Zyskowska-Ignaciak Katarzyna - Ty jesteś moje imię.pdf

(1561 KB) Pobierz
Dla Bartka
Półmrok i strach.
Otacza mnie półmrok rozświetlony jedynie
wątłym płomieniem lampki. W nozdrza wdziera
się woń strachu, spoconych ciał i ta
charakterystyczna: acetylenu z karbidówki.
Ludzkie głosy mieszają się z cichym
popiskiwaniem niepożądanych współlokatorów
piwnicy, szczurów, które płochliwie przemykają
pod ścianami. Lecz to przecież my jesteśmy
intruzami w ich królestwie. Nasze miejsce nie jest
tutaj, w ukryciu, na dole, pod powierzchnią
rozgrywających się dramatów. My, tchórze,
powinniśmy być teraz na ulicy, razem z tymi,
których członki wypalają resztki sierpniowego
słońca, których twarze pokrywa kurz i popiół.
A jednak chowamy się i udajemy, że odgłosy walki
wciąż są odległe, że jeszcze nas nie dotyczą, nie
obchodzą, nie zagrażają nam.
My, tu na dole, tocząc życie równoległe,
odgrywając sceny normalności, zdajemy się być
bezpieczni. Do czasu. Do chwili aż jakaś bomba
uderzy w dom, grzebiąc nas w jego gruzach,
zamykając w śmiertelnym potrzasku ruin. Dlatego
ciała moich towarzyszy kulą się do społu
z ciałkami gryzoni za każdym razem, kiedy
kamienicą poruszy kolejne trzęsienie ziemi, kolejny
zbyt bliski wybuch zmuszający nas do schowania
głowy w ramionach, do zasłonięcia jej przed
sypiącym się ze stropów pyłem…
Wczoraj, kiedy dźwięki ulicznej bitwy wraz
z kwaśnym zapachem spalenizny dotarły aż tutaj –
do naszej przymusowej kryjówki, oazy bez wody –
ostatecznie puściły mi nerwy. Rodzice mocno
trzymali mnie za ręce, szepcząc, żebym się
uspokoiła, że to mi szkodzi, a przecież nie mogę się
teraz denerwować. Ja tymczasem nie potrafiłam
powstrzymać gniewu. Krzyczałam do naszego
sąsiada: „Co z pana za mężczyzna, trzeba biec na
górę, trzeba gasić pożary, wznosić barykady, łapać
za broń…!”. Darłam się jak opętana, a on, skulony
w kącie, tuląc w ramionach żonę, w rozpaczy
wygrażał powstańcom i Bogu. Udawał, że mnie nie
słyszy – może naprawdę nie słyszał? – a ja
płakałam. Łzy bezsilności kreśliły na mojej
brudnej twarzy jasne pręgi wstydu. Płakałam, bo
nie zdobyłam się na odwagę, by pomóc walczącym,
ponieważ przerażenie wygrało z honorem, bo
czułam do siebie pogardę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin