Robert Bryndza - Ostatni oddech.pdf

(1711 KB) Pobierz
Dla Veroniki, Filipa i Evie
Najstraszniejsze potwory to te,
które czyhają w naszych duszach…
Edgar Allan Poe
Prolog
Poniedziałek, 29 sierpnia 2016 roku
Była trzecia rano, smród zwłok wypełniał samochód. Od wielu dni
utrzymywały się nieznośne upały. Jechał z odkręconą na maksa
klimatyzacją, ale z bagażnika nadal napływał odór jej rozkładającego się
ciała. Szybko gniła. Przecież włożył ją tam zaledwie dwie godziny
wcześniej. Ale muchy ją znalazły; żeby je odpędzić, machał rękami
w ciemnościach. Wyglądało to całkiem zabawnie. Gdyby nadal żyła, być
może też by się śmiała.
Mimo ryzyka lubił te swoje nocne wypady, jazdę po opuszczonej
autostradzie i po przedmieściach Londynu. Dwie ulice dalej zgasił
światła i skręcił. Wyłączył silnik. Samochód sunął w ciszy, mijał domy
o ciemnych oknach, aż wreszcie stoczył się do stóp wzgórza, gdzie z dala
od drogi znajdowała się mała opuszczona drukarnia. Przy chodniku rosły
wysokie, rzucające cień drzewa, światła miasta otaczały pomarańczową
poświatą wszystko wokół. Skręcił na parking, samochód podskakiwał na
korzeniach drzew, które podniosły asfalt.
Podjechał do kontenerów na śmieci stojących przy wejściu do drukarni
i skręcił ostro w lewo. Ustawił się tyłem do ostatniego pojemnika.
Przez jakiś czas siedział w milczeniu. Drzewa zasłaniały domy po
drugiej stronie, a w miejscu, gdzie rząd szeregowców stykał się
z parkingiem, znajdował się tylko mur. Pochylił się do schowka
w samochodzie i wyjął parę lateksowych rękawiczek. Wysiadł i poczuł
gorąco bijące od popękanego asfaltu. W ciągu kilku sekund dłonie
w rękawiczkach były mokre. Gdy otworzył bagażnik, duża mucha
zabzyczała i spróbowała usiąść mu na twarzy. Machnął rękami
i splunął, by ją przegnać.
Odsunął wieko kontenera na śmieci; uderzył go smród, ze środka
wyleciały kolejne muchy, które składały jaja w ciepłych gnijących
odpadkach. Wrzasnął, odpędził je i ponownie splunął, a potem wrócił do
bagażnika swojego samochodu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin