Katarzyna Szewioła-Nagel - Mroki.pdf

(1384 KB) Pobierz
Spis treści
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Prolog
K
ról, zmęczony całodniowymi wizytami posłów, opadł na fotel w
swoich komnatach.
Jego żona obdarzyła go jak zawsze czułym spojrzeniem.
- Aż tak źle? - spytała pochylona nad tamborkiem.
- Raczej monotonnie - burknął pod nosem.
- Powinieneś odpocząć. Zbytnio się przemęczasz. Weź sobie
dzień wolnego, bez posłów, senatorów i całego tego zamieszania.
Dobra, kochana Eleonor - pomyślał. - Żeby tylko wiedziała, co
tak naprawdę się dzieje.
Sam nie miał pojęcia, czy podoła temu wszystkiemu. Co dzień
napływały wieści z wolnych marchii i były coraz bardziej
niepokojące. A na starość nie przybywało mu sił.
Włosy mu posiwiały, zgarbił się i nie znosił wdrapywania się po
stromych schodach do swoich komnat. Najchętniej kazałby się tam
wnieść, ale miał jeszcze na tyle godności, by o to nie prosić. Dawne
rany zaczęły się odzywać wszystkie naraz, jakby się zgadały - ehh,
to stare, pomarszczone ciało...
Jego żona, Eleonor, nigdy nie mieszała się w sprawy polityki.
Wolała komnaty zamczyska i nocne spacery po korytarzach,
zawsze jednak wierzyła w swego męża, mimo że ich małżeństwo
było zaaranżowane zaraz po jej narodzinach.
Przyjęła swój los bardzo spokojnie, należała do kobiet
bezkonfliktowych. Mimo że dzieliła ich duża różnica wieku, prawie
20 lat, nie zauważała tego. Aron był czułym mężem i spokojnym
władcą, kochającym swój lud. Zawsze działał według zasad i
dobrze przemyśliwał każdą decyzję - genialny strateg. Lubiła w
nim tę milczącą stronę, która, jak zwykły mieszczuch, posiadała
swoje codzienne rytuały i przyzwyczajenia.
Nie mieli dzieci, nad czym ubolewała. Wielu medyków i
uzdrowicieli łamało sobie głowę nad przyczyną, nie zwykła jednak
nikogo o to obwiniać. Wolała tę sprawę przemilczeć, choć
rozrywało jej serce za każdym razem, kiedy widziała na dziedzińcu
pałacowym dworkę ze swoimi pociechami. Często opiekowała się
dziećmi, lecz nigdy nie przejawiała jakiegokolwiek przywiązania i
nie faworyzowała książątek.
Rozległo się pukanie do drzwi. Król właśnie ściągał buty,
mrucząc pod nosem, że trzewiki chyba są za ciasne, bo boli go od
nich mały palec u stopy.
- Wejść!
Posłaniec otwarł drzwi na oścież, kłaniając się nisko. Jego strój
zdradzał, skąd przybywa. Król tylko na niego zerknął kątem oka.
Hmm, znów kłopot. Czy ta kobieta nie potrafi poradzić sobie z
bałaganem, jaki sama sobie stworzyła? - pomyślał.
- Co ja widzę... List od baronowej Alveny?
- Tak, panie - odezwał się posłaniec, nadal zgięty wpół.
Sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał zarysować nosem podłogę.
- Dość tych pokłonów, człowieku - chrząknął król. - Wyprostuj
się w końcu, bo ci tak zostanie.
Eleonor wybuchła śmiechem.
- O wybacz, kochanie. Zawsze mnie to bawiło, jak traktujesz, no
wiesz... etykietę.
- Nie przejmuj się, moja droga - uśmiechnął się, rozładowując
atmosferę.
Wstał bosy i podszedł do doręczyciela listu. Wiadomości od
baronowej zawsze były ponure, rzeczowe i nudne. Nie lubił ich.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin