Powrot do epoki kamienia - Edgar Rice Burroughs.pdf

(1491 KB) Pobierz
Pellucidar (tom 5)
(Back to the Stone Age)
Przełożyła: Lucyna Targosz
2018
Spis treści
Karta tytułowa
PIEKŁO NA ZIEMI
STUDNIA GROZY
JEDYNA NADZIEJA
SKRUF Z BASTI
W NIEWOLĘ
LA-JA
UCIECZKA NIEWOLNIKÓW
LAS ŚMIERCI
KOSTNICE
GORBUSI
TUCZONY NA RZEŹ
LUDZIE-MAMUTY
PORWANIE
„GIŃ!”
PAN MŁODY
STARY BIAŁAS
MAŁY KANION
LUDZIE-BIZONY
KRU
RYCZĄCA HORDA
PORZUCONY
GAZ
PIEKŁO NA ZIEMI
Niezmiennie południowe słońce Pellucidaru spoglądało na scenę, jakiej od
niezliczonych wieków nie oglądała zewnętrzna ziemska skorupa, na scenę,
jaka dzisiaj może się wydarzyć tylko w wewnętrznym ziemskim świecie.
Setki szablastozębnych tygrysów zaganiały nieprzeliczone stada
roślinożerców na polanę w olbrzymim lesie; obserwowali to dwaj biali
mężczyźni z zewnętrznej skorupy, dwaj biali mężczyźni i grupka czarnych
wojowników z dalekiej Afryki.
Mężczyźni przybyli tutaj wraz z innymi w wielkim sterowcu przez otwór
w biegunie północnym Ziemi na gorącą prośbę Jasona Gridleya; lecz tę
historię już opowiedziano.
To opowieść o tym, który zaginął.
– To się wydaje niemożliwe – wykrzyknął Gridley – że pięćset mil pod
naszymi stopami auta mkną zatłoczonymi ulicami, przy których stoją
ogromne budynki; że telegraf, telefon i radio są tak powszechne, że nikogo
nie dziwią; że nieprzeliczone tysiące osób przez całe swoje życie ani razu nie
musiało dobyć broni w samoobronie; zaś my w tym samym czasie patrzymy
na szablastozębne tygrysy w krajobrazie, jaki na zewnętrznej skorupie nie
istnieje od milionów lat.
– Patrzcie tylko! – zawołał von Horst. – Patrzcie, co już zapędziły na tę
polanę! A nadciąga ich więcej.
Były tam wielkie, kudłate, podobne do wołów stworzenia o szeroko
rozstawionych rogach. Były ogromne leniwce i jelenie. Mastodonty i mamuty
oraz potężne słoniowate stworzenie – przypominało słonia, a jednak na
pewno nim nie było. Jego olbrzymi łeb był szeroki na trzy stopy i długi na
cztery. Miało krótką, silną trąbę, z dolnej szczęki wyrastały potężne ciosy,
wygięte ku dołowi, a ich ostre końce odginały się w górę, ku cielsku. W
kłębie miało co najmniej dziesięć stóp wysokości, tułów był długi na
dwadzieścia stóp. Małe świńskie uszka wydatnie zmniejszały podobieństwo
do słonia.
Dwaj biali mężczyźni na chwilę zapomnieli o tygrysach z tyłu, zdumieni
widokiem, jaki się im ukazał; zatrzymali się i zapatrzyli z podziwem na tłum
stworzeń na polanie. Ale szybko się okazało, że jeśli chcą ujść z życiem, to
muszą dotrzeć do drzew, zanim dopadną ich szablastozębne tygrysy albo
stratują przerażeni roślinożercy, już szukający drogi ucieczki.
– Wciąż mamy jedną możliwość, bwana – powiedział Muviro, czarny
wódz Waziri.
– Musimy ją wykorzystać – oznajmił Gridley. – Wszystkie zwierzęta
kierują się teraz ku nam. Poślijmy im salwę, a potem biegiem ku drzewom.
Jeśli zaatakują, każdy będzie się ratować na własną rękę.
Po salwie na moment zawróciły, ale kiedy zobaczyły za sobą wielkie
koty, ponownie zmieniły kierunek i ruszyły ku mężczyznom.
– Zbliżają się! – wykrzyknął von Horst.
I pognali ku drzewom, bo tylko tam mogli się schronić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin