Brenden Laila - Hannah 01 - Wybór.pdf

(883 KB) Pobierz
LAILA BRENDEN
WYBÓR
Przekład Anna Marciniakówna
1
Drogi Czytelniku,
Dawno, dawno temu, kiedy wycie wilków unosiło się nad pustkowiem
Hemsedal, a niedźwiedzie zakradały się do obór, do doliny przybył młody
chłopak z zachodu, by szukać tutaj
środków
do
życia.
Po dziadku
odziedziczył zdolność przewidywania przyszłości, która pomagała mu w
dokonywaniu mądrych wyborów. Młodzieniec radził sobie bardzo dobrze, a
wkrótce ożenił się z piękną dziewczyną ze wsi. Niedługo potem w domu
pojawiły się dzieci.
Dzieci dorastały i ojciec z przyjemnością patrzył, jak zakładają własne
gniazda, i jak rodzina rozprzestrzenia się szeroko po okolicy.
Żadne
z jego
dzieci nie odziedziczyło jednak tych zdolności, które przekazał mu dziadek,
wyglądało na to,
że
nikt z potomków nie będzie ich posiadał. Kiedy nasz
bohater wydawał ostatnie tchnienie, nie wiedział,
że
jego prawnuk, jeden z
braci bliźniaków otrzymał jednak w darze jego zdolności.
Opowieść o Hannah powstała jedynie w mojej wyobraźni. Możemy
wprawdzie w gminnych księgach wyczytać,
że
niegdyś
żyła
tu
żebraczka
imieniem Barbo, oraz
że
w Hemsedal mieszkał pewien człowiek o
przezwisku Psiarz, ale historię tych postaci wymyśliłam sama. Używam w
książce nazw miejscowych, które jeszcze i dzisiaj istnieją w Hemsedal i w
Danii, robię tak dlatego, by przybliżyć moją opowieść do historii.
Podkreślam jednak,
że żadna
z osób, o których piszę w moich książkach, nie
ma nic wspólnego z rzeczywistością. Natomiast nazwy miejscowe oraz
opisy przyrody w Hemsedal i Danii są jak najbardziej prawdziwe.
Posiadłość w Danii opisałam na podstawie majątku istniejącego do
dzisiaj. Zmieniłam trochę opis otoczenia, ale wiele szczegółów odpowiada
prawdzie.
Historię o Hannah napisałam z miłości do Hemsedal, wsi, która jest mi
bardzo droga.
Z pozdrowieniami Laila
RS
2
Rozdział 1
Potarła dłonią spocone czoło. Szorstkie palce przesunęły się po ogorzałej
skórze i natychmiast też zrobiły się lepkie od wilgoci.
Dzień był pochmurny i duszny, nie było czym oddychać.
Hemsedal, nieduża wieś między wschodem i zachodem, tam, gdzie rzeki
się rozdzielają i każda zaczyna płynąć w swoją stronę. Jedna jako Heimsila
podąża w dół ku Hallingdal. Druga znajduje ujście w słonych wodach fiordu
między stromymi górami koło Lsrdalsoyri.
Miało się na burzę, sinoczarne chmury zbierały się na niebie ponad
doliną. Ludzie w pośpiechu wprowadzali pod dach wozy, chowali
narzędzia, wszędzie starannie zamykano drzwi i okna.
Hannah ukończyła pracę przy krosnach, ale jakoś nie miała jeszcze
ochoty odcinać osnowy. Przymknęła powieki. Można z tym poczekać do
jutra. Nic nie sprawia takiego wrażenia pustki, jak krosna bez osnowy.
Zerknęła pospiesznie przez okno w stronę opuszczonych zabudowań po
tamtej stronie pól. Małe budynki z drewnianych bali jakby dostały oczu.
Mroczne, pozbawione
życia
gapiły się uporczywie, jak to tylko opuszczone
domy potrafią. Kiedy stary Mekkel umarł tak nagle, w duszy Hannah
pojawiło się straszne podejrzenie, choć wszyscy inni uważali,
że
zmarł w
wyniku tragicznego zbiegu okoliczności, któremu sam był winien.
Przeniknął ją dreszcz, odsunęła taboret na miejsce pod krosnami. Utkała
sztukę pięknego kraciastego płótna, z którego można będzie uszyć
pościelową bieliznę.
Uśmiechała się zadowolona z pracy, ale zawsze jest jej trochę przykro,
kiedy ostatnia nić zostaje odcięta, a ręce bezczynnie spoczywają na podołku.
Hannah zamknęła drzwi izby i wyszła na ganek. Ciężkie, ciemne chmury
piętrzyły się nad stromą górską
ścianą
tuż za dworem, a w oddali słychać
było przeciągły grzmot. Potężne góry trwały w przytłaczającej ciszy, której
teraz nie przerywał nawet krótki, ostry krzyk orła.
Pobiegła przez dziedziniec, by zebrać pranie ze sznura rozwieszonego
między warsztatem stolarskim i spichlerzem. Lepiej to schować, zanim
spadnie deszcz i wszystko od nowa zmoczy.
Ledwo zdążyła wbiec do domu z naręczem suchego prania, gdy spadły
pierwsze wielkie krople deszczu, a owce zbiły się w gromadkę pod
ścianą
stodoły.
Hannah nie lubiła być tak długo sama, ale trzy dni temu mąż z
bliźniakami wybrał się na targ do Lserdal i można się ich spodziewać
najwcześniej w przyszłym tygodniu. Służący, Simen i Mari, pojechali do Al,
RS
3
bo przyszła wiadomość,
że
matka Mari jest umierająca. Pożyczyli konia i
Hannah miała nadzieję,
że
dotarli na czas, by Mari mogła pożegnać się z
matką.
Owce sprowadzono już z gór, krowy wyskubują resztki zielonej trawy
koło zabudowań, dolina przygotowuje się do długiej zimy. Hannah z
niepokojem pomyślała o nadchodzących chłodach. Domy po tamtej stronie
niewielkich poletek, leżące tuż obok wysokich, ciemnych
świerków,
przypominają jej nieustannie,
że życie
tutaj, w górach, jest dla silnych ludzi.
Ze smutnym uśmiechem na wargach przypomniała sobie czasy sprzed
szesnastu, wkrótce siedemnastu laty, kiedy zakochana bujała w obłokach
przekonana,
że
podoła wszystkiemu. Pełne zajęć dni wiejskiej gospodyni
wcale jej nie przerażały, surowe zimy i ponure góry też nie. Oddała bez
reszty swoje młode serce przystojnemu Engebretowi i nie zamierzała
wracać do rodzinnej posiadłości w Danii. Młodzieńcze marzenia o miłości
ponad wszystko przekonywały ją,
że
postępuje słusznie. Szła za głosem
serca bardzo dumna z tego,
że
zdobyła najwspanialszego kawalera ze wsi, w
dodatku dziedzica dworu. Tak było wtedy. Hannah westchnęła.
Nagle z zamyślenia wyrwał ją ogłuszający huk grzmotu. Szybkim
krokiem ruszyła ku przeznaczonej na bieliznę skrzyni w korytarzu, ale nie
uszła daleko, bo nogi się pod nią ugięły, a krew odpłynęła z twarzy. Od
strony sieni pojawiła się jakaś ogromna postać. Milczący, z twarzą ukrytą w
cieniu, obcy mężczyzna robił straszne wrażenie. Hannah oparła się na
moment o
ścianę
i przymknęła oczy. Potem jednak wyprostowała się i
patrzyła na kapelusz nieznajomego, z którego ciekła woda, tworząc na
podłodze wielką kałużę.
- Proszę mi wybaczyć. Nie chciałem pani przestraszyć. Pukałem, ale nikt
nie odpowiadał, pchnąłem więc drzwi.
Mężczyzna miał głęboki, trochę szorstki, ale przyjemny głos.
- Zaskoczył mnie deszcz, szukam schronienia, dopóki najgorsze nie
minie.
A ponieważ gospodyni milczała, dodał:
- Będę wdzięczny nawet za jakiś stołek w sieni, jeśli to możliwe.
Hannah powoli odzyskiwała rumieńce, zdołała się opanować.
- Och nie, proszę, niech pan wejdzie i usiądzie wygodnie - ruchem głowy
wskazała drzwi do izby, sama pospiesznie układała czystą pościel w
wielkiej duńskiej skrzyni z dębowego drewna. Drgnęła, gdy wieko opadło, i
sama siebie musiała przywołać do porządku. Tu nie ma się czego bać,
przeciwnie, przynajmniej na trochę będzie mieć towarzystwo.
RS
4
- Co sprowadza obcych w nasze strony? - spytała, ocierając spocone
dłonie o spódnicę. - Nieczęsto miewamy tu takie odwiedziny.
Pod niskim sufitem izby mężczyzna wydawał się ogromny, Hannah
pomyślała,
że
musi mieć ze dwa metry.
Wskazała mu miejsce przy długim stole, a kiedy usiadł, w pomieszczeniu
zrobiło się przestronniej.
Jasna, mokra grzywka opadała niesfornie na czoło, ogorzała twarz
uśmiechała się do Hannah.
- No tak, rozumiem. Miejsce rzeczywiście nie leży przy ruchliwej
drodze. - Gość wyglądał przez małe okienka. Rozciągał się stąd widok aż na
drugą stronę doliny, bo las został w wielu miejscach wykarczowany, by
powiększyć pola. Droga natomiast wiodła niżej, przecinała wieś wzdłuż
rzeki. O tej porze roku Heimsila płynie spokojnie, ale przy wiosennych
roztopach ona też potrafi pokazać siłę. Z Rudningen trzeba iść dobre pół
godziny leśną dróżką, by dotrzeć do traktu, ale Hannah była z tego rada. Nie
musi się niepokoić odwiedzinami włóczęgów, którzy od czasu do czasu
przychodzą tutaj zza gór.
- Tak, to prawda - Hannah zwlekała z odpowiedzią. Ale co miałaby
mówić?
Intensywnie niebieskie oczy mrużyły się przed nią. Obcy robił wrażenie
rozbawionego.
Hannah zarumieniła się i spuściła wzrok. Coś w głosie tego jasnowłosego
obudziło w niej tęsknotę. Wspomnienia zepchnięte bardzo głęboko
zaczynały się budzić, Hannah aż się paliła, by spytać, skąd gość pochodzi.
Nie zrobiła tego jednak, pobiegła do kuchni, przyniosła
śmietanę,
ser i
solone mięso. Z izby słyszała wolne kroki, gość zatrzymywał się, znowu
chodził, a potem przystawał. Kiedy zaczęła nakrywać do stołu, on stał
pochylony nad warsztatem tkackim.
- To twoje dzieło? - Nie odwrócił się, wciąż uważnie studiował wzór.
- Oczywiście, moje. - Hannah sama słyszała,
że
odpowiedź jest zbyt
zwięzła i pospieszyła dodać: - Przeznaczę płótno na bieliznę pościelową.
Tego zawsze w domu mało.
- A tak, masz rację. - Mężczyzna podszedł do niej i wyciągnął rękę. - Nie
przedstawiłem się, przepraszam, nazywam się Flemmihg Vilbo.
Hannah uśmiechnęła się, jej podejrzenia się potwierdziły. Oto odwiedził
ją krajan.
- Pochodzę z Danii, miałem wielką ochotę zobaczyć dzikie norweskie
góry - tłumaczył gość, wciąż
ściskając
rękę Hannah.
RS
Zgłoś jeśli naruszono regulamin