Amber Kell - Supernatural Mates 4.pdf

(1206 KB) Pobierz
AMBER KELL
Supernatural Mates 04
- NOTHING TO DO WITH PRIDE –
( Nie mieć nic wspólnego z Dumą )
Tłumaczenie: panda68
~1~
Rozdział 1
KC Fields patrzył jak Szeryf Lou Arktos wychodzi z biura i wydał westchnienie,
które budowało się w jego klatce piersiowej od czasu jak szeryf tu wszedł. Usychanie z
tęsknoty nie było w jego stylu, ale wciąż się zastanawiał, co by się stało, gdyby zrobił
ruch zanim James zjawił się w mieście. Ten zmartwiony mężczyzna kuśtykał Main
Street o lasce, z udręczoną duszą, i zerwał serce szeryfa tak łatwo, jakby było nisko
zawieszonym jabłkiem na drzewie.
Łatwo byłoby znienawidzić drugiego mężczyznę, ale po takim bólu, przez jaki
przeszedł James zanim dowiedział się, że jest zmiennym lwa, KC nie był zdolny czuć
do niego jakiejkolwiek urazy. Do diabła, KC nawet nie był zdolny czuć nienawiści do
swojego grubiańskiego dupka ojca. Okej… może żywił trochę urazy.
Jednak, gdyby duży zmienny niedźwiedź kiedykolwiek pokazał odrobinę
zainteresowania jego osobą, KC położyłby się na biurku i ofiarował swój tyłek temu
seksownemu facetowi. Może tu tkwił problem. Może był zbyt łatwy.
Potrząsając głową na swoje głupie myśli, KC zwrócił uwagę na ekran komputera.
Obiecał szeryfowi, że skończy przeglądać wszystkie papiery i skoncentruje się na
znalezieniu zaginionego kojota. Z tego, co mówił Lou, KC podejrzewał, że kobieta
zdziczała i nie mogła już zostać uratowana. Jednak, nie podzielił się swoimi
podejrzeniami z szeryfem. Nie cierpiał dawać komukolwiek złych wieści. Nie
wspominając o tym, że brat zaginionego kojota był cholernie gorący i KC nie miałyby
nic przeciwko, by poznać tego mężczyznę lepiej. Ilekroć widział Dennisa, biedny
zmienny kojot wyglądał na przygnębionego – ramiona miał opadnięte, głowę
zwieszoną, i gdyby czarna chmura faktycznie mogła za kimś podążać, to KC
podejrzewał, że strzelałaby błyskawicami w kojota, kiedy szedł ulicą. Złapany
pomiędzy zdradą swojego przyjaciela, utratą siostry i byciem naturalnym wrogiem
Adriana, lwa alfa dumy, smutny zmienny nie mógł odetchnąć.
Na plus było to, że Lou poprosił KC, by użył swoich śledczych umiejętności i
znalazł siostrę Dennisa. Gdyby dobrze wykonał robotę, to może szeryf dałby KC więcej
obowiązków. Pomimo tego, że nie miał nic przeciwko pracy w biurze, wiedział, że
może zaoferować dużo więcej. KC uwielbiał pomagać, a już szczególnie uwielbiał
pomagać szeryfowi.
~2~
Louis Arktos ocalił go, gdy był młodym, bezdomnym, poturbowanym zmiennym i
dał mu pracę i poczucie własnej wartości. Nie było niczego takiego, co KC nie
zrobiłyby dla szeryfa, i chociaż nie mógł pomóc temu dużemu facetowi osobiście,
przynajmniej jego komputer i umiejętności organizacyjne były przydatne.
Zewnętrzne drzwi zakołysały się cicho do wewnątrz. KC zerknął znad swojej pracy,
by stwierdzić, że jego spojrzenie zostało uwięzione w morzu niebieskiego.
- Ty jesteś KC? – Dennis stał po drugiej stronie lady otaczającej biurko KC.
KC kiwnął głową. Widział kojota tylko kilka razy z daleka. Z tak bliska, oczy
mężczyzny były bardziej niebieskie niż pamiętał, a w czarnych włosach Dennisa
przebłyskiwały złote pasemka. Libido KC zwiększyło obroty jak samochód wyścigowy
w Formule Jeden.
- Jestem Dennis. Szeryf powiedział mi, że być może, pomożesz mi znaleźć moją
siostrę.
KC wzruszył ramionami.
- Na pewno spróbuję.
Dennis obszedł wkoło ladę recepcji i wyciągnął rękę.
- Miło mi. Naprawdę doceniam to, że chcesz mi pomóc.
KC potrząsnął wyciągniętą ręką i powstrzymał się od jęku. Zmienny kojot nacisnął
wszystkie jego wrażliwe punkty. Dotyk dłoni o dłoń podsunął mu wszystkie rodzaje
pomysłów o tych innych rzeczach, jakie chciałby poczuć przy wspólnym dotykaniu.
Psychicznie potrząsając sobą, uwolnił rękę Dennisa i usiadł z powrotem na krześle.
Ten facet przyszedł, by zdobyć pomoc KC w znalezieniu swojej zaginionej siostry - nie
po to, by zostać napadniętym przez napalonego zmiennego lisa.
- Usiądź. – Wskazał krzesło dla gości stojące po drugiej stronie przy ścianie.
Dennis złapał krzesło i usiadł tuż przy nim.
Patrząc na tego poważnego faceta, siedzącego obok niego, KC podzielił się swoimi
podejrzeniami.
- Moją największą obawą jest to, że on mogła zdziczeć.
Do diabła, KC był niemal pewny, że kobieta zdziczała. Z tego, co się dowiedział,
kobieta została schwytana, była torturowana i kto jeszcze wiedział, co innego z nią
~3~
robiono. To byłby cud, gdyby nie pękła i nie wpadła w szał zabijania. Pomimo tego, że
odkryli miejsce, gdzie Candice w zeszłym tygodniu była więziona, to jednak wciąż
znikała i mieli niewiele wskazówek, co do jej obecnej lokalizacji.
Dennis kiwnął głową.
- Też się tego obawiam. Ale mam nadzieję, że ją znajdziemy zanim zacznie
krzywdzić ludzi.
- Już zacząłem poszukiwania, tropiąc jakiekolwiek ślady kojota tam, gdzie go nie
powinno być. No wiesz - ataki, doniesienia, tego rodzaju rzeczy. – Gdyby faktycznie
zdziczała, jej umiejętność zmiany z powrotem w człowieka, zostałaby schowana pod jej
zwierzęcymi instynktami.
- Coś znalazłeś? – Dennis pochylił się tak blisko, że KC poczuł jego oddech na
swojej szyi, gdy obrócił głowę.
Przełknął kolejny jęk zanim podjął dalej.
- Może. Czekam na wiadomości od kilku ludzi. Z tych niewielu śladów, jakie
znalazłem, myślę, że ona może kierować się na wschód. Czy jest ktoś, kogo może znać
na Wschodnim Wybrzeżu? Były chłopak, dobry przyjaciel, ktoś skłonny do pomocy?
Dennis zbladł.
- Jej syn, Ethan. Urodziła go, gdy była jeszcze nastolatką i oddała go do adopcji.
Kilka lat temu ją znalazł. Od tego czasu korespondują ze sobą. Nie byłbym zaskoczony,
gdyby członkowie organizacji
Ludzie przeciwko Werekinom
użyli go, jako przynęty,
żeby z nimi współpracowała.
KC zmarszczył brwi z powodu tej nowej informacji. To nigdy nie wyszło na jaw,
podczas jego śledztwa jej przeszłości, ale z drugiej strony akta dziecka prawdopodobnie
zostały zabezpieczone. I nie chodziło o to, że ten mały fakt był jakimś problemem.
Uaktualni zebrane przez siebie fakty.
- Dość łatwo będzie to sprawdzić. Masz jego numer?
Dennis kiwnął głową.
- Już dzwoniłem i sprawdziłem go, ale nie chciałem, żeby myślał, że coś jest nie w
porządku. On ma szesnaście lat i jest dość spostrzegawczy. Zbyt wiele pytań
wzbudziłoby podejrzenia. Tak długo, jak Ethan wie, że jego matka ma się dobrze i że
niedługo do niego zadzwoni. Ona może pojechać do Nowego Jorku tylko po, by
~4~
naocznie przekonać się, że z nim jest w porządku. O ile wiem, ona lubi ludzi, którzy go
adoptowali. Naprawdę bardzo wspierali Ethana w znalezieniu jego naturalnej matki i
nie mają żadnych oporów przed ich rozmowami przez telefon lub pozwalaniem jej na
wizyty. Pracowała kiedyś w biurze podróży i zyskała przez to naprawdę dobre oferty na
loty.
Stukając palcami o klawiaturę, KC myślał o tym wszystkim, co dowiedział się o
Candice.
- Więc sądzisz, że jak pojedziemy do Ethana, to znajdziemy twoją siostrę?
Dennis wzruszył ramionami.
- Możliwe. Masz jakieś tropy w Nowym Jorku?
- Gdzie mieszka Ethan w Nowym Jorku?
- Niedaleko Albany.
- Tam cały czas można zaobserwować ślady kojotów. W tej chwili szukam
jakichkolwiek szczególnie agresywnych kojotów, które ludzie zgłosili na policję. Jak do
tej pory nic się nie pojawiło.
Dennis westchnął.
- Kiedyś była bardzo szczęśliwa, ale z tego, co mówili inni, straciła dużą część
swojego zdrowia psychicznego po tych wszystkich badaniach, jakie ci szaleńcy na niej
przeprowadzali.
- Dlaczego tak bardzo im na niej zależy? – KC wciąż nie był pewny, co do tego
planu, za jakim stała ta grupa - tak, jakby każda frakcja miała swój własny program.
Badania, tortury, niewolnictwo - grupy miały to wszystko w swoich rękach, chociaż na
szczęście nie opanowali żadnego z nich.
- Może potrzebują psychopatycznego żołnierza? – zasugerował Dennis oschłym
głosem. – Skąd do diabła mam to wiedzieć? Mogliśmy zapytać ludzi, kto ją złapali, ale
oni wszyscy nie żyją.
- I to utrudnia nam ich przesłuchanie – zgodził się KC.
***
~5~
Zgłoś jeśli naruszono regulamin