Dębski Adaptacja.txt

(23 KB) Pobierz
Eugeniusz Dębski

"Adaptacja"

W komputer wpisał Rafał Ostapko.
Kliknij aby powiększyć
Ppach!
Ogromna bańka mydlana pękła nad samym uchem. I od razu pełna wiadomoć. Jak 
taki cichy dwięk może wytršcić człowieka ze snu? A może nie ma żadnego dwięku? 
Po prostu mózg w ten sposób odbiera sygnał budzenia? Możliwe... Jakby tam nie 
było, na licie
wielu rzeczy, które zatruwajš życie Clifowi, Hypnod zajmuje całkiem wysokš 
lokatš.
Nie otwierał jeszcze oczu. Mylał o wczorajszej poczcie. Ten błękitny 
prostokšcik od razu mu się nie podobał, no i miał rację. "Zawiadamiamy, że 
Centralny Komputer Medyczny, bioršc pod uwagę Pańskš wydajnoć w pracy uznał 
poprzedniš długoć snu Pana za
najzupełniej zbędnš. Od dnia 17 maja... norma snu dla Pana wynosić będzie 436 
minut. Jednoczenie przypominamy, że Hypnod jest sterowany centralnie. Za 
samowolnš regulacjš grozi kara skrócenia snu o 40 do 90 minut. Odwołania od 
niniejszej decyzji można
składać..." Diabli by ich wzięli! I ten cały Kommed! Już trzeci raz w cišgu 
dwóch lat skracajš normš. Niewielkie te zmiany, ale zawsze. Ciekawe, jakie jest 
minimum? Cztery godziny? Pięć? Jak tak dalej pójdzie, to już niedługo się dowie.
Tudiduum!!!
No tak. Zostało dwadziecia minut. Potem wszechmocny Kommed przele impuls do 
Centralnej Rozdzielni i pompy zacznš wysysać powietrze z mieszkania Clifa. 
Nikomu nie wolno spędzić dnia w domu. Wszyscy musza pracować. Niezła alternatywa 
- wyjć, albo
udusić się.
Dobra. Trzeba wreszcie wstać. Poczuł, że wilgotniejš mu dłonie. Boi się otworzyć 
oczy. Od czasu, gdy zbudził się i zobaczył, że wielki kawał sufitu wali mu się 
na głowę. Wrzasnšł co, usiłował osłonić się rękami... Za póno. Betonowa bryła 
uderzyła go
w głowę... i pękła! Nie poczuł bólu. W ogóle nic nie poczuł. Fantom, jasne, że 
fantom. Ledwo wtedy dowlókł! się do łazienki, zimny prysznic niewiele pomógł 
Wrócił do pokoju trzęsšc się jak w febrze, z trudnociš zapalił papierosa. I 
nagle sygnał
vizora. Domylił się kto to. Tina. Oczywicie! Nie byłaby sobš, gdyby nie sygnał 
go do końca. "Czeć, Clif. Co się u ciebie dzieje? Słyszałam jaki krzyk. 
Wyglšdasz, jakby dotknšł wibraka..." Cholerny babsztyl! Nasyła na niego 
fantoma, a póniej pyta
co się stało! "...Nie jeste dzisiaj zbyt rozmowny. Zadzwonię kiedy indziej. Na 
razie".
Wie, że Tina się nie powtarza, a lęk go nie opuszcza. Nabrał powietrza w płuca, 
jak przed skokiem do wody, zacisnšł pięci. wiatło uderzyło w oczy. Nic. Tina 
się nie powtarza! Wstał zrobił parę przysiadów.
Tudiduum!
A niech to!... Za pięć minut ruszš pompy. Zaczšł ubierać się, golić i jeć 
niadanie równoczenie. Za dużo rzeczy jak na osobę nazywanš powszechnie 
"fujarę". Pakiet niadaniowy powędrował do mieci, nie mógł znaleć ubrania. O 
goleniu lepiej nie
wspominać. Sięgnšł po filiżankę z kawę, przy okazji stršcił ze stołu jaka 
kasetę. Zaklšł cicho, podniósł. Aaa, ulubiona ostatnio lektura - "Horro Kodeks". 
Właciwie Ustawa wiatowa, ale kto rzucił "Horro Kodeks", no i tak zostało 
Zbiór przepisów
dotyczšcych straszenia, fantomów i całej tej ogólnowiatowej bzdury. Nie można 
było inaczej. Ta "zabawa", ta kretyńska moda, szał straszenia nie ograniczony 
żadnymi przepisami, zaprowadziłby ludzkoć do domu wariatów. Zresztš, może i 
przepisy nie
pomogę? To, co się dzieje w domach, biurach, na ulicy...
Tylko spać można jeszcze spokojnie. Ale zaraz po przebudzeniu... Jak muchy miód 
obsiadajš człowieka chmary fantomów. Kiedy były prymitywne w kształtach pola 
siłowe. Dzisiaj, dowolnego kształtu straszydła, mienišce się wszystkimi barwami 
tęczy generuję
nawet paroletnie maluchy. Ostatnio pojawiš się fantomy skrzeczšce. Szlagier!
Wstrzšsnšł nim dreszcz. Nie pasuje do tej epoki. Nie umie straszyć. Nie miewa 
dobrych pomysłów... Sam natomiast nadaje się wietnie do straszenia. Idealny 
obiekt. Nikt nie marnuje nowych pomysłów na Clifa. Po co? Stary, wywiechtany 
fantom tez
wystarczy. Tylko Tina zużywa wietne straszaki na sšsiada. Przez niš zaczšł 
czytać Kodeks w nadziei znalezienia jakiej furtki dla siebie...
"... karane jest straszenie, w wyniku którego obiekt dozna uczucia bólu... 
zabrania się narażać obiekt na obrażenia cielesne... nie wolno straszyć przy 
pomocy fantomów ludzi, a szczególnie zmarłych członków rodziny obiektu..."
Nic. Żadnej luki. Przeżył chwile nadziei, gdy przeczytał: "Osobniki odznaczajšce 
się psychikš szczególnie wrażliwš sš, "... decyzjš Kommedu, wyłšczone ze 
straszenia". Kommed uznał jednak, że Clif może pędzić normalne życie. Żyj, aby 
straszyć! Strasz,
aby żyć!
Długi, widrujšcy pisk w uszach.
Ocknšł się. Pompy włšczone. Za chwilę zacznie się dusić. Rzucił kasetę na stół, 
przełknšł kawę i wybiegł z mieszkania. Niecierpliwie walił rękę w klawisz 
przywołania windy. Pewnie nie spieszyłby się tak, gdyby miał zdolnoć 
jasnowidzenia. Gdy tylko
drzwi otworzyły się, co szarobrunatnego runęło na Clifa. Oplotły go długie ni 
to macki, ni to ramiona. Do twarzy zbliżyła się ogromna paszcza z długim 
rozdwojonym językiem. Chrapliwy oddech wydobywał się z przepastnej gardzieli. 
Jęzor przesunšł się po
twarzy, liski i zimny. "To nie fantom! Fantomy pękajš przy dotknięciu!" 
Szarpnšł się do tyłu, kopnšł z całej siły na olep. Ucisk bestii osłabł tak 
gwałtownie, że Clif runšł pod cianę. Potwor jakby zwišdł, zwisły macki, cala 
postać sflaczała jak
przekłuty balon, opadła na podłogę. I znikła. Przed windš nie było nikogo! 
Zbaraniały patrzył przed siebie i nic nie rozumiał. Nagle, gdzie z góry, 
dobiegł go cichy, ale wyrany miech. Teraz zrozumiał - fantomy dotykowe sš już 
w sprzedaży! I Tina
włanie wypróbowała to cudo. Może nie zrobiłaby tego, gdyby wiedziała jak 
straszliwš zemstę przysięgał jej teraz Clif. A może i to by jej nie 
powstrzymało? W każdym razie Clif już bez przeszkód i z wizję słodkiej zemsty w 
sercu zjechał na poziom
zerowy.
Postanowił przejć się do biura na piechotę. Musiał się trochę uspokoić, no i 
wymylić co dla Tiny. Nie zwracajšc uwagi na ruchomy chodnik szedł, mylšc 
usilnie. Nie pierwszy raz usiłował zdobyć się na fantorewanż, nie pierwszy raz 
nie przychodziło mu
nic do głowy. On i zemsta! Kupa miechu!
Chyba jestem za głupi do tych rzeczy. A innym tak łatwo to przychodzi...
Szedł, nie odrywajšc wzroku od gładkiej powierzchni chodnika. W pewnej chwili na 
płycie pojawił się napis: "Galeria Fantomów". Zawahał się, może to? Był już tu 
kiedy - fantastyczne pomysły! Każdym z nich można by wystraszyć setki takich 
jak on. Może
jaki pomysł wykorzystać na fantorewanż? Ale, ale... przecież wszystkie wzory sš 
zastrzeżone! Jeli przyłapiš go na kradzieży takiego "dzieła sztuki" - jak nic 
obetnę z pół godziny snu. Zresztš Tina nieraz zapewne była tutaj. Nie, trzeba 
samemu co
wymylić. Ruszył dalej. "Nic z tego. Nie dla mnie ta zabawa". Podniósł oczy i 
nagle skrzyżował palce - Wyłšczony! Już nie pamiętał gdzie i kiedy usłyszał, że 
praprzodkowie krzyżujšc palce zapewniali sobie spełnienie marzeń. A największym 
marzeniem
Clifa było stać się Wyłšczonym. Ten, który szedł naprzeciw, wcale nie wyglšdał 
na chorego. Bóg wie, czemu Kommed nie pozwalał go straszyć. Wyłšczony był już o 
dwa kroki od Clifa. Zobaczył jego skrzyżowane palce. Widocznie tez znał ten 
gest, bo skrzywił
się prawie z nienawiciš. Dziwne. Przecież łšczy ich wspólne nieszczęcie - nie 
pasuję do otaczajšcego ich wiata. A jednak... Clifowi nigdy nawet przez myl 
nie przeszło, że Wyłšczony może być nieszczęliwy z powodu swojego wyłšczenia. 
Jeszcze jedna
anomalia w tym cholernym wiecie.
Spojrzał na zegarek. Do licha! Znowu spóni się do pracy! Tego jeszcze 
brakowało. Zaczšł ić szybciej. Nagle nad samym uchem usłyszał czyj głos:
Masz jakie kłopoty? Jeste czym zmartwiony? Może potrzebujesz fantoma dla 
dziewczyny? Co stosownego dla zwierzchnika? Chcesz wystraszyć sšsiada? Wstęp do 
nas! Na pewno będziemy mogli ci pomoc!
Z ogromnego vizora na cianie patrzyła na niego twarz przystojnej brunetki. 
Wyglšdało na to, że nie wiedzšc nawet na czym polegajš kłopoty Clifa, współczuje 
mu i szczerze chce pomoc. Zapomniał o pracy wdzięczny za troskę. Wszedł do 
sklepu i od razu
rozczarowanie - zamiast dziewczyny - "Pewnie kusi już innego" - przemknęło mu 
przez myl - podbiegł do niego jaki nieprzyjemny typ. Taki zawodowo 
umiechnięty, pewny siebie facet.
Czym mogę panu służyć?
"Co mu powiedzieć? że nie mogę poradzić sobie z fantomami sšsiadki? że boję się 
otworzyć oczy po przebudzeniu?"
Eee... ja... widzi pan... hm, hm...
Zapewne chodzi panu o jaki fantom? - typ umiechał się przymilnie. - Zaraz co 
znajdziemy.
"Ty pewny siebie durniu! Zaraz... zapewne... znajdziemy..." - przedrzeniał w 
mylach sprzedawcę - "Tina nie wystraszy się tych rupieci".
- Może pan usišdzie, a ja tymczasem pokażę panu nasze najciekawsze egzemplarze - 
młodzieniec wskazał fotel.
Clif z rezygnację powlókł się do fotela. Na stoliku leżała jaka 
pseudoafrykańska maska, masowo produkowany "antyk". Usiadł. No pewnie! Kto siada 
w fotelu nie sprawdzajšc go przedtem'? Trzeba przynajmniej kopnšć nóżkę - 
odskakujšce fotele sš znane
przynajmniej od omiu lat. Chyba tylko on daje się nabierać na ten numer.
Drugi raz tego dnia podniósł się z podłogi.
- Chi, chi! Widzi pan?! To jeden z naszych niezawodnych chwytów! Wszyscy, 
dosłownie wszyscy się na to nabierajš.
Proszę, teraz już nie odskoczy. Podejrzenie przerodziło się w pewnoć. Nic tu 
nie znajdzie dla siebie. Pewnie inne "niezawodne" chwyty sš równie stare. Trzeba 
by wstać i wyjć jak najprędzej, ale przeklęta niemiałoć nie pozwalała ruszyć 
się z
miejsca. Siedział z ponurš minę i patrzył na prezentowane straszaki. Jakie 
głupie maski, pękajšce butelki, otwierajšce się z trzaskiem k...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin