Breton Auguste le - Klan sycylijczyków.txt

(300 KB) Pobierz
AUGUSTE LE BRETON
KLAN SYCYLIJCZYKÓW

I

W szerokim korytarzu o licznych drzwiach, opatrzonych nazwiskami sędziów ledczych,unosił się stłumiony szmer głosów. Na ławkach, oparci o szare ciany, siedzieli oskarżeni oczekujšc na wezwanie. Z głębi schodów prowadzšcych do aresztu ledczego wynurzył się Roger Sartet, prowadzony przez dwóch strażników. Trzy miesišce odsiadki nie pozostawiły na nim żadnych ladów, najwyżej może trochę przytył. Ale w więzieniu to normalne, brak powietrza, bezczynnoć... Bardziej niż kiedykolwiek pasowało teraz do niego przezwisko Gruby Piętaszek. Na wargach błškał się nieprzyjemny umiech, pozornie obojętne oczy patrzyły czujnie.
- Tędy - odezwał się pierwszy strażnik, otyły rudzielec,  cišgnšc jednoczenie za sobš więnia, z którym skuty był stalowym łańcuszkiem.
Niepotrzebnie wskazywał mu drogę, Muszka znał jš o wiele lepiej od niego. Ile to już razy wożono go z Sarité na przesłuchania? Chyba kilkadziesišt... Usadowił się na ławce naprzeciw drzwi sędziego Martin, a wraz z nim jego anioł stróż. Drugi strażnik wdał się w pogawędkę z kolegš pilnujšcym nobliwie wyglšdajšcego starca, od którego na kilometr zalatywało wyższymi sferami przestępczymi. Muszka uniósł dłoń, jak gdyby próbujšc poprawić węzeł krawata, ale kajdanki wstrzymały jego rękę w pół drogi. Zaprotestował. Zrobił to łagodnie, tonem raczej przyjaznym.
- Chociaż to moglibycie mi zdjšć! Nie rzucę się przecież na was.
- Wydano nam co do ciebie bardzo wyrane rozkazy - odpowiedział strażnik spokojnie. - Wiesz o tym.
Niemniej uwolnił mu rękę z kajdanków. Muszka poprawił krawat i z braku pall-malli, które zazwyczaj palił, zaczšł niezręcznie szukać gauloisów w kieszeni nieprzemakalnego płaszcza. 
- Pozwól - powiedział strażnik.
Wygrzebał z kieszeni płaszcza poszukiwanš paczkę i podał Muszce, który wzišł jednego papierosa i wskazujšc resztę powiedział:
- Niech się pan poczęstuje.
Zgrywajšc się na nieprzekupnego Robespierrea, strażnik potrzšsnšł przeczšco głowš i podsunšł więniowi starowieckš zapalniczkę. Muszka zacišgnšł się z lubociš dymem nikotynowej trawy. Cholerna frajda! Z rozkoszš chłonšł w nozdrza zäpach tytoniu. W tej samej jednak chwili uwagę jego zwrócił odgłos kroków i serce podskoczyło mu do gardła. W głębi korytarza, ale od strony przeciwnej niż schody wiodšce do aresztu, ukazał się młodszy brat Aida, Sergio. Wydawać by się mogło, że młody Włoch ledził go ukryty w cieniu. Był również zakuty w kajdanki, a towarzyszył mu jasnowłosy osiłek, z rozemianš, sympatycznš gębš. Nie zatrzymujšc się, Sergio mruknšł co do swego strażnika i obaj podeszli do Muszki. Sergio chciał usišć koło mordercy, ale strażnik zatrzymał go krótkim szarpnięciem.
- Siadaj tam.
Sam ulokował się między nim a Muszkš Majowš, jednoczenie zwracajšc się do kolegi strażnika:
- Tylko im pozwól robić, co chcš...
Potem, wskazujšc energicznym ruchem podbródka Muszkę, zapytał:
- Co to za jeden?
- Muszka Majowa - odpowiedział klawisz. - Gruby Piętaszek. Ten sławny...
Ale blondyn przerwał mu ruchem ręki. Z głowš przechylonš na bok chwilę przypatrywał się Muszce, a potem ze zmarszczonymi brwiami i nagle zachmurzonš twarzš wykrzyknšł:
- Tak mi się włanie zdawało...
Po czym dorzucił ze złpciš, przez wcinięte zęby:
- Mam nadzieję,, że cię skrócš o głowę, bydlaku. Morderco glin.
- Wszyscy tylko na to czekamy - przytaknšł strażnik.
Muszka przestał patrzeć na Sergia, wystrojonego
w miękkš zamszowš kurtkę, wełnianš koszulę w czerwonš kratę i kremowe dżinsy. Teraz z kolei klawisz się zainteresował.
- Ty też do sędziego Martin?
- Nie - wyjanił blondyn, wpatrujšcy się włanie w drzwi sšsiadujšce z drzwiami sędziego Martin. - My do sędziego Renonceaux. Ale przyszlimy za wczenie.
Zamiał się przyjanie.
- Moja zamszowa kurtka nie ma nic wspólnego z twoim wrogiem publicznym. A ten jest tu za kradzież wozów.
Klawisz rzucił Sergiowi spojrzenie pełne wyrzutu i westchnšł:
- Ach! Ci gówniarze z tymi swoimi samochodami! Całkiem pógłupieli.
Wzišł gauloisa, którego blondyn podał mu nad kolanami Muszki, zapalił i odetchnšł głęboko.
- Już nawet mój najstarszy chce, żebym mu kupił używany wóz! Masz pojęcie!? Czy to na mojš kieszeń.., - Wypucił chmurę dymu. - Co im teraz wszystkim poodbijało, tym smarkaczom, z tš ich mechanizacjš i uganianiem na złamanie karku?
I w zadumie wpatrywał się w dym ze swego papierosa, jak gdyby zawierał on rozwišzanie zagadki naszych czasów. Muszka podnosił włanie do ust gauloisa, gdy nagle zamarł na ułamek sekundy. Strażnik Sergia przysunšł się do niego niepostrzeżenie i otarł się o niego udem. Muszka poczuł, że delikatnie wsuwa mu do kieszeni jaki doć długi, płaski przedmiot. Jego ręce w kajdankach znowu powędrowały do ust. Twarz pozostała nieprzenikniona. Obok niego rozległ się szelest papieru i blondyn szturchnšł go lekko kolanem. Muszka odwrócił głowę. Powoli. Ich spojrzenia spotkały się, po czym Muszka opucił wzrok na gazetę, którš mężczyzna zdawał się czytać. Na górze kolumny widniał czytelny napis: Dzisiaj. Narzędzie na baterię. Instrukcja w rodku. Masz dziesięć minut. Przy ulicy Cassini zatrzymamy sukę na kilka sekund. Bšd gotów. Kobieta z psem na smyczy pochyli się i zawoła twoje nazwisko na znak, że masz wyskoczyć. Ona cię zaprowadzi. Skręć kark. Delikatnym oparciem się o sšsiada Muszka dał znak, że zrozumiał. Wypluł dbło tytoniu i umiechajšc się krzywo do klawisza, powiedział:
- Moja córka też ma kota na punkcie aut. Trzeba być wyrozumiałym dla młodych.
Strażnik wyrwany z zamylenia odburknšł:
- Akurat wietnie do ciebie pasuje ta gadanina o wyrozumiałoci dla dzieci! Morderca...
Muszka chciał co odpowiedzieć, ale nie zdšżył. W ciszy rozległ się głos Sergia: 
- Mogę ić się wysiusiać?
Jasnowłosy strażnik złożył gazetę, zrobił zniecierpliwionš minę, poprawił kepi i wstał:
- Jazda - powiedział szorstko. - Po czym rzucił do gliny: - Do zobaczenia za chwilę, jeżeli twój sędzia was nie wywoła. Potem do San te?
Kolega skinšł głowš.
- A ty do Fresne?
- Niestety - przytaknšł blondyn, a jego zbyt nowy pas nieprzyjemnie zaskrzypiał. - Tam dojeżdża się na miejsce bez żadnego postoju.
Ujšł rękaw zamszowej kurtki: 
- No, ruszże się.
Dwaj mężczyni odeszli. Muszka powstrzymał się, żeby za nimi nie spojrzeć. Skrzyżował nogi, przybrał taki wyraz twarzy, jak gdyby interesowały go jego zakurzone buty, a łokciem namacał przedmiot znajdujšcy się w kieszeni na biodrze. Czy będzie działał? To jego ostatnia szansa. Sędzia ledczy powiedział, że ledztwo wreszcie się skończyło - i Muszka nigdy już nie wytknie nosa poza wysokie mury więzienia, chyba cudem. Cholernie dobry miał pomysł, żeby zmusić sędziego do wezwania go, przy pomocy listu, w którym przyznawał się do winy. Mimo że był tak opanowany, lekki nerwowy dreszcz, poprzedzajšcy każdš akcję, wstrzšsnšł całym jego ciałem. Strażnik to zauważył.
- Chory?
Muszka wzruszył ramionami i skrzywił się.
- Przeziębiłem się.
Żeby się opanować, wcišgnšł i wypucił powoli powietrze. Powtarzał to wielokrotnie. Będzie potrzebował stuprocentowego refleksu, nie może pozwolić sobie na najmniejszy błšd. Absolutnie najmniejszy. Rozdeptywał włanie niedopałek, gdy drzwi naprzeciwko otworzyły się i protokolant wychylił za próg swój pysk gryzonia.
- Sartet!
Klawisz wstał i klepnšł mordercę lekko po ramieniu. Jego kolega znalazł się natychmiast przy drugim boku przestępcy i wszyscy trzej wkroczyli do sędziego Martin. Nie zaszli daleko. Muszka zatrzymał się na progu jak wryty: w pokoju był główny komisarz, Le Goff. Dawno już się nie widzieli. Od trzech miesięcy? A może dawniej...
- Idziemy - zniecierpliwił się klawisz i popchnšł Muszkę do rodka.
Gangster znalazł się naprzeciw biurka sędziego. Widział jednak nie sędziego, lecz wyłšcznie człowieka, który go pokonał. Tego, który poprzysišgł, że będzie miał Grubego Piętaszka, sławnego pogromcę szarych mundurów, wywołujšcego w całym kraju oburzenie swymi głonymi napadami z broniš w ręku, dokonywanymi zawsze w pištek, w dzień przewozu pieniędzy z banków do fabryk.
- Mamy trudnoci, Sartet - zaczšł sędzia bez ogródek. - Wasz adwokat zawiadomił mnie w ostatniej chwili, że nie może się stawić. Jeli więc chcielibycie odłożyć...
Bandyta wzruszył ramionami, nie spuszczajšc z oka szefa Brygady do walki z gangami.
- Słucham pana, panie sędzio.
- A więc Sartet, zbliżamy się do finału. Wasze akta przekazane zostanš prokuraturze. Zanim jednak ledztwo zostanie zamknięte, komisarz i ja chcielibymy się dowiedzieć, co ma znaczyć ten list, który napisalicie do mnie z Sant??
Sędzia Martin uniósł w górę kwadratowš kartkę papieru.
- Dlaczego nagle, po roku milczenia, przyznajecie się do zabójstwa inspektora Larméno, dokonanego w czasie napadu w Sartrouville?
- Bo to ja go zabiłem - stwierdził Muszka.
Alan Le Goff zrobił krok w jego kierunku, po czym zatrzymał się nagle, wpatrujšc się przenikliwie w przestępcę bladoniebieskimi, nieprzyjemnymi oczyma. Zachrypniętym głosem palacza stwierdził:
- Powinnicie raczej powiedzieć, Sartet, że postanowilicie nagle kryć swojego wspólnika, Józefa Curviera, zwanego Jo Kulas. O to wam chodzi. Ale my nie jestemy naiwni. Od dawna już wiemy z całš pewnociš, że pistolet maszynowy, z którego zabito Larméno, jest ulubionš broniš Curviera.
Muszka Majowa z trudem zdobył się na krzywy umieszek.
- Wie pan lepiej ode mnie, panie komisarzu, że to nie jest żaden dowód. Curvier nigdy się do niczego nie przyznał. Nawet do tego, że mnie zna.
Na okršgłej twarzy najsławniejszego ze współczesnych gangsterów pojawił się umiech.
- Wie pan również o tym, że byle kto może się posłużyć każdš broniš. Tego dnia ja miałem w ręku ten pistolet.
- Nie!
Wciekłoć w głosie Le Goffa sprawiła, że sędzia ledczy aż podskoczył.
- Nie - powtórzył szef - nie zabilicie Larméno. Nie mam pojęcia, czemu zawdzięczamy to spónione przyznanie się do winy, ale to ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin