Sokół Mon ika Serce A5.pdf

(2231 KB) Pobierz
Monika Sokół
Serce kamienia
Okładka: Paulina Radomska-Skierkowska
Wydanie polskie 2014
Powiem ci więc, kim jestem. Jestem tą, która sprzeciwiła się
samej Śmierci. Jestem tą, która zabiła swoją miłość. Jestem tą,
która weszła do Cienistej Doliny i wróciła żywa. Jestem tą, której
sami bogowie nie wchodzą w drogę. Jestem mistrzynią tortur i
zadawania śmierci. Oto kim jestem...
Natchniony galijski pieśniarz, ciężko ranny po niefortunnej
przygodzie miłosnej, spotyka na swej drodze tajemniczą
handlarkę. Czy zdradzająca niezwykłe umiejętności zielonooka
Magran jest rzeczywiście tym, za kogo się podaje? Segomaras z
czasem nabiera przekonania, że towarzysząc jej, zyska temat do
pieśni, która uczyni go nieśmiertelnym.
To dopiero początek niezwykłej podróży, pełnej magii oraz
zmagań na śmierć i życie. To historia o poszukiwaniu własnej
tożsamości w świecie rządzonym przez potężnych i mściwych
celtyckich bogów i pragnieniu wyzwolenia się z więzów
zależności, których nie jest w stanie zerwać nawet śmierć.
Spis treści:
Część I. Pieśń..................................................................................................................................................................3
Część II. Serce kamienia.............................................................................................................................................131
-2-
Część I. Pieśń.
- Zgadzasz się? - Duże, błękitne oczy patrzyły na niego
wyczekująco. - Mogę liczyć na twoją pomoc?
- Tak - szepnął niezdolny przeciwstawić się ich sile. - Zrobię, co
sobie życzysz. Tylko dlaczego akurat ona?
- Z czasem sam zrozumiesz.
***
Obudziło go lekkie szturchnięcie w ramię. Chciał otworzyć
oczy, lecz zaschnięta krew zlepiała mu powieki. Mężczyźnie z
trudem udało się je uchylić - w samą porę, by zobaczyć
niewyraźny zarys pochylającej się nad nim twarzy. W pierwszej
chwili myślał, że należy do chłopca, ale głos, który usłyszał, był
zdecydowanie kobiecy.
- Nieźle cię urządzili - mruknęła nieznajoma, oglądając jego
obrażenia. - Masz szczęście, że mam akurat wolne miejsce na
wozie.
Rozejrzała się dookoła. Któryś z napastników mógł jeszcze
czaić się w krzakach.
Zobaczywszy, że są sami na trakcie, przerzuciła sobie rannego
przez ramię. Eksplozja bólu w złamanej ręce i popękanych
żebrach pozbawiła mężczyznę przytomności.
Jego wybawicielka zataszczyła go do krytego płótnem wozu,
gdzie delikatnie złożyła bezwładne ciało pomiędzy beczkami i
skrzyniami z towarem. Upewniwszy się, że ranny leży
dostatecznie wygodnie, usiadła na koźle i po chwili wóz ruszył w
dalszą drogę.
-3-
Tego dnia nie ujechali jednak daleko. Słońce jeszcze nie zaczęło
chylić się ku zachodowi, gdy handlarka zjechała z rzymskiej drogi
na leżącą nad brzegiem rzeki łąkę. Po śladach ognisk można było
się zorientować, że podróżni często nocowali w tym miejscu.
Kobieta ostrożnie ściągnęła nieprzytomnego mężczyznę z wozu
i położywszy na trawie, obmyła z krwi i brudu. Później zajęła się
jego ranami, czyszcząc, zszywając i smarując je mocno
pachnącymi maściami. Mruczała przy tym pod nosem
niezrozumiałe słowa.
Rannego obudził zapach rozchodzący się z zawieszonego nad
ogniem kociołka. Otworzył oczy i spod opuchniętych powiek
zobaczył znajomą już postać kobiety pochyloną nad paleniskiem.
Zauważyła, że nie śpi.
- Cieszę się, że jednak postanowiłeś powrócić do świata żywych
- usłyszał na powitanie.
- Rosół jest gotowy. Pora najwyższa, żebyś coś zjadł.
Nalała zupy do glinianej miseczki i karmiła go cierpliwie, łyżka
za łyżką.
- Zobaczysz, że jutro już sam będziesz mógł jeść - zapewniła go,
uśmiechając się ciepło.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi uwierzył jej. Czuł, jak od strawy
w żołądku rozchodzi się po żyłach ciepło, które napełniało jego
ciało siłą. Przemknęło mu przez myśl, że w tym rosole musiało
być coś więcej, niż tylko ptak i zielenina, ale nie miał siły, żeby
się nad tym zastanawiać.
Oczy zaczynały mu się kleić.
- Jak masz na imię? - usłyszał pytanie.
- Segomaras - skłamał.
-4-
Zdziwił się, słysząc własny głos. Zazwyczaj tak silny i czysty,
był teraz bełkotliwym szeptem. Przerażony, pomodlił się do
wszystkich bogów, żeby nie okazało się, że napastnicy uszkodzili
mu trwale gardło.
- Może być i Segomaras - zgodziła się kobieta. - A zatem
zdrowiej, Segomarasie - powiedziała, kładąc mu chłodną dłoń na
rozpalonym czole.
Zapadł w głęboki sen.
Następnego dnia rzeczywiście czuł się dużo lepiej. Bez pomocy
zjadł poranny posiłek, krzywiąc się tylko, gdy trafiał na coś
twardszego do pogryzienia. Miał też wreszcie możliwość
dokładnego przyjrzenia się swojej opiekunce. Efekty tych
oględzin były zastanawiające.
Na pierwszy rzut oka nie różniła się od innych galijskich kobiet.
Była szczupłą, czarnowłosą kobietą o bladej skórze - taką, jakich
wiele można było spotkać wśród południowych lub zachodnich
plemion, utrzymujących żywe kontakty z iberyjskimi
pobratymcami. Jednak, gdy dłużej na nią patrzył, nie był już tego
taki pewien. Odnosił dziwne, niewytłumaczalne wrażenie, że
kobieta jest, ale jednocześnie nie jest tym, na kogo wygląda.
Po chwili Segomaras żachnął się na swoją bujną wyobraźnię,
która często pakowała go w kłopoty. Widocznie wciąż odczuwał
efekty uderzenia w głowę. Postanowił nie zajmować się tym
więcej.
- Jak masz na imię, moja piękna wybawicielko? - spytał,
wracając do bardziej przyziemnych spraw, i przekonał się, że
słowa, które wcześniej potrafiły uwodzić, teraz, w jego
pokiereszowanych ustach, brzmią raczej żałośnie.
- Możesz mówić do mnie Magran.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin