Caldwell Erskine - Blisko domu.pdf
(
1632 KB
)
Pobierz
Erskine Caldwell
Blisko domu
Z angielskiego przełożył
KAZIMIERZ PIOTBOWSKI
Książka i Wiedza • 1988
Wielu mieszkańców Palmyry często mawiało, że
Native Hunnicutt jest na pewno największym
szczęściarzem w mieście. Byli wśród nich tacy, co
dali się nabrać, przeważnie jednak powodowała ni-
mi zazdrość.
Sam zaś Native uważał swoje powodzenie za natu-
ralną nagrodę za to, że jest taki, jaki jest. Powiadał,
.że się nie zmieni i nikt nie zdoła go namówić, by
zrezygnował z trybu życia, do jakiego przywykł.
(„Za wielu jest takich, co się starają zmienić kogoś
lub coś. To dobrze, że istnieją faceci, którzy, jak ja, są
zadowoleni, iż świat tak właśnie wygląda, słońce
wschodzi i zachodzi w naturalny sposób, a nie wisi
nad naszymi głowami niczym żarówka i nie sposób
go wyłączyć. Dlatego nie ma sensu wydawanie świata
w ręce agitatorów i polityków. Gdyby to od nich
zależało, powodowaliby ustawiczny zamęt, wy-
woływali wojny, przysparzali kłopotów prostym lu-
dziom takim jak ja, którzy chcą żyć i dać żyć
innym.")
Szczęście Native'a Hunnicutta nie miało określo-
nego kierunku ani pola, na którym by rozkwitało, po
prostu szukało go i towarzyszyło mu tam, gdzie był
i cokolwiek robił. Niezwykłe było to, że podczas
kiedy inni marzyli o szczęściu i modlili się
O
nie,
a nawet uciekali się do czarnej magii i tajemnych
praktyk, Native czekał i szczęście samo do niego
przychodziło.
Na przykład, nierzadko zdarzało mu się spotkać
kogoś na rogu ulicy, zagrać z nim i stawiając dziesięć
centów albo ćwierć dolara wygrać dwa razy na trzy,
po czym odejść z forsą w kieszeni. Co więcej, często
wygrywał trzy razy pod rząd i nic nie dokładał. Ci, co
przegralif twierdzili, że ma tyle plam na honorze, ile
jest cętek na tylnej psiej łapie, nikt przecież w całym
mieście nie przydybał go z dziesiątką mającą dwie
reszki albo podobnie podrobioną ćwiartką dolara.
Aby dowieść, jak jest uczciwy, Native zawsze na
początku gry proponował, żeby grać monetami prze-
ciwnika.
- Wiesz pan co? - mówił Native uśmiechając się
szeroko, kiedy mu szczęście szczególnie dopisało. -
Jeżeli powodzenie dalej mnie nie będzie ani na krok
odstępowało, możliwe że zostanę największym
szczęściarzem w hrabstwie. Więcej powiem. Jeśli
pomyślny stan rzeczy potrwa dłużej, mogę być naj-
szczęśliwszym skurwysynem w całym stanie i we
wszystkich gazetach ukaże się moja fotografia. Wte-
dy będę miał czym się pochwalić przed tutejszymi
obdartusami.
Native szczycił się najmniejszym okruchem powo-
dzenia i wiele czasu spędzał opowiadając o tym
każdemu, kto chciał przystanąć i posłuchać.
Chełpił się też, że na wencie zorganizowanej
w kościele przez wielebnego pastora Walkera wygrał
dwa miejsca na cmentarzu. („Zawsze lubiłem spać
w dużym, szerokim łóżku, żebym mógł się na nim do
woli obracać, więc cieszę się, że czeka na mnie
podwójne miejsce w grobie.") Uwielbiał opowiadać,
jak złowił olbrzymiego okonia z rozdziawioną pasz-
czą w Reedy Creek. („Prawdę mówiąc musiałem dać
ćwierć dolara Murzynkowi, aby mi pomógł wycią-
gnąć dziesięć stóp sieci, bo tyle było w niej ryb, że
sam nie dałbym rady.")
Dużo też gadał, jak kiedyś dostał pięćdziesiąt
dolarów gotówką za wartą pięć dolarów oślicę od
faceta z wespłego miasteczka, który pilnie potrzebo-
wał łagodnego osiołka, żeby za dziesięć centów wo-
zić dzieciaki. („Nie powiem, bym cokolwiek zdziałał,
żeby strzelił piorun i zabił temu człowiekowi oślicę,
po prostu zjawiłem się właśnie w chwili, gdy gwał-
townie potrzebował innego osła dla podtrzymania
ruchu w interesie.")
Poza tym Native, ilekroć szedł do miasta, zwykł
wygrywać co najmniej tuzin darmowych partyjek na
automatycznym bilardzie w piwiarni Eda Howarda,
połączonej z salą gier. Wystarczyło, że stał, pociągał
za rączkę i wygrywał. Nigdy przy tym nie potrząsał
automatem. Jego ulubiony automat nazywał się
„Dziewczęta bawiące się na plaży". Kiedy udało mu
się zdobyć ponad pięćset tysięcy punktów, obrazki
dziewcząt w skąpych czerwonych i niebieskich kos-
tiumach kąpielowych zaczynały świecić ze wszyst-
kich stron na szybkach automatu na znak, że Native
zdobył nową porcję bezpłatnych gier. Jeśli nadal
szczęście mu dopisywało, dziewczęta skakały i wy-
konywały „barani skok". Wówczas wokół automatu
zbierał się tłum gapiów obserwujących pracę nóg
Native'a i skłony jego ciała, aby podpatrzyć, jak on
osiąga takie wyniki. Ale do niczego nie doszli poza
tym, że Native ma szczęście.
Prędzej czy później Native dochodził do miliona
punktów. Wygrywał wówczas butelkę piwa, a dzie-
wczęta pr zestawał y skakać. Stał y bez maj tek
i uśmiechały się do wszystkich wokół.
Ed Howard twierdził, że traci pieniądze, ilekroć
Native Hunnicutt zjawia się w piwiarni, ale nie
mówił tego serio. („Jego szczęście mnie zrujnuje,
pójdę z torbami i nie będę miał nawet nocnika, żeby
się wysiusiać.") Ale prawdę mówiąc Ed musiał przy-
znać, że straty wyrównuje z nawiązką sprzedając
piwo gościom, którzy tłumnie przybywali, by zoba-
czyć, jak Native gra w „Dziewczęta na plaży" i robi
milion punktów. Wszyscy też wiedzieli, że Ed
sprzedaje tuziny butelek coli uczniom szkolnym,
którym wstęp do baru był zabroniony, ale tłoczyli
się na zewnątrz i obserwowali wszystko przez
okna.
- Jak, u licha, to się dzieje, że jesteś takim szczęś-
8
Plik z chomika:
Klaryssas
Inne pliki z tego folderu:
Erskine Caldwell - Blisko domu.pdf
(996 KB)
Erskine-Caldwell-jenny.pdf
(969 KB)
Caldwell Erskine - Blisko domu.pdf
(1632 KB)
Caldwell Erskine - Sługa boży.doc
(827 KB)
Caldwell Erskine - Ziemia tragiczna.pdf
(2098 KB)
Inne foldery tego chomika:
Adolf Dygasiński
Alberto Moravia
ANTOLOGIA GROZY
Balzac Honorius
Behounek Frantisek
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin