Mostert Natasha Sezon czarownicy A5.pdf

(3073 KB) Pobierz
Natasha Mostert
Sezon czarownicy
Z angielskiego przełożyła: Agnieszka Walulik
Tytuł oryginalny: Season of the Witch
Rok pierwszego wydania: 2007
Rok pierwszego wydania polskiego: 2009
Przesycony dyskretną erotyką gotycki thriller, w którym łączą się ze sobą
pierwiastki namiętności i śmierci. Gabriel obdarzony jest nietypowym
talentem umiejętnością wnikania w umysły innych ludzi. Kiedyś
wykorzystywał swoje zdolności do odnajdywania zaginionych ludzi i
przedmiotów. Dla milionera Whittingtona jest ostatnią deską ratunku, jedyną
szansą na odnalezienie syna. Przed zaginięciem Roberta widziano w
towarzystwie dwóch sióstr Monk. Gabriel doświadcza wizji, w której Robert
przemierza niezwykły dom o milionie drzwi, po czym ginie utopiony w
basenie przez kobietę w masce. zaintrygowany widzeniem, przyjmuje
zlecenie. Odwiedza posiadłość, zamieszkaną przez dwie piękne kobiety. Jak
się okazuje, interesują się one alchemią. Stopniowo ulega fascynacji pannami
Monk, starając się nie pamiętać, że jedna z nich jest prawdopodobnie
morderczynią.
Spis treści:
PROLOG.........................................................................................................................................................................4
DOM O MILIONIE DRZWI..........................................................................................................................................8
CZAROWNE LATO..................................................................................................................................................222
CIENIE.......................................................................................................................................................................267
PORTAL.....................................................................................................................................................................325
EPILOG......................................................................................................................................................................463
Nota odautorska..........................................................................................................................................................469
-2-
Dla Carla, małego wojownika.
Po upalnych samotnych nocach, gdy zimne wiatry napływają
Rozsiewając mróz i rosę, przed świtem -
Znudzone głupstwami, o których muszą śnić dziewczęta,
Gdy w ich łóżkach brakuje radości -
Dwie siostry podnoszą się i zdejmują odzienie.
Ich konie wybiegają z mroku na szeptem gwizdaną prośbę -
Ogromne widmowe kształty o łyskających bielą oczach,
Buchające wokół kolan ognistą parą:
W świszczących grzywach ich zaczajone, szperające dłonie,
Mocniejsze od kiełzna, wędrują w powolnej pieszczocie.
Galopują poprzez mlecznobiałe piaski,
Brnąc daleko w śpiącą zatokę:
Mróz kłuje słodko palącym pocałunkiem,
Intymny jak miłość, zimny jak śmierć:
Ich usta, na których syczą pyszne drżenia,
Dymią lekkim pyłem ich oddechu.
Daleko w powodzi szarej ciszy
Patrzą, jak świt rozchodzi się czarownymi kręgami
Poza nie: i dzień rozpłomienia się w ich krwi
Jak biała świeca w skulonej dłoni.
Roy Campbell,
Siostry
-3-
PROLOG.
Otaczał go spokój: jego umysł przestał wreszcie pulsować
bólem.
Powoli otworzył oczy. Ponad nim czarne niebo rozświetlone
gwiazdami. Księżyc w pełni zaplątany w rozłożyste konary
drzewa.
Niejasno zdawał sobie sprawę, że leży na plecach i unosi się na
wodzie. Basen. Od czasu do czasu poruszał nogami i rękami, by
utrzymać się na powierzchni. Ruchy były instynktowne i niemal
bezwiedne.
Gdzieś śpiewały skrzypce, ich dźwięk dryfował przez nocne
powietrze. Dochodził z domu, który wznosił się wysoką i ciemną
bryłą po jego prawej stronie. Okna były ciemne, żadne światło nie
przenikało przez maleńkie szybki w ołowianych ramkach. Strome
mury pochylały się nad nim, a spiczasty dach załamywał się pod
jakimś niemożliwym kątem.
W myślach miał zamęt, a jego czaszka pękała z bólu, który
eksplodował w jego mózgu jak palący płomień. Lecz gdy
spoglądał na dom, wciąż pamiętał, co kryło się za jego grubymi
murami.
Bo jak mógłby zapomnieć? Miesiącami badał go z namiętnością
mężczyzny odkrywającego ciało dawno niewidzianej kochanki.
Przemierzał kręte korytarze, wspinał się po spiralnych schodach,
wchodził do zaklętych pokojów i sal. Pamiętał wszystko - każdy
najmniejszy szczegół był zanotowany w jego zmaltretowanym
mózgu.
Zielony pokój z fosforyzującymi liliami. Sala balowa z
tańczącymi motylami. Pokój masek, w którym światło jakiegoś
niewidocznego słońca przemieniało pajęczyny w złoto. Cudowne
pokoje. Pokoje wypełnione pięknem.
-4-
Lecz w środku tego domu kryły się również pokoje cuchnące
rozkładem i chorobą. Maleńkie pokoiki o ścianach wilgotnych i
pokrytych liszajem, w których wyciągając rękę mógłby dotknąć
wyrastających z sufitu oczu: oczu, których zamglone spojrzenie
śledziło jego mozolną wędrówkę przez labirynt obrazów i myśli.
Znał ich porządek. Porządek miejsc, porządek rzeczy.
Dokładnie przestrzegał zasad. Dlaczego więc coraz trudniej było
mu utrzymać się na wodzie, z umysłem jak przepalona żarówka i
ciałem tak strasznie ociężałym?
Zerwał się wiatr. Poczuł na mokrej skórze jego pylisty oddech i
zaczął się zastanawiać, czy pękaty księżyc nie spadnie z drzewa.
Był zmęczony. Czuł napięcie w karku. Powinien spróbować
dopłynąć do krawędzi basenu, lecz połowa jego ciała była jak
sparaliżowana. Mógł jedynie lekko poruszać ramionami i nogami,
by uchronić się przed zatonięciem. Pod nim rozciągała się czarna
toń. I nagle zdał sobie sprawę, że nie odczuwa już spokoju, lecz
potworny strach.
Wtedy ciepły promień światła rozdarł mrok. W domu zapaliła
się jakaś lampa. Chciał krzyknąć, lecz głos uwiązł mu w gardle.
Światło dochodziło zza drzwi z witrażowymi szybami ułożonymi
starannie w kształt emblematu.
Monas Hieroglyphica.
Proszę
bardzo, wciąż pamiętał...
Za rozświetlonymi rombami z czerwonego, zielonego i
fioletowego szkła zamajaczył jakiś cień. Przystanął na chwilę,
znieruchomiał.
Potem poruszył się. Drzwi stanęły otworem.
Wyszła bezszelestnie do ogrodu. Gdy szła w jego stronę,
zdawało mu się, że czuje zapach jej perfum.
Wstąpiła w niego otucha. Przez cały czas musiała wiedzieć, że
tu jest. Oczywiście, że wiedziała. A teraz przyszła go ocalić. Nie
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin