdzisz zaczšł znowu detektyw że to raczej młoda pani niż, powiedzmy, młoda osoba? Tak mi się zdaje, proszę pana odrzekł z pewnym wahaniem George. Chociaż w dzisiejszych czasach trudno o pewnoć w takim względzie. Powiedziała, o co jej chodzi? Tak, proszę pana bšknšł służšcy niechętnie, jak gdyby przepraszał z góry za dalszy cišg zdania. Powiedziała, że chciałaby się z panem widzieć, ponieważ szuka rady w sprawie morderstwa, które prawdopodobnie popełniła. Herkules Poirot podniósł brwi, szeroko otworzył oczy. Prawdopodobnie? Nie wie tego? Tak się wyraziła, proszę pana, ta młoda pani. Dziwna historia, ale być może interesujšca szepnšł Poirot. Może to, proszę pana, jaki kawał dodał podejrzliwie George. Cóż, wszystko możliwe. Detektyw zaczynał mięknšć. Pocišgnšł kolejny łyk czekolady. Popro jš tutaj za pięć minut. Słucham, proszę pana odrzekł służšcy i wyszedł. Poirot opróżnił filiżankę, odsunšł jš energicznie i wstał z fotela. Ruszył w stronę kominka, przed lustrem wiszšcym nad półkš pieczołowicie poprawił wšsy i zadowolony z siebie wrócił na dawne miejsce, by oczekiwać interesantki. Ciekaw był, co go czeka Miał nikłš nadzieję, że zobaczy dziewczynę, która mu się spodoba. Wygrzebał nawet z pamięci banalny zwrot pięknoć w rozterce, toteż rozczarował go widok interesantki. W duchu pokiwał żałonie głowš i westchnšł ciężko. Nie miał przed sobš ani pięknoci, ani też widocznej rozterki. Dziewczyna była tylko jak gdyby lekko stremowana. Ach, te smarkate! pomylał z niesmakiem. Nawet nie usiłujš zaprezentować się korzystnie. Przecież uszłaby z dorzecznym makijażem, efektownie ubrana, uczesana przez dobrego fryzjera. Ale w takim stanie! Dziewczyna miała jakie dwadziecia lat. Włosy nieokrelonej barwy opadały niechlujnie na ramiona. Duże zielonawoniebieskie oczy spoglšdały mętnie i niepewnie. Ubiór odpowiadał widocznie zamiłowaniom jej pokolenia, a składały się nań wysokie buty z czarnej skóry, białe wštpliwej czystoci brzydko zrobione wełniane pończochy, kusa spódniczka i długi, workowaty sweter z bardzo grubej wełny. Kto w wieku Herkulesa Poirot i należšcy do jego szkoły mógł mieć tylko jedno pragnienie: jak najprędzej wpakować tę osóbkę do wanny! Podobnych uczuć mały Belg doznawał często na ulicach, gdzie setkami spotyka się identyczne dziewczęta. Sprawiajš wrażenie brudnych! A przecież ta chociaż jedno na pozór przeczy drugiemu wyglšda tak, jak topielica dopiero co wyłowiona z rzeki. Ha! Może one nie sš naprawdę brudne pomylał Poirot tylko starajš się o taki wyglšd? Wstał z zwykłš sobie galanteriš, podał interesantce rękę i wskazał krzesło. Życzyła sobie pani widzieć się ze mnš. Proszę usišć, mademoiselle. Aa bšknęła i jak gdyby z pewnym wysiłkiem odetchnęła głęboko. Eh bien? podjšł detektyw po krótkiej pauzie. Zawahała się. Jej duże oczy nadal spoglšdały mętnie i niepewnie. Chyba Chyba raczej postoję. Jak pani sobie życzy. Poirot wrócił na swój fotel. Czekał. Przypatrywał się dziewczynie przestępujšcej z nogi na nogę. Wkrótce spuciła wzrok, aby po chwili popatrzeć znowu na małego Belga. Pan Pan jest Herkulesem Poirot? Z całš pewnociš. Czym mogę służyć? Widzi pan To trudna sprawa Chodzi o Detektyw odczuł, że interesantce przyda się pomoc. Wiem od służšcego zaczšł znów łagodnie że chciałaby pani zasięgnšć mojej rady w sprawie morderstwa, które prawdopodobnie pani popełniła. Czy to się zgadza? Tak To się zgadza. Żywo skinęła głowš. W podobnej sytuacji nie może być mowy o wštpliwociach. Sšdzę, że pani musi zdawać sobie sprawę, czy popełniła morderstwo, czy nie popełniła? Widzi pan Nie wiem, od czego zaczšć Chodzi o Proszę się nie denerwować podjšł życzliwie Poirot. Niech pani sišdzie, uspokoi się, opowie mi wszystko. Nie sšdzę, proszę pana Mój Boże! Czy ja wiem? Widzi pan, to To bardzo trudna sprawa Rozmyliłam się Nie chciałabym być nieuprzejma, ale Lepiej już pójdę. Dlaczego? Proszę zdobyć się na odwagę. Nie mogę. Mylałam, że potrafię przyjć tak i zapytać Zapytać, co powinnam robić Ale, widzi pan Nie mogę Zupełnie inaczej Co inaczej? Bardzo mi przykro Doprawdy Nie chciałabym być nieuprzejma, ale odetchnęła głęboko, spojrzała na detektywa, odwróciła wzrok i wybuchnęła raptownie: Za stary pan! Nie wiedziałam, że pan jest taki stary. Słowo daję, nie chciałabym być nieuprzejma Za stary pan! Bardzo przepraszam. Odwróciła się i chwiejnie, niby ćma w blasku lampy, umknęła z pokoju. Poirot skamieniał z szeroko otwartymi ustami. Po chwili usłyszał trzaniecie drzwiami od ulicy i zaklšł głono: Nom, dun nom dun nom II Telefon odezwał się i przez czas pewien dzwonił natrętnie, przeraliwie. Herkules Poirot jak gdyby nie zdawał sobie z tego sprawy. Do pokoju wszedł George i nie bez zdziwienia spoglšdajšc na pracodawcę ruszył w kierunku aparatu. Detektyw zatrzymał go ruchem ręki. Daj spokój, George! Służšcy wyszedł posłusznie, a telefon dzwonił i dzwonił, aby umilknšć nagle i po upływie paru minut zaczšć znowu. Sapristi! rzucił Poirot zirytowany napastliwym dzwonkiem. To kobieta Z pewnociš kobieta! Westchnšł, dwignšł się z fotela i sięgnšł po słuchawkę. Halo? rzucił gniewnym tonem. Czy to? Czy to pan Poirot? We własnej osobie. Tu Ariadna Oliver Ma pan zmieniony głos. Nie poznałam w pierwszej chwili. Bonjour, madame Co u pani słychać? Spodziewam się, że wszystko dobrze? O, tak Wszystko dobrze. Głos pani Oliver zaprzyjanionej z Herkulesem Poirot, bardzo znanej autorki powieci kryminalnych brzmiał już właciwš mu pogodnš nutš. Może to trochę za wczenie, żeby do pana dzwonić, ale mam wielkš probę. Słucham, madame? Chodzi o doroczny bankiet w naszym klubie literatury sensacyjnej. Czy w tym roku nie zechciałby pan być honorowym gociem i wygłosić jakiego przemówienia? Gdyby pan się zgodził, byłaby to wielka, wielka uprzejmoć. Jaki to termin? Dwudziesty trzeci przyszłego miesišca. Niestety! westchnšł głęboko. Za stary jestem. Za stary? Pan? Zawracanie głowy! Pan wcale nie jest stary. Tak pani sšdzi? Ma się rozumieć. Będzie pan wymarzonym honorowym gociem i wygłosi jakie przemówienie. Opowie nam pan mnóstwo wspaniałych historii o prawdziwych zbrodniarzach i prawdziwych zbrodniach. A kto mnie zechce słuchać? Kto? Wszyscy! Moi koledzy to Proszę pana, czy co się stało? Co panu dolega? Głos zatroskany i Bo jestem przy...
ssonja