Hellbourne 01- Amber Kell - Lost & Found.pdf
(
682 KB
)
Pobierz
~1~
Hellbourne 01
Amber Kell
– Lost and Found
Tłumaczenie: panda68
~2~
Rozdział pierwszy
To było zdumiewające, że ciało wciąż mogło się poruszać, kiedy serce
roztrzaskało się na milionów mikroskopijnych kawałków. Luc Hellbourne
kopnął pustą puszkę na ulicy, bezmyślnie przyglądając się, jak potoczyła się
w poprzek jezdni.
Wszystkie inne uczucia osłabły, oprócz bólu w jego klatce piersiowej.
Wybuch gorzkiego śmiechu wydostał się z jego ust.
Bezdomny.
Dlaczego, do diabła, zaczął jakikolwiek związek z wilkiem alfa? To nie
było tak, że nie wiedział, że mężczyzna chce mieć następcę, ale pragnąć
mieć własne dzieci.
Tak będzie lepiej.
Wydał następny smutny śmiech swojej nowej mantrze, wyszeptał to do
bryzy, tupiąc przy każdym kroku, rozpaczliwie próbując uwierzyć swoim
własnym słowom.
Nie wiedział, co bolało bardziej. Stracić swojego kochanka na rzecz
kobiety, czy stracić życie w komforcie i opiekę sfory. Odcinając się od
swoich przyjaciół ze sfory po dwudziestu latach przynależności, rozdziera-
jąc olbrzymi kawałek swojej duszy.
Jednak, pamiętając miłość w oczach Betsy, która twierdziła, że Bran jest
jej, złagodziło niewielką część zamarzniętego serca Luca. To było takie
spojrzenie na Brana, które kazało mu złapać gitarę i rzucić się do ucieczki.
Wilk alfa odwrócił wzrok od swojej nowej żony podczas ceremonii
łączenia się w pary, a wyraz tęsknoty w jego oczach, gdy patrzył na Luca,
było jak uderzenie ciosem w brzuch.
Luc wiedział w tym momencie, że ten Bran nigdy nie pogodzi się ze
swoim przeznaczeniem, dopóki będzie blisko niego. To nie było w porzą-
dku, w stosunku do sfory, żeby ich alfa miał sprzeczne dylematy. Jeden z
nich musiał odejść.
Ten, który nie był z sfory.
Łzy podrażniły jego oczy, ale Luc kontynuował swój zdecydowany marsz
donikąd. Futerał na gitarę walnął go boleśnie w bok, wszystkie twarde brzegi
znalazły najdelikatniejsze miejsca. Luc zignorował to, z taką samą obojętno-
ścią, jak schował swoją duszę i zmusił się do poruszania.
Szybkie spojrzenie dookoła pokazało, że jest na nieznanym terenie.
Nigdy nie odwiedził tego miasta, przynajmniej nie pamiętał, żeby tu był.
~3~
Głośna, pulsująca muzyka zwróciła jego uwagę. Przepłynęła przez jego
ciało, jak pulsujące bicie serca. W połowie fey
1
, Luc czuł nuty w głębi
swojej duszy. Dopasowując kroki do bicia, skręcił za narożnik, szukając
źródła dźwięku. Przed nim pojawił się klub muzyczny, pulsujący tonami,
wyślizgującymi się przez drzwi za każdym razem, gdy bramkarze je
otwierali.
Śmiesznie przesadna kamienna fasada klubu miała uśmiechające się
gargulce, wyrzeźbione na narożnikach. Słowa, napisane jaskrawoczerwoną
farbą, były podobne do kapiącej krwi i głosiły
The River Styx.
Luc bywał, grał i raz o mało się nie utopił w Rzece Styx, jako dziecko,
ale to nie było to samo. Rzeka, która pozwoliła mu uniknąć śmierci, nigdy
nie była przeszkodą dla dzieci Gotów, które zawijały się liną, kiedy nie było
w zasięgu wzroku żadnego przerażającego przewoźnika.
Skuszony, Luc zdecydował się zaspokoić swoje pragnienie. Nie pił od kilku
godzin. Jego żołądek przewrócił się od mdłości na wspomnienie weselnego
szampana.
„Dobry wieczór, panowie. "
Cholera, ludzie byli niemożliwie więksi z bliska. Ale Luc lubił dużych
mężczyzn. Pozwolił swoim oczom zmierzyć ich obu, z góry na dół. Raczej
nie było szansy, żeby wybili mu głupoty z głowy, ale potrafił biec, gdyby
rzeczy poszły źle.
„Dobry wieczór. " odpowiedzieli jednym głosem. Mężczyzna po lewej
delikatnie się uśmiechnął do niego, podczas gdy ten na prawo patrzył na
niego, jak czekoladoholik znajdujący ostatnią truflę na świecie.
Bingo.
Błysnął obydwóm swoim najlepszym uśmiechem
„Chciałbym wejść do waszej świetnej placówki, ile kosztuje wstęp? "
Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby stanąć w kolejce.
Ludzie, którzy wyglądali jak on, nie byli przeznaczeni do stania w kolej-
ce. To nie była próżność, to był fakt. Był doskonałym tworem zrobionym
przez samego diabła i pobłogosławionym przez trzydzieści sześć bogów i
bogiń. Była tylko jedna istota tak doskonała, jak on.
Ale ojciec był przerażający, jak cholera, więc się nie liczył.
„Dla ciebie nic, kochanie. " bramkarz po lewej odparł z zaczepką w
głosie, a drugi kiwnął głową milcząco.
Rzucając im drugi uśmiech, Luc pozwolił mężczyźnie otworzyć dla
1
Baśniowa istota mająca nadprzyrodzone zdolności
~4~
siebie drzwi. Kiedy ich mijał, zobaczył, jak bramkarze go wąchają.
Dziwne.
Wzruszył ramionami, wyrzucając to zdarzenie ze swojego umysłu. Po
życiu z wilkami był przyzwyczajony do obwąchiwania. Tylko wiedza, że
Bran nie pozwoliłyby innej sforze przebywać na swoim terenie, sprawiła, że
nie określił ich, jako wilki.
***
Muzyka była czymś dzikim i elektrycznym. Nie rozpoznał zespołu, który
grał, ale miał dobre brzmienie, a patrzenie na wirujące w konwulsjach
dzieciaki na parkiecie było zabawne.
Ale to, co naprawdę zwróciło jego uwagę, to niewiarygodnie brzydki
obraz diabła namalowany na wysokość dwóch pięter za sceną. Diabeł
uśmiechął się perfidnie do tancerzy poniżej, jego ostre jak brzytwa zęby
były obnażone, a dwa duże rogi przecinały na pół jego zmarszczone czoło.
Luc poczuł, jak niechętny uśmiech wykrzywił jego wargi, kiedy skiero-
wał się w stronę okropnej karykatury Pana Świata Podziemi. Pokusa, żeby
wysłać ojcu zdjęcie tego, uderzyła w niego mocno. Błyskawicznie wycią-
gnął swój telefon komórkowy, zrobił zdjęcie i z szelmowskim uśmiechem
wysłał na telefon swojego ojca. Dziwne, jak ojciec mógł odebrać wiadomo-
ści w piekle, skoro Luc ledwie mógł złapać zasięg z dala od wieży sieci
komórkowej.
Może uleganie diabelskim siłom dało personalną moc komórce. Potrzą-
sając głową na swoje osobliwe myśli, Luc włożył telefon do kieszeni i
skierował się do długiego baru dominującego po drugiej stronie sali. Ból w
jego piersi zelżał trochę na jego rozbawienie.
Zanim podniósł rękę, barman stanął przed nim. Luc mrugnął, mogąc
przysiąc, że mężczyzna był po tamtej stronie długiej lady, ledwie dwie
sekundy wcześniej.
Włosy barmana pasowały do błyszczącego baru, obydwaj lśniąco brązo-
wi. Luc otrzymał uśmiech białych zębów i skrzących się turkusowych oczu.
Barman przypominał Lucowi selkie
2
, które wiedział pewnego razu.
„Co mogę podać, sir, i czy mam schować za kontuarem twój futerał? "
zapytał barman, jego gładki baryton przebił się przez głośną muzykę.
Sir?
2
Selkie - istoty mogące zmienić się z foki w człowieka
~5~
Plik z chomika:
ZBIGNIEW-JULIUSZ
Inne pliki z tego folderu:
Hawkins Adams Stacy - Wszystkie odcienie pereł.pdf
(1486 KB)
Pitigrilli - 18 karatów dziewictwa (+18).pdf
(3766 KB)
Kelly Cathy - Czego ona chce.pdf
(3450 KB)
Higgins Jack - Niebezpieczna gra.pdf
(690 KB)
Gollomb Joseph - Klinika znachorów.pdf
(770 KB)
Inne foldery tego chomika:
====Agenci SPEAR
====Bracia Salvatore
====Bracia z Teksasu
====Milionerzy (Fortune )
♣ ROMANSE E- BOOKI (hasło=123)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin