Camilleri Andrea - Montalbano 03 Złodziej kanapek.txt

(329 KB) Pobierz
Camilleri Andrea - Montalbano 03 Złodziej kanapek

Przełożył: Jarosław Mikołajewski

 
1

Obudził się zlany potem. Obcišżony półtorakilogramowš porcjš sardeli z czosnkiem i parmezanem, którš pochłonšł wieczorem, musiał w nocy strasznie się wiercić, bo był i oplštany przecieradłami jak mumia. Wstał, poszedł do kuchni, otworzył lodówkę, wypił pól litra lodowatej wody. Z butelkš przy ustach wyjrzał przez otwarte okno. wiatło jutrzenki zapowiadało pogodny dzień, morze było płaskie jak stół, na niebie ani jednej chmurki. Montalbano, którego nastrój w znacznym stopniu zależał od pogody, miał prawo przeczuwać, że co najmniej do południa będzie w znakomitej formie. Było za wczenie, żeby wstawać. Położył się z zamiarem przedłużenia snu o kolejne dwie godziny, nacišgnšł przecieradło na głowę. Jak zawsze przed zanięciem pomylał o Livii, która w tym czasie leżała w swoim łóżku w Boccadasse koło Genui: jej obecnoć krzepiła go w każdej długiej i w każdej krótkiej podróży do the country sleep, o której pisał Dylan Thomas w jednym z jego ulubionych wierszy.
Ledwie rozpoczšł podróż, rozległ się dzwonek telefonu; wdarł się do ucha Montalbana jak wiertło, które nieuchronnie przewiercało mu głowę na wylot.
 Słucham!
 Z kim rozmawiam?
 Sam się przedstaw.
 Catarella.
 Co jest?
 Niech mi pan komisarz wybaczy, ale nie rozpoznałem głosu pana komisarza, panie komisarzu. Pewnie pan spał.
 Pewnie tak, jest pišta rano! Czy możesz nie zawracać mi dupy, tylko powiedzieć, o co chodzi?
 Było morderstwo w Mazara del Vallo.
 A co mnie to obchodzi? Jestemy w Vigacie.
 Ale, komisarzu, nieboszczyk to...
Montalbano odłożył słuchawkę, wycišgnšł wtyczkę. Zamykajšc oczy, pomylał, że to jego przyjaciel, wicekwestor Valente z Mazary, chce się z nim skontaktować. Zadzwoni do niego póniej, z komisariatu.

Okiennica trzasnęła o cianę. Montalbano gwałtownie usiadł na łóżku, z oczami wytrzeszczonymi ze strachu. Odurzony spowijajšcymi go oparami snu, był przekonany, że kto do niego strzelał. W mgnieniu oka pogoda się zmieniła: zimny, wilgotny wiatr podrywał fale o żółtawych grzywach, niebo było w całoci pokryte chmurami i zwiastowało deszcz.
Przeklinajšc pod nosem, wstał, poszedł do łazienki, odkręcił kurek prysznica, namydlił się. Nagle przestała lecieć woda. W Vigacie, a więc również w Marinelli, gdzie mieszkał, wodę puszczali zwykle co trzy dni. Zwykle, ponieważ mogli jš pucić równie dobrze nazajutrz, jak i dopiero w przyszłym tygodniu. Montalbano zabezpieczył się, instalujšc na dachu pojemne zbiorniki, ale widocznie tym razem wody nie było od ponad omiu dni  tylko bowiem na omiodniowš niezależnoć pozwalały mu własne zapasy. Pobiegł do kuchni i podstawił garnek pod kran, żeby złapać cieknšcš z niego wštłš strużkę. Potem wycisnšł ile się dało z kranu nad umywalkš. Odrobinš zebranej wody zdołał spłukać z siebie mydło, ale to utrudnienie bynajmniej nie wprawiło go w dobry humor.
Jechał w kierunku Vigaty, obdzielajšc przekleństwami mijanych kierowców, którzy  jego zdaniem wszyscy bez wyjštku  z takiego czy innego powodu kodeks drogowy mieli w dużym poważaniu, aż nagle przypomniał sobie telefon Catarelli. Wyjanienie, jakim się wtedy zadowolił, nie trzymało się kupy  gdyby Valente potrzebował pomocy z powodu jakiego zabójstwa, do którego doszło w Mazarze, to o pištej rano zadzwoniłby do niego do domu, a nie na komisariat. Tamto wyjanienie spreparował dla zwykłej wygody, żeby uspokoić sumienie i pospać jeszcze dwie godziny.
 Nie ma nikogusieńko!  owiadczył Catarella na jego widok, z szacunkiem podnoszšc się z krzesła przy centralce. Montalbano z Faziem uznali, że powinien siedzieć włanie w tym miejscu, bo przekazujšc nawet w najbardziej pokraczny i nieprawdopodobny sposób treć zgłoszeń i rozmów, wyrzšdzi mniej szkody, niż wykonujšc jakiekolwiek inne zadania.
 A co to, więto?
 Nie, panie komisarzu, to nie jest dzień wišteczny, ale wszyscy sš w porcie z powodu tego trupa w Mazarze, dla którego sprawy dzwoniłem do pana, jeli pan pamięta, w okolicach dzisiejszego poranka.
 Jeli trup jest w Mazarze, to po kiego pojechali do portu?
 Nie, panie komisarzu, trup jest tutaj.
 Jezu Przenajwiętszy! Jeli trup jest tutaj, to dlaczego mi mówisz, że jest w Mazarze?
 Ponieważ trup był z Mazary, tam pracował.
 Catarella, rozumujšc, a raczej, powiedzmy, rozumujšc po twojemu: jeli tu, w Vigacie, zostanie zamordowany turysta z Bergamo, to co wtedy powiesz? Że trup jest w Bergamo?
 Komisarzu, sprawa polega na tym, że trup jest przejezdny. Czyli strzelali do niego, kiedy znajdował się na kutrze rybackim z Mazary.
 A kto strzelał?
 Tunezyjczycy, panie komisarzu.
Montalbano machnšł rękš i postanowił nie zadawać już pytań.
 Czy komisarz Augello też pojechał do portu?
 Tak jest.
Jego zastępca, Mimi Augello, na pewno będzie szczęliwy, jeli przełożony nie pojawi się w porcie.
 Posłuchaj, Catarella. Muszę napisać raport. Nie ma mnie dla nikogo.

 Halo? Panie komisarzu, panna Livia mianowicie do pana z Genui. Co mam zrobić? Mam łšczyć czy nie?
 Łšcz.
 Jako że pan mówił jakie dziesięć minut temu, że nie ma pana dla nikogo...
 Nie gadaj już, tylko łšcz... Livia? Witaj.
 Ładne mi witaj. Od kilku godzin próbuję się do ciebie dodzwonić. W domu również nie mogłam cię zastać.
 No tak, wyłšczyłem telefon i zapomniałem włšczyć. Powiem ci co miesznego. Dzisiaj o pištej rano zadzwonił Catarella...
 Nie mam ochoty do miechu. Próbowałam o wpół do ósmej, piętnacie po ósmej, jeszcze raz o...
 Livio, już mówiłem, że zapomniałem...
 ...o mnie. Po prostu zapomniałe o mnie. Przecież obiecałam, że zadzwonię o wpół do ósmej, żeby postanowić, czy...
 Livio, ostrzegam cię. Zbiera się na deszcz i wieje wiatr.
 I co z tego?
 Przecież wiesz. W takš pogodę jestem w złym nastroju. Nie chciałbym, żebymy od słowa do słowa...
 Rozumiem. Nie będę już dzwoniła. Ty zadzwoń, jeli będziesz chciał.

 Montalbano? Jak się pan czuje? Komisarz Augello o wszystkim mi opowiedział. Czy według pana ta sprawa będzie miała reperkusje międzynarodowe?
Poczuł się przyparty do muru; nie rozumiał, o czym mówi kwestor. Wybrał metodę niewiele mówišcego potakiwania.
 Owszem, owszem.
Reperkusje międzynarodowe?!
 W każdym razie wydałem polecenie, żeby komisarz Augello porozumiał się z prefektem. Rzecz... jak by to powiedzieć... wykracza poza moje kompetencje.
 No włanie.
 Montalbano, czy pan się dobrze czuje?
 Doskonale. Dlaczego pan pyta?
 Nic, tylko wydawało mi się...
 Trochę boli mnie głowa, to wszystko.
 Jaki dzi dzień?
 Czwartek, panie kwestorze.
 Czy przyjdzie pan do nas w sobotę na kolację? Moja żona przygotuje spaghetti w sosie z mštwy. Palce lizać.
Makaron w czarnym sosie z mštwy. Sam był w takim nastroju, że jego barwš przyprawiłby kwintal spaghetti. Reperkusje międzynarodowe?

Wszedł Fazio i od razu stał się kozłem ofiarnym.
 Czy kto zlituje się nade mnš i powie mi, do kurwy nędzy, co się tu dzieje?
 Komisarzu, proszę się na mnie nie wciekać tylko z tego powodu, że wieje wiatr. Rano, zanim zawiadomiłem komisarza Augello, kazałem zadzwonić do pana.
 Komu kazałe? Catarelli?! Jeli każesz mnie zawiadomić za porednictwem Catarelli o czym ważnym, to znaczy, że jeste popaprańcem. Dobrze wiesz, że ni chuja nie da się go zrozumieć. Co się stało?
 Kuter z Mazary, który, sšdzšc po tym, co mówi szyper, łowił na wodach międzynarodowych, został zaatakowany przez tunezyjskš łód patrolowš seriš z karabinu maszynowego. Kuter podał swojš pozycję jednej z naszych łodzi patrolowych, o nazwie Błyskawica, i zdołał uciec.
 wietny chłopak  powiedział Montalbano.
 Kto?  spytał Fazio.
 Szyper. Zamiast się poddać, zdobył się na odwagę i uciekł. I co potem?
 Seria z karabinu zabiła jednego członka załogi.
 Z Mazary?
 I tak, i nie.
 Czyli?
 To był Tunezyjczyk. Mówiš, że pracował legalnie. Tam prawie wszystkie załogi sš mieszane. Po pierwsze dlatego, że Tunezyjczycy sš dobrymi pracownikami, po drugie, przydajš się w sytuacji, gdy trafi się tunezyjski patrol. Potrafiš z nim rozmawiać.
 Wierzysz w to, że kuter łowił na wodach międzynarodowych?
 A czy ja wyglšdam na kretyna?
 Halo, komisarz Montalbano? Mówi Marniti z kapitanatu.
 Słucham, panie majorze.
 Dzwonię w tej mierdzšcej sprawie z Tunezyjczykiem zabitym na kutrze z Mazary. Włanie przesłuchuję szypra, żeby ustalić dokładnie, gdzie znajdowali się w chwili, gdy doszło do incydentu, i jaki był rozwój wypadków. Potem się zjawi u pana.
 Po co? Chyba mój zastępca już go przesłuchał?
 Tak.
 A więc nie ma potrzeby, żeby się tu zjawiał. Dziękuję za uprzejmoć.
Koniecznie chcieli go wcišgnšć w tę sprawę, za włosy.

Drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że komisarz podskoczył na krzele. W progu stanšł wzburzony Catarella.
 Proszę o wybaczenie, że walnšłem, ale drzwi mi uciekły.
 Następnym razem cię zastrzelę. Co jest?
 A to, że dzwonili przed chwilkš, że w windzie jest kto zamknięty.
Kałamarz z delikatnie obrobionego bršzu przeleciał tuż obok czoła Catarelli, uderzajšc o drzwi z hukiem przypominajšcym wystrzał. Catarella skulił się i zakrył rękami głowę. Montalbano kopnšł biurko.
Do pokoju wpadł Fazio z dłoniš na otwartej kaburze.
 Co jest? Co się stało?
 Spróbuj wycišgnšć od tego kutasa, o co chodzi z tym kim zamkniętym w windzie. Niech zadzwoniš do straży pożarnej. Ale zabierzcie go stšd, nie chcę go słuchać.
Fazio wrócił po chwili.
 W windzie zamordowano człowieka  powiedział szybko i krótko, żeby samemu czym nie oberwać.
 Cosentino Giuscppe, strażnik licencjonowany  przedstawił się mężczyzna, który stał przy otwartych drzwiach windy.  To ja znalazłem biednego pana Lapecorę.
 Dlaczego nie ma tu gapiów?  zdziwił się Fazio.
 Odesłałem wszystkich do domu. Mam tu posłuch, mieszkam na szóstym piętrze  powiedział dumnie strażnik,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin