Zaufaj mi - Rozdział 1.pdf

(496 KB) Pobierz
Rozdział 1
– Nie wierzycie, że to potrafię? Dobra. To kto się ze mną założy o to, że rozkocham w
sobie i przelecę pierwszego faceta, który wejdzie przez te drzwi. – Aaron wyciągnął rękę w
stronę kumpli oblegających z nim stolik w gejowskim barze. Poza nim ta dwójka była hetero,
ale nigdy nie mieli nic przeciw chodzeniu z nim do takich miejsc.
– Dobra, przyjmuję zakład. – Philip chwycił dłoń Aarona. – Masz dwa tygodnie na
zdobycie tego, który się tu pojawi jako pierwszy. Jeżeli uda ci go w tym czasie jakoś w miarę
rozkochać i przelecieć pięćset dolców jest twoje. Jeżeli nie, to ja się o nie wzbogacę.
– Dwa tygodnie? – Aaron zmarszczył brwi. – Wystarczy mi tydzień, ale niech będzie te
dwa. Mój urok zadziała na każdego. – Uniósł w górę prawą brew. Nie ulegało wątpliwości, że
bardzo w siebie wierzy i już jest pewny wygranej. Był wysokim, przystojnym
dwudziestoczterolatkiem o czarnych włosach i do tej pory nikt mu się nie oparł.
Zdecydowanie wygram, pomyślał.
– Doskonale – rzekł Philip. – Joel, jesteś świadkiem. Wygram ten zakład.
– Tylko o tym możesz pomarzyć – odszepnął Aaron.
Wszystko zaczęło się od tego, że koledzy Aarona – szczególnie Philip – zaczęli się z
niego wyśmiewać, że pewnie stracił swój seksapil, bo ostatnio nikogo nie upolował. Daddario
nie był facetem, który miałby przyjąć to lekko. Postanowił pokazać im, że niczego nie stracił i
nadal jeżeli zechce to może zdobyć każdego. Miał tylko nadzieję, że przez te drzwi nie
wejdzie jakiś „tatusiek”.
– To teraz czekamy na moją ofiarę. – Założył nogę na nogę wpatrując się
wejściowe do baru.
– Nie podoba mi się to chłopaki – głos zabrał Joel mając minę jakby coś brzydko mu
pachniało.
– Jesteś świadkiem pamiętaj – przypomniał mu Philip. – O, chyba ktoś idzie. – Poruszył
się niespokojnie kiedy drzwi uchyliły się.
drzwi
Aaron hipnotyzował wejście, bo nie chciał aby mu coś umknęło. Wstrzymał oddech
licząc, że nie trafi mu się jakiś pięćdziesięciolatek, a potem gdy zobaczył kto wszedł wypuścił
z sykiem powietrze.
– O kurwa, mam pewną wygraną – powiedział Philip przyglądając się szczupłemu
ciemnowłosemu chłopakowi. – Ale ci się kąsek trafił. Wygram. Na sto procent wygram.
Kąsek seksowny, na ile mogę oczywiście ocenić wygląd faceta, ale trudny do zdobycia. Nie
ukrywa, że jest homo, ale wielu próbuje go poderwać, a on nic. Jest jak skała, której nie
można ruszyć.
– Wiem – warknął Daddario. Philip zachowywał się jakby on w ogóle nie znał tego
chłopaka. Na uczelni nie raz mu się przewinął i miał na niego chrapkę, ale nigdy nie
spróbował go poderwać. Sam nie wiedział dlaczego. – Nawet skałę można ruszyć. – Aaron
nie spuszczał z oczu swojej ofiary. Ciemnowłosa głowa zniknęła po chwili na zapleczu baru,
więc chłopak musiał tu pracować. Daddario był dopiero pierwszy raz w tym barze, bo jego
ulubiony lokal ostatnio zamknięto i poszukał sobie nowego miejsca. A to mu się spodobało
jak tylko tutaj wszedł. Nie miał pojęcia, że chłopak tutaj pracuje. Dokładnie był w jego typie.
Lubił mężczyzn o ciemnych i do tego z lekko kręconych włosami. Zjadał ich na kolację. Już
sobie wyobrażał jak wsuwa palce w te kosmyki, które chłopak miał związane nad karkiem w
maleńką kitkę. – Zdobędę go. Znajdę na niego sposób. Przecież jeszcze nikt mi się nie oparł.
– Puścił oczko do kumpli.
– Jesteś optymistą. Ale ja też. Wygram ten zakład. – Dopił swoje piwo.
– Nie ciesz się za wcześnie, Philipie. – Z powrotem przeniósł spojrzenie na drzwi na
zaplecze, które otworzyły się wypuszczając chłopaka ubranego na czarno. Tak jak każdy z
tutejszych kelnerów. – Mój kąsek się pokazał. Nie ma mowy, abym go nie zdobył. Będzie
mój.
– Optymista.
– Nadal mi się to nie podoba – burknął Joel.
Aaron usiadł bardziej przodem do sali obserwując chłopaka, który po rozmowie z
barmanem podążył do pierwszego stolika. Jeżeli jesteś tak trudny do zdobycia, pomyślał, to
tym smaczniejsza będzie wygrana. Jego oczy spoczęły na pośladkach kelnera. Ciasne spodnie
niczego nie ukrywały, a wręcz wołały do grzechu. Mógłby popełnić ten grzech z nim już
teraz.
– To co, zamawiamy jeszcze po piwie? – zapytał Joel.
Aaron już miał coś odpowiedzieć, ale nie zrobił tego, gdyż jeden z klientów klepnął w
tyłek jego ofiarę. Chłopak popatrzył wrogo na mężczyznę, ale po przyjęciu zamówienia
odszedł od stolika, by przyjąć kolejne zamówienie. Kiedy chwilę później przechodził koło
pierwszego stolika znów ten sam mężczyzna klepnął go w pośladek. Widać było, że szatyn
się wnerwił, ale wykonywał swoje obowiązki. Czas mijał, a sytuacja powtórzyła się
kilkukrotnie. Potem stało się coś co sprawiło, że Aaron poczuł ciarki.
Uderzony w pośladek młody mężcyzna przystanął i wziął do ręki stojący na stoliku
dzbanek z wodą i lodem. Z premedytacją przechylił go nad mężczyzną i wylał całą zawartość
na jego uda oraz krocze. Klient wrzasnął odskakując od stolika.
– Jeszcze raz mnie klepniesz to ta woda, przy tym, co ci zrobię okaże się niczym – syknął
przez zaciśnięte zęby, podczas gdy mężczyzna pieklił się i mu groził.
– Ma pazur. Już mi się podoba. Nie mogłem trafić na lepszą ofiarę.
– Mogłeś trafić na kogoś łatwego. Byś wygrał. Tak to przegrasz. – Zarechotał Philip.
– Za to będzie interesująco. Czym trudniejsza zdobycz, tym lepiej smakuje. – Aaron
uniósł rękę, aby przywołać kelnera do ich stolika. Na szczęście ten drugi był po drugiej
stronie sali, więc do niego podszedł ten, którego chciał.
– Słucham?
– Brawo. Doskonale sobie poradziłeś – pochwalił Aaron otwarcie lustrując chłopaka. Ten
dostrzegając to zmrużył oczy.
– A ty co? Też chcesz mnie klepnąć? – warknął. Widywał Daddario na uczelni i znał jego
reputację.
– Umówisz się ze mną? – Postanowił działać od razu. Każda minuta, kiedy nic nie robił,
była stratą czasu. Spojrzał na plakietkę wiszącą na piersi chłopaka. – Ian.
Ian prychnął i całkowicie go ignorując i zapytał:
– To co zamawiacie?
– Piwo – rzucił Joel nie chcąc, aby Daddario powiedział jakąś głupotę.
– Jakie?
– Budweiser wraz z twoją osobą – dodał Aaron, a wzrok jakim obdarzył go Ian był pełen
zimna.
Do stolika podszedł drugi kelner i pochylając się coś szepnął do ucha Iana. Chłopak
skinął głową i powiedział do kolegi.
– Podaj tym dwóm panom Budweisera, a temu tutaj panu mądremu jakieś owocowe. – Po
tych słowach stawiając długie kroki przeszedł przez bar i zniknął na zapleczu.
Aaron prychnął.
– Owocowe. On mi się podoba – szepnął z zadowoleniem.
– Najlepiej już mi daj kasę i z głowy – nęcił Philip, kiedy zostali sami w trójkę. – Nawet
nie zaczął ślinić się na twój widok.
– Wygram. Jego chłód mnie tylko rozgrzewa. Jeszcze będzie jadł mi z ręki i patrzył na
mnie z miłością. – Był pewny, że wygrana już jest jego. Będzie tylko trzeba się trochę
pomęczyć.
*
Ian usiadł na krześle w gabinecie szefa. Doskonale wiedział co usłyszy. Zawsze tak było.
– Wylałeś klientowi na spodnie dzban lodowatej wody…
– I?
– Nie możesz tego robić.
– A on może mnie klepać w tyłek, jakbym był jakiś towarem na sprzedaż i chce go
sprawdzić? – Założył ręce na piersi. – To nie ja, lecz on naruszył moją prywatność. Ja go
tylko ostudziłem. Nie pozwolę, aby ktoś dotykał mnie bez mojej zgody. Równie dobrze
mógłbym go oskarżyć o molestowanie seksualne. Nie pierwszy raz miałem z nim problemy.
– No tak. – Stefano jak zwykle nie wiedział co powiedzieć. Potarł twarz dłońmi i spojrzał
na kuzyna. – Wiesz, że gdybyś praco…
– Wiem, że gdybym pracował gdzieś indziej to by mnie zwolniono. Ale pracuję u ciebie,
więc mnie nie zwolnisz. Z czegoś muszę opłacać rachunki i płacić za studia. Nie chcę, aby
rodzice mnie utrzymywali. Jestem na to zdecydowanie za stary. Mogę wracać do pracy?
Udajmy, że mnie ukarałeś. – Podniósł się. – Jeszcze jedno. Zrobię to samo albo kopnę tego
faceta w jaja jeżeli jeszcze raz mnie tknie.
– Może mu się podobasz.
– Chyba tylko do łóżka – prychnął. – Nie jest w moim typie. Poza tym jest za stary.
– Dobra, ale następnym razem…
– To ty zrób coś, aby chronić pracowników od takich zachowań. To bar, gdzie ludzie
przychodzą coś zjeść, napić się, a nie klub nocny czy burdel, gdzie pracownicy świadczą
usługi seksualne. A mój tyłek nie jest do klepania. Wracam do pracy. I przepraszam, że znów
cię przegadałem. Muszę walczyć o swoje prawa.
Stefano tylko wzruszył ramionami wskazując mu drzwi. Ian uśmiechnął się do niego i
opuścił gabinet. Pracował u kuzyna od roku. Czyli od czasu kiedy wyprowadził się do
swojego małego mieszkanka, by żyć na swoim. Z początku pomagali mu rodzice, ale im też
się nie przelewało, więc sam postanowił troszczyć się o siebie. Lubił tę pracę, bo nie
kolidowała z zajęciami na uczelni, fajni tu byli ludzie, poza niektórymi klientami. Niestety
zdarzali się tacy co brali go za towar do zużycia. Chociaż pierwszy raz zdarzyło się, że jakiś
klient poprosił go o spotkanie. Może zrobił to dlatego, że przelotnie znali się z uczelni, ale
Daddario może sobie tylko pomarzyć o randce. Co z tego, że był cholernie przystojny i w
jego typie i od zawsze mu się podobał. Był taki sam jak inni. A Ian miał swoje zasady których
się trzymał. Co prawda Stefano powtarzał mu, że przez te zasady nikogo nigdy nie znajdzie.
On jednak wierzył, że znajdzie i będzie to osoba na całe życie, a nie na jedną noc.
Powrócił na salę przejmując swoje obowiązki. Mimowolnie jego wzrok powędrował do
stolika przy którym siedział przystojny brunet. Nie miał pojęcia dlaczego poczuł
rozczarowanie kiedy go tam nie zastał. Teraz zamiast niego siedziała tam jakaś para i się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin