SIŁA WOLI.doc

(84 KB) Pobierz
Człowiekowi nie wolno zadowolić się tylko trwałą i z przyzwyczajenia wypływającą skłonnością woli ku czynom moralnie dobrym; m

PROF. DR MARCIN FASSBENDER

 

SIŁA WOLI

 

(fragment książki „Królewski kunszt woli”

Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1939, s. 167-186)

 

Człowiekowi nie wolno zadowolić się tylko trwałą i z przyzwyczajenia wypływającą skłonnością woli ku czynom moralnie dobrym - musi on osiągnąć rzeczywistą biegłość w moralnie dobrej działalności. Zapewne, nie tylko rzeczywiste czynności, lecz już samo usposobienie daje człowiekowi moralną właściwość, ale sposób myślenia, wola i czyny, muszą się z sobą zgadzać. Dla osiągnięcia tego celu nie ma dziś żadnego innego środka nad zawarty we wpajanych przez starych stoików słowach: cierp i panuj nad sobą, lub jak kto woli: contine, sustine, abstine; cierpieć, powściągać się, pracować!

Wyżycie się” w sensie bezwzględnej wolności nie może zachodzić już choćby dlatego, że wolność jednostek ograniczona jest prawami innych osób. Konsekwentny indywidualizm prowadzi do zupełnego zamętu we wszystkich stosunkach ludzkich. Kto nie odważy się przymusić siebie, nie może się stać dobrym człowiekiem. Jeden ma z natury skłonność do złości, inny do lenistwa, znowu inny jest z urodzenia zrzędą, innego przepełnia chęć szyderstwa czy próżności. I kiedy jeden usiłuje w chciwości gromadzić skarby, inny żyje lekkomyślnie i rozrzutnie ponad stan. Jeśli zaś kto nie błądzi czynem, wykazuje braki w czystości usposobienia i odczuwania czy innej dziedzinie. Kto chce usunąć owe niedoskonałości, ze swej duszy, musi najpierw poznać samego siebie. Nie wolno mu opuszczać żadnego dnia bez dokładnego zgłębiania się w sobie samym. Komu się zdaje, że ogólnymi i zacierającymi się wylewami uczucia zajdzie daleko na drodze moralnego samodoskonalenia, ten jest w wielkim błędzie. Tak samo myli się ten, kto mniema, że przy kształceniu woli chodzi o zabijanie indywidualności, o przymus, o nienaturalność. Gdyby to miało nastąpić, nie ostałaby się żadna cecha odrębna, a rozwój wartości osobistych byłby powstrzymany. Prawdziwa kultura duszy polega na tym, że w harmonii z ideałem etycznym doprowadza się zarodek swej osobowości do rozwoju, albo jak mówi Albert Maria Weiss - aby każdy niewymuszenie, skromnie i bezprzesadnie się doskonalił w swoim rodzaju i w granicach, jakie mu wskazuje jego zawód i pozycja w świecie. Celem zatem ma być etyczny rozwój naturalnych skłonności.

Do tego jednak nie wystarczy poznanie naszych skłonności wadliwych. Musimy dokonywać czynności przeciwnych nieuporządkowanym skłonnościom i tylko przez to pokonamy je skutecznie. Gdybyśmy chcieli przekonać kupca, żeby zadowolił się przeglądem swego składu tylko pamięciowo - bo prowadzenie ksiąg jest zbyteczne, lub gdybyśmy zażądali od dowódcy, aby swych żołnierzy - nie ćwicząc w strategii, lecz tylko zagrzewając zapałem i miłością dla ojczyzny - poprowadził na wroga - narazilibyśmy się na zarzut głupoty. Ale czy nie wyszłoby na to samo, gdybyśmy się przy kształceniu woli ograniczyli do polegania na niejasnym odczuwaniu, co się w nas dzieje, a nie zdawali sobie dokładnie sprawy ze stanu naszej duszy, i gdybyśmy się nie chcieli ćwiczyć w wytrwałym i nieugiętym działaniu, w opieraniu się skłonnościom i wyrzeczeniach?

Kto ma możność wglądnięcia w duszę ludzką, przyzna, że codzienne badanie sumienia stanowi bez wątpienia wielki środek moralnego postępu. W pitagorejskiej szkole, już w starożytności było takie moralne badanie samego siebie co dzień wieczorem. Każde badanie sumienia, które ma odnieść rzeczywisty skutek, musi jednak być podwójne. Co wieczór trzeba sobie zdać sprawę z czynności minionego dnia, a następnie dokładnie sobie uprzytomnić, co było powodem w każdym poszczególnym wypadku, że powaśniliśmy się z naszym lepszym ,,ja” lub dlaczego, wbrew zasadom, ulegliśmy podniecie chwilowej. Poszukiwanie w podświadomości duszy da nam często zupełnie niespodziewane wyjaśnienie powodów naszej słabości.

Odkrycie powodów i pobudek mogących nam wyjaśnić podleganie strony duchowej - zmysłowej, musi nam dać wytyczne dla postanowienia poprawy. Żadnego dnia nie wolno zaczynać zanim się dokładnie i pewnie, jak Epiktet pięknie mówi: ,,dla twej istoty nie ustanowi pewnego piętna, określonego ideału, którym się kierujesz, będąc sam z sobą i idąc między ludzi”. Zagłębianie się w sobie musi więc być zwrócone raz ku przeszłości, abyśmy żałowali za słabości, a potem musi zwrócić się ku przyszłości, abyśmy w chwili niedobrej pokusy mogli urzeczywistnić postanowienie dobrego czynu. Troskliwie, z prawdomównością i szczerością wobec siebie, jak również z wytrwałością, w duchowej karności praktykowane zagłębianie się w sobie jest najpewniejszym środkiem urzeczywistnienia zwycięstwa boskości w człowieku.

Przy zagłębianiu się w sobie samym należy się strzec przed łudzeniem samego siebie. Nigdy nie jest dość ostrzegać przed tym błędem. Należy zbadać dokładnie, czy poza pozornie dobrymi powodami w rzeczywistości nie kryją się złe i czy cel, sam w sobie dobry, przez motyw, dla którego się do niego dąży i sposób, w jaki się dąży, nie zmienia się na zły.

Muszę rozważać nie tylko, czy rzecz sama w sobie jest dobra, lecz także, czy jej przeprowadzenie według czasu i okoliczności i dla mnie godne jest polecenia. „Największym złem nie jest grzech, lecz gorsze jest zaślepienie, gdyż nawrócenie może zgładzić grzech, a łudzenie samego siebie uwiecznia go” - powiedział znakomity Hirscher na krótko przed swą śmiercią, w wymienionej już książeczce ,,Łudzenie samego siebie”. W rzeczy samej wszelki postęp moralny łączy się jedynie z prawdziwym poznaniem samego siebie!

Jeśli dostrzeżemy w sobie jakiś błąd, nie powinniśmy poprzestawać na jego stwierdzeniu lecz musimy się zawsze pytać: z jakiego powodu stało się to lub owo? Wywodząc objawy pewnego błędu z jego pobudek, poznamy, że ostatnią jego przyczyną, był tkwiący w duszy jeszcze inny błąd, w którym pierwszy jest zakorzeniony, a którego jako prawdziwego błędu nawet właściwie nie rozpoznaliśmy. Hirscher wyjaśnia to na następującym przykładzie: Wiesz, że się często złościsz. Zapytaj się: dlaczego i o co? Może dlatego, że przygotowanie jakiejś potrawy nie bardzo się udało, a może przeszkodził ci ktoś w wypoczynku, bo musiałeś na coś czekać. - A zatem złościłeś się, ponieważ jesteś zmysłowy i zniewieściały - nie złość jest w tym wypadku większym złem lecz zmysłowość. Albo jesteś zły, ponieważ ktoś nie był dość uprzejmy dla ciebie czy powiedział ci coś obrażającego - miłość własna, próżność jest tutaj podstawą. Albo ponieważ ukrzywdzono cię w czymkolwiek - przywiązanie do mamony. ,,A zatem - kończy Hirscher ,w badaniu siebie nie poprzestawaj na objawach, lecz badaj powody!”

W podobny sposób życzy sobie Hirscher, aby zbadano także szczerość i serdeczność swego stosunku do Boga i do religii. Co innego jest wyznanie ustami, co innego zachwycenie, wzruszenie i uczucie: „wierzę w Boga, Stwórcę Wszechmogącego, Najdobrotliwszego Ojca”. Przy tym Hirscher wskazuje na niebezpieczeństwa, które szczególnie grożą katolikowi w jego życiu religijnym i to dlatego, ponieważ pobożność katolicka rodzi się tylko w najściślejszym związku z Kościołem, a przyjęcie katolickiej dogmatyki w jej całej objętości jest dla katolika podstawą i założeniem prawdziwej pobożności. Ze względu na tę okoliczność czyni Hirscher następującą uwagę: ,,Istnieją ludzie, wyróżniający się dziełami pobożności; gdzie tworzy się pobożne stowarzyszenie - oni przystępują; gdzie odbywa się specjalne nabożeństwo - oni są obecni; gdzie chodzi o upiększenie kościołów i nabożeństwa - oni współdziałają; gdzie poszczególne jednostki wybijają się specjalną gorliwością w modlitwie, w przyjmowaniu sakramentów, w pobożnych ćwiczeniach - oni znajdują się między nimi. Czy nie są to pobożne dusze? Przynajmniej uważają się za takie i nie wątpię, że są takimi. Lecz czegoś może im jednak braknąć: serdecznej pokory, pokornego porównywania się z bliźnimi, skromnego, powściągliwego, łagodnego sadu o innych, skłonności do zgody, spokojności i pobożnego znoszenia krzywd, spojrzenia na trudne położenie współobywateli i serdecznego, uczynnego w nim współczucia, pilności i pracowitości dla siebie i innych. Jeżeli brak im któregoś z wymienionych przymiotów, cofam moje dobre o nich mniemanie, a ich samych łudzi wartość własnej pobożności.”

Następnie pisze Hirscher o niebezpieczeństwach, którym gorliwy katolik tak łatwo może ulec, a które mogą wchodzić w rachubę wobec prądów, które się określa jako akatolicki integralizm: bronisz, przyjacielu, religii, chrześcijaństwa i Kościoła, stajesz każdego czasu na straży przeciw ich nieprzyjaciołom, gdziekolwiek chciałaby się wśliznąć błędna nauka, wyciągasz ją na światło dzienne i zwalczasz zręczną i ognistą przemową. Zapewne, czujność twa zasługuje na pochwałę, a gorliwa walka twoja jest konieczna i pełna zasługi. Komu wolno zamknąć oczy, gdy zbliża się niebezpieczeństwo i kto będzie się bezczynnie przyglądał, gdy ludowi zabiera się prawdę? Ale czy w jednym nie postrzegasz i nie znasz samego siebie czuwając i okazując gorliwość? - Mianowicie, gdy tak pilnie uważasz, czy pod gładkimi słowami nie kryje się i nie chciałby się gdzieś wśliznąć jakiś błąd? Czy nie ginie łatwo z twej duszy, zanim się spostrzeżesz, owa miłość, która we wszystko wierzy i wszystkiemu ufa? Serce twoje pozbywa się stopniowo naturalnej dobrotliwości i przybiera podejrzliwy i szpiegujący charakter. Podczas gdy ostrym słowem zwalczasz na prawo i na lewo „nauczyciela błędów”, dążenie twe bardzo łatwo zamiast ich pozyskać, pragnie ich w oczach świata pokonać. W ten sposób tworzy się w twoim sercu, jak u żołnierzy w boju, pewnego rodzaju zgorzkniałość, w której walcząc, pogrążasz się coraz głębiej. Wierzysz może, że twój święty zapał wzrasta lecz może wzrastać także stan wewnętrznej wrogości. Ponadto im gwałtowniejsza jest twoja przemowa i im większy poklask tłumu, tym łatwiej powstaje w tobie uczucie własnej duchowej wyższości i dokonanego upokorzenia przeciwników - stajesz się ambitnym i dumnym ze zwycięstwa. Tego wszystkiego, o czym mówiono, nie widzisz jednak u siebie, gdyż ty i inni dostrzegają tylko ,,widoczny zapał, a jest on przecież słuszny i święty”.

Aby badanie sumienia ukształtować owocnie dla moralnego postępu, potrzeba jeszcze specjalnego oświetlenia pewnej właściwości naszej duszy. Jest nią tak zwany ciasny widnokrąg naszej świadomości. Człowiek zupełnie nie posiada zdolności zwrócenia równej uwagi na kilka rzeczy w jednym czasie. Dlatego, aby powiodła się praca nad własnym „ja”, nic nie jest tak ważnym, jak poświęcenie szczególnej uwagi codziennie przez czas dłuższy pewnemu określonemu błędowi, pewnej słabości. Wyjaśniając sobie dokładnie przy określonym błędzie, jak często weń popadamy, badając dokładnie pobudkę upadku i czyniąc ustawicznie, z całą energią, postanowienie stanowczej poprawy właśnie w stosunku do tego błędu, dalej stapiając z postanowieniem określonego sposobu działania z wyobrażeniem o jego piękności w kształtowaniu świadomości, które wypłynie znowu jako asocjacja idei, gdy nadejdzie czas działania - oto w jak sposób zdobędziemy siłę woli i osiągniemy silną, zdrową moralność.

Za wzór takiej ustawicznej poważnej pracy nad sobą może służyć to, co sławny badacz przyrody Beniamin Franklin opowiada nam o swym życiu. W wieku lat 22 powziął mocne postanowienie pokonywania wszystkiego, co przewrotne, do czego mogłyby go spowodować skłonności, przyzwyczajenie albo otoczenie. „Ponieważ wiedziałem, albo zdawało mi się, że wiem – mówi - co byłoby właściwym, a co nie, nie pojmowałem, dlaczego nie można by zawsze jednego czynić, a drugiego unikać”. Im bardziej jednak Franklin starał się uwolnić od błędów, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że przekonanie o konieczności cnotliwego życia nie wystarcza do ustrzeżenia się przed potykaniem się. Aby uchronić siebie od łudzenia i móc rozpocząć planowe wychowanie swej duszy, zestawił przegląd przymiotów dobrego człowieka. Z całą stanowczością chciał dążyć do urzeczywistnienia tego ideału w sobie ale bardzo szybko doszedł do przekonania, że uwaga i siły rozdrobniłyby się, gdyby naraz chciał dążyć do urzeczywistnienia ogólnego obrazu, jaki wcześniej nakreślił z zapałem. Powiedział sobie, że mistrz okazuje się tylko w ograniczeniu a prawdziwy postęp tylko przez to jest możliwy do osiągnięcia, że się usiłuje poszczególne rysy nakreślonego ideału stopniowo w sobie naśladować.

Metodę, na jakiej zasadzał samowychowanie opisuje w następujących słowach: ,,Przygotowałem sobie małą książeczkę i nakreśliłem na każdej stronie tyle linii, że miała ona siedem pól, mianowicie dla każdego dnia w tygodniu pole. W te pola wpisywałem specjalnymi znakami każdy błąd popełniony. Przed tabelą umieściłem modlitewkę, w której błagałem Boga o pomoc w moim moralnym „pasowaniu” się. Co wieczór zaznaczałem te błędy, których się dopuściłem za dnia, przy czym jednak przez cały tydzień po kolei zawsze tylko na jedną cnotę zwracałem szczególną uwagę. Ku memu zdziwieniu spostrzegłem, że popełniam o wiele więcej błędów, niż to sobie wyobrażałem; miałem jednakże satysfakcję widząc, że się zmniejszają. Często oczywiście kusiło mnie, aby całą sprawę zarzucić; zdawało mi się, jakoby taka sumienna dokładność, jakiej od siebie żądałem, była pewnego rodzaju igraszką w sprawach moralnych. Tymczasem jednak dalej prowadziłem ćwiczenia i chociaż na ogół biorąc nigdy nie doszedłem do takiej doskonałości, do jakiej dążyłem z całym zapałem - pozostając daleko poza nią, to jednak dzięki wytrwałości stałem się lepszym i szczęśliwszym człowiekiem, niżby to było w ogóle bez tego rodzaju ostrożności możliwe. Zupełnie tak samo jak ci, którzy przez naśladowanie wyrytych w miedzi wzorów, co prawda nigdy nie osiągną zamierzonej doskonałości owych wzorów, przez próby jednak poprawiają swe pismo. Tę wiadomość podaję dla dobra moich potomków, aby wiedzieli, że ich praszczur - bliski chwały Bożej - temu małemu fortelowi zawdzięcza trwałe szczęście swego życia”.

Naturalnie poznaniu błędów musi towarzyszyć zdecydowana wola ich usunięcia. Potężnym środkiem wzmocnienia naszej woli są małe ofiary, okazje które przynosi każdy dzień. Znakomite w tym względzie są wskazówki, których udziela Francuz Payot w książce o ,,Kształceniu woli”. Wskazuje on w niej na to, że rzadko w życiu zdarza się sposobność dokonywania świetnych czynów. Życie wszystkich ludzi rozdrabnia się na długie szeregi cierpliwych wysiłków, a rzeczywiste działanie nie jest nigdy niczym innym, jak wykonywaniem tysiąca drobnych czynności. Przy tysiącu pozornie nieznaczących sposobności codziennego życia, właśnie dokonywanie w każdej godzinie drobnych wysiłków, wytrwale i z oddaniem, hartuje siłę woli. Główną regułą naszych czynności powinno być zatem unikanie poddania się lenistwu, wewnętrznym skłonnościom i zewnętrznym podnietom. Należałoby nawet poszukiwać sposobności odnoszenia takich małych zwycięstw nad sobą.

Jak to można uskutecznić, na to daje Payot młodym ludziom następujące jasne wskazówki: ,,Wołają cię w czasie pracy; mimo woli ociągasz się. Podnieś się zaraz, zmuś się, aby prędko i radośnie iść, dokąd cię wołają. W drodze powrotnej pociąga cię okno wystawowe księgarza. Przejdź na drugą stronę ulicy i biegnij dalej. Przez takie drobne umartwienia przyzwyczajasz się panować nad swymi skłonnościami i będziesz czynnym zawsze i wszędzie. Nawet kiedy śpisz albo przechadzasz się, niechaj się tak dzieje, ponieważ to ty chciałeś tego wypoczynku. W ten sposób człowiek uczy się mądrości opanowania ciała i umysłu, zwalczania nieuwagi, przykrych trudności, przewracania z nudów kart gramatyki, słownika, życzenia prześnienia czasu. A pocieszającym tego skutkiem jest, że poczynione w studiach postępy stoją w prostym stosunku do postępów dokonanych w opanowywaniu samego siebie. Nadzwyczaj prawdziwym jest zdanie: pełna siła woli to równocześnie najkosztowniejsza i w szczęśliwe skutki najowocniejsza ze zdobyczy. A dlaczego te małe wysiłki są tak bardzo ważne? Żaden z nich nie ginie - każdy przyczynia się swą cząstką do tworzenia przyzwyczajenia, każdy ułatwia następne czynności. Każda czynność działa na nas, pozostawiając w nas przyzwyczajenie jako osad: nawyk uważania; nawyk szybkiego zabierania się do pracy; nawyk niezwracania większej uwagi na nękania naszych życzeń, niż na dokuczliwość much”.

W kształceniu woli chodzi o to, aby się ćwiczyć w cierpliwości wobec rzeczy nieuniknionych, które na nas spadają bez naszej przyczyny, aby opierać się i odmawiać wewnętrznym i zewnętrznym podnietom chwili, aby być stałym w działaniu przez wykończenie dzieła rozpoczętego, wykonać raz powzięte postanowienia, być starannym w drobnostkach, unikać chwiejności i niedbalstwa wszelkiego rodzaju. Doskonałą wskazówkę, której powinien przestrzegać każdy, kto szczerze dąży do samowychowania, daje Meschler, mianowicie: kształcenie woli musi się odbywać zasadniczo, obejmując wszystko nieprzerwanie. W ten sposób wyrabia się – gimnastykuje się wola. O pokonywaniu zaś samego siebie mówi Meschler: ,,Należy uprawiać pokonywanie siebie jakby po sportowemu, z zasady, przede wszystkim i z powołania życiowego. Musi w nas trwać postanowienie zważania na siebie, nie zaniedbywania się, przymuszania się”. W rzeczy samej jest to niezmiernie ważne, abyśmy nie tylko raz - przy jakiejś okazji, ponieważ nam się właśnie przypomniało i tak się podoba - lecz abyśmy codziennie, co godzina, stale ćwiczyli się w pokonywaniu samego siebie. Tutaj panowanie nad chwilą oznacza panowanie nad życiem całym. Samowychowanie woli musi się rozpocząć od starannego i wiernego wypełniania obowiązków codziennych, które każdemu nakłada jego zawód. Ważnymi środkami do nauki opanowywania popędów jest zachowanie umiaru w wyrażaniu podziwu, zdziwienia, zapału; unikanie wszelkiej zaciekłości, wyrywania się, porywczości w mowie. Żaden dzień nie powinien upłynąć bez odosobnienia się na pewien czas dla zastanowienia się nad sobą i własną siłą oraz powzięcia mocnego, pewnego postanowienia reformy życiowej.

Bardzo skuteczne ćwiczenia - zaznaczamy to raz jeszcze - zastosować można do zmysłów przez kierowanie i opanowanie popędów pozostających z nimi w związku. Nie należy oczom pozwalać bezużytecznie krążyć i wszystko oglądać; szczególnie należy odwracać oczy od wszystkiego, co może stanowić podnietę dla popędów płciowych! Nie podsłuchiwać i nie uganiać się za nowinkami! Zwalczać ciekawość w patrzeniu i słuchaniu!

Nadzwyczajne jako ćwiczenie woli jest opanowywanie języka przez ćwiczenie się we właściwym milczeniu. Nigdy nie zdradzać powierzonej tajemnicy! Przede wszystkim nigdy nie rozszerzać pogłosek, nawet z dodatkiem, że się w ich prawdziwość nie wierzy! O innych nigdy nie mówić czegoś, czego dowiedzieliśmy się przypadkiem, rozgadanie tego może bowiem być przykre dla drugich! Obecnych nie urażać, nieobecnych nie ponać! Unikać należy wszelkich drwiących uwag o obecnych i nieobecnych! Drwiny działają zabójczo. O nieobecnych nigdy nie wydawać nieprzychylnych sądów, a gdy się zacznie mówić o jakimś ich jawnym błędzie, starać się go - o ile to tylko możliwe - przedstawić w łagodniejszym świetle!

Nie należy się samemu czynić ośrodkiem rozmowy w towarzystwie, ani narzucać zarozumiale kierownictwa rozmowy. Dalej należy unikać wszelkiej próżnej gadatliwości i strzec się chełpliwości, nie starać się nigdy natrętnie zwracać uwagi drugich na swe własne czyny i zdolności. Zawsze należy być prawdomównym, nie pozwolić się nakłonić do nieprawdy nawet tam, gdzie z wypowiedzenia prawdy powstają nieprzyjemności. Przy tym należy być zawsze taktownym i grzecznym! Prawdomówność i grubiaństwo są zgoła różnymi rzeczami. Opanuj popęd jedzenia, unikaj zachcianek podniebienia, zwalczaj zniewieściałość - oto trzy rady, na które każdy kto pragnie osiągnąć moc wewnętrzną, musi zwracać uwagę.

Nie należy także sobie folgować w kaprysach i nastrojach chociażby zdawały się skłaniać nas do wesołości albo smutku, złości lub zwątpienia; należy się strzec kłótliwości, powściągać gesty i ruchy, okazywać nawet w chodzeniu i postawie spokój, stanowczość, umiarkowanie, panowanie nad sobą.

Wszystko, co ma związek z zawodem, należy wykonywać ze szczególną troskliwością według zasady: co jest warte, by było wykonane - warte jest także, aby było dobrze wykonane.

Nigdy nie należy skarżyć się i narzekać na uciążliwości i trudności życia! Znoszenie codziennych przykrości cicho i bez skargi, tak jak

je nadarza bieg rzeczy, musi się stać dla nas samo przez się zrozumiałym. Słowa: ucz się cierpieć bez skargi! nie odnoszą się tylko do chorób i bólu, lecz także do takich fizycznych dolegliwości, jak gorąco, zimno, wilgoć, głód, pragnienie, trud wysiłku woli, niedogodności warunków życiowych. Okazje do tego rodzaju ćwiczeń woli same nastręczają się stale każdemu.

Walkę z zapominaniem i bezmyślnością należy prowadzić z całym zapałem, przyzwyczajając się do punktualności a nie pozwalając się unosić przypadkowi i stosunkom.

Radość i uprzejmość, dobroć serca, wesołość i wspaniałomyślność muszą się stać hasłem życia. A przy tym jeszcze jedno; ,,Człowieku, nie irytuj się!” Należy to sobie stale przypominać! Złość okrada człowieka z mocy nad sobą samym i nad swym otoczeniem.

Oto pewne tylko rzeczy, w których można stale ćwiczyć wolę i z których przestrzegania można sobie co dzień zdawać sprawę. A ponieważ nie wystarcza stwierdzenie ,,winien” i ,,ma” swego moralnego stanu, ponieważ powinno się raczej dążyć do stałego postępu, więc przy zagłębianiu się w sobie i ćwiczeniu woli bardzo celowe będzie zwracanie uwagi na postępowanie, jakie dopiero co poznaliśmy ze wspomnień życiowych Franklina. Należy się starać od czasu do czasu, jak Franklin to czynił, na pewnym określonym polu tępić wszelką niedoskonałość nie tylko w działaniu, lecz także w usposobieniu, zwracając na ten punkt właśnie szczególną troskliwość w badaniu i ćwiczeniu. Im staranniej człowiek siebie bada, czy podczas dnia nie popełnił błędu zwalczanego, i im mocniej postanowienie usunięcia go ogarnia całą naszą duszę, tym prędzej nastąpi postęp w życiu wewnętrznym.

Słusznym wydaje się zapewne pytanie: co zdobywa się jedną jedyną dobrą czynnością, wykonaniem jednego jedynego przykazania moralnością - jeżeli ogólny kierunek myślenia i woli pozostaje bez zmiany? Przecież rozwój całego wewnętrznego człowieka musi być celem moralnego dążenia? Bardzo słusznie! Lecz wola zostaje także w całości zwrócona przy omawianym postępowaniu ku moralnemu ideałowi. Idea dobrego usposobienia kierować ma sposobem życia. Tylko pewne określone moralne żądanie powinno zawsze stać na pierwszym planie świadomości i pod tym względem należy wolę zupełnie specjalnie ćwiczyć, ponieważ uwaga nie może być z równą starannością zwrócona jednocześnie na wszystkie moralne potrzeby.

Codzienne i stałe ćwiczenie woli określili chrześcijańscy asceci mianem ,,Examen partlculare”. Codziennie podejmuje się badanie siebie pod pewnym określonym względem, i to badając albo błąd, który się pragnie wytępić, albo cnotę, którą by się chciało przyswoić. Oczywiście, jest rzeczą całkiem naturalną, że każde szczere, moralne dążenie musi się zwracać ku czynieniu rzeczywistego dobra. Gdyby ktoś chciał się ograniczyć wyłącznie do tego, aby tylko odrzucać rzeczywiste błędy, wystawiłby tym samym bardzo wątpliwe świadectwo szczerości swego usposobienia. Wielcy nauczyciele ducha w Kościele katolickim zalecali zawsze poświęcać szczególną uwagę wyborowi przedmiotu, w którym należy ćwiczyć wolę. Nadzwyczajnie ważnym jest zbadać w sobie właściwy tak zwany „błąd charakteru”, tzn. główną skłonność, której panowanie związane jest z pewną duchową czynnością rozumu lub woli, fantazji albo uczucia, i którą należy uważać jako źródło złych przyzwyczajeń. Zapewne można, jak radzi Gerling w książce o gimnastyce woli, doskonale ćwiczyć swą wolę, zabierając się do leczenia zewnętrznego człowieka, gdy się np. rano przedsiębierze: ,,dzisiaj nie będę obgryzać paznokci ani mrużyć oczu, będę się wystrzegać mlaskania językiem i wargami przy jedzeniu i oczyszczaniu zębów językiem”. Lecz Gerling radzi również, tak jak Franklin: ,,Naipierw zabierz się do jednego przyzwyczajenia, dopiero gdy je pokonasz, przejdź do drugiego. Z każdym zwycięstwem rośnie twoja siła”. Jakkolwiek praca nad zewnętrznym człowiekiem jest niezmiernie ważna, głównym celem musi pozostać kultura wewnętrzna.

Co do ćwiczeń w osiąganiu celów moralnych, w ściślejszym słowa znaczeniu, radę dają nauczyciele ascetyki, aby przestrzegać także pewnego stopniowania. A więc badać się najpierw pod względem dobrowolnych, z świadomością i otwartymi oczyma, mimo ostrzeżeń sumienia, dokonanych czynności, następnie badać nieostrożności w mowie, spojrzeniu, które co prawda jako niezupełnie świadome i z braku zastanowienia wypływające nie były ciężkimi błędami, lecz przy większej czujności mogły były jednak być ominięte, i na koniec pod względem braków w usposobieniu. Tak więc w miłości bliźniego nie należy się ograniczać tylko do omijania wszystkiego, co mogłoby drugich zranić, należy pójść dalej i przez prawdziwą dobroć serca okazywać się wobec innych uprzejmym i uczynnym. Tak samo należy zwrócić uwagę na omijanie błędów, które w związku z dobrymi przymiotami i z nich wyniknąć mogą. Z łagodnością może się na przykład bardzo łatwo złączyć lenistwo i bojaźliwość, a z energii może się rozwinąć upór i bezwzględność.

Kto ma dobre zamiary względem własnej duszy, ten rano - stosownie do rad nauczycieli duchowych weźmie dokładnie pod uwagę poszczególne okazje, przy których potykał się dnia poprzedniego i w szczegółach rozważy, jakie niebezpieczeństwa przynieść mu może dzień nadchodzący. Te badania przedsięweźmie w Obliczu Wszechwiedzącego i będzie Go błagał o łaskę i pomoc. Przez cały dzień będzie się starał unikać błędu, którego wytępienie jest na razie jego szczególną troską. A wieczorem będzie znowu badał sumienie, w jaki sposób dzień przepędził. Kto bardzo troskliwie uprawia kulturę swej duszy, prowadzi dziennik i używa, jak to widzieliśmy u Franklina, pisemnych notatek, aby uniknąć łudzenia samego siebie i wspierać swą pamięć - może także łatwo przeprowadzić porównanie pomiędzy poszczególnymi dniami, zapisując krótko i zwięźle wynik badania sumienia po każdorazowych ćwiczeniach. Zapiski odbywałyby się ca dzień dwukrotnie.

Następująca tablica daje obraz takiej książeczki co do wielkości i urządzenia. U góry każdej strony zapisuje się wybrany chwilowo punkt ćwiczenia woli.

 

 

Data

Nd.

Pn.

Wt.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin