Roberts Nora - Inne tytuły - Rajska jabłoń.pdf

(714 KB) Pobierz
Roberts Nora
Pokusa 02
Rajska jabłoń
Eden Carlbough wcale nie uważała, że prowadzenie
obozu dla dziewcząt będzie łatwe. Jednak nawet nie
przemknęło jej przez głowę, że jej wychowanki okażą się
wręcz małymi diablicami i zmuszą ją do ukrycia się na
jabłoni. Na szczęście z opresji uratował ją właściciel
sadu. Kiedy Eden wpadła w jego ramiona, Chase
pomyślał z rozbawieniem, że oto wąż wodzi go na
pokuszenie. Ale jak tu oprzeć się pokusie, skoro
niechcący otrzymał tak wspaniały zakazany owoc?
- Nienawidzę pobudek o szóstej rano.
Promienie słońca, które przenikały przez cienką siatkę w oknie,
padały na drewnianą podłogę, metalowe pręty łóżka i na twarz
Eden, a odgłos porannej syreny dudnił jej w uszach. Chociaż
znała ten dźwięk dopiero od trzech dni, zdążyła go szczerze
znienawidzić.
Wtuliła twarz w poduszkę, przez moment wyobrażając sobie, że
leży w wielkim, wygodnym łożu z baldachimem. Mmm, duża
sypialnia o pastelowych ścianach, satynowa pościel o lekko
cytrynowej woni, zaciągnięte zasłony, w powietrzu aromat
świeżych kwiatów...
Niestety od poduszki bił zapach pierza i detergentu.
Mrucząc gniewnie pod nosem, zrzuciła poduszkę na podłogę i
oparła się na łokciu. Sennym wzrokiem patrzyła, jak Candice
Bartholomew, uśmiechając się szeroko, wyskakuje z sąsiedniego
łóżka.
- Dzień dobry. - Długimi, szczupłymi palcami Candy przeczesała
gęste rude loki, po czym przeciągnęła się. Widać było, że od
samego rana rozpiera ją energia. - Ależ wspaniała pogoda!
Eden znów mruknęła coś pod nosem i spuściła nogi na podłogę.
Przez moment siedziała na skraju łóżka, dumając nad tym, że
trzeba wstać.
- Wiesz, jak łatwo cię znienawidzić? - oznajmiła grubym od snu
głosem, odgarniając z twarzy potargane blond włosy.
Candy otworzyła drzwi, żeby wpuścić do środka trochę świeżego
powietrza, i przyjrzała się zaspanej przyjaciółce, która siedziała z
zamkniętymi oczami, ziewając szeroko. Znając jej niechęć do
wczesnego wstawania, przezornie nic nie mówiła.
- Nie wierzę, że już jest ranek. Przecież spałam zaledwie pięć
minut. Przysięgam. - Eden oparła łokcie na kolanach, a brodę na
dłoniach.
Miała mleczną cerę z odrobiną różu na policzkach. Nos mały,
leciutenko zadarty. Chłodną arystokratyczną urodę łagodziły
duże, pełne wargi.
Candy znów odetchnęła głęboko rześkim powietrzem i zamknęła
drzwi.
- Prysznic i kawa postawią cię na nogi. Pierwszy tydzień jest
zawsze najgorszy.
- Łatwo ci mówić. - Eden otworzyła oczy. Były koloru nieba w
jasny, słoneczny dzień. - To nie ty wpadłaś w trujący bluszcz.
- Wciąż cię swędzi?
- Trochę. - Starając się pokonać zły humor, Eden zdobyła się na
uśmiech i jej rysy natychmiast złagodniały. - No dobra, musimy
dać dziewczynkom dobry przykład. Bądź co bądź jesteśmy ich
opiekunkami. -Jeszcze raz ziewnęła, po czym wstała i wciągnęła
szlafrok. Rozejrzała się za kapciami. Powietrze, które wpadało
przez siatkę w otwartym oknie, było na tyle chłodne, że marzły
jej stopy.
- Sprawdź pod łóżkiem - poradziła Candy.
I faktycznie, znalazła tam swoje różowe, atłasowe bamboszki z
haftem, dość niepraktyczne, za to jedyne, jakie miała, a szkoda jej
było wydawać pieniądze na nową parę. Włożywszy je, ponownie
usiadła na łóżku.
- Naprawdę uważasz, że pięciokrotny wyjazd do For-den
przygotował nas do poprowadzenia własnego obozu?
Candy, którą również nękały wątpliwości, zaczęła wykręcać
nerwowo
ręce.
- Tylko mi nie mów, że chcesz zrezygnować...
Lęk i wahanie w głosie przyjaciółki sprawiły, że Eden czym
prędzej wzięła się w garść. W Liberty zainwestowała trochę
pieniędzy oraz mnóstwo czasu i emocji. Zależało jej na tym, aby
ich wspólne przedsięwzięcie odniosło sukces. Zerwała się z łóżka
i ścisnęła Candy za ramię.
- Spokojna głowa. Po prostu zawsze budzę się w podłym
humorze. Wskoczę pod prysznic, a potem mogę stawić czoło
naszym dwudziestu siedmiu podopiecznym. - Skierowała się do
łazienki.
- Zobaczysz, kochanie, na pewno nam się uda - rzuciła za nią
Candy.
- Wiem.
Zamknęła drzwi. Teraz, gdy nikt jej nie widział, nie musiała robić
dobrej miny do złej gry. Była przerażona. Wszystko, co miała -
swój ostatni grosz, resztki nadziei - włożyła w sześć domków,
stajnię oraz stołówkę składające się na Obóz Liberty. Wszystko
pięknie, tylko co ona, Eden Carlbough, niedawna bywalczyni
filadelfijskich salonów, może wiedzieć o prowadzeniu letniego
obozu dla nastolatek? Nic.
A jeżeli interes się nie powiedzie? Jak będzie wyglądało jej
życie? Czy zdoła się podnieść i zacząć wszystko od nowa? Wiary
w siebie i odwagi, tego najbardziej mi trzeba, pomyślała,
wchodząc do ciasnej kabiny prysznicowej. Odkręciła kran z
ciepłą wodą. Pociekł niemrawy letni strumyk. Wiary w siebie,
powtórzyła, drżąc z zimna. Wiary w siebie, gotówki i całe
mnóstwo szczęścia.
Sięgnąwszy po drogie francuskie mydełko, jeden z ostatnich
luksusów, na jaki sobie pozwalała, namydliła całe ciało. Jeszcze
rok temu nie przyszłoby jej do głowy, że coś tak prozaicznego jak
mydło może stanowić luksus.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin