Matthews Jessica - Potrójne szczęście.pdf

(694 KB) Pobierz
JESSICA MATTHEWS
POTRÓJNE SZCZĘŚCIE
Tytuł oryginału: Six-Week Marriage Miracle
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Znowu karetka.
Leah Montgomery, zajęta zdejmowaniem pościeli ze szpitalnego
łóżka,
nawet
nie spojrzała na koleżankę.
- Przecież mamy pełnię - mruknęła cierpko.
Jak
świat
długi i szeroki na nocnych dyżurach przy pełni księżyca zawsze jest
piekielne urwanie głowy. Wszystko zapowiadało,
że
dzisiejsza upalna sierpniowa
noc potwierdzi tylko tę regułę.
Leah, w przeciwieństwie do koleżanek i kolegów oddziału ratunkowego szpi-
tala Spring Valley, nie narzekała na natłok pracy. Przynajmniej nie miała czasu
myśleć o swoich problemach, na przykład o tym,
że
dzisiaj mija miesiąc od kata-
strofy samolotu w meksykańskiej dżungli. Katastrofy, w której zginął jej mąż,
Gabe.
Gdyby przełożeni jej pozwolili, brałaby jeszcze więcej dyżurów,
żeby
tylko
nie myśleć o prześladujących ją demonach, a szczególnie o ostatniej rozmowie z
Gabe'em, podczas której zażądała rozwodu.
Jedni nazwaliby ją szaloną, inni głupio sentymentalną, bo rozpaczała po stra-
cie męża, z którym przez ostatni rok była w separacji. Rozpaczała, bo jego tak
aktywne
życie
zostało nagle przerwane, bo ich małżeństwo skończyło się fia-
skiem, bo stracili marzenia i widoki na szczęśliwą przyszłość. I dlatego praca pod
presją czasu, strumień wciąż nowych pacjentów, obcowanie z ludzkimi drama-
tami, ratowały ją przed nią samą.
- Słyszałam,
że
porodówka jest przepełniona - ciągnęła Jane, jak gdyby nie
zauważyła,
że
Leah jej nie słucha - i część nowych mam musieli umieścić na chi-
rurgii.
Oczami wyobraźni Leah zobaczyła sale ze
śpiącymi
w kojcach noworodkami
ubranymi w różowe albo niebieskie czapeczki, matki, które już zapomniały o bó-
lach porodowych, rozpromienionych ojców, dumnych dziadków. Nie zazdrościła
im szczęścia, lecz w sercu poczuła ukłucie
żalu.
Kiedy z Gabe'em postanowili,
że
już czas na dziecko, bez problemów zaszła w ciążę. Zycie jednak zmieniło pięk-
ny scenariusz, jaki sobie wyśnili. W ostatnim trymestrze nastąpiło odklejenie
ło-
żyska
i krwotok. Leah straciła dziecko i szanse na macierzyństwo w przyszłości.
Rodzice ją wspierali, a Gabe... Cóż, Gabe odbywał właśnie jedną ze swoich wy-
praw w ramach pracy w fundacji medycznej założonej przez rodzinę Montgome-
rych i zdążył przyjechać dopiero w dniu, kiedy Leah wypisywano ze szpitala.
- Te maleństwa są takie słodkie - rozmarzyła się Jane, lecz nagle się zreflek-
towała. - Och, przepraszam! Po tym, co przeszłaś, powinnam ugryźć się w język.
Niedługo po powrocie do domu, kiedy Leah wciąż rozpaczała po stracie syn-
ka, Gabe przekonał ją, aby zaczęli starania o adopcję. Jego prawnik znał młodą
kobietę, która wkrótce miała urodzić, lecz nie chciała wychowywać dziecka.
Szybko załatwili formalności, przeszli wymagane procedury. Whitney trwała w
postanowieniu,
że
tak będzie najlepiej dla niej i dla dziecka, lecz gdy Gabe i Le-
ah zjawili się w szpitalu,
żeby
odebrać noworodka, zmieniła zdanie.
Leah nie miała do niej pretensji, niemniej przeżyła kolejny ogromny zawód.
- Nie przepraszaj. Nie rozklejam się, jak jest mowa o dzieciach - skłamała.
- Wiem, ale...
- Naprawdę. Nie przejmuj się mną. - Widząc,
że
Jane jest bardzo zmartwiona
popełnionym nietaktem, postanowiła skierować rozmowę na inne tory. - Nie tyl-
ko porodówka przeżywa oblężenie - rzekła. - Cały szpital jest pełny. Dyrekcja
pewnie zaciera ręce, licząc zyski.
- To może w tym roku dostaniemy premię na Boże Narodzenie? - rozmarzyła
się Jane.
Po ostatnim zebraniu zarządu krążyły plotki,
że
raczej nie ma takiej możliwo-
ści,
lecz Leah nie chciała psuć koleżance humoru.
- Premia premią - rzekła - ale więcej pacjentów oznacza,
że
potrzeba więcej
personelu, a dla mnie to możliwość wzięcia większej liczby dyżurów.
Jane przerwała na moment słanie
łóżka.
- Posłuchaj - zaczęła
łagodnym
tonem - wiem,
że
czujesz się winna,
że
nie
potrafiliście z Gabe'em zasypać różnic między wami, ale harowanie do upadłego
to nie jest sposób na odzyskanie spokoju.
- Nie haruję do upadłego - zaprotestowała Leah. - Po prostu staram się być
ciągle zajęta. Tak jak przez cały ostatni rok.
- Pracujesz dwa razy więcej godzin - wytknęła jej Jane.
- No dobrze, pracuję trochę więcej niż przedtem -niechętnie przyznała Leah -
ale wczoraj cały dzień spędziłam w domu. Na dodatek wieczorem wybrałam się
na kolację i do kina.
- Kolacja i kino? - Jane aż oczy zaświeciły z ciekawości. - Czyżbyś się w
końcu zlitowała nad Jeffem i umówiła z nim na randkę?
Około pół roku temu doktor Jeff Warren, jeden z lekarzy pracujących na od-
dziale ratunkowym, zaprosił ją najpierw na koncert, a potem do teatru. Za każ-
dym razem odmawiała, lecz nie dlatego,
że
nie lubiła jego towarzystwa albo nie
miała ochoty na koncert czy teatr. Odmówiła, ponieważ mimo separacji oficjal-
nie wciąż byli z Gabe'em małżeństwem i spotykanie się z innym mężczyzną wy-
dawało jej się nieuczciwe.
To dlatego chciała, by Gabe podpisał wniosek o rozwód. Uznała,
że
najwyż-
szy czas przestać czekać na cud i zacząć myśleć o przyszłości.
A teraz podpis stał się niepotrzebny.
- Chyba
żartujesz
- oburzyła się. - Jeszcze nawet nie pochowałam Gabe'a, a ty
podejrzewasz,
że
umawiam się na randki.
- Przecież ponad rok
żyliście
w separacji - broniła się Jane. - Najwyższy czas
ruszyć do przodu.
- I ruszę - obiecała Leah - ale dopiero, kiedy zakończę wszystkie sprawy.
Jane przewróciła oczami.
- Jakie sprawy? Mówiłaś,
że
ciało może nigdy nie zostać przetransportowane
tutaj.
Jane nie musiała jej tego przypominać. Spalony wrak samolotu udało się od-
naleźć, niestety, nie było
środków
na wydobycie ciał. Zastępca Gabe'a, Sheldon
Redfern, poruszył niebo i ziemię, nie szczędził pieniędzy i w końcu uzyskał zgo-
dę na wysłanie prywatnej ekipy poszukiwawczej do Meksyku. Do wczoraj jed-
nak nie otrzymała od nich
żadnej
wiadomości.
- Za kilka tygodni odbędzie się doroczny bankiet połączony ze zbiórką pie-
niędzy na działalność fundacji rodziny Montgomerych - zaczęła tłumaczyć. - Nie
wypada,
żebym
składała hołd pamięci męża, a widywała się z innym mężczyzną.
Przez ostatnie dwa lata stosunki między nią a Gabe'em nie układały się najle-
piej. Leah nie wykluczała zaangażowania się w nowy związek, lecz przez pamięć
miłości, jaka ich wcześniej
łączyła,
i wspólnie przeżytych szczęśliwych chwil nie
chciała się spieszyć.
- Powiedziałaś o tym Jeffowi? Leah przytaknęła ruchem głowy.
Jeff był bardzo wyrozumiały, czym zasłużył sobie na jej wdzięczność.
- Zgodził się dać mi trochę czasu - dodała. Przemilczała jednak fakt,
że
umówili się na spotkanie
w sobotę po bankiecie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin