638.Power Elizabeth - Miesiąc na Karaibach.pdf

(593 KB) Pobierz
Elizabeth Power
Miesiąc na Karaibach
Tłumaczenie:
Katarzyna Berger-Kuźniar
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lauren rozpoznała go, gdy tylko wysiadł z samochodu, a w zasadzie z olbrzymiej srebrnej machiny
typu SUV która na tle wiejskich zabudowań w sercu zielonych, łagodnych gór walijskich, wyglądała
,
niczym statek przybyszów z innej planety.
Gdy maszerował przez podwórko z dumnie podniesioną głową, wiatr targał jego nieokiełznaną
czupryną. Nie pomyliłaby go z nikim. Nie odrywając wzroku od zbliżającego się mężczyzny,
kończyła jednak spokojnie zabezpieczanie na noc wejścia do stajni.
Wysoki, szczupły, sprężysty, trochę po trzydziestce, w drogim, uszytym na miarę garniturze. Nie
spodziewała się ani nie miała nadziei, że jeszcze kiedykolwiek się spotkają. Teraz patrzyła na niego
całkowicie zelektryzowana. Jej nadzwyczajnie zielone oczy stały się jeszcze bardziej zielone.
– Witaj, Lauren.
Milczała, zaszokowana jego widokiem. Tutaj, po środku walijskiej głuszy, na swej posiadłości
w Lakeland. Tu, gdzie jej zmarli rodzice zainwestowali fortunę w pogoni za marzeniem
o samowystarczalności, które nigdy do końca się nie spełniło. W miejscu tak odległym od
światowych stolic dla wielkich bogaczy, w których zazwyczaj obracał się stojący przed nią
człowiek.
– Emiliano! – wykrzyknęła po chwili, nie potrafiąc ukryć emocji i wstydząc się, że odruchowo
żałuje, że nie jest elegancko ubrana i uczesana. Podkoszulek na ramiączkach, spodnie ogrodniczki
i burza wilgotnych rudych włosów nie prezentowały się niestety specjalnie wyjściowo. Ale tak
ubierała się do pracy w stadninie i ogrodzie. – Skąd się tu wziąłeś?
Jej głos był rozdygotany, dzięki czemu nieoczekiwany gość nie usłyszał w nim gniewu. Na co dzień
nie miała do czynienia z potentatami finansowymi ani miliarderami, a taki właśnie krąg ludzi
reprezentował Emiliano Cannavaro, włoski magnat w dziedzinie przemysłu przewozowego oraz
hutnictwa, człowiek, który przejął założoną przez swego dziadka międzynarodową linię frachtowców
i promów, i przemienił ją w światowego giganta dysponującego ogromną flotą luksusowych statków
wycieczkowych. Mężczyzna, który dwa lata wcześniej, używając swej charyzmy i głosu
o niepowtarzalnej barwie, zdołał zwabić ją do łóżka w trakcie wesela jej siostry Vikki i jego brata
Angela, by po zakończeniu imprezy pozbyć się jej w całkowicie uwłaczających okolicznościach.
– Musimy porozmawiać – powiedział.
Zapomniała już, że był bardzo wysoki i bez butów na obcasie z trudem sięgała mu do ramienia.
Pamiętała jednak, jak jej ciało reagowało na bliskość jego oliwkowej skóry i wyjątkowo męskich
rysów: masywnej szczęki, mocnego zarostu, lekko garbatego nosa. Cannavaro nie miał twarzy
wydelikaconego modela z błyszczącego magazynu.
– O czym? – tym razem odezwała się niemalże obraźliwym tonem.
– O Danielu.
– O Dannym? – powtórzyła ciszej.
Przypatrywał się jej twarzy, bardzo wyjątkowym zielonym oczom, delikatnym piegom. Potem
bezceremonialnie zawiesił wzrok na pełnych, namiętnych ustach.
Lauren czuła, że uginają się pod nią nogi, podczas gdy wyraz twarzy Emiliana pozostał idealnie
obojętny.
– Wejdziemy do środka? – zapytał, wskazując ruchem głowy na starodawny wiejski dom.
Do środka? Razem? Mam być z nim sama?
– Najpierw powiedz, o co chodzi – odparła nerwowo.
– W porządku. Chcę go zobaczyć.
– Dlaczego? Przecież od ponad roku nie interesowałeś się nim, nawet telefonicznie.
Zamiast odpowiedzi usłyszała przyspieszony oddech.
Dobrze! Czuje się winny! – pomyślała.
Nie zamierzała mu odpuszczać.
– Tylko dlatego – powiedział przeciągle tonem, na który nie mogłaby pozostać obojętna żadna
zdrowa niewiasta w wieku produktywnym – że żadnemu z nas nie zechciałaś ujawnić, gdzie jest.
Lauren spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Tak ci przekazał brat? Czy może sam wymyśliłeś te brednie? Zresztą nieważne. Nie zauważyłam,
żeby Daniel znaczył coś dla kogokolwiek z waszego klanu Cannavarów.
Z bólem przypomniała sobie, jak rok wcześniej Angelo Cannavaro bez większych skrupułów
wyparł się swego sześciomiesięcznego syna tuż po śmierci Vikki. Przybył wtedy do Lauren, wciąż
poruszając się o lasce z powodu obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym, w którym
zginęła jej siostra, i bez emocji oświadczył, że może sobie zatrzymać „powód, dla którego
siostrzyczka mogła zmusić go do ślubu, bo jego to więcej nie dotyczy”. W takich okolicznościach
widziała Angela po raz ostatni. Jak zresztą wszystkich z rodziny z Cannavaro. Przyniosło jej to
niewypowiedzianą ulgę, choć czuła się upokorzona w imieniu Daniela.
Oto teraz po roku zjawił się Emiliano i oskarża ją o całe zamieszanie!
– Masz tupet – podsumowała.
Piękny Włoch stał przed nią w milczeniu, przeczesując nerwowo kruczoczarne włosy.
Obserwowała bezmyślnie jego długą, szczupłą dłoń, myśląc niedorzecznie, że w pewien pamiętny
weekend palce Emiliana nauczyły się na pamięć całego jej ciała. Przyjrzała się też
nieprawdopodobnie długim, czarnym rzęsom, które każdą kobietę, nie tylko nastolatkę, mogły
doprowadzić do łez pożądania. W zasadzie upewniła się tylko co do tego, że przepadła z kretesem
w chwili, gdy pierwszy raz ujrzała przyszłego szwagra.
– Może jednak wejdziemy do środka? – powtórzył beznamiętnie.
Wzruszyła ramionami, nie zamierzając dalej dyskutować.
Zaczęła iść przez podwórze w stronę topornie wyglądającego starego domu. Czuła się
niekomfortowo, bo Cannavaro szedł za nią, niewątpliwie bezwstydnie wpatrzony w jej pośladki.
Gdy znaleźli się w dużej, lecz raczej obskurnej kuchni powiedziała lodowatym tonem:
– Mów więc nareszcie, co masz mi do powiedzenia.
– Wedle życzenia. – Wcale mu nie przeszkadzało jej nastawienie. – Nie będę, jak wy to mówicie,
owijał w bawełnę. Jesteś prawdopodobnie świadoma, że Angelo zmarł jakiś miesiąc temu.
Przytaknęła w milczeniu. Zaszokowała ją wiadomość, którą przeczytała w gazetach. Przypadkowa
śmierć. Orzeczenie zgonu wskutek nieszczęśliwego wypadku. Angelo ciągle brał silne leki
przeciwbólowe. Pomieszał je feralnego dnia z dużą ilością alkoholu. Tragiczne. Lecz cóż mogła
powiedzieć.
– Tak… ale co to ma wspólnego ze mną?
– Bardzo wiele – odparł lakonicznie – bo nie będziesz dalej monopolizować Daniela.
– Wcale go nie monopolizowałam! Przynajmniej nie celowo. Po prostu nikt poza mną się nim nie
interesował. Ty też.
– Chcę to teraz naprawić – przyznał i dodał niecierpliwie: – Jak już mówiłem, nie miałem pojęcia,
gdzie jest. Jak pewnie pamiętasz – mówił dalej z wahaniem – na stałe mieszkam w Rzymie. Gdy
odwiedzałem wasz kraj, brat zapewniał mnie, że dziecko jest bezpieczne. Dopiero krótko przed jego
śmiercią, gdy go przycisnąłem, powiedział, że zostawił Daniela z tobą i nie wie, dokąd go zabrałaś.
Dlaczego miałby kłamać?
– Bo nie chciał, żebyś poznał prawdę.
– Jaka jest ta prawda, Lauren?
– Angelo porzucił dziecko, bo nie uśmiechało się mu być samotnym ojcem. Przez cały ten czas
wiedział doskonale, gdzie można mnie znaleźć. Mógł przyjeżdżać do syna bez ograniczeń. Na pewno
bym mu nie utrudniała. Ale nie zamierzał rezygnować z hazardu, kobiet i całego życia wyższych sfer,
które dla was obu jest bardzo ważne!
Wykrzyczała mu szczerze wszystko, co uważała na temat niesprawiedliwości, jaka dotknęła ją
i Vikki – choć żadna z nich święta nie była – po tym, jak zadały się z włoskim klanem Cannavaro.
– Co nie zmienia faktu – wtrącił chłodno Emiliano – że Daniel jest synem Angela, a zatem moim
bratankiem.
– A zatem naturalne jest, że chcesz go widywać – dodała ironicznie. – Tyle że nie dziś, bo już śpi!
Popatrzył na nią obojętnie, choć nie mogła nie zauważyć ciemnych cieni pod oczami niewątpliwie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin