U 01 Uro A5.pdf

(1460 KB) Pobierz
Magdalena Kordel
Uroczysko
Wydanie polskie 2010
Uroczysko - jedyne takie miejsce, gdzie radość rozjaśnia nawet
najbardziej pochmurny dzień.
Gdzieś u podnóża Sudetów, w Malowniczem, jest pensjonat
Uroczysko - miejsce, które zmienia życie ludzi.
Majka od dłuższego czasu ma wrażenie, że przyciąga wszystkie
możliwe nieszczęścia. Zdradzona i porzucona przez męża, sama
musi wychowywać nastoletnią córkę. Nie radzi sobie ze spłatą
kredytu, przez co komornik chce odebrać im dom. Dosłownie cały
świat wali jej się na głowę.
Postanawia wyjechać w Sudety do uroczego Malowniczego.
Z dala od wszystkiego chce zastanowić się nad przyszłością.
Czy Majka odzyska w Malowniczem upragniony spokój?
Czy jej córka Marysia zaaklimatyzuje się w zupełnie obcym jej
miejscu?
Czy obie odnajdą upragnione szczęście i MIŁOŚĆ?
Uroczysko to powieść pełna humoru i ciepła. Pokazuje, że
niezależnie od trudnych życiowych doświadczeń, każdy może
odnaleźć szczęście.
Nikt nie oprze się jej urokowi.
***
-2-
Zima to najgorsza pora roku, jaką znam. A znam wszystkie, bo
los rzucił mnie w strefę klimatyczną, w której mam całe spektrum
pogody. Nie mówię tu rzecz jasna o pięknej, śnieżnej zimie
widzianej zza okna porządnie ogrzewanego domu. Mówię
natomiast o tej, która powoduje, że każde wyjście kończy się
zamarzaniem dziurek od nosa, oraz tej, przez którą w moim domu
panuje dziki chłód bez względu na to, ile węgla używam i
zużywam. Zimie, która spowodowała ostatnimi czasy brak opału
we wszystkich okolicznych składach węgla, bo ni z tego, ni z
owego postanowiła przypomnieć nam stare dobre lata, gdy minus
trzydzieści stopni to była norma. Szczerze mówiąc, nie podobało
mi się to, co owa nieprzyjazna pora roku wyczynia, i byłam
skłonna obwiniać ją o całe zło - że pies dostał zapalenia uszu i
wyłysiał, że wystawiony na noc do przedpokoju rosół zamarzł na
kość i że temperatura panująca w domu zniechęcała do
zdejmowania z siebie jakichkolwiek części ubrania, co skutecznie
sprowadziło moje życie seksualne do zera. I zapewne między
innymi dlatego mój mąż poszedł sobie do innej, młodszej pani,
która zajmowała miłe i ciepłe mieszkanko w bloku, więc, jak
przypuszczałam, mogła sypiać w skąpych nocnych koszulkach, a
nie w dresie z kilkoma bluzami na wierzchu. Jakieś resztki
rozsądku mówiły mi wprawdzie, że mój małżonek poszedłby
sobie wcześniej czy później niezależnie od panującej temperatury,
ale przecież musiałam obarczyć kogoś winą. No i padło na zimę.
I tak jestem kobietą porzuconą. Broń Boże nie samotną! Nie
należy mylić tych dwóch pojęć, bo znaczą diametralnie różne
rzeczy. Gdybym była samotna, mogłabym sobie pozwolić na
zatopienie się w bólu, popadnięcie w alkoholizm i totalne
rozmemłanie. Ewentualnie mogłabym zacząć prowadzić
rozwiązły tryb życia, udowadniając sobie, że nadal jestem
atrakcyjna seksualnie, a mój mąż to ślepiec, który nie wie, co
stracił. Niestety nie jestem w tak dobrej sytuacji. Mój szanowny
-3-
małżonek bowiem pozostawił mnie z całym naszym
przychówkiem, czyli córką lat piętnaście, dwoma psami i jednym
kotem. Towarzystwo skutecznie uniemożliwiające zrealizowanie
którejkolwiek z wyżej wymienionych rzeczy. Pozostawił mi także
sporo dylematów, na przykład, jak zawiadamia się o tym, że
właśnie zostało się porzuconą? Na ślub wysyła się zaproszenia,
ale tu? Właściwie może pisemne zawiadomienie wcale nie byłoby
złym rozwiązaniem. Uniknęłabym osobistego opowiadania o tym,
bądź co bądź, przykrym wydarzeniu. Albo jeszcze lepiej - zamiast
listów jedno oznajmienie w prasie. Nawet mam gotową treść:
UPRZEJMIE INFORMUJE, ŻE DNIA TEGO I TEGO MÓJ
MĄŻ SOBIE POSZEDŁ.
NIEUTULONA W ŻALU MAJA W.
Zmęczona snuciem niemożliwych do spełnienia planów,
postanowiłam zadzwonić do przyjaciółki, która jak na złość
miesiąc temu wyjechała do Francji, by tam układać sobie życie z
ukochanym mężczyzną. Telefon za granicę w tym konkretnym
wypadku był niebywałą rozrzutnością, ale wyszłam z założenia,
że żyje się raz i do tego nie wiadomo jak długo, bo być może moja
krucha psychika nie poradzi sobie z obciążeniem i na przykład
popełnię samobójstwo. Ledwo wykręciłam numer, a już dopadło
mnie zwątpienie. Wprawdzie Jagoda była moją najlepszą
przyjaciółką, z nią już beczkę soli zjadłam i konie mogłam kraść
(aczkolwiek z wrodzonej i nabytej uczciwości nigdy z tego nie
skorzystałam), ale co mam jej powiedzieć? Moja świętej pamięci
babcia rzekłaby zapewne, że po prostu prawdę, ale co w sytuacji,
kiedy prawda jest skomplikowana i nie do ujęcia w dwóch
prostych zdaniach? Już byłam bliska rozłączenia się (zapewne
-4-
wyszłoby to na dobre mojemu portfelowi), gdy w słuchawce
odezwał się lekko schrypnięty głos Jagody.
- Cześć - odpowiedziałam ponuro na nieśmiertelne „słucham".
- Maja? To naprawdę ty? - ucieszył się głos w słuchawce. - A co
się stało, że dzwonisz? Jak tego dokonałaś, że twój mąż, miast
kazać ci oszczędzać na ocieplenie domu, naprawę dachu oraz
opał, zezwolił na telefon? I to za granicę?
- Eee, Jagoda, daj spokój... Dzwonię, bo się stęskniłam.
- Bardzo nie podoba mi się to, co słyszę - zawiadomiła mnie
moja kochana przyjaciółka.
- No a co ci się nie podoba? Tęsknić już nie wolno? Chyba nie
wątpisz, że ja też miewam jeszcze jakieś ludzkie uczucia.
- Nie chodzi o uczucia, ale o twój ton, Majeczko. Brzmi
podobnie jak wtedy, gdy w szóstej klasie rzucił cię ten mały
paskudny Grześ z odstającymi uszami. Stało się coś?
- Tak - potwierdziłam i jakoś zabrakło mi odwagi. Problem
Grzesia wydał mi się nie dość że adekwatny do sytuacji, to jeszcze
wywołał żal, że mój niedługo były mąż nie chodzi do
podstawówki. Mogłabym go wtedy ubezwłasnowolnić albo
przekupić batonikiem. Musiałam jednak coś Jagodzie
odpowiedzieć. - Toska ma chore uszy i kompletnie wyłysiała na
grzbiecie - zwierzyłam się, płacząc rzewnie.
- No i chcesz mi powiedzieć - odezwała się po chwili ciszy
Jagoda - że dlatego do mnie dzwonisz cała we łzach? Żeby
poinformować mnie, że twój pies wyłysiał?
- A co, niedobry powód? - wyszlochałam. - Tak bez wstępu
mam ci oświadczyć, że zamarzam w tej pieprzonej ruinie, węgla
w składach brakuje, weterynarz kosztuje majątek, a mój mąż
wolał ciepłe mieszkanko u jakiejś zdziry?! Sama chciałaś! Ja
wolałam jakoś tak delikatnie to powiedzieć, żeby nie wywołać
szoku i niezdrowej ekscytacji. A ty...
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin