Kelner.doc

(45 KB) Pobierz
To była chyba sobota, dzień jak co dzień z tą tylko różnicą że pogoda była wyjątkowo paskudna jak na sierpień

To była chyba sobota, dzień jak co dzień z tą tylko różnicą że pogoda była wyjątkowo paskudna jak na sierpień. Od samego rana padał deszcz, ja jak co tydzień wstałem około jedenastej ponieważ był to dzień wolny od pracy, zjadłem śniadanie które przygotowałem od niechcenia i poszedłem wziąć prysznic. Miałem nadzieje że to poprawi mi humor i doda sił na cały długi czekający mnie dzień. Nie miałem żadnych konkretnych planów ani spraw do załatwienia dlatego postanowiłem wieczorem wybrać się do mojej ulubionej knajpy w której przesiadywaliśmy ze znajomymi jeszcze za czasów szkolnych.

Knajpka ta miała pewien niepowtarzalny urok i atmosferę. Zawsze kiedy tylko miałem ochotę kogoś spotkać i porozmawiać mogłem być pewien że będzie tam ktoś taki. Dochodziła godzina dziewiętnasta więc ubrałem się, wziąłem portfel i wyszedłem z domu. Nigdzie mi się nie spieszyło więc drogę do centrum miasta przebyłem pieszo pomimo nieustającego deszczu. Szedłem zamyślony rozmyślając nad swoim życiem co udało mi się osiągnąć a czego nie. Rachunek sumienia wypadł by dobrze gdyby nie jeden szczegół - od dwóch lat byłem sam. Poza tym miałem chyba wszystko co jest potrzebne do życia: wspaniałą dobrze płatną prace, mieszkanie, samochód i przyjaciół. Ale właśnie to "ale" nie było tego kogoś z kim mógłbym porozmawiać przytulić się, a czasem nawet wyżalić. Winą za ten stan rzeczy obarczałem współczesny świat i jego priorytety. Pogoń za karierą zabija w nas wszelkie uczucia za wszelką cenę chcemy tylko więcej i więcej nie zastanawiając się przy tym co zrobimy z tym co posiadamy kiedy będziemy musieli odejść czy będziemy mieli to komu zostawić. I chyba najważniejsze pytanie: kiedy już będziemy mieli wszystko, to czy na stare lata oprócz majątku będzie ktoś przy nas, kto w razie potrzeby zaopiekuje się nami. Najczęściej wtedy odpowiemy sobie nie i będzie to najgorsze słowo w naszym życiu.

Dlatego powziąłem decyzje że muszę coś zrobić ze swoim życiem i to jak najprędzej. Rozmyślania przerwał fakt że dochodziłem do celu, otwarłem drzwi i już od progu przywitały mnie uśmiechy stałych bywalców tego miejsca z którymi nie raz spędzało się wiele czasu przy zimnym piwie - tak piwo to napój bez którego chyba bym nie potrafił żyć. Nie nadużywam alkoholu ale smak piwa i bąbelki zawsze poprawiały mój nastrój, rozwiązywały język i poprawiały komunikowanie się z innymi ludźmi, ale chyba tak alkohol działa na wszystkich. Kiedy podszedłem do baru usłyszałem jak ktoś woła moje imię, odwróciłem się i zobaczyłem machającego w moją stronę starego znajomego ze studiów. Zdziwiłem się, że mnie jeszcze pamięta - w końcu rzuciłem studia po pierwszym roku, ponieważ dostałem ciekawą ofertę pracy, nie żałuję tego kroku, teraz jestem już ustawiony w życiu, a tak byłbym dopiero na czwartym roku klepiąc studencką biedę.

Kupiłem dwa piwa i ochoczo podszedłem do stolika, powspominaliśmy stare czasy, uzupełniliśmy nowe informacje i w ten sposób zleciały dwie godziny. Jak zwykle rozmowa zeszła na tematy życia prywatnego w tym temacie nie miałem zbyt wiele do powiedzenia. Michał dobrze wiedział że jestem gejem, ponieważ nigdy się z tym nie ukrywałem przed znajomymi. On oczywiście prowadził bujne życie towarzyskie i uczuciowe co mnie nie dziwiło, bo zdążyłem go poznać przez ten rok studiów. Rozmowa toczyła się nadal, natomiast ja widząc że jest już godzina dziewiąta zacząłem nerwowo rozglądać się po sali, była to godzina o której następowała zmiana kelnerów. Dobrze wiedziałem, że o tej godzinie ma swoją zmianę Mariusz, niewiarygodnie przystojny brunet o ciemnej karnacji, kruczoczarnych włosach i piwnych oczach. Ciało pewnie też miał idealne ale schowane pod białą koszulą zapiętą pod samą szyję. Poruszał się po sali z taką łatwością i gracją pomimo tłumu ludzi, budziło to u mnie prawdziwy podziw. Już od dawna go obserwowałem miałem nawet ochotę zagadnąć ale zawsze coś mnie powstrzymywało, największą obawą było to że mógł być zajęty, bo wiedziałem z różnych źródeł, że jest gejem. Zawsze myślałem że za wysokie progi ale mi również niczego nie brakowało miałem nawet problemy, by opędzić się od kobiet.

Siedziałem tak i wpatrywałem się w niego, a Michał ciągle mówił, aż w końcu zauważył że go nie słucham i zwrócił mi uwagę. Zauważył też, że nie mogę oderwać oczu od Mariusza i zaczęły się pytania: dlaczego nie podejdziesz, dlaczego się nie umówisz, dlaczego, dlaczego i dlaczego. Nie miał pojęcia jakie trudne jest życie geja, należy unikać tłumów, bo reakcja ludzi często nie jest przyjemna. Michał był osobą bardzo bezpośrednią nawet zaproponował, że on zapyta czy jest wolny, ale w jakim świetle by to mnie stawiało - zwykły tchórz. Po jakimś czasie temat się skończył i Michał rozpoczął nowy - "studia" - popłynął kolejny potok słów. Ja ponownie się zamyśliłem widząc w oddali Mariusz obsługującego klientów.

Tym razem moje myśli posunęły się dalej, wyobrażałem sobie jak wychodzi ostatnia osoba z lokalu i zostajemy tylko w dwóch. On podchodzi i pyta "czy jeszcze coś podać", a ja bez żadnej pruderii odpowiadam "tak, butelkę szampana i ciebie bez zbędnego opakowania". Kelner tylko przytakuje i odchodzi, ale nie na długo bo za chwilę wraca z za baru niosąc tylko schłodzoną butelkę francuskiego szampana. Zastanawiam się jak będziemy pić bez kieliszków ale zdaje się na fantazję Mariusza. On podchodzi do mnie i prosi abym usiadł obok niego na ogromnym dębowym stole posłuchałem go i nie pożałowałem tego. Przysunął się bliżej do mnie złapał za rękę przystawił usta do ucha i jednocześnie drażniąc je powiedział, że od zawsze miał na to ochotę.

Dalej sprawy potoczyły się bez słów, a jednak oboje wiedzieliśmy co robić. Na początku spadły nasze koszule na nagich torsach. Wydawać się mogło, że tańczą płomienie, takie wrażenie sprawiały ustawione wokół stołu świece zapachowe, które tylko rozświetlały ciemności, autentyczności wrażenia dodawały nasze rozpalone z podniecenia ciała. Ręce wędrowały bez zahamowań poznając każdy zakamarek, wypukłość i mięsień torsu. Za dłońmi co raz to usiłowały nadążyć usta na przemian całujące twarz i sutki, których lekkie szczypanie zębami doprowadzało mnie do szaleństwa. Wszystkiemu dodawała pikanterii świadomość że wejściowe drzwi nie były zamknięte i w każdej chwili może ktoś wejść.

Klęcząc tak twarzą w twarz z Mariuszem, jego ręce zaczęły wędrować coraz to niżej i kiedy dotarły do podbrzusza, rozpiął pasek, następnie otworzył ustami rozporek moich spodni, a spodnie bezwładnie opadły na stół. Pozostało mi tyko je zdjąć, by nie przeszkadzały w dalszej zabawie. Jego spodnie zapinane na guziki stawiały opór, dlatego tylko jedno mocne szarpnięcie było w stanie wybawić nas z niezręcznej sytuacji. Tak też się stało. Guziki rozprysły się po całej sali, ale było widać, że użyta siła sprawiła Mariuszowi przyjemność.

Kiedy opuściłem jego spodnie wyłoniły się z nich mocno obcisłe slipki już po brzegi wypełnione jego męskością. Poprzez materiał widać było jego sporych rozmiarów członka, który lada chwila wyskoczy z powodu braku miejsca. Było widać, jak porusza się wewnątrz, co przypominało kłębiące się węże. Stan mojego podniecenia sięgał zenitu przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie włożył swojej ręki za moje majtki. Czułem jego dotyk w miejscu zakazanym dla większości, po czym złapał za slipki, które stanowił praktycznie wąski trójkącik materii, niedostatecznie wielki, by móc zasłonić penisa w stanie pełnego wzwodu i zerwał je jednym ruchem. Już po chwili obaj byliśmy zupełnie nadzy, a jednak nie skrępowani nawet tym, że nigdy wcześniej nie zamieniliśmy ani jednego słowa, teraz również milczeliśmy.

Pieszczoty już nie ograniczały się tylko do torsów, ale do całego ciała. Wtedy to pochylił się, wziął do rąk szampana czekającego z boku stołu, otwierał go powoli, podczas gdy ja ssałem jego penisa najpierw lekko nie obciągając napletka, ponieważ na to miałem specjalny sposób pocierając penisa o penisa. Kiedy penetrowałem jego żołądź swym językiem, a rękoma drażniłem jądra, on uniósł butelkę do góry, przechylił i wylał nieznaczną część na tors. Szampan spływał po ciele wciąż wydzielając bąbelki, a jego kolor przypominał złoty potok płynący wśród zagłębień ciała. Smak też różnił się znacznie od pitego z kieliszka. Wpływ na to niewątpliwie miało lekko spocone z podniecenia ciało oraz jego zapach. To jednak tylko wzmagało pożądanie. W końcu wonna ciecz docierała do penisa, z którego spijałem ją niczym drinka pitego przez słomkę.

Parę minut później to ja leżałem na stole, Mariusz polewał mnie szampanem spijając go z wszystkich zagłębień mojego ciała. Podniecenie było tak wielkie, że nie sposób było powstrzymać jęków, sapania i innych odgłosów towarzyszących dzikiemu pożądaniu. Mariusz widząc to, obciągnął napletek z mojego penisa, postawił go niemal pionowo, uniósł się nad nim i począł opuszczać. Kiedy natrafił na opór polał się jeszcze szampanem, by ułatwić wejście penisa. Sposób się sprawdził, byłem w środku, czułem ciepło jego ciała obejmującego mojego penisa. W ciągu paru sekund całe życie przeleciało mi przed oczami, ale nie znalazłem w nim szczęśliwszej chwili. Mariusz nie był laikiem w tych sprawach wiedział jak się poruszać, by sprawić maksymalną przyjemność zarówno sobie jak i dosiadanemu ogierowi. Podczas gdy rytmicznie unosił i opuszczał swe boskie ciało, ja pieściłem dłońmi jego fiuta. W tej pozycji pozostaliśmy jednak tylko przez chwilę, Mariusz miał ochotę abym wziął go od tyłu, więc spełniłem jego życzenie. Rozchyliłem nieznacznie jego nogi, po czym wszedłem jednym ruchem aż do samego końca. Pieprzyłem go coraz szybciej i mocniej tak jak wzrastało podniecenie, aż do chwili kiedy jego ciało zaczęło drżeć z powodu orgazmu który właśnie przeżywał. Sperma wytrysła na stół niczym rozlane mleko, widok ten i skurcze ściskające mojego penisa sprawiły że orgazm o niepowtarzalnej sile rozlał się wewnątrz mojego ciała docierając do każdej jego części.

Nagle wróciłem do rzeczywistości a wszystko o czy marzyłem zdawało się mieć miejsce naprawdę. Prawdą było tylko to że spuściłem się tak samo jak w marzeniach. Nie potrafiłem dojść do siebie jeszcze przez chwilę. Siedzieliśmy z Michałem rozmawiając dalej, klientów było coraz mniej, postanowiliśmy się zbierać do domu, bo i tak lokal miał być zaraz zamknięty. Chciałem jeszcze doprowadzić się do porządku w toalecie, ale kiedy wróciłem do stolika tam już nikogo nie było. No może oprócz kelnera siedzącego za stołem z butelką szampana. Nie mogłem w to uwierzyć, przetarłem oczy, ale on nadal tam siedział uśmiechając się do mnie. Sięgałem po bluzę leżącą na krześle, kiedy zapytał czy na pewno chcę już iść ponieważ on miał zupełnie inne plany wobec mnie. Ja tylko pokiwałem przecząco głową. Co się działo dalej nie ma co pisać, bo nie lubię się powtarzać. Tego co zrobił dla mnie Michał nie zapomnę mu do końca życia. Ja i Mariusz stanowimy od tamtego dnia nierozerwalną całość. Lokal stał się naszym drugim domem jak się później okazało nie tylko dębowy stół był moim ulubionym meblem. Minął rok od naszego poznania, szedłem ulicą tą samą co tamtego razu, również padał deszcz, ale tym razem mogłem spokojnie powiedzieć że mam wszystko bez żadnego "ale".

Zgłoś jeśli naruszono regulamin