Anne Herries - Oficer i dżentelmen 01 - Milosc czy rozsądek.pdf

(1458 KB) Pobierz
Anne Herries
Miłość czy rozsądek
Tłumaczenie:
Krzysztof Puławski
PROLOG
– Na Boga, udało się!
Czterej kuzyni popatrzyli na siebie z triumfem. Właśnie dotar-
ły do nich informacje, że Napoleon zaczął się wycofywać. Po
wielu dniach zaciekłej walki, kiedy wydawało się, że oddziały
Wellingtona poniosą klęskę, ich przebiegły generał zdołał cof-
nąć falę przypływu.
– Ponieśliśmy straszliwe ofiary, ale w końcu wygraliśmy.
Każdy z nich był ranny. Najstarszemu, Markowi Ravenscaro-
wi, pozostała zaledwie niewielka szrama na policzku i sztywnie-
jąca co jakiś czas prawa ręka. Nikogo to specjalnie nie dziwiło,
ponieważ uważano go za szczęściarza i ogólnie rzecz biorąc,
wybrańca bogów. Paul, jego młodszy brat, był ranny w głowę,
prawe ramię i lewe udo, ale i tak zachował pełną sprawność.
Hallam Ravenscar, ich kuzyn, starszy od braci, też został ranny
w głowę i dla odmiany w lewe ramię. Adam Miller, krewny Ra-
venscarów, tyle że po kądzieli, miał poważnie uszkodzony pra-
wy bark. Opatrzył ich wojskowy medyk i zapewnił, że powinni
w niedługim czasie powrócić do zdrowia. Odniesione rany nie
kwalifikowały ich nawet wówczas do przyspieszonego powrotu
do domu.
– Z Napoleonem koniec – obwieścił Hallam. – Stary – dodał,
mając na myśli Wellingtona – tym razem dobrze go będzie pil-
nował. Uciekł z Elby, żeby siać chaos i zniszczenie, ale nie był
już taki jak dawniej. Mimo to nadal trzeba na niego mieć bacze-
nie.
– Najważniejsze, że udało nam się przeżyć – zauważył Mark
i uśmiechnął się do kuzynów. – Wreszcie mogę się ożenić
z Lucy.
– Szczęściarz! – Adam uśmiechnął się i poklepał go po ple-
cach. – Lucy Dawlish to najpiękniejsza dziewczyna, jaką znam.
Masz przed sobą wspaniałą przyszłość.
Mark zamyślił się na chwilę i pokiwał głową.
– Aż zbyt wspaniałą – rzekł z westchnieniem i dodał: – Ty też
poradzisz sobie, Adamie. Twój dziadek ma tytuł hrabiowski
i dużą posiadłość.
– Owszem, ale mocno zadłużoną – odparł Adam. – Właśnie
z tego powodu, jego zdaniem, powinienem ożenić się z dzie-
dziczką. Pobyt w wojsku i udział w wojnie pozwoliły mi odwlec
sprawę niechcianego małżeństwa.
– Nie może cię zmusić do ożenku dla pieniędzy – zauważył
Hallam. – Po ojcu dostałeś w spadku dom i ziemie. Walczyłeś
dzielnie, więc nie poddawaj się naciskom hrabiego.
– Uważa, że jestem to winny rodzinie. – Adam westchnął. –
Przyznaję, ma rację. Powinienem postąpić tak, jak tego oczeku-
je, ale w ogóle jeszcze nie jestem gotów się żenić.
– Nie ustępuj – poradził Mark. – Nie ty jeden korzystałeś
z fortuny Benedictów. Twój dziadek przegrał większą jej część
w karty.
– Twierdzi, że został oszukany. Gdyby tylko podał mi nazwisko
tego szulera, z pewnością bym go dopadł! – oświadczył Adam.
– Właśnie dlatego zachował je dla siebie – włączył się do roz-
mowy Paul. – Woli, żebyś pozostał wśród żywych. Przekonasz
się, że wszystko się ułoży. A poza tym może trafi ci się kandy-
datka, która będzie nie tylko mądra i ładna, ale także bogata.
Spróbujemy ci pomóc ją odszukać.
– Beznadziejne zadanie – odparł ze śmiechem Adam. – I tak
dopisało mi szczęście, skoro znalazłem tak dobrych kompanów
i towarzyszy broni. Mam nadzieję, że pozostaniecie moimi przy-
jaciółmi, nawet jeśli ożenię się z córką jakiegoś nuworysza.
– Na dobre i na złe – zadeklarował Hallam. – Przetrwaliśmy
wojenne piekło, bo się wspieraliśmy. Zostaniemy przyjaciółmi
na całe życie.
– Tak, tak – potwierdzili pozostali.
– Jeśli któryś z nas znajdzie się w potrzebie, to inni pospieszą
mu na pomoc.
– Przysięgamy na śmierć i życie.
Wszyscy powtórzyli tę przysięgę, świadomi, że jeszcze parę
dni wcześniej mogli zginąć. Wojenne trudy mieli za sobą i uszli
z życiem. Choć może nie dla każdego z nich przyszłość rysowa-
ła się w różowych barwach, to z pewnością była o niebo lepsza
niż wojaczka.
– Na śmierć i życie.
Czterej młodzi mężczyźni położyli dłoń na dłoni, a potem po-
patrzyli na siebie z uśmiechem. Problemy Adama wydawały się
w tej chwili czymś, co przy odrobinie szczęścia łatwo będzie po-
myślnie rozwiązać.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin