Charteris Leslie - Święty 15 Święty w Nowym Jorku.txt

(383 KB) Pobierz
Charteris Leslie - Święty 15 Święty w Nowym Jorku

Tytuł oryginału The Saint in New York
Przełożyła Magdalena Zawanowska
Prolog

List przekazano do Wydziału Korespondencji na Centre Street. Potem, jak wszystkie pisma tego rodzaju, przeszedł przez Wydział Identyfikacji Przestępców, Kryminalne Biuro Śledcze i Centralę, by w końcu znaleźć się na biurku samego komisarza policji, Artura J. Quistroma — a był to dokument ze wszech miar godny uwagi i nawet jego suchy, urzędowy styl wcale nie czynił go mniej interesującym.

Policja Stołeczna
Wydział Specjalny
Scotland House
Londyn S.W.I.

Do szefa policji w Nowym Jorku

Szanowny Panie,
Czujemy się zobowiązani powiadomić Pana, że istnieją powody, aby przypuszczać, iż Simon Templar, znany pod pseudonimem „Święty”, przebywa obecnie w Stanach Zjednoczonych.
Nie dysponujemy jego odciskami palców; dołączamy natomiast jego fotografię, rysopis i dossier.
Zapoznanie się z tymi dokumentami przekona Pana, że nie mamy dostatecznych podstaw do wszczęcia postępowania ekstradycyjnego. Lecz w Pana własnym interesie radziłbym uważnie obserwować poczynania Templara, jeśli uda się go Panu odnaleźć.
Łączą wyrazy szacunku
Nadinspektor C.E. Teal

A oto, jak brzmiał pierwszy załącznik:

Simon Templar „Święty”. Rysopis: wiek — 31 lat; wzrost — 6 stóp 2 cale; waga — 175 funtów; oczy — niebieskie; włosy — ciemne, zaczesane do tyłu; cera — smagła; znaki szczególne — szrama od kuli na lewym ramieniu, na prawym przedramieniu dwudziestocentymetrowa blizna.
Charakterystyka: Zawsze nienagannie ubrany. Upodobanie do luksusu. Mieszka w najdroższych hotelach, lubi dobrą kuchnię i dobre wino. Nosi przy sobie broń i po mistrzowsku rzuca nożem. Licencjonowany pilot. Włada biegle kilkoma językami. Przezwano go „Święty”, ponieważ na miejscu przestępstwa ma zwyczaj zostawiać naszkicowaną paroma kreskami figurkę człowieczka z aureolą (reprodukcja w załączeniu).
Dossier: Po raz pierwszy zwrócił naszą uwagę pięć lat temu. Działając nieoficjalnie zdołał wtedy odzyskać skradzione z Banku Konfederacyjnego w Chicago i wywiezione do Wielkiej Brytanii złoto, umożliwiając naszemu agentowi, inspektorowi Carnowi, aresztowanie złodziei — za co otrzymał żądaną nagrodę.
Nieco później, wraz z czterema wspólnikami, na własną rękę wypowiedział bezwzględną walkę przestępcom, przeciwko którym nie byliśmy w stanie zgromadzić dostatecznego materiału dowodowego, by móc ich zatrzymać. Wówczas jeszcze jego prawdziwa tożsamość pozostawała tajemnicą. Zajmował się zwalczaniem przestępstw typu obyczajowego.
Walnie przyczynił się do zdemaskowania przestępców potężnego gangu, który trudnił się przemytem narkotyków. W tym samym czasie prawdopodobnie za jego sprawą doszło w Atenach do zabójstwa Henry’ego Chastela, handlarza żywym towarem. Nie ulega wątpliwości, że w następnym roku zabił anarchistę Goltera, udaremniając w ten sposób dokonanie zamachu na następcę tronu, księcia Rudolfa, który przebywał z oficjalną wizytą w Londynie.
Porwał profesora K.B. Vargana, kiedy Ministerstwo Wojny rozważało właśnie kwestię zakupienia jego „chmury elektronowej”. Profesora zabił potem jeden ze wsporników Templara, Norman Kent, a ten z kolei został zamordowany przez agenta obcego wywiadu, doktora Rayta Mariusa, który także usiłował zdobyć wynalazek Vargana. W liście opublikowanym przez prasę Templar wyznał, jakoby chciał zapobiec ewentualnemu użyciu tej niehumanitarnej broni, która — w jego przekonaniu — doprowadziłaby do powszechnej katastrofy. Obaj, zarówno Templar, jak i Marius, uciekli wtedy z Anglii.
W trzy miesiące później Templar pojawił się tu w związku z nowym spiskiem Mańusa, mającym na celu wywołanie wojny — o czym zresztą nie wiedzieliśmy sami. Mańus znów uciekł i od tej pory słuch o nim zaginął. Afera została ujawniona, lecz Templarowi wszystko darowano, ponieważ zapobiegł katastrofie pociągu wiozącego rodzinę królewską.
Nadal prowadził kampanię zwalczania przestępców posługując się ich własnymi metodami. W kilku przypadkach, dzięki zebranym przez mego dowodom rzeczowym,’ mogliśmy aresztować winnych. Posądzany jest, choć nie udało się tego sprawdzić, o spowodowanie śmierci Francisa Lemuela, rewolwerowca Jacka Farnberga, Ladeka Kuzela i innych. Podejrzane wydaje się „ również morderstwo Stephena Wealda alias Waldsteina, a także zniknięcie Lorda Essendena. Zdarzyło się to w tym samym czasie, gdy Templar, na polecenie obecnego komisarza, Hamiltona Doma, zajął się obroną dobrego imienia nieżyjącego już zastępcy komisarza, Frandsa Trelawny’ego.
Działalność swoją kontynuował aż do chwili ponownego opuszczenia Anglii przed sześcioma miesiącami. Większość z wyżej wymienionych akcji, jak również wiele innych, o których z oczywistych przyczyn nic dokładniejszego nie wiemy, przyniosła mu nie byle jaki dochód — jego majątek, w ten sposób zdobyty, ocenia się na pól miliona funtów.
Templar znany jest dobrze również policji francuskiej i niemieckiej.

Do tych kilku kartek dołączono fotografię Świętego oraz meldunki wydziałów, które kolejno przejmowały ten nader interesujący dokument.

Biuro Identyfikacji Przestępców:
Nie notowany. Odbitki fotografii — i rysopis wysłano do Alabamy i do Waszyngtonu.
Kryminalne Biuro Śledcze:
Dochodzenie w toku.
Centrala:
Dochodzenie w toku.

Komisarz podrapał się w siwą głowę i marszcząc krzaczaste brwi raz jeszcze przeczytał list. Pod wyblakłymi, szaroniebieskimi oczami miał obwisłe worki niczym przekłute pęcherze, a jego twarz wyrażała bezgraniczne znużenie. Ponure, gorzkie znużenie jako nagroda za czterdzieści lat bezowocnej walki ż bezprawiem — z bezprawiem, w jakim mieli swój udział i d, których obowiązkiem było stać na straży prawa.
— Czy myśli pan, że ma to jakiś związek z owym listem wysłanym do Irbolla? . — spytał odkładając papiery.
Inspektor John Fernack zsunął z czoła mocno zniszczony kapelusz i przytaknął niedbałym skinieniem głowy.
— Tak przypuszczam — krótkim, kwadratowym palcem wskazał pismo leżące na biurku. — Widzi pan, jak Scotland Yard nazywa faceta? „Święty”. Niech pan spojrzy na ten rysunek. Nie znam się na sztuce, mam wrażenie, że i Templar jest niewiele lepszy ode mnie, ale coś w tym jednak jest. Niech pan zobaczy. Tak rysują dzieci, kiedy uczą się trzymać ołówek: kółko to głowa, jedna prosta kreska — tułów, cztery inne to ręce i nogi, ale można poznać, że ten głowonóg ma przedstawiać coś na kształt człowieka. I jeszcze kółko nad głową. Kiedy byłem dzieckiem, zaprowadzono mnie któregoś dnia do katedry — Fernack mówił to takim — tonem, jakby przyznawał się do czegoś, co stanowiło czarną plamę w jego zawodowej karierze. — Widziałem tam mnóstwo obrazów, na których ludzie mieli nad głowami podobne kółka. To byli jakoby święci, a te kółka to pewnie aureole.
Komisarz nie uśmiechnął się.
— Co się dzieje z Irbollem? — zapytał.
— Przyjdzie dziś po południu do sądu, żeby znowu uzyskać odroczenie rozprawy — odparł Fernack ze złością i splunął przez zęby, nie trafiając do spluwaczki. — Wie pan, jak to jest. Nigdy nie miałem głowy do rachunków, ale wyliczyłem, że jego sprawa będzie odroczona po raz trzydziesty pierwszy, a może trzydziesty drugi. Zważywszy, że upłynęły zaledwie dwa lata od momentu, kiedy rozwalił Ionetzkiego, mamy jeszcze szansę, zobaczyć go na krześle elektrycznym, zanim pomrzemy ze starości. Cholernie wielką szansę!
Wargi Fernacka zacisnęły się w wąską, twardą linię. Pochylił się nad biurkiem, aż jego wielkie pięści stuknęły o mahoniowy blat, i utkwił w twarzy komisarza pałające spojrzenie rozognionych oczu.
— Czasami chciałoby się, aby taki facet jak Święty zjawił się w Nowym Jorku i tu też tak narozrabiał, jak o tym piszą w tym liście. A czasami miałbym ochotę w jednej chwili rzucić policję i sam się do tego zabrać. Może lepiej bym sypiał po nocach, gdybym wiedział, że i w naszym mieście coś się takiego dzieje… Ionetzki był moim pomagierem, kiedy ja byłem porucznikiem w piątym okręgu, zanim wsadzili mnie tutaj, do komendy. Uczciwy gliniarz. Pan wie, co to znaczy. Sam pan przez to przeszedł. Poznał pan, jak to jest. Mundurowy… szpicel… posterunkowy… Przeszedł pan przez to wszystko, jak każdy z nas. Dlatego jest pan chyba pierwszym komisarzem, co od samego początku wiedział, jaki mundur nosi glina, i nie musiał się tego uczyć. Niech mnie pan źle nie zrozumie, szefie. Nie mam zamiaru panu kadzić. Wie pan, o co mi chodzi, co to znaczy móc powiedzieć, że gość był uczciwym gliniarzem.
Żelazne dłonie Ferzacka rozwarły się i znowu zacisnęły na krawędzi biurka.
— Taki był właśnie Ionetzki — mówił. — Uczciwy gliniarz. Niezbyt może bystry, ale uczciwy. I uczciwie tam, polazł. Każdy inny okrążyłby bandytów z daleka, udając; że nic nie słyszy. Ale nie on. I ten tchórzliwy szczur,; Irboll, wpakował mu kulę w brzuch!
Quistrom nic nie odpowiedział ani nie poruszył się. Zmęczonym wzrokiem popatrzył spokojnie na wzburzoną gniewem twarz stojącego przed nim mężczyzny — i patrzył na ten nieoczekiwany wybuch z osobliwą sympatią. Ale znużenie zbyt już głęboko zakorzeniło się w jego oczach, by cokolwiek mogło je ożywić.
— Przymknęliśmy więc Irbolla — ciągnął Fernack. — Wszyscy wiedzą, że jest winny. Nie cackaliśmy się z nim. O tak, daliśmy mu porządny wycisk. Ale ca z tego, do cholery? Gumowa pałka to nie to samo co kula w bebechach. Nie umiera się od tego powoli, czując w środku żywy płomień i gryząc wargi z potwornego bólu, żeby głośno nie krzyczeć. Nie zostawia się równej babki bez chłopa i fajnych dzieciaków bez ojca. Więc spraliśmy go. No i co z tego? Jakiś oślizły polityk zwymyśla jakiegoś sędziego, który siedzi u niego w kieszeni; jakiś adwokat zjawi się ze świstkiem kwestionującym nakaz aresztowania, skombinuje alibi, załatwi kaucję 4 Bóg wie co jeszcze; potem proces, na sali zasiądzie przekupiony sędzia, odpowiednio dobrana ława przysięgłych i prokurator okręgowy, który też weźmie swoją dolę z tych samyc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin