Cherryh Carolyn Janice - Morgaine 01 Brama Ivrel.rtf

(1137 KB) Pobierz
Brama Ivrel

               

               

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

C. J. Cherryh

               

              Brama Ivrel

               

              tom pierwszy cyklu o  Morgaine

              Tytuł oryginału: GATE OF IVREL

              Przełożył Michał Jakuszewski


 

                PROLOG

 

               

              1.

               

              BRAMY stały się przyczyną zguby qhalów. Były wszędzie, w  każdym ze światów. Używano ich powszechnie od tysiącleci. Łączyły całą sieć qhalskich cywilizacji – tworząc imperium zarówno czasu, jak i  przestrzeni, ponieważ Bramy prowadziły nie tylko do innych miejsc, lecz również do innych czasów... z  wyjątkiem ostatnich chwil.

              Z początku czasowy aspekt Bram nie wywoływał wielkiego zaniepokojenia. Odkryto je po raz pierwszy wśród ruin martwego Świata w  systemie słonecznym qhalów. Znalezisko to, dokonane w  kilka dziesięcioleci po ich pierwszej podróży w  kosmos, otworzyło nagle drogę ku gwiazdom. Od tej pory statków używano jedynie do wstępnego transportu budowniczych oraz ich sprzętu. W  miarę jednak jak budowano następną Bramę Świata, podróż do tego świata oraz po jego powierzchni stawała się natychmiastowa.

              A nawet krótsza niż natychmiastowa. Czas zakrzywiał się podczas przejścia przez Bramy. Można było przejść z  jednego miejsca do drugiego, odległego o  lata świetlne, nie starzejąc się, inaczej niż na pokładach statków, które poruszały się w  czasie rzeczywistym. Można też było wybrać nie tylko miejsce, w  którym wyjdzie się z  Bramy, lecz również czas. Nawet na powierzchni tego samego świata można było przemieścić się ku jakiejś przyszłej chwili, gdy znajdzie się on w  innym punkcie swej trasy wśród planet i  słońc.

              Dotąd nie sposób było cofnąć się w  czasie. W  chwili gdy odkryto czasowy aspekt Bram, wysunięto teorię, że działania podjęte w  przyszłości nie będą mogły spowodować gorszych skutków niż podejmowane obecnie, lecz dopiero ingerencja w  wydarzenia przeszłe może odmienić niezliczone krocie istnień i  czynów.

              Tak więc qhale wędrowali przez czas przyszły, zbierając się w  coraz większe i  większe grupy w  najbardziej odległych epokach. Przemieszczali się również w  przestrzeni i  wtrącali bezczelnie w  sprawy innych istot, odrywając fragmenty z  ich czasu. Z  reguły pogardzali mieszkańcami innych światów, także qhalopodobnymi, a  nawet nielicznymi, którzy mogli się z  nimi krzyżować. Co więcej, nienawidzili tych potencjalnych rywali najbardziej ze wszystkich, a  półqhalów mieli w  takiej samej pogardzie, ponieważ nie leżało w  ich naturze godzić się z  różnorodnością. Po prostu wykorzystywali pomniejsze gatunki tak, by było to opłacalne, a  także sprowadzali na skolonizowane przez siebie planety formy życia z  innych, podobnych światów według własnego uznania. Czasami eksperymentowali z  całymi światami, a  potem przemieszczali się w  przyszłość, by poznać rezultaty tych doświadczeń. Zgarniali bogactwa innych gatunków, które wlokły się przez stulecia w  swym własnym czasie rzeczywistym, ponieważ korzystanie z  Bram było zastrzeżone wyłącznie dla qhalów. Na koniec niemal niczego już im nie brakowało. Pragnęli jedynie luksusu i  nowych wrażeń. Dręczyło ich też pożądanie nowych, coraz dalej sięgających Bram.

              Aż wreszcie ktoś, gdzieś, cofnął się w  czasie i  zmienił przeszłe wydarzenia – być może tylko w  minimalnym stopniu.

              Cała rzeczywistość zadrżała i  rozerwała się na strzępy. Zaczęło się od drobnych anomalii, które narastały szybko aż do unicestwienia czasu, sięgającego krańców zniekształconych przez Bramy epok, a  także objętej przez nie przestrzeni.

              Czas skurczył się na nowo, wysyłając kilka gasnących fal zaburzeń, i  zbiegł się w  jakimś punkcie poprzedzającym nadmiernie rozciągnięte Teraz.

              Tak przynajmniej przypuszczali teoretycy z  Biura Naukowego, gdy odkryto ocalone światy wraz z  różnymi pozostałościami po qhalach, które zostały wyrzucone z  przeszłości na zewnątrz. Wśród tych pozostałości znajdowały się Bramy.

               

              2.

               

              Bramy istnieją. W  związku z  tym możemy przypuścić, że istnieją one również w  przyszłości i  w przeszłości. Zanim jednak ich nie użyjemy, nie możemy być pewni, jaki jest ich zasięg. Zgodnie z  dzisiejszymi wierzeniami qhalów, których prawdziwości można dowieść, zaburzenia nawiedzały kolejno świat za światem. Na takich planetach doszło do pomieszania różnych elementów. Wśród tych anomalii znajdują się przedmioty pochodzące z  naszego obszaru, które – przeniesione w  przeszłość – mogą się okazać dla nas zgubne.

              Biuro jest zdania, że Bramy, po przejściu przez nie, należy zamknąć. W  przeciwnym razie będzie nam nieustannie grozić kolejna implozja czasu, taka sama, jak ta, która zniszczyła qhalów. Oni sami wysuwają przypuszczenie, że nasz obszar przestrzeni był już raz miejscem implozji czasu o  nieokreślonych rozmiarach, może o  zasięgu kilku lat, a  może tysiącleci, która została spowodowana przez pierwszą Bramę oraz receptor odkryty przez qhalów, ku zgubie najpierw nieznanej, obcej cywilizacji, a  potem ich własnej. Dopóki więc będzie istniała choć jedna Brama, będziemy nieustannie narażeni na to, że w  każdej chwili może nas spotkać taki sam los. W  związku z  tym większość członków Biura uważa, że powinno się zezwolić na korzystanie z  Bram wyłącznie w  celu wysłania ekipy, która je zamknie lub zniszczy. Przygotowano już odpowiedni zespół. Powrót dla jego członków będzie, rzecz jasna, niemożliwy, a  czas trwania misji nieokreślony. Tak więc z  jednej strony ekipa może natychmiast wpaść w  pułapkę lub ulec zagładzie, z  drugiej zaś – zadanie może się okazać zakrojone na taką skalę, że jednemu pokoleniu członków korpusu ekspedycyjnego, czy nawet całemu ich tuzinowi, może zabraknąć czasu na dotarcie do ostatniej z  Bram.

              Biuletyn Biura Naukowego Unii, Vol. XXX, s. 22

               

              3.

               

              Na szczycie Ivrel Kamień stoi wyrzeźbiony w  takie qujalskie runy, które gdy człek ich dotknie, ognie czarnoksięskie wydają, duszę wraz z  ciałem gubiące. We wszystkich tych Miejscach Mocy siły wielkie tkwią i  czary qujalskie jeszcze tam żyją. Można tam i  dziś qujalską krew rozpoznać, jeśli dziecię się urodzi z  oczyma szarymi, wzrostu pokaźnego, i  jeśli rad nie słucha i  ku miejscom tym wędruje, gdyż u  qujalów nie masz duszy, a  przez czary swe żyją oni młodzi i  piękni lat wiele więcej niż ludzie.

              Księga Embry, Hait-an-Koris

               

              4.

               

              W roku Wspólnej Rachuby 1431 wojna nastała między książętami Aenoru, Korisu, Baien i  Korissith a  grodem Hjemur. W  roku owym panem Hjemuru był czarnoksiężnik Thiye, syn Thiyego, pan Rahjemur oraz góry Ivrel, w  cieniu której Irien leży.

              Natenczas do wygnanego pana Korisu, zwanego Chya Tiffwy, syna Hana, pięciu Obcych przybyło, jakich nigdy jeszcze w  kraju nie widziano. Rzekli mu, że przychodzą z  Południa dalekiego, a  Chya Tiffwy i  pan Aenoru Ris Gyr, syn Leleolma, schronienia im udzielili. Dostrzec można było wyraźnie, że jedna z  obcych była krwi qujalskiej, gdyż niewiasta ta miała włosy jasne i  wzrostem wielu mężom dorównywała. Zaś drugi z  drużyny włosy miał złote, jednakże w  Korisie i  w Andurze rodzą się czasem podobni. Pozostali i  włosy mieli ciemne i  na ludzi wyglądali. Widoczne się stało, że oczy Gyra i  Tiffwy’ego żądza wielka zaćmiła – ich matki siostrami były – gdyż królestwo Tiffwy’ego, które zajął pan Ivrel przy Ogniach, odebrane być mogło. Zaklinając na Przysięgi wielkie i  obiecując niezliczone nagrody przekonali panów Baienan, z  których największym był Seo, kuzyn ich, syn trzeciego brata wielkiego Rusa, pana Anduru, by na Thiyego ruszyli. Jezdnych zebrali siedem tysięcy, a  pieszych trzy i  dając posłuch obietnicom kuzynów i  Przysięgom Piątki, pod Sztandarami swymi przeciw Thiyemu wojska swoje powiedli.

              W dolinie Irien kamień stoi, runami pokryty, podobny, jak powiadają, do kamieni stojących w  Aenorze i  Sith oraz do Łuku nad Ogniami Czarnoksięskimi na górze Ivrel. Zawsze z  dala się od niego trzymano, choć szkoda żadna z  niego nie płynęła.

              W tym oto miejscu zebrali się z  Anduru panowie pod rozkazami Tiffwy’ego oraz Piątki, by na Ivrel i  twierdzę Hjemur uderzyć. Wkrótce jasnym się stało, że Obcy oszukali Tiffwy’ego, gdy bowiem dziesięć tysięcy zjechało ze szczytów Grioen w  dolinę Irien u  podnóża Ivrel, wszyscy zginęli, oprócz jednego młodzieńca z  Baienan, Tem Reth zwanego, gdyż rumak jego padł po drodze i  tak ocalił mu życie. Gdy ocknął się on ze swego omdlenia, nic żywego na polach Irien nie pozostało, ni człowiek, ni zwierzę. Jednakowoż nieprzyjaciel żaden nie nadciągnął, by wziąć pole w  posiadanie. Z  dziesięciu tysięcy ledwie parę trupów zostało, na których ran żadnych nie można było znaleźć. Tenże Reth z  Baienan wrócił z  pola żyw, lecz przez wzgląd na żałość wielką do klasztoru w  Baienan wstąpił, by spędzić dni swe na modlitwie.

              Poczyniwszy tyle zła, Obcy zniknęli. Ludzie w  Aenorze powiadali, że niewiasta owa wróciła, lecz zaraz w  przestrachu uciekła, gdy broń przeciw niej wyciągnięto. Powiadają też, że zaginęła ona nie opodal wzgórza, gdzie owe dziwne kamienie stoją, zwanym teraz Grobowcem Morgaine, albowiem pod tym imieniem znano ją w  Aenor-Pywn, choć rzekomo wiele imion miała oraz tytuł pana i  wszelkiego jego prawa. Mówią też, że śpi tam, czekając aż klątwa wielka zdjęta z  niej zostanie i  wolność jej zwróci. Dlatego każdego roku lud z  sioła Reomel dary przynosi i  klątwy potężne rzuca, aby się nie przebudziła i  jakiego zła im nie sprowadziła.

              Po Innych śladu nie znaleziono ani w  Irien, ani w  Aenorze.

              Kroniki Baienan.


 

              ROZDZIAŁ I

               

              Urodzić się jako Kurshin czy Andurin nie stanowiło samo w...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin