Paweł Leszczyński bÓG, aDAM i kOZA Akt I Scena I Miejsce akcji: zakład stolarski, narzędzia walajš się po podłodze, deski, wióry, ziemia zajmujš prawie całe wolne miejsce. Po prawej stronie sceny duży, nieheblowany stół, nad którym pochylony BÓG gmera w bryle gliny z grubsza uformowanej w kulę. Koncepcje na ADAMA sš dwie primo: hipis z długimi, przetłuszczonymi włosami ubrany w kolorowe fatałaszki. Zachowuje się, jakby cały czas był na kacu; secundo: parodia Adama Małysza. Trochę ostre, ale wszyscy wiedzš, o co chodzi. I od tego zależy wejcie ADAMA w pierwszym przypadku budzi się w rogu sceny, w drugim wchodzi i robi Małyszowy gest, umiecha się do publicznoci, przybiera smutnš minę i tak też kontynuuje. I jeszcze NARRATOR. Kim jest? U nas miała to być osoba siedzšca na krzesełku tyłem do publicznoci i ze scenariuszem w dłoni. Aby to wyglšdało na co w rodzaju próby, ale nie za bardzo. Obecnoć NARRATORA to jeszcze jeden plus w momencie, gdy który z autorów zapomni czego, NARRATOR może podpowiedzieć i wszystko wyjdzie naturalnie. ADAM (ad hoc): O, Boże! NARRATOR: Adamowi zaczynała już doskwierać samotnoć. BÓG (nie przerywajšc pracy): No? NARRATOR: Bóg cięgle pracował nad tworzeniem Ziemi. ADAM: Bożee, co robisz? BÓG (łypie na ADAMA wrogo, ale wraca do pracy): Pracuję nad stworzeniem Ziemi... ADAM (i tak nie zwracajšc uwagi na BOGA, bierze jaki przedmiot ze stołu i zaczyna go oglšdać, potrzšsać nim itp.): Och. To fajnie. BÓG (odbierajšc mu ów przedmiot i wtykajšc go do glinianej breji): Prawda? BÓG (z wielkš pasjš męczšc glinę): No, a teraz spadaj, bo mam akurat natchnienie. ADAM wcišż się przyglšda, jak BÓG odrywa częć masy i rzuca za stół. Zza niego wychodzi KOZA. Tutaj proponuję bardzo symboliczne przebranie. NARRATOR: Adam przez chwilę zabawiał się obserwacjš, jak, za sprawš Słowa Pańskiego, z nicoci na ziemi pojawiła się koza. Zwierzę ze zdenerwowania zaczęło dziamgać Adamowi sznurówki. ADAM: E, zwierzak, daj se spokój. Słyszysz? Zwierzak, wystarczy...! NARRATOR: Koza, niepomna pustki egzystencjalnej Adama, przerzuciła się z odgryzionej sznurówki na rosnšcš nieopodal marchewkę (proponuję pęczek jakiej włoszczyzny). ADAM (podbiegajšc do BOGA i cišgnšc go za rękaw): Ona zżera mojš marchew! BÓG: Musi jeć! Musi się pożywiać, aby mogła być zdrowa i silna! ADAM: Ona zżera mojš marchew! NARRATOR: Ada widocznie nie starał się ukryć pochodzenia od małpy. ADAM patrzy się z urazem na NARRATORA BÓG: Masz! NARRATOR: I Bóg stworzył pietruszkę. BÓG (podajšc pęczek ADAMOWI): Tego nie zje. ADAM (wyrzucajšc go): Nie lubię pietruszki...! BÓG: Przecież nawet nie spróbowałe! ADAM: Nie muszę próbować, żeby wiedzieć, że czego nie lubię. Pietruszka jest BE! KOZA: Beeee! ADAM: Jak i koza! BÓG: Adaa, zerknij no proszę, czy nie zostawiłem Zakazanego Drzewa po drugiej stronie Raju... KOZA: Beeee! ADAM (odchodzšc): Sama jeste, kurde, beeee! BÓG (z rezygnacjš): Ja i te moje Pomysły... Akt I Scena II ADAM: Nie ma. BÓG (cały czas pracujšc): Czego nie ma? NARRATOR: Bóg wcišż zajęty problemem motyli. Nie był do końca pewien, czy sš one dobrym pomysłem, bo jak wieć gminna niosła, mogły wywoływać poważne burze, machajšc skrzydełkami po drugiej stronie globu. Z drugiej jednak strony miały takie ładne kolorowe skrzydła i były strasznie brzydkie, gdyby przyjrzeć się im z bliska. To ci heca! (tu BÓG umiecha się sadystycznie) ADAM: No nie ma. Poszedłem tam, a tego nie ma. BÓG: Czego nie ma?! ADAM: No drzewa. Prosiłe żebym sprawdził, no i nie ma. BÓG Bzdury gadasz... NARRATOR: ...zaoponował Bóg, wcišż niepewny tematu rozmowy. Te motyle mogš też rozwijać się z takich małych poczwarek, które będš niszczyć plantacje. To było by na prawdę niebezpieczne. I zabawne... ADAM: Kurde flaki! Chciałe, żebym zobaczył, czy nie zostawiłe tam Zakazanego Drzewa i go tam, no, nie ma! BÓG: Aaaaa! KOZA: Beeee! ADAM: Cicho żeż ty! (Adam chce zamachnšć się na kozę, ta jednak pierwsza bodzie go w brzuch) To w końcu co z tym całym Drzewem? (pyta, gdy już udaje mu się nabrać w płuca powietrza) BÓG: Id, zobacz jeszcze raz...! ADAM: Zobacz! Nie ma zobacz! Ja tutaj haruję, a Ty się obijasz i tworzysz jakietam kozy i pietruszkę! BÓG: Id już! NARRATOR: I Bóg stworzył Piorun. Gdzie w oddali Adam mignšł przysmalonymi poladkami. Zdenerwowany Pan stworzył drzewo poznania dobra i złego, aby Ada się wreszcie od niego odczepił. Po namyle z paskudnym umieszkiem dorzucił też motyle. Akt I Scena III BÓG wraz z ADAMEM wpatrujš się w dziwnš jasnoć na skraju sceny, w tle leci jaka uduchowiona muzyka. BÓG: I jak? NARRATOR: zapytał Bóg, pokazujšc ukończony Raj. Przed chwilš stworzył pierwszy deszcz i teraz złote promienie słońca z niebiańskš gracjš przebijały się przez szaro-białe chmury. Na niebie zakwitła tęcza. ADAM: No. Fajnie. BÓG (jest zatkany, stoi i otwartymi ustami i nie wie co powiedzieć): Fajnie?! ADAM: Fajnie. Gdyby jeszcze nie ta koza, byłoby super. KOZA: Beee! ADAM: Cicho będziesz! Mam już ciebie doć! KOZA: Beee! (protest kozy zostaje poparty kolejnym uderzeniem) BÓG: Sam jeste super! Stworzyłem ci wspaniały Raj, a ty masz jeszcze jakie obiekcje?! ADAM (zamyla się i jeszcze raz oglšda malujšcy się przednim, wprost bajkowy krajobraz): Dobra, ujdzie w tłoku. Mogło być lepiej. Na przykład bez kozy (łypie bezczelnie w stronę zwierzęcia). No dobra, a teraz kobieta. BÓG: Co? ADAM: Kobieta. No wiesz... (kreli w powietrzu nieokrelony kształt). Taka z tymi swoimi... no... BÓG: Kobiet ci się zachciewa! Przyznaj się, że o to chodziło ci od samego poczštku! ADAM: Kto musi przecież gotować. Ja nie potrafię, mam dwie lewe ręce (jednš z nich zaczyna dłubać w uchu). BÓG: Nie rób tego! To niewychowane! ADAM: Wychowania mu się zachciewa! Nikt nie zobaczy! BÓG (pełen konsternacji): Ech... To co z tš kobietš? ADAM: Mnie się pytasz? Sam powiniene wiedzieć. To ty przecież zajmujesz się tworzeniem. Ja nie muszę wiedzieć, co będzie miała w rodku. BÓG: No dobra. Dawaj nos. ADAM: Co?! BÓG: Nos. Nie przypuszczałe chyba, że to będzie takie łatwe. ADAM: No nie, ale żeby od razu nos... Będzie mi jeszcze potrzebny! BÓG: No dobra, ucho. ADAM: Paznokieć! BÓG: Zęby! ADAM: Żebro! BÓG: No dobra. ADAM (o chwilowej pauzie): Że jak? BÓG: No, żebro, przecież sam zaproponowałe. ADAM: Ale to nie było na poważnie. To tylko taki żart, ha ha... BÓG: ciemniasz, Ada. Dawaj żebro. ADAM (cofajšc się i łapišc za klatkę piersiowš): Bo co mi zrobisz?! BÓG: A co by sobie życzył? ADAM: Kobietę! BÓG: Nie dostaniesz jej, jeli nie dasz żebra! ADAM: No dobra! Zrozumiałem aluzję! Ale powiem ci jedno jeste chory! Jaki dobrze wychowany człowiek zabiera co, co już raz pożyczył?! NARRATOR: Sami widzicie, że Adam wypił już swojš codziennš porcję soku z jarzębiny. ADAM: A ty bšd cicho! Wszyscy sprzysięgli się przeciwko mnie! NARRATOR: ...powiedział Adam, nie wiedzšc jeszcze, że Bóg całkiem poważnie zastanawia się nad projektem o kryptonimie wesz. ADAM: Co z tobš?! Życie cię nie oszczędziło, co?! Za dużo słońca, hę?! NARRATOR: Na nieszczęcie (hehe) Adam tak był zajęty rozmowš, że nie zauważył, jak Bóg wynalazł samoobsługę i szybko acz bolenie amputował mu żebro... ... ... ... BOŻE!!! BÓG (zamylony): Co?! NARRATOR: Mówi się o tobie! BÓG: W wiadomociach?! NARRATOR: Nie! Masz zabrać żebro Adamowi! BÓG (wyjmujšc z zanadrza siekierę): Aaa, to w takim razie... ADAM (wręczajšc Bogu żebro): Masz! I tak nigdy mi się nie podobało! I załatw wreszcie tę kobietę! BÓG: Już, już... A ty, Ada, uważaj na język, bo mogę się jeszcze rozmylić! NARRATOR: I tak włanie wszystko się zaczęło. Nastał dzień najpiękniejszy ze wszystkich, kiedy to do życia powołana została kobieta. Kobieta stanowišca ostateczne dopełnienie, stawiajšca wiat w równowadze, niezrównana w swej wspaniałoci i dobroci... EWA (stworzona, brzydka, wymachujšc korkocišgiem): Samiec twój wróg! Samiec twój wróg! ADAM (dokładnie lustrujšc EWĘ): Co to ma być, jaki bubel?! BÓG: Jaka zapłata, taki towar... EWA: Szowinici! ADAM: No no, nie obrażajmy się. To że masz metkę made in korea, jeszcze niczego nie znaczy... EWA: Jak ty się do kobiety odzywasz, co?! Co ty w ogóle jeszcze tu robisz?! Już, won do garów! (wychodzi z Adamem) BÓG: Gdzie popełniłem błšd... KOZA: Beeee!!! BÓG: No tak, ale gdzie jeszc...
GAMER-X-2015