Matthews Jessica - Labirynt życia.pdf

(662 KB) Pobierz
JESSICA MATTHEWS
LABIRYNT
ŻYCIA
Tytuł oryginału: Maverick in the ER
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zapamiętaj raz na zawsze, pomyślała Sierra McAllaster, spiesząc do
nadjeżdżającej karetki. Nigdy nie mów nigdy.
Zanim przeniosła się do Pensylwanii, pracowała na oddziale ratunko-
wym, ale opuszczając Karolinę Północną, przysięgła sobie,
że
nigdy więcej
na taki oddział nie wróci. Kiedyś kochała tę pracę, ale nadszedł czas przeka-
zać pałeczkę komuś innemu, komuś, komu służą duże dawki adrenaliny. Nie
chciała mieć do czynienia ze zmasakrowanymi ciałami, więc zatrudniła się
na oddziale ogólnym, na czwartym piętrze szpitala pod wezwaniem Dobrego
Pasterza w Pittsburgu.
- Kochani, do roboty! - zawołał tuż obok niej Trey Donovan, lekarz dy-
żurny.
Gdy znaleźli się przy karetce, ratownicy już wyjmowali nosze. Nagle
ogarnął ją strach. Nie znasz tej osoby. To nikt z twoich znajomych ani nikt z
rodziny. Zwyczajne zderzenie. To nie to, co stało się z Davidem.
- Wypadek drogowy - ratownik potwierdził jej domniemanie. - Mężczy-
zna lat czterdzieści pięć, uraz klatki piersiowej oraz jamy brzusznej, zwich-
nięty bark i całe mnóstwo drobnych ran. Ciśnienie...
Sierra zanotowała tę informację. Spoglądając na pacjenta, zauważyła
pod maską tlenową jego spuchnięty i bez wątpienia złamany nos. Konieczna
będzie intubacja.
T
L
R
- Jedziemy - powiedział Trey.
- Ma bransoletę identyfikacyjną - mówił po drodze ratownik. - Wiemy
już,
że
ma cukrzycę,
że
aktualnie bierze warfin, hydrochlorotiazyd i coś o
nazwie lirag-lutide.
Lek hipotensyjny nie dziwi w przypadku osoby w tym wieku, ale prze-
ciwzakrzepowy wzmógł jej czujność.
- Miał niedawno zawal albo udar?
- Nie wiem, ale na lewym kolanie ma
świeżą
bliznę. Może to implant?
Policja szuka krewnych.
- Insulina? - zapytał Trey, na co ratownik pokręcił głową. - Jak się na-
zywa ten trzeci lek?
Trey zwrócił się do jednej z pielęgniarek.
- Zadzwoń do apteki i się...
- Nie trzeba - odezwała się Sierra. - Agencja do spraw
Żywności
i Le-
ków niedawno dopuściła go do obrotu. Zalecany w leczeniu cukrzycy typu 2
u dorosłych.
- Aha... - Trey przeniósł na nią wzrok.
- Miałam pacjenta, który zareagował dopiero na ten lek - wyjaśniła. - Ma
dużo skutków niepożądanych, ale to była ostatnia deska ratunku. I się udało.
Trey się uśmiechnął.
- To twój pierwszy dzień u nas, a już się przydałaś. Zaczerwieniła się,
ale miała to sobie za złe. Jej mąż
uśmiechał się na lewo i na prawo, ale w końcu się zorientowała,
że
trak-
tuje uśmiech jako narzędzie zdobycia tego, na czym mu zależy. To była
przykra lekcja, bo odebrała jej złudzenia, za to uodporniła ją na takich face-
T
L
R
- Liraglutide.
tów. Odporność odpornością, ale dobre wychowanie nakazywało jej odwza-
jemnić uśmiech.
Kilka sekund później nosze stały już przy stole. Sierra noskiem szpilki
zwolniła blokadę kółek. Już wcześniej się okazało,
że
przesadziła ze strojem.
Zapomniała, a może nie chciała pamiętać, jak chaotyczna jest praca na takim
oddziale. Sukienka oraz szpilki to totalna pomyłka.
- Panie Klein, słyszy mnie pan? - odezwał się Trey. - Jest pan w szpitalu.
Pod naszą opieką.
Nie mogąc kiwnąć głową z powodu kołnierza ortopedycznego, mężczy-
zna zamrugał, mamrocząc: -Okej.
Sierra pomagała pielęgniarkom podłączyć pacjenta do szpitalnych moni-
torów, Trey tymczasem zlecił prześwietlenie i badania. Na jego miejscu po-
stąpiłaby tak samo. Ale jego kolejne polecenie zbiło ją z tropu.
- Sierra, idź na lunch. Zawahała się.
- Nie chcesz,
żebym
ci pomogła?
- Nie, dzięki. Jestem całkiem dobry.
To prawda, jest dobry. Już wcześniej na oddziale przyjmowała pacjen-
tów, których on tam kierował, więc miała niejedną okazję docenić jego
umiejętności.
Odzywał się spokojnym, ale stanowczym tonem, tak
że
pielęgniarki
prześcigały się, by wypełnić jego polecenia. Wyczuwało się jednak,
że
robią
to, by go zadowolić, a nie ze strachu. Kto by nie chciał zobaczyć w podzięce
takiego uśmiechu? Nawet te najbardziej ambitne w jego obecności przeista-
czały się w kokieteryjne podlotki.
Był bardzo wysoki, więc każda czuła się przy nim krucha i kobieca.
Mimo
żółtego
fartucha ochronnego na zielonym bezkształtnym uniformie
jego szerokie ramiona i szczupła budowa rzucały się w oczy. Jeśli w tym
stroju potrafi zawrócić w głowie, to w garniturze na pewno zatrzymałby ruch
w mieście. Szpital zbiłby fortunę, gdyby dyrekcja zdecydowała się wydać
kalendarz z lekarzem miesiąca z Treyem na rozkładówce.
T
L
R
Ale to jego osobowość sprawiła,
że
nazywano go „naszym uroczym
doktorem Donovanem". Dostawał wszystko, czego tylko zapragnął. To z
powodu jego uporu oraz przekonujących argumentów,
że
Sierra jest jedynym
lekarzem, który może od razu wypełnić długotrwały wakat na ratunkowym,
dyrekcja przystała na jej transfer. Jasne, zostanie tu, dopóki nie znajdzie się
na to miejsce lekarz z odpowiednimi kwalifikacjami, ale w jej opinii jeden
dzień na ratunkowym to jeden dzień za dużo.
Najwyraźniej zauważył jej zadumę, bo znowu szelmowsko się uśmiech-
nął.
Była zła,
że
dała się przyłapać. On pewnie uważa,
że
dołączyła do grona
jego wielbicielek. Szybko wyszła.
Kątem oka zauważył jej pośpiech. Jakby ktoś ją gonił. Poznał ją trzy
miesiące temu, kiedy zadzwonił na czwarte piętro z prośbą o konsultację.
Zgłosiła się Sierra. Nawet wtedy na niego nie spojrzała. Przyzwyczajony do
powłóczystych spojrzeń i zalotnych minek w pierwszej chwili poczuł się do-
tknięty, ale go zaintrygowała. Dawniej, kiedy wiódł
żywot
beztroskiego ka-
walera, podjąłby to wyzwanie i
ścigał
ją aż do skutku.
Ale to się zmieniło po
śmierci
Marcy, jego szwagierki. W dalszym ciągu
miewał romanse, ale doszedł do wniosku,
że
przy takim nawale obowiązków
to za dużo, bo praktycznie cały czas poświęcał roli starszego brata, po-
maganiu Mitchowi w wychowywaniu bratanicy oraz obowiązkom zawodo-
wym.
Miał ochotę lepiej poznać Sierrę, ale czuł,
że
ona nie należy do kobiet ze
skłonnością do niezobowiązujących przygód. Takie kobiety jak Sierra spra-
wiają,
że
facet zaczyna myśleć o przyszłości. Czasami mu się to zdarzało, ale
jeszcze do tego nie dojrzał. Zajęty wyciąganiem Mit-cha z depresji po
śmier-
ci Marcy oraz wypełnianiem rodzinnych obowiązków, dla nikogo więcej nie
ma czasu i energii.
Jednak ta brutalna prawda nie przeszkodziła mu pomyśleć,
że
potrafiłby
Sierrę uszczęśliwić. Przyszło mu to też do głowy dzisiaj, kiedy tak
ładnie
się
zaczerwieniła. Kto w dzisiejszych czasach, zwłaszcza dziewczyna po stu-
diach medycznych, jeszcze się czerwieni? Ale ta drobna skaza czyni ją nawet
bardziej atrakcyjną.
T
L
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin