Suchodolski Sławomir - W krainie sanacyjnych absurdów.pdf

(4114 KB) Pobierz
Copyright © by Sławomir Suchodolski
Copyright to this edition © by Wydawnictwo Prohibita
ISBN:
978-83-65546-56-2
Redakcja i korekta:
Anna Olechno
Projekt okładki:
Maciej Harabasz
Wydawca:
Wydawnictwo PROHIBITA
Paweł Toboła-Pertkiewicz
www.prohibita.pl
wydawnictwo@prohibita.pl
Tel: 22 424 37 36
facebook.com/WydawnictwoProhibita
www.twitter.com/Multibookpl
Sprzedaż książki w internecie:
„Hej, tam w Warszawie jest pan minister
siwy i taki miły,
przez okno rzuca spojrzenia bystre,
bo chce, by dla ciebie były
zimą sopelki, śniegi i lody:
wszystkie zimowe wygody.
Jeżeli tedy sanki usłyszysz
i dzwonki ich tajemnicze,
wiedz: to minister w skupionej ciszy
nacisnął taki guziczek,
że sanki dzwonią i gwiazdki lśnią
nad miastem i nad wsią”.
Konstanty Ildefons Gałczyński
(fragment wiersza
Zima z wypisów szkolnych
z 1936 roku)
Wstęp, czyli… „nie chcem, ale muszem”
 
W
łaśnie postawiłem ostatnią kropkę w  ostatnim, szesnastym rozdziale.
Odczuwam radość, ale jednocześnie i  zmęczenie. Nie ma co ukrywać –
 pisanie książek to nie tylko pasjonująca przygoda intelektualna; to również
wyczerpujące zajęcie. Moja radość coraz bardziej blednie, przygasa,
a  zmęczenie zaczyna ciążyć młyńskim kamieniem, gdy uświadamiam
sobie, że przecież trzeba jeszcze napisać wstęp. A  ja… nie lubię pisać
wstępów; nie lubię, i już! Pewnie dlatego zaczynam kombinować, jakby tu
się „wymiksować” od tej „przyjemności” i już w duchu układam sobie listę
argumentów „na nie”: „Stary, a kto dziś czyta wstępy?! Ludzi, którzy biorą
w  księgarni książkę do  ręki przyciąga tytuł, «krzykliwa» okładka
i  nazwisko autora. Następnie potencjalni czytelnicy sprawdzają cenę,
wertują książkę w  poszukiwaniu ilustracji przykuwających wzrok, wodzą
palcem po spisie treści, lecz, na miły Bóg, nie czytają wstępów!”. Zaraz
potem nachodzą mnie wątpliwości: „Przecież wstępu nie trzeba czytać
w  księgarni. Można spokojnie zapoznać się z  jego treścią w  zaciszu
domowym. W tego typu publikacjach, jak
W sanacyjnej krainie absurdów,
wstęp jest potrzebny. A  czy go ktoś będzie czytał, czy nie… –  to już nie
problem autora”.
Kończę z  hamletyzowaniem, podejmuję ostateczną decyzję („Piszę
wstęp!”) i coraz bardziej przekonuję się do mądrości zawartej w… jednym
z wałęsizmów: „Nie chcem, ale muszem”. „No więc cóż z tego” – strofuję
siebie w myślach – „że postawiłeś ostatnią kropkę w ostatnim, szesnastym
rozdziale, skoro nie zrobiłeś jeszcze czegoś, co starożytni Rzymianie
określali jako:
Ultimam manum imponere”.
W dosłownym tłumaczeniu ów
zwrot znaczył: „Przyłożyć ostatnią rękę”. Wobec tego „nie chcem, ale
muszem przyłożyć rękę po raz ostatni”, czyli muszę wprowadzić do mojego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin