Krawczyk Agnieszka - Napisz na priv.pdf

(780 KB) Pobierz
Agnieszka Krawczyk
Napisz na priv
Wydawnictwo SOL SOL OMNIBUS LUCET
Copyright © by Agnieszka Krawczyk 2009
Redakcja: Katarzyna Nowak
Korekta: Urszula Przasnek
Wydawca:
Wydawnictwo SOL
Monika Szwaja • Sławomir Brudny
Dziękuję dziewczynom z forum MINW: Ewie, Marcie, Iwonie, Kaśce,
Paulinie, Oli, Ani, Olimpii i całej reszcie...
Kobiety mają czas i warunki, żeby pisać. Są w domu, mają stół, papier i
ołówek. To się robi tak: kiedy dzieci idą do szkoły, zostajesz w domu otoczona
pudełkami po płatkach śniadaniowych i śmieciami, zrzucasz je ze stołu i
zaczynasz pisać. Potrafimy to zrobić! Caroline Graham
DZIEŃ ŚWISTAKA
Dzień jak co dzień rozpoczął się od nakazującego wrzasku Niemowlęcia Płci
Męskiej. Laura, wyrwana z cudownego snu, w którym przebywała na gorącej
plaży Barbadosu, Barbudy, Bahamów lub jakiegokolwiek innego miejsca na „B"
(w tym kontekście sytuacyjnym nawet Bułgaria wydawała się atrakcyjna,
zwłaszcza że koniak Slańczew Briag znowu stawał się modny), w każdym razie
odległego od Niemowlęcia i jego potrzeb, nakryła głowę poduszką. — Nie ma
mnie, nie ma mnie — powtarzała sobie, ale już przebudzona, wiedziała, że nic z
tego. Miała jednak nadzieję, że Krzysiek wstanie i zajmie się wrzeszczącym
Potomkiem. Tak się też stało. Z ulgą usłyszała szelest pościeli, głębokie i pełne
smutku westchnienie, którego nie powstydziłby się żaden młodopolski neurotyk—
mąż wstawał zrobić dziecięciu kaszkę. „Dzidzi" — poprawiła się w myślach
Laura. — „Poszedł zrobić kaszkę naszej dzidzi". Tymczasem „dzidzia" — w tym
wypadku przyjmująca formę dobrze wypasionego chłopczyka w wieku około
jedenastu miesięcy, zadowolona z efektów swego działania — leżała spokojnie,
bawiąc się rączkami i wypowiadając co chwila świeżo przyswojone słowo. Laura
nie miała pojęcia, skąd Niemowlę je znało, albowiem, jak raz, było to „maupa".
Słowo objawiło się po raz pierwszy poprzedniego dnia w parku. Z mozołem
pchała właśnie wózek po kamienistej ścieżce, kiedy z naprzeciwka nadeszła
Starsza Pani, wyglądająca jak wzór z Sevres wszystkich upiornych staruszek:
koścista i haczykowata (praktycznie wszędzie — na twarzy, nogach, rękach i
innych członkach). Oczywiście, musiała zatrzymać się przy wózku, by dać Laurze
jakąś głęboką i z serca płynącą poradę (dlaczego niektórzy ludzie uważają za swój
moralny obowiązek pouczać matki?), że dziecko jest ubrane za lekko/za ciepło,
mimo zaawansowanego wieku jeszcze ciągle obraca w paszczy smoczek, je
krakersa brydżowego/nie je pożywnego krakersa brydżowego. Laura z
westchnieniem próbowała ominąć natrętkę, ale ta była nieugięta — przytrzymała
wózek jedną ręką, a kościsty palec drugiej wyciągnęła w kierunku
Młodzieniaszka. Dziecię odwróciło swoją promienną twarzyczkę w jej stronę i po
chwili namysłu radośnie obwieściło:
— Maupa!!!
Starsza Pani zamilkła zdetonowana, zaprzestając udzielania rad, i po sekundzie
wybuchnęła pretensjami w kierunku Laury, która — jej zdaniem — „tak wyuczyła
nieszczęsne dziecko, żeby obrażało kombatantkę i weterankę walk". Laura nie
miała cienia wątpliwości, że spotkała na swojej drodze bojowniczkę ZBoWiDu,
zahartowaną w walkach z reakcyjnym podziemiem. Nie chcąc oberwać parasolką,
która złowieszczo wyglądała z bagażu dźwiganego na plecach przez właścicielkę
Orderu Odrodzenia Polski, złapała wózek i oddaliła się pospiesznie, to znaczy
podała tyły, żeby pozostać przy wojskowej terminologii.
Wspominając wczorajsze zajście, doszła do wniosku, że należy zachować
czujność rewolucyjną i nie dopuszczać Dziecięcia do bliższych kontaktów z
obcymi. Licho bowiem nie śpi i kiedyś naprawdę można oberwać...
Krzysiek tymczasem próbował nakarmić Dziecinkę kaszą z wiórkami
czekoladowymi. Zgodnie z przewidywaniami i codziennym scenariuszem Niemol
nie chciał jeść. Laurę, która ponownie owinęła się w kołdrę i próbowała wrócić na
łono Morfeusza, dobiegły dzikie wrzask i, przypominające
dźwięki towarzyszące natarciu grupy kibiców na oddział policji. Słodki
dzieciaczek nie chciał konsumować owoców zgodnego trudu polskiego rolnika i
krajowej fabryki cukierniczej.
— Co robić? — zapytał Krzysiek, gdy zataczając się jak zombie w filmie Noc
żywych trupów, weszła do kuchni.
— Parówkę mu ugotuj — zaproponowała słabym głosem, a Niemowlę na
dźwięk lubego słowa zagruchało z zadowoleniem.
Pięć minut później biedna Dziecinka wcinała mięso homogenizowane — jak
głosił napis na etykiecie
— i mlaskała przy tym znacząco, a jej rodzice nie mogli się nadziwić, w jakim
tempie jest w stanie jeść. Zafascynowana matka zastygła z widelcem nad talerzem,
co błyskawicznie wykorzystał Młody, porywając jej jedną parówkę.
— Pański syn pozbawił mnie posiłku — zwróciła się do męża głosem pełnym
pretensji.
— Bardzo mi przykro, inżynier Mamon jestem — wykazał się refleksem
Krzysiek, przerzucając parówkę na jej talerz.
— Dacie sobie jakoś radę? — spytał, wstając z westchnieniem, bo godzina
wyruszenia do pracy nadchodziła nieubłaganie.
— A co mamy zrobić? Synku, tatuś musi iść zarabiać pieniążki — pouczyła
Dziecko, które uczepiwszy się nogi ojca, zawodziło żałośnie.
— Tatuś musi — potwierdził anemicznie Krzysiek, odrywając ręce
Niemowlęcia od swoich nogawek i wkładając buty. — Tatuś musi, eeee, zarabiać,
żeby mamusia mogła ci kupować kaszki, kochanie, których ty i tak nie jesz...
Gdy za jedynym w tym domu proletariuszem drzwi zatrzasnęły się z
rozmachem, Laura spojrzała badawczo na Latorośl.
— Co masz ochotę robić? — spytała.
Pytanie retoryczne, bo Młodzieniec dziarsko poraczkował do pokoju, gdzie
zajął się włączaniem i wyłączaniem komputera. Gdy i to zajęcie go znudziło,
wspiął się na szafkę i naciskając odpowiedni klawisz telefonu, zaczął
przywoływać słuchawkę. Następnie wyciągnął z półki szachy i zaprosił matkę do
gry. Matka dała Niemowlęciu mata w kilku ruchach, a niezrażone porażką Dziecię
przeniosło się w inny kąt mieszkania, najpewniej do łazienki, by umyć sobie
rączki w sedesie. Minęło zaledwie dwadzieścia minut od wyjścia Krzyśka z domu,
a lokum przypominało pobojowisko. Po raz kolejny gratulowała sobie, że: 1) nie
stać ich na większy metraż, 2) nie jest Perfekcyjną Panią Domu, a nawet
Wystarczająco Dobrą Panią Domu. Gdyby nią była, musiałaby sprzątać co dwa
kwadranse i garb wyrósłby jej szybciej, niż można się spodziewać. A tak
obserwowała niszczycielską działalność Potomka i wyczekiwała z utęsknieniem
chwili, gdy umęczone Dziecko opadnie na podłogę i będzie je można odnieść na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin