Jeske-Choiński T., Pozytywizm w nauce i literaturze, 1908.pdf

(33260 KB) Pobierz
POZYTYWIZM.
Z
biblioteki
Kazimierza
Szłapki
Druk
Piotra
Laskauera
i
S-ki
w
Warszawie,
Nowy-Świat
41.
BIBLIOTEKA
DZIEŁ
CHRZEŚCIJAŃSKICH.
Teodor
Jeskie-
Choiński.
POZYTYWIZM
w
nauce
i
literaturze.
WARSZAWA
SKŁAD
GŁÓWNY
W
KSIĘGARNI
GEBETHNERA
I
WOLFFA
KRAKÓW
G.
GEBETHNER
I
S-KA
1908.
I.
Królestwo
wiedzy.—Lekceważenie
sztuki.—Pozytywizm
francuski.—August
Com­
te.—Emil
Littró.—Ewolucyonizm
angielski.—Karol
Darwin.
—Materyalizm
nie­
miecki.—Moleschott.—Vogt.—Buchner.—Haeckel.
Wspólne
zasady
pozytywiz­
mu,
ewolucyonizmu
i
materyalizmu.
wiat
cywilizowany
zbliżył
się
znów
do
dróg
rozstajnych,
«
które
straszą
zagadką
nieznanych
kierunków.
Wszystko
co
było,
co
przyświecało
dojrzałemu
dziś
pokoleniu,
zaczyna
gasnąć,
rozpływa
się
w
błękitnej
mgle
przeszłości,
co
zaś
bę­
dzie,
tego
jeszcze
nikt
wyraźnie
nie
widzi,
określić
nie
może.
Co
było?
Oto
panowała
w
drugiej
połowie
XIX
stulecia
wiedza
ści­
sła
bezpodzielnie.
Przed
nią
bito
pokłony,
jej
wyrokom
ulega­
no
na
wszystkich
polach
pracy
ludzkiej.
Ona
zepchnęła
filozo­
fię
ze
stolicy
nauki
nauk;
historyi,
prawu
karnemu,
ekonomii
politycznej
i
krytyce
literackiej
narzuciła
swoje
metody
i
cele,
sztukę
nawet
opętała.
Któż
nie
pamięta
owych
radosnych
okrzyków,
podnoszo­
nych
na
cześć
wiedzy
między
rokiem
1850
a
1880
naprzód
we
Francyi,
w
Anglii,
w
Niemczech,
a
następnie
w
reszcie
krajów
europejskich?
Wiedza,
to
potęga,
jedyna,
najwyższa—głoszono
bez
końca
w
dziełach
i
dziełkach,
w
broszurach
i
broszurkach,
w
artykułach
dziennikarskich
i
we
wzmiankach
reporterskich;
wiedza
oświeca,
uszlachetnia,
zbogaca
powtarzali
za
mistrza­
6.
mi
prostaczkowie,
nie
pozostający
w
żadnym
stosunku
z
nauką.
Wiedza
była
przez
długi
czas,
jako
owa
pokorna
Cendril-
lon,—mówi
Herbert
Spencer
usuwająca
się
zawsze
na
stronę,
ilekroć
jej
pyszne
siostry
chciały
się
pochwalić
przed
gośćmi
fałszywymi
błyskotkami.
Ale
przyszedł
czas
i
na
kopciuszka.
Wiedza,
ogłoszona
za
najlepszą
i
najpiękniejszą,
zapanuje
nie­
bawem
wszechwładnie.
Głównie
sztuka
wpadła
w
niełaskę
mściwej
panny
Cen-
drillon.
Bo
cóż
to
takiego
ta
strojna
jejmość,
olśniewająca
lu­
dzi
bez
prawa
i
potrzeby?
Płótna
malarzów
płowieją,
rysują
się,
niszczeją;
dzieła
rzeźbiarzów
rozsypują
się
w
proch
pod
działaniem
powietrza
i
słońca;
utwory
w
końcu
poetów
prze-
brzmiewają
razem
z
językami,
którymi
się
posługiwały.
Trwa
tylko
fakt
naukowy,
ten
zaś
wytwarza
jedynie
wiedza.
Tak
wierzyli
prawie
wszyscy
uczeni
drugiej
połowy
XIX
stulecia.
Przyjdzie
czas
twierdził
Renan
kiedy
„wielki
artysta
stanie
się
niepotrzebnym
rupieciem
(une
chose
viellie),
ale
uczo­
ny
będzie
rósł
z
każdym
dniem“.
A
na
innem
miejscu
dodaje,
że
piękno
zniknie
z
postępem
wiedzy.Panowanie
rzeźby
skończy­
ło
się,
według
autora
„Życia
Jezusa“,
z
chwilą,
w
której
czło­
wiek
przestał
chodzić
bez
ubrania;
epopee
zabiła
artylerya,
zno­
sząca
znaczenie
odwagi
osobistej.
Nie
inaczej
sądzili:
Spencer,
Strauss,
a
nawet
Taine,
chociaż
jako
estetyk
z
zawodu,
powi­
nien
był
odczuwać
i
rozumieć
istotę
sztuki,
której
doniosłość
znał
lepiej
od
przyrodników
i
filozofów
pozytywnych.
Bo
i
na
cóż
teologia,
filozofia
metafizyczna
i
sztuka,
kie­
dy
wiedza
ścisła
zaspokaja najzupełniej
potrzeby
ludzkości?
Wszakżeż
przekonywał
jeszcze
niedawno
temu
Berthelot
(w
„Re­
vue
des
deux
mondes“
*),
że
wystarcza
być
dobrym
matematy­
kiem,
fizykiem
albo
mechanikiem,
aby
zajaśnieć blaskami
czło­
wieka
doskonałego.
„Kto
się
nie
uczył
geometryi—prawił
roz­
głośny
chemik
ten
nie
może
posiadać
dokładnego
poczucia
pewności“
(sentiment
rigoureux
de
la
certitude).
Nauka
ta
daje
człowiekowi
„absolutną
i
fanatyczną
cześć
prawdy“.
A
chemia,
fizyka?
re.
1)
Zeszyt
z
dnia
15
marca
1891
r.
„La
crise
de
1’enseignement
secondai-
La
science
6ducatriceft.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin