Peretti_Frank-Prorok.pdf

(3221 KB) Pobierz
Frank Peretti
Prorok
3
(...) poznacie prawdą, a prawda was wyzwoli.
Ewangelia wg Św. Jana 8,32
Od Autora
Powieść ta jest dziełem wyobraźni, wyrażającym treści duchowe
za pomocą symboli, a nie wyraźnym odzwierciedleniem określonej
doktryny religijnej.
Jak mam to w zwyczaju, odnoszę się tutaj do istniejących idei, nie
pisząc o konkretnych osobach, miejscach czy instytucjach.
Winien jestem wdzięczność wielu wspaniałym ludziom, któ-
rych cenne doświadczenia, pomoc i rady pomogły mi w napisaniu tej
książki. Należą do nich:
Susan, prezenterka wiadomości telewizyjnych, która odsłoniła mi
tajniki tego zawodu.
Nick, mistrz w zbieraniu informacji, który wprowadził mnie
w świat swojej pracy i sprawdził rzetelność tych kilkuset stron po-
wieści.
Kevin, dziennikarz i John, kamerzysta, którzy zabierali mnie ze
sobą na reportaże i uczciwie dzielili się swoimi refleksjami.
Stary, dobry Roger, prawnik, który pomagał mi przy pisaniu nie
tylko tej książki i który wyjaśnił mi wiele skomplikowanych spraw.
Bob, lekarz, który mi służył radą w dziedzinie medycznych
aspektów tej opowieści i sprawdził poprawność wielu stron.
Frank, wspaniały policjant, na którego pomoc zawsze mogłem li-
czyć.
Dana i Joe z pogotowia ratunkowego, którzy wprowadzili mnie
w arkana swojej pracy.
Randy z przyjaciółmi, którzy podzielili się ze mną swoimi tro-
skami i pomogli zrozumieć na czym polega aborcja.
Wszystkim wam zawdzięczam trafne ujęcie tych spraw — po-
myłki zaś biorę na siebie.
Dzięki.
Autor
4
Rozdział 1
Bóg przemówił do Johna Barretta, gdy był dziesięcioletnim
chłopcem. Po tylu latach, z niedzielnego nabożeństwa wieczorne-
go w Rainier Gospel Tabernacle pamiętał jedynie, że był to środek
upalnego lata, a w czasie nabożeństwa było duszno, gorąco i panował
zgiełk. Nie miało to nic wspólnego ze spokojną wewnętrzną modli-
twą — było wołaniem, wołaniem pełnym głosem ku Niebu. Kobiety
łkały, mężczyźni krzyczeli, a z fortepianu nieustannie wydobywały
się dźwięki znanej pieśni, „Poddaję wszystko, poddaję wszystko...”
Młody pastor Thompson wygłosił płomienne kazanie, które wy-
warło na Johnie ogromne wrażenie. Gdy duchowny rzekł: — Jeśli
czujecie, że te słowa są dla was, jeśli Bóg mówi do waszych serc,
chcę byście podeszli i złożyli swoje życie na ołtarzu... — John wie-
dział, że oto przemówił do niego Bóg. Ruszył naprzód, niemal bie-
giem, by uklęknąć na długim, mahoniowym klęczniku, czuł oblewa-
jące mu twarz ciepło i płynące łzy.
— Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata! — przemówił
słowami Pisma Świętego pastor Thompson. — Czy przyjmiecie dzi-
siaj ofiarę Baranka? Czy zaprosicie Jezusa do swego życia?
John był gotów na przyjęcie ofiary Baranka i zaproszenie Jezusa.
Wołając imię Pańskie, po prostu widział go przed sobą: małego, ła-
godnego, nieskazitelnie białego baranka, tuż obok, po drugiej stro-
nie poręczy, tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć rękę, by dotknąć
jego głowy.
Mówiono mu później, że miał wizję, ale wówczas John był pe-
wien, że w kaplicy stał przed nim prawdziwy baranek — Baranek
Boży, jak powiedział pastor Thompson. Wtedy, wiele lat temu, było
to żywe i autentyczne. Chwila ta wstrząsnęła nim całym. Wszystkie
uczucia tej chwili, transcendentne i wieczne słowa, oraz wizja Ba-
ranka z czasem wietrzały, aż w końcu schroniły się w najdalszych
zakamarkach pamięci Johna. Nie pamiętał nawet swojego przymie-
rza z Bogiem: Jezu, wejdź w moje serce i obmyj moje grzechy. Panie,
daję Tobie moje życie. Panie, użyj mnie. Jestem Twój.
Czas i ambicje lat dojrzałych zatarły nawet wspomnienie ojcow-
skiej ręki na jego ramieniu, w zapomnienie poszły też słowa ojca, do-
5
nośnie rozbrzmiewające w dziecięcych uszach, prorocze, jakby po-
chodzące od Boga: „Zostałeś wezwany, synu mój, zaprawdę zostałeś
wezwany. Znałem cię, zanim zasiałem cię w łonie i zanim przysze-
dłeś na świat, przeznaczyłem cię na służbę Moją. Podążaj za Mym
Słowem, słuchaj głosu Mego, a przemówię do ciebie i poprowadzę
cię na wszystkich twoich drogach. Jestem z tobą na zawsze...”
Zapomniał o tym... „Uznawaj mnie gdziekolwiek będziesz, a Ja
wyprostuję ścieżki twoje...” Jakże krzepiące były te słowa, jak po-
trzebne, a teraz niestety zapomniane. „Patrz, oto jestem z tobą na za-
wsze, do końca świata...” Ta obietnica także uleciała z pamięci. Ale
Bóg o niej pamiętał.
Rozdział 2
— Panie gubernatorze, błagałem, byś się zastanowił, byś sam
zmienił drogę, którą podążasz, ale jeśli tak się nie stanie, Bóg odmie-
ni ją za ciebie. I chociaż mówisz sobie, że: „Nikt nie słyszy i nikt nie
widzi”, zaprawdę, widzi cię Pan i słyszy. Wszystkie twoje najskryt-
sze myśli, wszystko co szepczesz, wszystko co mówisz w najwięk-
szym sekrecie jest odkryte przed Panem. Pamiętaj, nic nie skryje się
przed oczami Najwyższego!
W piątek, po Dniu Pracy
1
, było ciągle słonecznie, lato trwa-
ło, a cienie późnego wieczoru jeszcze nie nadciągnęły. Na leżącym
w centrum miasta Flag Plaża gromadził się z wolna tłum zagorzałych
zwolenników gubernatora Hirama Slatera. Pragnęli uczestniczyć
w wiecu inaugurującym jego wielką kampanię. „Hi-ram!, Hi-ram!”
Noszone przez nich słomkowe kapelusze płynęły na setkach głów
wielką masą jak niesione rzeką liście. Przed zdobiącymi plac pięć-
dziesięcioma flagami wszystkich stanów zbudowano udrapowane na
niebiesko podium, obwieszone czerwonymi, białymi i niebieskimi
balonikami oraz amerykańskimi sztandarami. Na podium ustawio-
no równe rzędy składanych krzeseł i upiększono je całym szpalerem
doniczkowych chryzantem. Do rozpoczęcia wiecu pozostało niewie-
1
Dzień Pracy (Labour Day) w Stanach Zjednoczonych jest to święto obchodzone
6 września (przyp. tłum.)
Zgłoś jeśli naruszono regulamin