Campbell Jack - Zaginiona flota 02 Nieustraszony.txt

(592 KB) Pobierz
Jack Campbell
ZAGINIONA FLOTA
NIEUSTRASZONY
PRZEŁOŻYŁ 
ROBERT J. SZMIDT
fabryka słów
LUBLIN 2008


Stanleyowi Schmidtowi,
znakomitemu redaktorowi nie mniej dobremu pisarzowi,
ale nade wszystko zacnemu człowiekowi.
Dzięki niemu wielu twórców, w tym
i ja, zdołało stworzyć lepsze dzieła.
Nie wštpię jednak, że pomimo tej dedykacji
Stan będzie nadal odrzucał wszystkie moje
teksty, które nie spełniš jego oczekiwań.
Dla S., jak zawsze

Spis treci
JEDEN	4
DWA	25
TRZY	49
CZTERY	77
PIĘĆ	100
SZEĆ	126
SIEDEM	149
OSIEM	167
DZIEWIĘĆ	191
DZIESIĘĆ	208

JEDEN
Okręty pojawiły się na tle bezdennej czerni kosmosu. Jako pierwsze w olepiajšcym błysku zmaterializowały się eskadry niszczycieli i towarzyszšce im formacje lekkich kršżowników. Chwilę póniej z nadprzestrzeni wyłoniły się zgrupowania cięższych jednostek i dywizjony pancerników - jednostek zdolnych przenosić najpotężniejszš broń, jakš kiedykolwiek stworzyła rasa ludzka. Samotna gwiazda, której człowiek nadał nazwę Sutrah, znajdowała się tak daleko od tego miejsca, że mieszkańcy systemu jeszcze przez pięć długich godzin nie mieli zauważyć znaków towarzyszšcych pojawieniu się floty Sojuszu.
Ogromna armada, która włanie opuciła nadprzestrzeń, zdawała się dysponować niezwyciężonš siłš. Można było odnieć wrażenie, że tak potężna flota nie lęka się niczego i nikogo. Ale prawda wyglšdała zupełnie inaczej. Okręty Sojuszu wcišż uciekały, walczšc o przetrwanie, a system Sutrah, leżšcy w głębi syndyckiego terytorium, był jedynie przymusowym przystankiem na drodze do ocalenia.
- Mamy odczyty dotyczšce kilku lekkich jednostek wiatów Syndykatu w odległoci dziesięciu minut wietlnych, kierunek dziesięć stopni w dół na sterburtę.
Komodor John Black Jack" Geary siedział w fotelu głównodowodzšcego floty na mostku Nieulękłego. Czuł, jak napięcie powoli opuszcza jego mięnie. Wiedział już, że po raz kolejny udało mu się odgadnšć zamiary przeciwnika. Choć równie prawdopodobne było, że syndyccy dowódcy nie zdołali przewidzieć jego ruchów. Jakkolwiek przedstawiała się sytuacja, najważniejsze, że jednostki Sojuszu nie natrafiły na pola minowe, a okręty wykryte w najbliższym otoczeniu floty nie stanowiły dla niej zagrożenia.
Największe zagrożenie dla floty czaiło się bowiem w niej samej.
Geary skupił wzrok na trójwymiarowych wywietlaczach umieszczonych przed jego stanowiskiem. Chciał przekonać się naocznie, czy i tym razem żšdza krwi pokona dyscyplinę i idealny szyk floty zostanie przełamany, gdy kapitanowie ruszš do chaotycznego wycigu, aby zniszczyć napotkane jednostki wroga.
- Kapitanie Desjani - zwrócił się do kobiety dowodzšcej Nieulękłym.  Proszę przekazać jednostkom Syndykatu wezwanie do natychmiastowej kapitulacji.
- Tak jest, sir! - Tania Desjani nauczyła się maskować reakcję na staromodne i zważywszy na ducha tych czasów, zbyt łagodne traktowanie wroga, dopuszczajšce danie mu szansy na poddanie się bez walki, nawet wtedy, gdy flota mogła go zmiażdżyć bez większego wysiłku.
Geary zaczynał pojmować, dlaczego ona, jak i większoć jej rówieników, rozumuje w ten włanie sposób. wiaty Syndykatu nigdy nie były znane z zamiłowania do wolnoci czy swobód obywatelskich, którym od dawna hołdowano w Sojuszu. Niczym nie sprowokowane ataki, od których zaczęła się ta wojna, pozostawiły ogromny niesmak, odczuwany nawet dzisiaj, po całym stuleciu walki, zwłaszcza, że Syndycy osišgnęli bezwzględne prowadzenie w wycigu do zwycięstwa za wszelkš cenę, co oznaczało kompletny upadek dobrych obyczajów. Geary przeżył prawdziwy szok, gdy odkrył, że siły Sojuszu odpowiadajš na te przejawy okrucieństwa w myl zasady wet za wet" i chociaż zrozumiał w końcu powody takiego postępowania, nie zamierzał ich tolerować. Nalegał, by powrócono do starych, znanych mu od dawna zasad, tych samych, które pozwalały okiełznać szał bitewny i powstrzymywały żołnierzy Sojuszu od przeistoczenia się w bestie takie jak ich wróg.
Chociaż znał je już niemal na pamięć, sprawdził odczyty po raz dziesišty od czasu, gdy zasiadł w fotelu. Punkt wyjcia, którego użyli, znajdował się w odległoci niemal pięciu godzin wietlnych od Sutrah. Dwie planety były zamieszkane, ale nawet ta bliższa im kršżyła po orbicie odległej o dziewięć minut wietlnych od gwiazdy sytemu. Nikt z jej mieszkańców nie dowie się o przybyciu floty Sojuszu jeszcze przez ponad cztery i pól godziny. Drugš z zamieszkanych planet dzieliło od Sutrah zaledwie siedem i pół minuty wietlnej. Prawdę mówišc, flota Sojuszu nie musiała zbliżać się do żadnej z nich w czasie przelotu do punktu wyjcia, z którego mogła dokonać skoku do następnego systemu gwiezdnego.
Wokół symboli oznaczajšcych aktualnš pozycję jednostek Sojuszu Geary widział powoli rozrastajšcš się sferę oznaczonš janiejszym kolorem. Jej granice wyznaczały obszar, z którego mogli odbierać informacje w czasie zbliżonym do rzeczywistego. W chwili obecnej obserwowali widok zamieszkanych planet sprzed czterech i pół godziny. Nie było to zbyt wielkie przesunięcie, ale i tak zdolne sprawić, że musieli spodziewać się każdego możliwego zagrożenia. Sama Sutrah mogła eksplodować już cztery godziny temu, a oni jeszcze przez pięćdziesišt minut nie będš o tym nawet wiedzieli.
- Przesunięcie widma jednostek Syndykatu w stronę czerwieni - zameldował wachtowy, nie potrafišc ukryć zawodu w głosie.
- Uciekajš - dodała zupełnie niepotrzebnie Desjani.
Geary skinšł głowš, milczšc. Przypomniał sobie, że w systemie Corvus w obliczu przeważajšcych sił wroga syndyccy dowódcy podjęli walkę - tylko jeden z czterech okrętów poddał się na jego wezwanie.
Ocalały dowódca - pomylał Geary - zacytował mi nawet paragrafy regulaminu syndyckiej floty, które nakazywały to samobójcze posunięcie. Dlaczego Syndycy w tym systemie mieliby zachowywać się inaczej?
- Dlaczego? - zapytał na głos, powtarzajšc ostatniš myl.
- Bo sš tchórzami - odparła Desjani nie kryjšc zdziwienia.
Geary z trudem powstrzymał się od ciętej riposty. Tania, podobnie jak wszyscy oficerowie i marynarze tej floty, karmiona była propagandš od tak dawna, że wierzyła lepo we wszystko, co jej wmawiano, nawet jeli nie miało to najmniejszego sensu.
- Na Corvusie trzy z czterech okrętów podjęły walkę z nami. Dlaczego tutaj jest inaczej?
Desjani zmarszczyła brwi, szukajšc odpowiedzi.
- Syndycy zawsze wykonujš wydane im rozkazy - wydukała w końcu.
To była niezwykle prosta, ale i dokładna ocena sytuacji, odzwierciedlajšca wszystkie obserwacje, jakie Geary zdołał poczynić po przebudzeniu.
- Zatem nakazano im odwrót... - powiedział.
- Zapewne celem przekazania informacji o naszym przybyciu do systemu - dokończyła za niego Desjani. - Ale co zamierzali osišgnšć, rozmieszczajšc lekkie jednostki w pobliżu punktów skoku? Raporty i tak dotrš do centrum systemu z prędkociš wiatła, a drogę do najbliższego punktu skoku blokuje im nasza flota, więc nie zdołajš wejć w nadprzestrzeń.
Geary nie odpowiedział od razu, wcišż przyglšdał się obrazom widocznym na wywietlaczach.
- Niby racja - odezwał się wreszcie. - Ale co z tego wynika? - Raz jeszcze spojrzał na wzorowe formacje jednostek Sojuszu, zanoszšc modły dziękczynne do żywego wiatła gwiazd, że posłuchano jego rozkazów. - Chwileczkę...
W granicach systemu planetarnego wszelkie współrzędne podawano względem gwiazdy, nie jednostki, aby wszystkie okręty rozumiały identycznie wydawane rozkazy. Wszystko powyżej płaszczyzny ekliptyki systemu było nazywane górš", a to, co znajdowało się pod niš - dołem". Wektor skierowany w stronę gwiazdy okrelano mianem prawego bšd - w starym marynarskim żargonie - sterburta (niektórzy manierycznie zmieniali tę nazwę na starburtę). Ruch w stronę przeciwnš był zwany lewym bšd bakburta. Zgodnie z tym systemem jednostki Syndykatu znajdowały się poniżej pozycji floty i uciekały w górę, nieco na lewo. Dlaczego wybrały drogę ucieczki, która zbliży je do wroga? To mogłoby mieć sens tylko w wypadku...
Geary wykrelił kurs na przejęcie jednostek Syndykatu. Krzywa biegła przez rodek sektora, który niszczyciele wroga ominęły.
- Dajcie mi dokładne powiększenie tego obszaru. Ale już!
Desjani spojrzała na niego podejrzliwie, natychmiast jednak zabrała się do wykonywania rozkazu.
Geary nadal czekał na wyniki, gdy zauważył, że z formacji wyłamał się jeden ciężki kršżownik i towarzyszšce mu trzy niszczyciele. Okręty zaczęły gwałtownie przyspieszać, idšc wprost na przechwycenie jednostek wroga.
Durnie, co wy robicie! - pomylał Geary i natychmiast sięgnšł do klawiatury komunikatora.
- Wszystkie jednostki, kurs trzy zero stopnia w górę. Powtarzam, kurs trzy zero stopnia w górę. Wykonać natychmiast. Na kursie floty znajdujš się pola minowe.
Zidentyfikowanie jednostek, które wyszły z szyku, zajęło mu tylko chwilę.
- Anelace, Baselard, Maczuga, Zbroja! Wracajcie natychmiast na swoje miejsca w formacji! Kurs góra trzy zero stopnia. Wchodzicie na pole minowe.
Od tej chwili Geary mógł jedynie obserwować bieg wydarzeń na wywietlaczu.
Flota Sojuszu zajmowała obszar o promieniu kilku minut wietlnych. Najdalej wysunięte okręty nie odbiorš rozkazu jeszcze przez dwie minuty, a znajdujšce się w największym niebezpieczeństwie niszczyciele i Zbroja usłyszš go dopiero za kilkadziesišt sekund. Przy ich aktualnym przyspieszeniu oznaczało to ogromny dystans, jaki przebędš w tym czasie.
Wachtowy z mostka Nieulękłego w końcu zaczšł przedstawiać raport. Mówił podniesionym głosem.
- Wykryto wiele anomalii wzdłuż wyznaczonego kursu. Szacujemy, że prawdopodobieństwo rozmieszczenia w tym sektorze niewykrywalnych min wynosi osiemdziesišt procent. Rekomendujemy zmianę kursu.
Desjani uniosła dłoń, dajšc marynarzowi znak, że przyjęła do wiadomoci jego raport, i spojrzała na Geary'ego z prawdziwym uwielbieniem. Komodor zauważył, że również z oczu pozostałych członków załogi zebranych na mostku da się wyczytać podobny zachwyt. Ten...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin